To się musiało tak skończyć. Jeśli podejmujesz tak ważną życiową decyzję, jaką jest porzucenie wielkomiejskiego stylu życia, musisz z czasem liczyć się, że wieś wchłonie Cię i pociągnie za sobą. Nie ważne, jak długo się temu opierasz, pięć, czy dziesięć lat, nie ważne, jak długo odpędzasz od siebie pokusy. W końcu Cię dopadną i... wylądujesz pod płotem.
Ta historia, zakończona gdzieś pod płotem w małej wsi na krańcach Polski, ma wiele wątków. Zasadniczo rozpoczęła się pewnego dnia na kanapie we Wrocławiu, ale nie cofajmy się, aż tak daleko. Zahaczmy się o jeden, poruszany już na tym blogu, listopadowy wątek.
Kiedy w moim domu przestało już pachnieć żulem, winne drożdże przez wiele tygodni zawzięcie pracowały na nasze przyszłe upodlenie. Co jakiś czas kontrolowaliśmy proces zatanawiając się jednocześnie, czy już zdechły z głodu, czy utopiły się we własnych odchodach? Od tego bowiem zależy, czy nasze wina będą wytrawne, czy słodkie. Tak już jest świat urządzony, że jedne stworzenia umierają po to, aby inne czerpały radość z życia. „Taka karma”- jak mawia jedna moja znajoma. W tym miejscu też warto przypomnieć inną maksymę- człowiek nie świnia, zeżre wszystko.
I nadszedł wreszcie ten dzień, gdyż już w starych księgach napisano: jest czas siewu i czas zbiorów.
Zanim jednak nadszedł, wybraliśmy się do Gryfowa w poszukiwaniu wężyka do zlania wina z baniaczków. A, że jesteśmy mocno początkujący jako producenci win, trafiliśmy pod zły adres. Sprzedawca w sklepie z artykułami gospodarstwa domowego popatrzył na nas tak, jakbyśmy świeżo spadli z kosmosu, bo któż takich rzeczy nie wie, że wężyki do zlewania wina kupuje się w sklepie motoryzacyjnym.
-Sam tam kupuję-dodał.
Udaliśmy się zatem prosto pod wskazany adres, do znajomego nam już, dzięki licznym naprawom i przeróbkom aut, właściciela sklepu motoryzacyjnego.
-Weźcie ten cieńszy, bo ten gruby, owszem, jest dobry, ale ciągnie syfy- wypowiedział się sprzedawca z miną znawcy i nie było co dyskutować. Zaufaliśmy zawodowcom.
Takie dekorki wiesza mi Chłop na salonach!
Uzbrojeni w wężyk, zaciekawieni rezultatem wielu tygodni hodowania drożdży, bez cienia wyrzutów sumienia, iż przyczyniliśmy się do zagłady prawdziwej cywilizacji, jaka przez ten czas rozwinęła się w trzech baniakach, przystapiliśmy do próby.
-Masz spróbuj- Chłop podaje mi kieliszek- Nie wiem, czy ci będzie smakować, bo jest bardzo wytrawne.
Hm... a więc nasi mali przyjaciele zginęli jednak z głodu przerobiwszy cały dostępny im cukier na alkohol.
Biorę kieliszek do ręki, wącham. Pachnie i wygląda przyjemnie. Biorę malutkiego łyczka.
-Jezus Maria!- jęczę.
Biorę drugiego malutkiego łyczka.
-Matko Boska- mówię oszołomiona
-He he he...- niepewnie rechocze Chłop, nie mając pojęcia, jakież to wzruszenia aktualnie przeżywam. Gorzej, że ja też tego nie wiem.
Riannon podczas degustacji.
Biorę zatem trzeci malutki łyczek i milczę, gdyż zabrakło mi już inwokacji do wszystkich świętych.
-Jezu Chryste- w końcu mnie odblokowało- Nigdy w życiu nie piłam takiego gówna!
Musiałam chyba zapomnieć o Beaujolais Nouveau, które pewnego roku wybitnie się nie udało, a po którym przyrzekłam sobie nigdy więcej nie brać do ust tegoż piekielnego trunku, który siarką i ogniem wypalił mi spojówki i przenicował gałki oczne na drugą stronę.
-A ty jesteś pewien, że nie wyszedł nam ocet?
-Weź sobie nie żartuj- mówi na to mój Znawca Win- To wspaniałe, wytrawne wino, lepszego nigdy w życiu nie kosztowałem. Domowe, nie przemysłowe, bez siarki i ulepszaczy.
Biorę czwarty, troszkę wiekszy łyk.
-Wiesz ty co? Poleży to kilka lat, przegryzie się i faktycznie będzie dobre. Dawaj drugi kieliszek. Jak do jutra przeżyjemy, rozlewamy w butelki!
Przeżyliśmy i słowo ciałem się stało.
Etykietka mojego projektu
Drugi wątek tej historii ma swój początek latem zeszłego roku, kiedy pierwszy raz do ręki wzięłam pirograf. Dostałam lekkiego bzika na tym punkcie pirografując każdą deskę, jaka mi wpadła w ręce. Ciągle było mi mało i szukałam jakiegoś orygnialnego pomysłu. Pirografia nie jest popularną dziedziną zdobnictwa, więc za dużo inspiracji nie znalazłam. Wpadł mi jednak do głowy, tak sam z siebie, fajny pomysł na dekorek do świeżo wyremontowanej i pustej jeszcze sypialni. Postanowiłam wprowadzić sobie do pokoju kawałek wsi i postawiłam nad łóżkiem płot, który wcześniej przez połowę zimy pracowicie wypalałam w rustykalne wzorki.
I tegoż wieczora, na przednówku, kiedy rankiem ponad wezgłowiem łóżka, zawisnął dekor, upodliwszy się dwoma kieliszkami młodego tuskulańskiego wina, zaległam pod płotem.
Z tejże okazji, zapraszam na trochę klasyki
prosze prosze ksu
OdpowiedzUsuńkapela mlodosci mej
jak milo
Trzeba szanować tradycję i klasykę :-)Ten utwór ma już formalnie 23 lata, a pewnie nieformalnie powstał o wiele wcześniej.
OdpowiedzUsuńHa ha ha... Etykieta genialna !!!
OdpowiedzUsuńNam wina wychodziły różnie...Ostatnimi laty robimy wg książki Pana Myśliwca (Dionizosa z Jasła) - który to miał chyba pierwsze winnice z prawdziwego zdarzenia na Podkarpaciu - i winka wychodzą całkiem całkiem...
Ale dawniej to różnie bywało...Na wspomnienie pewnego "Ryżowca" o kolorze Żurku - do dziś ciarki przechodzą po plecach, ale znajomi pomogli i szybko pozostało echo w butli.
Aga i Sev- cóż, my korzystamy z przepisów z jakichś portali typu bimberek pl, to nie dziwi, iż wychodzi nam to, co jest :-) Ale nie dyskutuję, Chłop mówi, że to dobre wino, a on kiedyś wygrał jakiś konkurs o znawstwie win, to mu muszę wierzyć :-) Na wszelki jednak wypadek zajrzę i do przepisów Dionizosa z Jasła :-)
OdpowiedzUsuńa w czym zrobiłaś etykietkę?
OdpowiedzUsuńRiannon
OdpowiedzUsuńlecisz mi za plaster, który musiałam sobie przykleić na zraniony, kiedy turlałam się po podłodze ze śmiechu łokieć :)
Oraz za paczkę chusteczek, zużytych do wycierania załzawionych oczu.
I tak ufarciło się, ze się nie zsiurałam do majtów :)
łoooo!
OdpowiedzUsuńpo pierwsze- dobry PR tytułu :))) zachęcona powyższym łakomie przeleciałam tekst w nadziei, że będą wreszcie jakieś haniebne czyny, albo molestacje (- no! w niektórych kręgach jesteś jesteś przecież przeklęta;)) a tu taka sielankaaaa :>
grzechem, żeby takie wino (z takimi nalepkami) długo stało!
płot pierwsza klasa :))) niemoralne miejsce he, he...
po drugie- szacunek dla każdej tradycji się należy :) punk's not dead!!!!!!
Admin R-O- zasadniczo pracuję w GIMP-ie. To darmowy zamiennik Photoshopa i bardzo sobie go chwalę. Nie opanowałam w nim jednak pisania ozdobnych tekstów, więc tu korzystam z Picasy.
OdpowiedzUsuńAgik- :-)))))))))
byazi- poczekaj, jeszcze parę lat tu pomieszkam a może i haniebne molestacje się przydarzą, kto wie :-)
Mój przyjaciel z czasów studenckich rodem ze Lwówka Śląskiego twierdzi, że mi testamentem zapisał swój zeszyt z przepisami. Trochę jeszcze przyjdzie poczekać i nie wiem kto się doczeka, bośmy wszyscy ten sam mniej - więcej rocznik, aleć zawsze to jakaś nadzieja na słodką starość..!
OdpowiedzUsuńGłównym produktem, którym się też obficie raczyliśmy dawnymi czasy był tzw. "lakier" - płyn o woni, konsystencji i smaku zmywcza do paznokci.
Który jednakowoż i tak małmazyją był przy markowym chińskim koniaku, jaki nieopatrznie łyknąłem podczas przyjęcia w ambasadzie...
Boska Wola- He, he... chiński koniak, dobre! :-) Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. Dziś na szczęście jest tyle dostępnych przepisów na trunki (mam książkę ze starymi recepturami), że nie trzeba nastawać na życie kolegi (ale jakby co, to mam do Lwówka 15 km :-). Dojrzewamy obecnie do produkcji piwa (oczywiście na własne potrzeby, wszak handel jest karalny) i myślałam o tym cydrze. Ale powiem szczerze, że sfermentowany moszcz jabłkowy nie brzmi za dobrze (choć z drugiej strony można zaoszczędzić na tabletkach na przeczyszczenie), nikt natomiast nie zabroni mi przerobić to na calvados :-)
OdpowiedzUsuńPierwsze koty za płoty a kolejne będą lepsze. Zaopatrz się w taki pierdzielnik za grosze do mierzenia wytrawności wina i ćwicz. Bo tylko trening czyni mistrza o!
OdpowiedzUsuńA płot genialny! I do tego możesz codziennie mówić, zupełnie po legalu, że śpisz pod płotem :D
ooooo ksu!!!
OdpowiedzUsuńPodchodzi mi jeszcze Para-wino i ewentualnie Zdrowa Woda.
Czasem Sedes.
Albo Apteka.
Co kto woli ;-)))
A że się jeszcze zapytam, to wino co zamienia stare baby w cud dziewczyny, to działa też na męską część ?
A jeżeli tak, to w co zamienia,oraz kto i jaka dawkę musi wchłonąć?
Pozdrawiam znad kieliszka porzeczkówki o mocy powalającej ;-)
Riannion, dzięki;-))))Choróbsko mnie w doła wpędziło a Twój humor i dowcip, to dla mnie lek.
OdpowiedzUsuńZachowaj buteleczkę na nasze spotkanie;-)
Do chińskiego koniaku dodajemy kolejny trunek z koszmaru - mongolska wódkę.
OdpowiedzUsuńTfuuuuu
... i tydzień odbija się perfumami
Tfuuuuu
A kto z Was próbował narodowy trunek Łemków czyli Kropkę???? :-)
Pzdr.
Kropki nie próbowałam ale za to chińską wódkę pakowaną w zgrzewane woreczki foliowe - a jakże! I żmijówkę też. A w Nepalu nadzwyczaj smakowało mi wino ciang, którego, następnego dnia produkcję zobaczyłam. Nad kotłem siedziały trzy staruszki i spluwały do wina, w ten sposób robiąc za drożdże :)
OdpowiedzUsuńAle największą makabrę popełniłam sama - zrobiłam ajerkoniak na kozim mleku.
Jeszcze żyję bo nie piję.
Uściski!
Kiedys tez pilam wybryki moich znajomych. Poznalam smaki wielu trucizn i dlatego do dzis jestem wierna whisky. Jej zapach wcale mnie nie odraza.
OdpowiedzUsuńEksperymentuje z nalewkami i nie wychodzi mi to najlepiej ale wypijam bo uwazam, ze to i tak zdrowsze jak sklepowe.
Po takiej reklamie sypialnia z plotem bedzie miala najwieksze wziecie juz ustawiam sie w kolejce:))
Eksperymentuję z winami również, a efekt końcowy zawsze niewiadomy, jak jest bardzo źle - to do kolumny i destylacik, ten nie zawiedzie, z najgorszego paskudztwa wyciąga się esencję. Źle wspominam wino ryżowe, nie smak, bo nie skosztowałam, tylko rozsadziło mi balon, bo za dużo dałam. Wchodzę rano do spiżarni, hm, ciekawy zapaszek, ryż z rodzynkami na ścianach i suficie, na słoikach, półkach, rozpryski szkła, a zawartość ściekła do piwniczki, roboty na cały dzień. Ale wino z soku jabłkowego - zacne, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAnovi- pewnie, że będą lepsze, idziemy za ciosem i już podglądamy przyrodę, co tu na wiosnę przefermentować (mniszek).
OdpowiedzUsuńKontrolerko- a Ty od razu tak pragmatycznie do tego podchodzisz :-) Dawki jeszcze nie ustalone, wszak winko dwa dni w butelkach stoi. Myślę, że przy odpowiedniej ilości i żabę w królewicza zmieni :-)
Alutka- Ty nadal chora? :-( Zdróweczka w takim razie życzę i zapraszam, jak będziesz na chodzie :-)
Go i Rado, Magoda- rany, ludzie, co Wy pijacie? :-))) Toż powszechnie wiadomo, że od Buga na wschód do trunków się pluje! :-) Twardziele. Ja to obrzydliwa jestem, nawet bym nie próbowała próbować :-)
Kropki nie znam, choć na Dolny Śląsk trochę Łemków przesiedlono. Nigdy jednak nie zetknęłam się z ta grupą etniczną.
Ataner- na razie jeszcze przedkładam domowe alkohole nad whisky, ale kto wie, jak to się dalej potoczy? :-)
Maria z PP- nie ukrywam, że destylacik to nasz plan B w razie niepowodzenia. Obawiam się, że tak skończy wino z samego soku jabłkowego, bo skoro mieszane ryja wykręca, to co dopiero czyste jabłkowe wytrawne.
Natomiast zlaliśmy wczoraj wino z samych winogron- ambrozja... będzie z niego, jak się trochę odleży, bo trochę "nowizną" zajeżdża. Też wytrawne. Znów wylądowałam pod płotem! :-D
Riannon. Naszym zdaniem najlepsze kupne wódki na świecie pochodzą z Ukrainy. :D (Chlibnyj Dar, Wożak, Chołodnyj Jar, "czarny" Nemiroff) Niestety, są praktycznie nie do kupienia w polskich sklepach. (To, że od czasu możemy czymś takim poczęstować to przywilej bliskości granicy.)A dobry bimber (jak się trafi) kasuje wszystko co można kupić. :D Łemki - cóż... Ludzie, jak ludzie, tylko z ogromnym poczuciem krzywdy. Kropka to osobny temat, to eter lekarski :D. "od Pani Krysi ze Słowacji". Kosztowaliśmy na "Watrze" i więcej nie będziemy. :D Fakt, faktem, że chuch budzi potem powszechny podziw "wtajemniczonych" Beskidników. Niby, jak postulował Terencjusz, homo sum et nihil humanum a me alienum esse puto, ale to doświadczenie można sobie spokojnie darować. Czasem mądrości filozofów przyćmiewa ludowe przysłowie o tym, gdzie wiedzie ciekawość. Pzdr.
OdpowiedzUsuńNasze pierwsze wino samo wyszło z balona i na tym skończyła się produkcja, Twoja etykieta niepowtarzalna. Ja wzięłam się za produkcję nalewek, i chyba lepiej mi to wychodzi. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńA tak z innej beczki, dopiero do Was trafiłam i strasznie mi się podoba, Wasze psy są prześliczne, gdybym nie miała dwóch suczek, chciałabym mieć jednego z Waszych prześlicznych szczeniaków :))
OdpowiedzUsuńGo i Rado- ja mam teorię, że Słowianie Wschodni mają inne wątroby, tak chyba bardziej genetycznie przystosowane do trybu życia :-)))
OdpowiedzUsuńJola- witam Cię i dziękuję za ciepłe słowa :-) Do tematu nalewek na pewno dojdziemy, to jest moje marzenie i zamierzam je za jakiś czas zrealizować.
Wyczochraj od nas za uchem swoje sunie, pozdrawiamy cieplutko :-)
Wracając do tematu etykietki ja też od lat pracuje w Gimpie, a z resztą to sztandarowy linuksowy produkt więc mam go na każdym komputerze w standardowej instalacji.
OdpowiedzUsuńCo do wódek - Nemiroff jest w sklepach dość powszechny, w tesco, w żabce, w kauflandzie.
Admin R-O- myślę, że mając taki zapas własnych alkoholi, a idąc za ciosem, wiosną fermentujemy, co tylko wyrośnie na łące, nie będę zbyt często klientem monopolowych działów w marketach :-)
OdpowiedzUsuńpomyśl jak ucierpi budżet donka i bronka, dziura im się powiększy jeszcze bardziej jak nie kupisz w monopolu to nie dostaną swojej akcyzy i vatu
OdpowiedzUsuńa część vatu idzie do euro-unii, więc gdzie twoja solidarność z głodującymi grekami i bezrobotnymi niemcami?
Chętnie powiedziałabym, w której części ciała i jak głęboko mam: donka, bronka, problemy Greków i Niemców, ale nie mam ostatnio bojowego nastroju i się nie wyrażam :-)
OdpowiedzUsuńMoim największym problemem, póki co, jest fakt, że ceny cukru szaleją, a ja akurat złapałam fazę na fermentację. I jak ja teraz będę fermentować? Wszystko na wytrawnie? :-(((
ja tam uwielbiam wytrawne, a cukru nie spożywam, więc przeżyję
OdpowiedzUsuńswoją drogą zobacz jacy jesteśmy wredni, jak psujemy PR donkowi i bronkowi :>
PR donka, bronka, jara i innych też mam głęboko... schowany :-)
OdpowiedzUsuńNawet do wytrawnego potrzebuję paru kilo cukru :-( Coś te drożdże muszą jeść, inaczej padną z głodu i zrobi się nam soczek, albo ocet, albo diabli wiedzą, co :-(((
Dzięki za wskazówki w kwestii topografii zakupów w Gryfowie:)
OdpowiedzUsuńZiŁ- nie ma problemu, polecam się na przyszłość :-) Wiem na przykład, gdzie można w Gryfowie kupić najlepsze pączki na świecie i nie jest to Biedronka :-)
OdpowiedzUsuń@ Admin, R-O blog Napisałeś "Co do wódek - Nemiroff jest w sklepach dość powszechny, w tesco, w żabce, w kauflandzie." Owszem, widziałem Namiroffy pierecowki (paprykowe), brzozowe, miodowe i Bóg wie jakie jeszcze, ale Nemiroffa z czarną etykietą (zwykłą - czystą wódkę marki Nemiroff) nie widziałem. Albo @Admin, R-O blog macie inne Żabki kauflandy i tesco albo nie zwróciłeś uwagi. (Nawiasem tylko wspomnę o koszmarnej przepaści cenowej między wódką najwyższej światowej klasy na Ukrainie, a tą samą wódką w polskim sklepie.) Pzdr.
OdpowiedzUsuń