Zostałam wkręcona przez
Kontrolerkę w łańcuszek blogowy, który ma za zadanie opowiedzenie o sobie rzeczy, o których normalnie na blogu się nie pisze. No, może pisze, ale pomiędzy wierszami. Jednym słowem- mam się obnażyć i pokazać „sekretną twarz”. Najpierw wpadłam w panikę, ale że lubię wyzwania, zaczęłam zastanawiać się nad sobą. Przejrzałam sobie, jak inni podeszli do tematu (podążyłam wstecz za łańcuszkiem) i odkryłam, że ludzie opisują zarówno to, co robią poza monitorem komputera, jak i to, jaki prezentują stosunek do świata, co lubią, co oglądają, jakie mają cechy charakteru, etc. Znalazłam u siebie mnóstwo dziwactw i tajemnic. Prędzej czy później i tak to wylezie, więc czemu nie skorzystać z okazji i przekazać hurtem?
1. Byłam „metalówą”. Na początku 90-tych każdy weekend spędzałam na koncertach, trzepałam łbem, wrzeszczałam wraz z Sepulturą: „nonconformity in my inner self, only I guide my inner self” i inne piękne cytaty. Podczas tych wspaniałych i szalonych lat wtrzepałam sobie wraz z muzyką następujące wartości, które dziś są moim moralnym kręgosłupem:
-umiłowanie wolności ocierające się o anarchię.
-nonkonformizm do bólu.
-poczucie sprawiedliwości.
-stawanie po stronie słabszych, gdy walczą o swoje prawa i w moim rozumieniu są krzywdzeni. Robię to nawet, jeśli problem mnie nie dotyczy.
-tolerancję wobec odmienności w każdej dziedzinie, od fryzury, poprzez ubiór i preferencje seksulane, po poglądy na życie.
-miłość do zwierząt i jedność z naturą.
-nieuznawanie żadnych autorytetów.
-nie uleganie zjawisku „owczego pędu”, robienie swojego wbrew trendom i modom.
-utożsamianie kłamstwa z tchórzostwem. Nie kłamię.
2. Tajemnicą i marzeniem mojego życia, niestety niezrealizowanym, było zostać gwiazdą rocka. Nie w znaczeniu błyszczenia, ale grania lub śpiewania na scenie. W tym celu już od podstawówki uczyłam się gry na gitarze. Potem grałam w zespole na gitarze elektrycznej, ale poza scenę MDK nie wyszliśmy. W realizacji marzenia przeszkodziłam sobie sama. Nie poradziłam sobie z lękiem przed publicznymi wystapieniami. Nie znoszę być w centrum uwagi. Cóż, może w przyszłym wcieleniu uda się zrealizować to marzenie? Gdyby ktoś dał mi dziś szansę, nie mogłabym z niej skorzystać, bo sobie podarowałam i przestałam się rozwijać. Obecnie śpiewam (mówią, że ładnie) i gram poezję i szanty do kotleta.
3.Widziałam UFO i na szczęście mam na to świadków, którzy widzieli je wraz ze mną.
4. Raz miałam spotkanie z duchem, ale tu świadków nie znajdę, bo ścierwo (zły to był duch) przyszło tylko do mnie, więc lepiej nie rozwinę tematu. Niech będzie, że to był sen.
5. Mam wiele fobii, w tym kilka przedziwnych. O takich popularnych fobiach, jak słabnięcie i omdlenia na widok krwi, czy lęku wysokości nie warto wspominać. Ciekawe, dziwne i głupie są:
-paniczny lęk przed ćmami i motylami.
-lęk i panika przed telefonem. Nie jestem w stanie wystukać numeru, by do kogoś zadzwonić. Jeśli już to zrobię, jestem roztrzęsiona i spocona. Głupie nie? Porozumiewam się za pomocą maili i SMS-ów. Niestety, wszelkie próby odczulenia nie powiodły się. Lepiej mi idzie odbieranie telefonów, ale też nie przepadam.
-lęk przed kobietami w ciąży. Na szczęście panuję nad nim na tyle, aby nie krzyczeć na ulicy i nie uciekać w panice na widok ciężarnej. Gorzej, gdy goszczę takowe we własnym domu.
-konsekwencją poprzedniej fobii jest paniczny lęk przed porodem. Trochę dziwny z racji mojego hobby- hodowli. Na szczęście Chłop staje na wysokości zadania, jest głównym akuszerem, a porody w końcu tak często u nas nie następują. Zazwyczaj podczas rodzenia się moich szczeniąt leżałam przed drzwiami (po drugiej stronie) i jęczałam. Wchodziłam tylko podwiązać pępowinę. Od dwóch miotów uczestniczę osobiście, ale nie jest to komfortowa dla mnie sytuacja.
6. W życiu codziennym uwielbiam rutuały. Czas liczę od jednej kawy do drugiej. Jestem uzalezniona fizycznie i psychicznie od kawy.
7. Jestem gadżeciarą- uwielbiam wszelkie pierdułki, jak kubki, figurki, medale i pucharki z wystaw. Cieszę się, jak dziecko z lizaka, z drobnych gadżetów. Trzeba mnie widzieć w sklepie z chińską tandetą. Oczy mi błyszczą. Na szczęście niewiele tam kupuję, bo rozum jeszcze jako tako działa.
8. Czytam przy jedzeniu. Nie umiem jeść obiadu bez książki. Oczywiście, nie jak są goście.
9. Nie zasnę, zanim Chłop nie podrapie mnie po plecach.
10. Paniczne obrzydzenie odczuwam, gdy faceci całują mnie w rękę. Może to powinno znaleźć się w punkcie „fobie”. Zamieniam się natomiast w sopel lodu i traktuję jak powietrze facetów, którzy pomijają kobiety przy powitaniu lub pożegnaniu, nie podając jej ręki, podczas gdy stojcemu przy niej chłopu podają.
11. Nie ufam facetom w marynarkach i pod krawatem. Z resztą tylko tacy rzucają mi się do całowania rąk, może to dlatego?
12. Mam słabość do facetów z długimi włosami. Nie takimi, co przykrywają łysinę kilkoma kosmkami, ale normalnymi, zdrowymi, estetycznymi włosami. To atawistyczne uczucie, gdyż długie włosy są oznaką zdrowia i dobrych genów. Brzydzę się natomiast dredów.
13. Intrygują i zaciekawiają mnie faceci z makijażem. To też pierwotne zachowanie. W pradziejach (i niektórych nowożytnych epokach) mężczyźni malowali twarze. Zarówno krótkie włosy, jak i brak makijażu jest wymysłem naszej kultury. Nie uważam więc, że jestem zboczona, albo preferuję zniewieściałość. Podążam po prostu za pierwotnymi instynktami.
14. Malować zaczęłam się jeszcze w podstawówce, ale tuszu do rzęs użyłam pierwszy raz rok temu. Nigdy nie pomalowałam paznokci, ani nie zapuściłam pazurów. To nawyk z czasów grania na gitarze. Z resztą dziś też pogrywam, więc tylko by mi przeszkadzały.
15. Nigdy nie założyłam i nigdy nie założę butów na wysokim obcasie.
16. Jestem niecierpliwa, jak coś sobie wymyślę, chcę mieć natychmiast to zrobione.
17. Niekiedy mam zachowania infantylne. Potrafię się rozpłakać, gdy nie zdobędę czegoś, co sobie zaplanowałam, czy upatrzyłam.
18. Odczuwam potrzebę kontroli otoczenia.
19. Jestem niekonsekwentna w postrzeganiu świata. Z jednej strony racjonalistka, która naukę uważa za swoją religię, z drugiej strony wierzę w złą i dobrą energię, jaką generujemy i która do nas wraca. Staram się wszystko robić tak, aby generować i przechwytywać pozytywną energię.
20. Próbowałam nauczyć się stawiać tarota. Niestety, do tego trzeba być albo jasnowidzem, albo umieć ściemniać. Ja nie umiem żadnej z tych rzeczy. Kolekcjonuję więc talie tarota (wystarczy mi, jak trzymam je w ręku), od czasu do czasu sama sobie coś postawię i zinterpretuję. O dziwo- sprawdza się.
21. Wykazuję ogromne zainteresowanie ludźmi i ich spojrzeniem na życie. Lubię przegadywać z nimi problemy, podsłuchuję rad. I tak zawsze zrobię po swojemu, ale czasem ktoś podpowie mi coś fajnego.
22. Uważam, że każdy człowiek jest niebanalny, więc nie będę pisać, że zwracam uwagę tylko na takich ludzi. Mam jednak swoje priorytety. Na pierwszym miejscu zwracam uwagę na artystów, im bardziej niszowi, tym większym cieszą się zainteresowaniem z mojej strony. Doceniam też inne pasje ludzi, tu oczywiście działa ten sam mechanizm-im bardziej „od czapy”, tym dla mnie ciekawsi. Rodzaj pasji nie ma dla mnie znaczenia. Może to być hobby typu rąbanie drewna, czy hodowla dżdżownic. Liczy się człowiek i jego podejście do tego, co kocha robić.
23. Nie dam się oszukać, nikt nie naciągnie mnie na kasę. Pożyczki nie podżyruję nawet najlepszemu przyjacielowi. Dbam o swoje interesy finansowe. Wynika to z tego, że mamy niskie i nieregularne dochody. Z tego muszę się nakombinować, jak zapewnić komfort życia dwóm osobom, pięciu psom i jednemu kotu. Nie jestem z tej przyczyny w stanie wspierać finansowo żadnych akcji dotyczących pomocy.
Wykazuję natomiast nieracjonalne zachowania altruistyczne i lubię pomagać, że tak powiem, w naturze. Poświęcę swój czas i swoją pracę bez oczekiwania na zapłatę każdemu, kto takiej pomocy potrzebuje. Więcej, czasem się wtrącam i robię rzeczy, których nikt ode mnie nie oczekuje i o nie nie prosi.
W dziedzinach, z których się utrzymuję i za co biorę pieniądze, zawsze daję więcej, niż zakłada plan pierwotny. Oznacza to, że moja rola hodowcy nie kończy się na sprzedaży szczenięcia i wzięciu za to pieniędzy, ale nabywca może liczyć na moją radę i pomoc w każdym momencie życia swojego/naszego psa. Rola gospodarza zaś nie musi kończyć się na wynajęciu pokoju i wzięciu za to pieniędzy. Jeśli turysta czegoś potrzebuje, zapomniał, ma jakieś ekstra wymagania, które jesteśmy w stanie spełnić, może na nas liczyć.
Do naciągaczy i cwaniaków mam nosa, wiem, kiedy jestem wykorzystywana i oszukiwana. Wówczas wykazuję bezwzględność.
24. Jestem dyskalkuliczką. Nie umiem liczyć. Dodaję na palcach do dziesięciu, bez kalkulatora nic nie odejmę. Jakie ja miałam kłopoty z tego powodu w szkole, tego ludzkie słowa nie opiszą. Nie sądzę, aby był to debilizm, bo z całą resztą śpiewająco dawałam sobie radę, to raczej defekt mózgu.
25. Nie mam instynktu macierzyńskiego. Wczoraj pierwszy raz w życiu dotknęłam niemowlęcia. Koleżanka wykorzystała moje koszmarne zmęczenie bieleniem drzewek w sadzie i posadziła mi swojego synka na kolanach. Nie miałam siły zaprotestować.
26. Niezdrowo podniecają mnie katastrofy. Nie znaczy to, że nie odczuwam żalu i współczucia dla osób dotkniętych kataklizmami. Fascynują mnie same zjawiska, szczególnie dotyczy to katastrof przyrodniczych.
27. Mam ciężką nerwicę, co skutecznie utrudnia mi niekiedy życie. Niestety, Chłopu często też. Ale widziały gały, co brały. Został uprzedzony, powiedział, że podoła. To niech podoływa.
28. Moja największa tajemnica. Wyjawię ją, bo pewnie kiedyś przyjdzie mi pojęczęć i poszukać wsparcia. Poza tym niewielu zapewne dotrwało dokońca moich wynurzeń. Jak miałam 20 lat spędziłam 2 miesiące na oddziale reumatologii. Zdiagnozowano u mnie rzadką autoimmunologiczną chorobę genetyczną, taką samą, jaką ma Mick Mars- gitarzysta Motley Crue. Kto ciekawy, niech sobie rozwiąże tę zagadkę sam. Grozi mi, że za kilka/kilkanaście/kilkadziesiąt lat żywcem zesztywnieję, więc póki jestem gibka, choć tu i ówdzie obolała, zamierzam czerpać z życia pełnymi garściami.
Nigdy nie byłam fanką Motley Crue i o chorobie Micka dowiedziałam się w zeszłym roku z programu LA Ink. Innym dziwnym zbiegiem okoliczności jest to, że urodziliśmy się z Mickiem dokładnie tego samego dnia i miesiąca (4 maja), ale w różnych latach.
Przykład Micka działa na mnie budująco. Choć w dziwnej pozycji, ale można funkcjonować. On zastygł w pozie gitarzysty. W jakiej ja mam zastygnąć? Mam tyle zainteresowań, jakbym chciała przeżyć życie w przeciągu kilku zaledwie lat. Póki jestem w miarę giętka, zacznę myśleć, co będę chciała robić jako sztywniaczka do końca życia? A co będzie, jeśli nie przewidzę prawidłowo przyszłości? W końcu zastyganie to proces długotrwały i raz przyjęta, nieco utrwalona pozycja, nie powinna być zmieniana, bo można utknąć na pozycji pośredniej do niczego się nie nadającej. Myślę o tym, że jeśli zastygnę w pozycji dajmy na to dekupażystki, to co będzie, jak przyjdzie kryzys i zapowiadane przez niektórych załamanie systemu ekonomicznego? Może na wszelki wypadek warto zastygnąć w pozycji oracza?
A Wy drodzy wytrwali czytelnicy, gdybyście mieli wybrać jedną pozycję do końca życia, co chcielibyście robić do późnej starości?
Z racji tego, że wywnętrzyłam się za dziesięciu, złamię zasady i nie wskażę nikogo palcem. Wiem, że nie wszyscy lubią łańcuszki, a część z Was nawet zastrzega sobie, iż takowych sobie nie życzy. Nie pamiętam, którzy to. Nie chcąc zrobić nikomu przykrości, tudzież wprawić w zażenowanie, proponuję zabawę każdemu, kto ma na to ochotę.