Obiecałam panience z naszego terenowego oddziału Agencji
Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, że upublicznię sposób, w jaki urząd obsługuje
swoich klientów, ale zanim napiszę o wczorajszych próbach zdziałania czegokolwiek,
odpowiem tutaj na Wasze uwagi w komentarzach
pod poprzednim wpisem.
Nie możemy posłużyć się numerem producenta rolnego,
przypisanego do gospodarstwa. Może się nim posługiwać jedynie osoba fizyczna,
czyli Chłop oraz ja. Jednostka organizacyjna nieposiadająca osobowości
prawnej, ale mającą zdolność prawną (jakkolwiek głupio to nie brzmi) starając
się o dofinansowanie z PROW, musi mieć nadany osobny numer.
Poprzedni wniosek składaliśmy na osobę Chłopa, ale
pozmieniały się przepisy. Drastycznie ograniczono zakres działania osobom
fizycznym. Osoba fizyczna może się jedynie ubiegać o dofinansowanie na cele
promocji i organizacji lokalnej twórczości kulturalnej, aktywnego trybu życia
lub kultywowanie miejscowych tradycji, obrzędów, zwyczajów, języka, zawodów i
rzemiosła.
Naszym natomiast zamiarem jest cel: promocja lokalnego
dziedzictwa kulturowego i historycznego. Wchodzi to całkowicie w zakres działania
naszego Muzeum oraz łączy się z kierunkiem moich studiów. Osoby fizyczne nie mogą się ubiegać o dotacje
dotyczące tego celu, instytucje jak najbardziej. Dodam jeszcze, że gdyby dziś
przyszło nam składać wniosek o remont Muzeum, również musielibyśmy zrobić to,
jako instytucja.
Początkowo myślałam, że uda mi się jakoś przeredagować
wniosek i dociągnąć go do tych ograniczonych celów, ale naprawdę wiele
straciłby na swojej wartości i punktacji. Mijałby się też z moimi celami
związanymi z pracą i publikacją spraw dotyczących naszego Muzeum.
To jest naprawdę frustrujące. Wczoraj byłam wściekła i nie
chciałam pisać złośliwych emocjonalnych tekstów, dziś czuję, że chyba pierwszy
raz w życiu poddam się, bo system mnie pokonał.
W czwartek wieczorem, po naszych pierwszych dwóch wizytach w
oddziale ARiMR (a nawet w trzech wliczając to oddział nie nasz) nie
dowiedzieliśmy się niczego, czym moglibyśmy się pokierować załatwiając ten
numer. W czwartek byłam wyrozumiała, wszyscy byli mili, wszyscy radośnie i
rozkosznie odpowiadali, że nie mają pojęcia, jak system to przyjmie, czy możemy
nie mieć NIP i/lub REGON. Jedyną pewną sprawą, jaka się wydawała i przy której panienka z Agencji się stanowczo upierała, to była konieczność posiadania „firmowego”
na Muzeum konta. Skupiliśmy się zatem na tym problemie tracąc czas i zawracając
głowę sympatycznemu pracownikowi banku BZ WBK, czy możemy mieć konto „firmowe”
bez NIP-u i/lub REGON-u i czy potraktują nas jako organizację „non-profit”.
I w
ten czwartek wieczorem Chłop wyszperał w jakichś głębokich czeluściach
internetu instrukcję wypełniania wniosku o nadanie numeru z ARiMR. Instrukcję,
którą owa panienka z Agencji powinna albo była przeczytać ze zrozumieniem, albo
udostępnić nam do wypełnienia tego wniosku. W instrukcji stało jak byk, że należy
podać numer konta należącego do wnioskodawcy, pełnomocnika lub reprezentanta.
Ręce nam opadły. Chłop rzekł, że on to wszystko pierdoli i idzie spać. Ja się
zagotowałam, o śnie nie było już mowy i wysmarowałam to, co przeczytaliście
sobie wczoraj.
W piątek rano podreptaliśmy radośnie do naszego banku założyć
sobie subkonto zgodne z ustalonym przez nas i ministerstwo regulaminem. Dziś
sobie przypominam, że mocno negocjowaliśmy z ministerstwem ten punkt domyślając
się, że w konto imienne na Muzeum będzie trzeba inwestować.
To nie jest tak, że
ja nie wierzę w darowizny. Ja po prostu chcę, aby ktoś wpłacając na konto
Muzeum jakieś kwoty miał pewność, że nie pójdą one na prowadzenie rachunku, a
rzeczywiście na renowację jakiegoś zabytku. Poza tym, do licha ciężkiego, nie
prowadzę działalności dochodowej i nie chciałabym jeszcze do interesu dopłacać,
skoro nie muszę.
Założyliśmy bez problemu subkonto i wyruszyliśmy poprzez
śniegi do naszego oddziału ARiMR. Dodam, że mamy do pokonania 15 km w jedna
stronę.
-No widzisz-rzekł optymistycznie Chłop- Wszystko już teraz
powoli się układa.
-Nie, moim zdaniem nic się nie układa.
-Mamy przecież instrukcję i pokażemy panience palcem ten
punkt. Z dokumentami się nie dyskutuje.
-Zakręceni kontem bankowym, zapomnieliśmy sprawdzić w
instrukcji, czy obowiązuje nas NIP i/lub REGON.
Kiedy panienka z agencji nas ujrzała, zrobiła marsową minę i
nawet nie odpowiedziała na „dzień dobry”.
-I co, wyjaśniła się sprawa z kontem?- zapytałam „słodko”.
-Nie, a co się miało wyjaśnić? –odburknęła, a ja już
wiedziałam, że awantura będzie tylko kwestią czasu.
-A bo nam się wyjaśniło- rzekłam pokazując palcem i czytając
na głos punkt w instrukcji.
Pannę zatkało.
-Czy mogłaby pani wprowadzić teraz konto w system i
sprawdzić, czy przyjmie nas bez NIP-u lub/i REGON-u.
-Nie, ja niczego nie będę wprowadzać.
-Ale dlaczego?- zdziwiłam się. –Wczoraj była pani gotowa to
zrobić przy nas i rozchodziło się jedynie o problem konta.
-Nie, ja tego nie zrobię!
-Dlaczego?
-Rozmawiałam z naczelnikiem i on to musi zatwierdzić, ja
niczego nie mogę sama zrobić. Wasze muzeum jest w organizacji i dlatego
odmówiono wam nadania NIP-u, bo wy nie istniejecie.
Kurwa…
Najpierw w miarę spokojnie wytłumaczyłam panience, że nie
składaliśmy jeszcze wniosku o nadanie NIP-u, ponieważ od niej próbujemy się od
wczoraj dowiedzieć, czy ten NIP jest nam potrzebny do czegokolwiek związanego z
numerem ARiMR lub/i składaniem wniosku o dofinansowanie projektu z PROW, bo nam
do naszej działalności nie jest potrzebny. Nie będziemy go zakładać tak sobie,
dla rozrywki. Uzyskanie od nich tej informacji jest dla nas absolutnie kluczowe
i właśnie ten urząd jest zobowiązany do udzielenia nam tej informacji.
Potem długo i już niezbyt spokojnie, bo jestem bardzo
uczulona na temat, czy my istniejemy, czy nie, mówiłam o umiejętnościach urzędników czytania
ze zrozumieniem, umiejętnościach posługiwania się przepisami oraz jej osobistej
obsłudze petenta. Wtedy właśnie obiecałam jej, że sprawę upublicznię, podam do
prasy, a to, czy nie pójdzie oficjalna skarga na poziom pracy oddziału do „góry” zależeć będzie tylko i wyłącznie od
naszej rozmowy z naczelnikiem. Naczelnika nie dopadłam, bo był na urlopie. Z
naczelnikiem, ani z nikim innym w tym urzędzie, rozmawiać już nie będę,
ponieważ musiałabym wziąć ze sobą cep. Z naczelnikiem porozmawia sobie Chłop.
Po wyjściu z ARiMR-u podeszliśmy do Urzędu Skarbowego zapytać
o nadanie NIP-u. Oczywiście, nie ma sprawy, skarbówka zawsze jest chętna do
rejestracji nowego petenta. Wprawdzie najpierw powinniśmy mieć REGON (ja
pierniczę!), ale bez tego też nas zarejestrują.
Ze skarbówką nie mieliśmy nigdy do czynienia, zatem nie
rozumieliśmy rubryczek. Pani mówiła coś o jakichś citach, pitach i książkach rachunkowych,
nie pojmując specyfiki naszej absolutnie niedochodowej Instytucji. Zabraliśmy
papierki do domu, aby zorientować się, jakie konsekwencje wiążą się z nadaniem
NIP-u, czy nas ZUS nie dopadnie, o co chodzi z tymi księgami rachunkowymi?
-Wiesz, to chyba będzie trudniejsze niż prowadzenie działalności
gospodarczej- rzekł wieczorem Chłop, który kilka godzin spędził w necie
szukając informacji na temat rachunkowości muzeów.
-Dlaczego?
-Bo jak mamy zarządzać czymś, czego nie ma?
Na granicy zdrowego rozsądku i absurdu, pojawiają się
urzędnicze abstrakcje.
Nie wiem. Po prostu nie wiem, jak prowadzić księgi
rachunkowe dla instytucji, która nie ma dochodów, nie prowadzi działalności
gospodarczej, jej majątek jest
całkowicie prywatnym majątkiem Założycieli i jest tylko i wyłącznie utrzymywana
z ich środków?
A żeby było ciekawie, w instrukcji nadawania numeru ARiMR
stoi, jak byk, że NIP jest obowiązkowy.
I znowu jesteśmy w czarnej dupie…
P.S. Być może przed chwilą Chłop znalazł wyjście z sytuacji.
Art. 12, ust.1.1 Ustawy o rachunkowości mówi: Księgi
rachunkowe otwiera się na dzień rozpoczęcia działalności, którym jest dzień
pierwszego zdarzenia wywołującego skutki o charakterze majątkowym lub
finansowym.
W razie kontroli skarbówki ksiąg rachunkowych, powiemy im,
że nasze Muzeum jest dopiero w organizacji i jeszcze nie istniejemy...
:-D