O mnie

Moje zdjęcie
Kobieta wciąż zadziwiona otaczającym ją światem. Z wykształcenia archeolog, z wyboru Wolny Człowiek i Kustosz we własnym Muzeum. Z urodzenia Wrocławianka, z wyboru mieszkanka małej wsi. Na pytania miejskich kolegów: "co ty robisz do licha na tej wsi"??? odpowiada: "żyję!!!". Zawsze niepokorna i pozostanie taką do śmierci. Wyznaje w życiu maksymę: "Ludzie posłuszni żyją, aby spełniać oczekiwania innych. Nieposłuszni realizują swoje marzenia". Kobieta owa ma wciąż wiele pomysłów, które uparcie realizuje na powyższej zasadzie. Posiadaczka 2 psów i 1 Chłopa. Chce się dzielić z ludźmi swoim kawałkiem życia prowadząc Gospodarstwo Agroturystyczne, Muzeum Dwór Feillów oraz Hodowlę Psów Rasy Golden Retriever.

niedziela, 23 grudnia 2012

Już czas...

Stroiki porobione...





Pierniki ozdobione...


Sernik upieczony...


Pierogi i uszka ulepione...


Zatem już czas, aby trzeci już rok z rzędu  na blogu złożyć Wam wszystkim świąteczne życzenia...


czwartek, 20 grudnia 2012

Frywolna, czy zdolna?


Jeśli na blogu nic się nie dzieje oznacza to, że dużo dzieje się w realu...

Po tej całej paranoi opisywanej w kilku poprzednich wpisach, związanej z numerkiem w Agencji, nastał czas względnego spokoju psychicznego. Emocje się wyciszyły i zapanowała sielanka. W poniedziałek  (dzień przed końcem terminu) udało się złożyć wniosek o dofinansowanie projektu i w tej chwili już od nas nic w tej kwestii nie zależy. Czekamy na decyzję z LGD. Może być trudno, bo w tym naborze było bardzo dużo wniosków.

Fakt, że miałam ostatnio na uczelni zajęcia tydzień po tygodniu spowodował dziwne zawinięcie się czasoprzestrzeni. Jak wróciłam z ostatniego zjazdu okazało się, że zostało zaledwie kilka dni do Świąt, a ja w ciągle jestem w lesie. Święta spędzamy sami, niemniej jednak bardzo lubimy tworzyć dla siebie świąteczny i miły nastrój.


Upiekłam zatem całe pudło pierniczków, które czekają jeszcze na ozdobienie lukrem. Nie wiem, czy zdążą zmięknąć do Świąt. Pożremy je niezależnie od stanu skupienia, nawet w postaci twardzieli :-)
Lepienie pierogów i uszek do barszczu wciąż jeszcze jest przede mną.

W ostatni weekend wyjechałam ledwo wydostając się spod śniegu...




 ...a jak wróciłam zastałam brzydką jesień.


Pobyt we Wrocławiu wykorzystuję na uzupełnienie swoich zasobów, przede wszystkim tych związanych z hobby. Mam taką ulubioną pasmanterię, gdzie można dostać cały asortyment kordonków Aida do frywolitki. Zrobiłam sobie zapas: 


W pasmanterii rozbawił mnie sprzedawca:
-Bo wie pani, jak kiedyś ktoś pytał się o frywolitkę, to ja myślałem, że ma na myśli frywolną kobietę...
-Ależ jedno drugiego przecież nie wyklucza!- nie byłabym sobą, gdybym nie wtrąciła czegoś takiego :-)
-Tak... -zamyślił się sprzedawca. -Frywolna i jednocześnie zdolna...

Z tych cudnych nitek dziergam sobie to i owo. Tym razem postawiłam sobie wysoką poprzeczkę. Postanowiłam zrobić serwetę.


Jeśli uda mi się ją zrobić w całości, to naprawdę uwierzę, że wystarczy tylko chcieć, aby móc.
Na razie mam tyle:




Od Tofalarii z bloga Opowieści Tofalarii otrzymałam kilka dni temu niesamowity prezent. Jest to stara gazetka z przykładami frywolitek. Jako, że pisana jest w niemieckim gotyku, pierwszy do niej dosiadł się Chłop :-)



Na razie mam wszystkie czółenka zajęte robótkami, ale przy najbliższej okazji coś postaram się z tych wzorów wykorzystać. Gazetka na pewno będzie eksponatem w naszym muzeum, bo przecież tematycznie bardzo pasuje. Mamy też na wystawie przedwojenne czółenko do frywolitki.
Za prezent bardzo dziękujemy, sprawił nam ogromną radość :-*

Jak widzicie, u nas spokojnie i twórczo zrobiło się ostatnimi czasy. Jeśli jednak chcecie nieco dynamiki, sensacji i przygód, zapraszam na Korzystne Zakupy i moją opowieść, jak Max Factor zrobił ze mnie gwiazdę filmu.
:-)

czwartek, 6 grudnia 2012

Numerek w Agencji.


Wczoraj Chłop przyniósł  numer z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa dla naszego Muzeum. Natychmiast stał się moim Bohaterem. A było to tak...

W poniedziałek postanowiliśmy uderzyć w miejsce do tej pory nie ruszane, w GUS, aby uzyskać przynajmniej REGON. Wydawało się to być najłatwiejsze. Problem polegał jedynie na tym, że GUS mamy w Jeleniej Górze- 35 km od domu, a od piątku w naszym regionie panuje prawdziwa zima.









 Z tej oto przyczyny ustaliliśmy, że do Jeleniej Góry pojedzie sam Chłop, ponieważ podróż w takich warunkach nie gwarantuje szczęśliwego powrotu do domu. Mając gospodarstwo zagubione w śniegach i zwierzęta pod opieką, trzeba nauczyć się tak działać, by zminimalizować skutki ewentualnych kłopotów.

Telefoniczna rozmowa ze znudzoną urzędniczką w GUS-ie dawała  wiele nadziei na sukces:
-Uaaaa... słucham?- rozległo się w słuchawce najpierw głębokie ziewnięcie, a potem pojawił się jakby przebłysk zainteresowania- A to powstało, jakieś nowe muzeummmm...?

Na miejscu nie było już tak łatwo. Pani urzędniczka upierała się bowiem, aby nas zarejestrować jako spółkę cywilną, bo oczywiście nigdy nie spotkała się z takim przypadkiem, jak prywatne muzeum.

I tutaj chciałam serdecznie podziękować właścicielowi prywatnego Muzeum Oręża i Techniki Użytkowej w Kobyłce za spontaniczną i bezinteresowną pomoc polegającą na przesłaniu nam wszystkich swoich dokumentów związanych z prywatnym muzeum. Dzięki temu, że Chłop podstawił pod nos pani urzędniczce zaświadczenie o numerze identyfikacyjnym REGON dla wyżej wymienionego muzeum, nagle okazało się, że wystarczy wpisać odpowiedni numerek w odpowiednie miejsce i zostaliśmy zarejestrowani we właściwy sposób.

Nawet mi się nie chce tego roztrząsać, na kim spoczywa obowiązek orientowania się, w którą rubryczkę należy wpisać jaki numerek, bo najważniejsze że sprawa została załatwiona. Dalej poszło już z górki. Regon Chłop Mój Bohater :-) otrzymał na miejscu i można było spokojnie przedyskutować sprawę NIP-u w skarbówce.

Urzędniczka w skarbówce mając REGON i odpowiednie numerki w odpowiednich rubryczkach łatwiej zorientowała się w sytuacji. NIP Chłop Mój Bohater :-) odebrał we wtorek, upewniwszy się wcześniej, że obowiązują nas najbardziej, jak tylko to możliwe, uproszczone księgi rachunkowe. Za późno było by jechać do terenowego oddziału ARiMR po wymarzony i najpotrzebniejszy numerek, zatem Mój Bohater odłożył sobie sprawę numerka z Panienką z Agencji  na środę.

-To nie jest żadna Agencja! Agencja, to jest w mieście. Tutaj, na tym zadupiu, to jest najzwyklejszy, ordynarny burdel! – rzekł Chłop Mój Bohater, kiedy oznajmiłam, że dzwoniła do niego w sprawie numerka Panienka z Agencji akurat w czasie, gdy załatwiał w skarbówce NIP.- A czego chciała?
-Nie wiem, nie chciała ze mną rozmawiać. Ciekawe, dlaczego...? :-)

Na miejscu w ARiMR, w obecności naczelnika, okazało się, że ŻADEN numer konta nie jest potrzebny do rejestracji (na tydzień przed planowaną wypłatą środków należy go podać), a potrzebny jest jedynie REGON. Gdybym tam była, na pewno by mnie trafił szlag na miejscu.
Panienka z Agencji usiłowała wprawdzie jeszcze wyegzekwować od Chłopa pełnomocnictwo w sprawie reprezentowania Muzeum i w jej blond głowie nie mogło się pomieścić, iż musiałby sobie Chłop sam to pełnomocnictwo wystawić. 
Panienka z Agencji, mimo, że namieszała w sposób niewyobrażalny i spowodowała totalny chaos w naszym życiu przez blisko tydzień, była wciąż: nieuprzejma, obrażona i burkliwa. Naprawdę, powinna zmienić rodzaj Agencji, w której pracuje, bo wyraźnie ta praca nie daje jej satysfakcji :-)
Ale w Agencji mamy już wreszcie swój numer i to jest najważniejsze.


Co nas nie zabije, to nas wzmocni!
Przy okazji dowiedzieliśmy się z przepisów, że muzea mogą prowadzić każdą działalność przeznaczając środki na cele statutowe. Dochody są zwolnione od podatku, właścicieli nie obejmuje obowiązek innego niż do tej pory ubezpieczenia. Mogę zatem spokojnie bez obaw o to, że zawinie mnie skarbówka, czy ZUS, sprzedawać rękodzieło, organizować warsztaty i przeznaczać dochody na renowację zabytków, ponieważ robi to muzeum, jako instytucja, a nie ja, jako osoba fizyczna.
Wracamy zatem wkrótce na jarmarki.
Dziękuję wszystkim tym, którzy trzymali za nas kciuki i którzy nie uwierzyli, że się poddam! :-)

Dziś Mikołajki. Być może niektórzy pamiętają, że do tego dnia czekał na mnie prezent przesłany przez czytelnika.


Jak się domyślam, jest to szablon drukarski. Będę potrzebowała jeszcze kilku informacji, aby trafił do naszej muzealnej gablotki. Czytelnikowi -Andrzejowi K- przesyłam ogromne podziękowania.

sobota, 1 grudnia 2012

Panienka z Agencji.

Obiecałam panience z naszego terenowego oddziału Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, że upublicznię sposób, w jaki urząd obsługuje swoich klientów, ale zanim napiszę o wczorajszych próbach zdziałania czegokolwiek, odpowiem tutaj na Wasze uwagi w komentarzach pod poprzednim wpisem.

Nie możemy posłużyć się numerem producenta rolnego, przypisanego do gospodarstwa. Może się nim posługiwać jedynie osoba fizyczna, czyli Chłop oraz ja.  Jednostka  organizacyjna nieposiadająca osobowości prawnej, ale mającą zdolność prawną (jakkolwiek głupio to nie brzmi) starając się o dofinansowanie z PROW, musi mieć nadany osobny numer.

Poprzedni wniosek składaliśmy na osobę Chłopa, ale pozmieniały się przepisy. Drastycznie ograniczono zakres działania osobom fizycznym. Osoba fizyczna może się jedynie ubiegać o dofinansowanie na cele promocji i organizacji lokalnej twórczości kulturalnej, aktywnego trybu życia lub kultywowanie miejscowych tradycji, obrzędów, zwyczajów, języka, zawodów i rzemiosła.
Naszym natomiast zamiarem jest cel: promocja lokalnego dziedzictwa kulturowego i historycznego.  Wchodzi to całkowicie w zakres działania naszego Muzeum oraz łączy się z kierunkiem moich studiów.  Osoby fizyczne nie mogą się ubiegać o dotacje dotyczące tego celu, instytucje jak najbardziej. Dodam jeszcze, że gdyby dziś przyszło nam składać wniosek o remont Muzeum, również musielibyśmy zrobić to, jako instytucja.
Początkowo myślałam, że uda mi się jakoś przeredagować wniosek i dociągnąć go do tych ograniczonych celów, ale naprawdę wiele straciłby na swojej wartości i punktacji. Mijałby się też z moimi celami związanymi z pracą i publikacją spraw dotyczących naszego Muzeum.

To jest naprawdę frustrujące. Wczoraj byłam wściekła i nie chciałam pisać złośliwych emocjonalnych tekstów, dziś czuję, że chyba pierwszy raz w życiu poddam się, bo system mnie pokonał.

W czwartek wieczorem, po naszych pierwszych dwóch wizytach w oddziale ARiMR (a nawet w trzech wliczając to oddział nie nasz) nie dowiedzieliśmy się niczego, czym moglibyśmy się pokierować załatwiając ten numer. W czwartek byłam wyrozumiała, wszyscy byli mili, wszyscy radośnie i rozkosznie odpowiadali, że nie mają pojęcia, jak system to przyjmie, czy możemy nie mieć NIP i/lub REGON. Jedyną pewną sprawą, jaka się wydawała i przy której panienka z Agencji się stanowczo upierała, to była konieczność posiadania „firmowego” na Muzeum konta. Skupiliśmy się zatem na tym problemie tracąc czas i zawracając głowę sympatycznemu pracownikowi banku BZ WBK, czy możemy mieć konto „firmowe” bez NIP-u i/lub REGON-u i czy potraktują nas jako organizację „non-profit”. 
I w ten czwartek wieczorem Chłop wyszperał w jakichś głębokich czeluściach internetu instrukcję wypełniania wniosku o nadanie numeru z ARiMR. Instrukcję, którą owa panienka z Agencji powinna albo była przeczytać ze zrozumieniem, albo udostępnić nam do wypełnienia tego wniosku. W instrukcji stało jak byk, że należy podać numer konta należącego do wnioskodawcy, pełnomocnika lub reprezentanta. 
Ręce nam opadły. Chłop rzekł, że on to wszystko pierdoli i idzie spać. Ja się zagotowałam, o śnie nie było już mowy i wysmarowałam to, co przeczytaliście sobie wczoraj.

W piątek rano podreptaliśmy radośnie do naszego banku założyć sobie subkonto zgodne z ustalonym przez nas i ministerstwo regulaminem. Dziś sobie przypominam, że mocno negocjowaliśmy z ministerstwem ten punkt domyślając się, że w konto imienne na Muzeum będzie trzeba inwestować. 
To nie jest tak, że ja nie wierzę w darowizny. Ja po prostu chcę, aby ktoś wpłacając na konto Muzeum jakieś kwoty miał pewność, że nie pójdą one na prowadzenie rachunku, a rzeczywiście na renowację jakiegoś zabytku. Poza tym, do licha ciężkiego, nie prowadzę działalności dochodowej i nie chciałabym jeszcze do interesu dopłacać, skoro nie muszę.
Założyliśmy bez problemu subkonto i wyruszyliśmy poprzez śniegi do naszego oddziału ARiMR. Dodam, że mamy do pokonania 15 km w jedna stronę.
-No widzisz-rzekł optymistycznie Chłop- Wszystko już teraz powoli się układa.
-Nie, moim zdaniem nic się nie układa.
-Mamy przecież instrukcję i pokażemy panience palcem ten punkt. Z dokumentami się nie dyskutuje.
-Zakręceni kontem bankowym, zapomnieliśmy sprawdzić w instrukcji, czy obowiązuje nas NIP i/lub REGON.

Kiedy panienka z agencji nas ujrzała, zrobiła marsową minę i nawet nie odpowiedziała na „dzień dobry”.
-I co, wyjaśniła się sprawa z kontem?- zapytałam „słodko”.
-Nie, a co się miało wyjaśnić? –odburknęła, a ja już wiedziałam, że awantura będzie tylko kwestią czasu.
-A bo nam się wyjaśniło- rzekłam pokazując palcem i czytając na głos punkt w instrukcji.
Pannę zatkało.
-Czy mogłaby pani wprowadzić teraz konto w system i sprawdzić, czy przyjmie nas bez NIP-u lub/i REGON-u.
-Nie, ja niczego nie będę wprowadzać.
-Ale dlaczego?- zdziwiłam się. –Wczoraj była pani gotowa to zrobić przy nas i rozchodziło się jedynie o problem konta.
-Nie, ja tego nie zrobię!
-Dlaczego?
-Rozmawiałam z naczelnikiem i on to musi zatwierdzić, ja niczego nie mogę sama zrobić. Wasze muzeum jest w organizacji i dlatego odmówiono wam nadania NIP-u, bo wy nie istniejecie.

Kurwa…

Najpierw w miarę spokojnie wytłumaczyłam panience, że nie składaliśmy jeszcze wniosku o nadanie NIP-u, ponieważ od niej próbujemy się od wczoraj dowiedzieć, czy ten NIP jest nam potrzebny do czegokolwiek związanego z numerem ARiMR lub/i składaniem wniosku o dofinansowanie projektu z PROW, bo nam do naszej działalności nie jest potrzebny. Nie będziemy go zakładać tak sobie, dla rozrywki. Uzyskanie od nich tej informacji jest dla nas absolutnie kluczowe i właśnie ten urząd jest zobowiązany do udzielenia nam tej informacji.
Potem długo i już niezbyt spokojnie, bo jestem bardzo uczulona na temat, czy my istniejemy, czy nie,  mówiłam o umiejętnościach urzędników czytania ze zrozumieniem, umiejętnościach posługiwania się przepisami oraz jej osobistej obsłudze petenta. Wtedy właśnie obiecałam jej, że sprawę upublicznię, podam do prasy, a to, czy nie pójdzie oficjalna skarga na poziom pracy oddziału  do „góry” zależeć będzie tylko i wyłącznie od naszej rozmowy z naczelnikiem. Naczelnika nie dopadłam, bo był na urlopie. Z naczelnikiem, ani z nikim innym w tym urzędzie, rozmawiać już nie będę, ponieważ musiałabym wziąć ze sobą cep. Z naczelnikiem porozmawia sobie Chłop.

Po wyjściu z ARiMR-u podeszliśmy do Urzędu Skarbowego zapytać o nadanie NIP-u. Oczywiście, nie ma sprawy, skarbówka zawsze jest chętna do rejestracji nowego petenta. Wprawdzie najpierw powinniśmy mieć REGON (ja pierniczę!), ale bez tego też nas zarejestrują.
Ze skarbówką nie mieliśmy nigdy do czynienia, zatem nie rozumieliśmy rubryczek. Pani mówiła coś o jakichś citach, pitach i książkach rachunkowych, nie pojmując specyfiki naszej absolutnie niedochodowej Instytucji. Zabraliśmy papierki do domu, aby zorientować się, jakie konsekwencje wiążą się z nadaniem NIP-u, czy nas ZUS nie dopadnie, o co chodzi z tymi księgami rachunkowymi?

-Wiesz, to chyba będzie trudniejsze niż prowadzenie działalności gospodarczej- rzekł wieczorem Chłop, który kilka godzin spędził w necie szukając informacji na temat rachunkowości muzeów.
-Dlaczego?
-Bo jak mamy zarządzać czymś, czego nie ma?

Na granicy zdrowego rozsądku i absurdu, pojawiają się urzędnicze abstrakcje.

Nie wiem. Po prostu nie wiem, jak prowadzić księgi rachunkowe dla instytucji, która nie ma dochodów, nie prowadzi działalności gospodarczej,  jej majątek jest całkowicie prywatnym majątkiem Założycieli i jest tylko i wyłącznie utrzymywana z ich środków?
A żeby było ciekawie, w instrukcji nadawania numeru ARiMR stoi, jak byk, że NIP jest obowiązkowy
I znowu jesteśmy w czarnej dupie…


P.S. Być może przed chwilą Chłop znalazł wyjście z sytuacji.
Art. 12, ust.1.1 Ustawy o rachunkowości mówi: Księgi rachunkowe otwiera się na dzień rozpoczęcia działalności, którym jest dzień pierwszego zdarzenia wywołującego skutki o charakterze majątkowym lub finansowym.

W razie kontroli skarbówki ksiąg rachunkowych, powiemy im, że nasze Muzeum jest dopiero w organizacji i jeszcze nie istniejemy...
:-D