Niestety, przekonałam się o tym dobitnie i ostatecznie,
uczestnicząc w Jarmarku Wielkanocnym w lubańskiej Galerii Łużyckiej udzieliwszy wywiadów, w tym jednego bardzo durnego, dla dwóch telewizji. Ale o tym
za chwilkę.
Zdaje się, że przed samą imprezą popadłam w dziwny stan
umysłu, ponieważ przy pakowaniu przedmiotów do pudła, nagle znieruchomiałam i
rzekłam:
-A co ja zrobię, jak ktoś będzie chciał coś kupić?
Chłopu i Kasi opadły ręce.
Zapakowaliśmy się jakoś z tym całym majdanem do auta, po czym przystąpiłam do aranżacji stoiska w galerii.
Postanowiłam, że występując jako muzeum, powinnam mieć jakieś muzealne artefakty. W aranżacji wykorzystałam starą dzieżę i maselnicę. Był to bardzo dobry pomysł, ponieważ wszyscy mieli po prostu towar wystawiony na stolikach. My byliśmy oryginalni.
-Kto tutaj jest kierownikiem stoiska? -zapytał dziennikarz jakiejś telewizji, której nazwy nie zapamiętałam lub po prostu nie zwróciłam uwagi.
-Ja jestem- odpowiedziała niżej przedstawiona na zdjęciu, czyli ja. Przed wywiadem byłam uśmiechnięta i entuzjastycznie nastawiona do otoczenia. Po wywiadzie moja mina była, jak widać, zblazowana.
-Czy udzieli nam pani wywiadu dla telewizji?
-Tak, oczywiście- przytaknęłam naiwnie myśląc, że może dziennikarz zapyta o projekt muzeum, czy inne naprawdę istotne sprawy. Przed nami wisiał duży plakat, a na stole leżały ulotki. Myślałam, jak jakaś głupia, że może reporter zapoznał się z tym, kim jesteśmy i co reprezentujemy.
taki plakat zaprojektowałam
Po kilku pytaniach, które zmusiły mnie do opisania tego, co leży na stole (chwalebnym jest fakt, iż telewizja myśli również o osobach niewidomych, bo nie widzę innego sensu w zadawaniu pytań o rzeczy, które prawie każdy widzi) padło pytanie, po którym mnie zamurowało.
-A skąd u pani takie zainteresowania?
Jezu Mario, przecież mam kamerę przed nosem, muszę coś powiedzieć! Moje zaskoczenie trwało krócej niż sekundę, gdyż gdzieś z boku usłyszałam podszept: Taka się już urodziłam.
-Taka już się urodziłam- rzekłam z determinacją i zbladłam usłyszawszy tłumiony chichot Kasi oraz zobaczywszy durną minę reportera, który szybciutko zakończył ze mną rozmowę.
Pytałam Kasi, czy to jej sprawka, ale zarzeka się, że nigdy by czegoś takiego nie podszepnęła. Chyba zacznę wierzyć w istnienie diabła.
Ja pierniczę! Mam nadzieję, że to wycięli, ale na wszelki wypadek nie oglądałam przez cały weekend telewizji, unikając przede wszystkim programów lokalnych.
Nikt też w sobotę nie biegał za mną i nie krzyczał: taka się już urodziłam! :-)
Na jarmarku spełniły się moje obawy, bowiem udało mi się nawet coś sprzedać. Utarg przez 2 dni, to 55 zł (11 sprzedanych rzeczy). Jako, że wszelki utarg przeznaczam na renowację zabytków, starczy mi na niecałe dwie puszki farby Hammerite, którą używam do malowania i konserwacji pługów konnych. Jak na debiut, to oceniam to nieźle, tym bardziej, że stoiska obok miały podobne utargi.
Prawdziwą furorę zrobiłyśmy z Kasią dziergając na jarmarku frywolitki. Co rusz ktoś się zatrzymywał i pytał, co to jest i jak my to robimy. Dzięki frywolitkom czas nam szybko zleciał.
Oto efekt dwóch dni spędzonych na jarmarku
Ubranko na kolejne, tym razem złote jajo.
Stoisk z dekupażem było sporo. Moje pirografy były za to jedyne w swoim rodzaju. Sprzedałam kilka drewnianych i zdekupażowanych jaj oraz podstawki wypalane. Wzory, które wybierali ludzie, to róże i konie, a dzieci sięgały po zajączki wielkanocne. Mimo, że to od początku do końca rękodzieło, cenę miałam, jak "u chińczyka"- wszystko po 5 zł.
Stoiska i rzeczy prezentowane przez innych biorących udział w jarmarku:
Bardzo ciekawe i oryginalne papierowe kurki i skrobane wydmuszki jaj.
Wydmuszki z jaj gęsich. Pięknie, starannie zrobione.
tzw. część artystyczna
Tu spodobał mi się pomysł na pudełka
I trochę smakołyków. Ich zapach dolatywał do naszego stoiska.
Zwróćcie uwagę na frywolitkową serwetę- piękna!
I jeszcze "wieści z frontu". Mantra od rana ma temperaturę 36,8, co według wszelkich podręczników każe nam się spodziewać akcji porodowej w ciągu najbliższej doby. Już nic nie chce jeść, ale jest bardzo spokojna i cały czas śpi. Dzień spędzę na szykowaniu kojczyka i akcesoriów potrzebnych przy porodzie. Mam nadzieję, że tym razem obędzie się bez interwencji weterynaryjnej i urodzi sama.
Same cudowności na tym jarmarku! Oczy nie można oderwać :)
OdpowiedzUsuńps 1. Proszę Mantrę ugłaskać ode mnie, bardzo, bardzo :)
ps 2.) To, co dotknęło cie podczas rozmowy z reporterem nosi nazwę odmóżdżenie proste. Częste zjawisko, i mnie czasami dopada. Ale wiesz, nie należy się za bardzo przejmować tym, co ludzie pomyślą. Nie robią tego zbyt często ;)
Hi, hi... Ty wiesz, jak człowiekowi dodać otuchy ;-)
UsuńMantrę, z dedykacją od Ciebie, wypieszczę :-)
A bo przed kamerą to człowiekowi odbija. Do tej pory mi słabo jak sobie przypomnę "swój" wywiad, którego udzielałam na jakimś jarmarku w Swołowie. Jezusie Maryjo... Czy to tylko tak wyglada, czy rzeczywiście było sporo ludzi? Bo na elbląskim jarmarku puchy...
OdpowiedzUsuńAsia
Mam nadzieję, że jakoś się oswoję z kamerami i durnymi pytaniami, bo zamierzam bywać na jarmarkach. Spodobało mi się, pominąwszy media ;-)
UsuńLudzi u nas było sporo na inauguracji, czyli przez pierwsze dwie godziny w piątek. Wtedy też sprzedałam 9 wyrobów. Potem było pusto. W sobotę to już prawie nikogo nie było, tylko sami wystawcy, a te 10 zł sobotniego zysku, to tylko dlatego, że się w piątek umówiłam na odbiór. Pogoda była parszywa i nikomu się pewnie nie chciało z domu wychodzić.
Telewizja sie nie przejmuj. Jak sie czlowiek zestresuje to nie umie z siebie wydac slowa. Wiem, bo kiedys bralam udzial w programie (cyklicznym) lokalnej telewizji. Dopiero jak udalo mi sie zapomniec ze mam przed nosem kamere i zachowywalam sie normalnie, tak jak codzien, to poszlo dobrze.
UsuńOdnosnie wywiadow to jest tez kwestia tego, ze nie o wszystkich rzeczach czlowiek mysli. Czasami dziennikarze zadaja naprawde debilne pytania i jesli przewidujesz, ze w przyszlosci moze zajsc podobna sytuacja to po prostu w domu odrob prace domowa czyli sprawdz, jakie pytania najczesciej padaja z okazji podobnych imprez i przemysl na nie odpowiedz. I bedzie git :)
A odnosnie frywolitek to musze przyznac, ze mnie az zamurowalo. U mnie w rodzinie odkad pamietam wszystkie kobiety zasuwaly na szydelku, drutach, wyszywaly i tak dalej. Ja tez, od malego dzieciaka. Takie frywolitki jakie prezentujesz pottafie zrobic od reki, bez zadnych wzorow, podobnie duze serwety. Nasz dom byl takimi rzeczami zawalony od gory do dolu, nigdy tego nie lubilam i NIGDY nie przyszloby mi do glowy, ze to mozna sprzedac, ze moze byc interesujace jako rzemioslo i tak dalej. Heh :)
Jeśli chodzi o telewizję, będę już bogata w doświadczenie ;-)
UsuńNo proszę, jak ktoś miał okazję wyssać frywolitkę z mlekiem matki, to tylko pozazdrościć ;-) Bardzo podoba mi się biżuteria frywolitkowa. Doceń tę sztukę, bo już niewiele osób to potrafi.
Trzymam kciuki za Mantrę, Was i Maluchy! Daj znać kochana, jak już będzie po wszystkim i znajdziesz chwilkę :) Przeżywam zawsze Wasze porody :))))
OdpowiedzUsuńA co do TV, nie przejmuj się! To zawsze tak wygląda, obawiam się, że inteligencja u potencjalnego redaktora/rki to cecha wykluczająca możliwość pracy w TV. Odpowiadałam już na tak absurdalne pytania, że kiedyś może to opublikuję, będzie z czego się pośmiać. Zauważyłam, że to działa na zasadzie: nie ważne kto i co odpowiada, ważny jest REDAKTOR.
Buziaki! Trzymaj się!
A! I Jaskra wymiziaj - w końcu się zasłużył :)
Opublikuj, albo mi napisz, to mnie pocieszysz :-) A może jakieś porady, jak wybrnąć z takich durnych sytuacji? Może jest jakaś uniwersalna odpowiedź na głupie pytania?
UsuńDzięki za psychiczne wsparcie, przyda się nam. Na razie "na froncie" spokój :-)
Na deficyty umysłowe kadry dziennikarskiej metody nie ma. Jest jeszcze jedna prawidłowość:im głupszy tym mniej taktowny.
UsuńJa się nauczyłam tym bawić, plotę po swojemu i płaczę ze szczęścia jak widzę popłoch w oczach rozmówcy.
Tak już poważnie: zanim zgodzisz się na rozmowę przed kamerą - najpierw porozmawiaj chwilę z człowiekiem i dopiero potem, zgadzaj się lub nie na rozmowę.
Uściski ślę!
No właśnie. Muszę sobie wypracować jakiś sposób na to, żeby oni, a nie ja głupio się czuli :-)
UsuńAneto, mam przykre doświadczenia kiermaszowe. Onego czasu zrobiłam sobie certyfikat cepeliowski na serwetki; ładnie ubrałam się, pojechałam do Krakowa pokazać moje robótki, dokument dostałam bez problemu, potem zaprosili mnie na jarmark do skansenu; nie spałam pół nocy, prałam, krochmaliłam, prasowałam, wyeksponowałam pięknie na stoisku i na ścianie chaty; i owszem, zainteresowanie było, nawet sprzedałam kilka, ale ile było przy tym stękania. Szanowna kupująca klientela bez zmrużenia oka zapłaci żądaną kwotę za zrobienie fryzury czy paznokci, ale już za ręczną pracę, moje nici bawełniane, godziny ślęczenia przy szydełku wg niej nie są warte wcale niewygórowanej kwoty; obok mnie siedziała bardzo sympatyczna staruszka, na koniec okazało się, że kupujący okradli ją, miała piękne, ręcznie robione rajstopy, chusty, ktoś bez serca zabrał jej to. Skończyłam moją "jarmarczną" przygodę, dzwonili jeszcze z różnych miejsc, odmawiałam, praca ręczna nie jest w cenie, mogę dziergnąć coś dla siebie, znajomych, nic więcej; ale to są tylko moje doświadczenia, może teraz jest inaczej, czego mocno życzę wszystkim wystawiającym kiermaszowo, pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTaki komentarz wstawiłam u innej Anety, ale Ty też jesteś Aneta, więc tylko przekopiowano mi go do Ciebie. Jak pisałam wyżej, to tylko moje odczucia, oby Twoje były jak najlepsze, pozdrawiam serdecznie.
Rzeczywiście, niefajnie. Ja bardziej wystawiłam się dla reklamy, nie dla handlu. Myślę, że sobie podaruję rękodzieło, a z czasem skupię się na ekologicznych przetworach. Zobaczymy.
Usuńlubię takie klimaty :))))
OdpowiedzUsuńJako dziennikarz z dwudziestopięcioletnim stażem potwierdzam: przy przyjmowaniu do telewizji trzeba przejść test na inteligencję, wynik powyżej 80 - dyskwalifikuje kandydata!
OdpowiedzUsuńAle piszę to tylko dlatego, że sam się nigdy do telewizji (jako dziennikarz naturalnie, bo występować to mi się zdarzało: dwukrotnie nawet, jako - ho, ho! - hodowca..!) nie załapałem.
Mawiało się u nas, że tak, jak istnieje "radiowa uroda", tak też da się wyróżnić "telewizyjną inteligencję", oraz, ma się rozumieć - "dziennikarski refleks", osobliwie w redakcjach tygodników...
Trzymam kciuki za udane rozwiązanie i zdrowie położnicy i jej potomstwa!
Z jarmarkami mam podobne odczucia do tych Marii, ale wiem, że może być inaczej. Trzymam kciuki za Mantrę.
OdpowiedzUsuńA jako wnuczce piekarza i "pani piekarni" niech mi wolno będzie skorygować terminologię: dzieża jest naczyniem klepkowym, zwężającym się ku górze, a ta Twoja piękna dłubanka to niecka, lub jak na Podlasiu mówią, kopańka. Serdecznie pozdrawiam
Ja się starałam przygotować i na wszelki wypadek poszukałam po muzeach etnograficznych jak oni na ten przedmiot mówią. Pod hasłem "dzieża" są i te zwężane i nieckowe. To może sprawa regionu. Dzieża to ogólnie naczynie, w którym wyrabia się chleb. "Niecka" charakteryzuje bardziej kształt, niż funkcję. W każdym razie w ten sposób to zrozumiałam.
UsuńTo świadczy tylko o tym, że nawet w muzeach już niewiele osób tak naprawdę wie, co jest czym i do czego służyło. Krosna np. i kołowrotki są tak eksponowane, że nie byłabyś w stanie skorzystać z takiej ekspozycji dla swojej edukacji, a pracownice czy pracownicy nie potrafią udzielić Ci żadnej rady, bo nie mają o tym pojęcia. Są oczywiście wyjątki.
UsuńDzieża była i wciąż jest naczyniem klepkowym. Naczynie dłubane w kształcie niecki może służyć do wyrabiania ciasta chlebowego, czemu nie, ale dlatego, że w nim ciasto gnieciono nie stało się od tego dzieżą, która poza swą pierwszą i najważniejszą chlebową funkcją, miała znaczenie magiczne i była sprzętem wykorzystywanym do różnych rytuałów, nie tylko na terenach Słowiańszczyzny. Dzieża miała jasno określoną budowę - proste klepki, najlepiej dębowe, choć i lipowe wykorzystywano. Kształt okrągły, zwężający się ku górze z pokrywą słomianą, wiklinową lub bez. Pozdrawiam
Wierzę Ci :-) Szkoda, bo dzieża brzmi ładniej niż niecka :-) Pozdrawiam :-)
UsuńZawsze możesz powiedzieć - proszę Państwa oto niecka bądź dłubanka pełniąca funkcje dzieży
UsuńU nas dawno w takich nieckach kąpano niemowlęta, wykładano pieluszkami i niemowlę było bezpieczne; tak, dzieżka była z klepek, a to są niecki.
UsuńMoja mama nie umiała zagnieść ciasta na stolnicy, tylko w nieckach, przed pieczeniem chleba niecki wypełnione mąką stawiane były na piecu, mąka ogrzewała się i na rano gotowa była do wyrabiania chleba, pozdrawiam serdecznie.
No piknie, gratuluje, myśle, że ja przed kamerą zgłupiałabym doszczętnie i pewnie palnęłabym coś głupiego, Wasze stoisko wyglądało super, plakat świetnie wymyśliłaś. Trzymam kciuki za Mantrę :)
OdpowiedzUsuńZnowu chyba coś majstrowali przy bloggerze, bo nie wszystkie komentarze, które dostałam, są tutaj widoczne. W każdym razie, jakby ktoś nie znalazł swojego, to nic nie kasowałam. Żeby nie namieszać, odpowiem, jak się pojawią.
OdpowiedzUsuń:-)
ale hardkor :D to tak dla odstresowania przed porodem? :)
OdpowiedzUsuńkciuki mocno za Mantrę i za Was trzymam i czekam na wieści stosowne na blogu :)
Raczej bardziej zestresowania :-)
UsuńRiannon, nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo. Wywiad potraktuj jako kolejne doswiadcznie, nastepny wypadnie lepiej.
OdpowiedzUsuńJarmak cudny, a wasz stol przepieknie udekorowany.
Zycze szybkiego porodu Mantrze, usciski dla was i zwierzakow:)
Dzięki :-*
UsuńZawsze mamy wrażenie, że człowiek z kamerą i mikrofonem (bez względu na jego walory intelektualne) jest panem sytuacji. Cholera! I jeszcze to straszne uczucie, że dzieją się rzeczy nieodwracalne!
OdpowiedzUsuńA to przecież nie są programy na żywo. Przy jakiejkolwiek nieprzemyślanej (no bo niby kiedy miała być przemyślana?) i niezadowalającej nas odpowiedzi, można poprosić - to proszę nie, a teraz powiem jeszcze raz. W ogóle, przed wywiadem powinno się znać pytania.
Mnie się Twoja odpowiedź bardzo podoba!
Pozdrówki!
Reporterzy... może im już się znudziło zadawanie sensownych i normalnych pytań, bo w sumie ile można? ;). Przypuszczam, że po kilku miesiącach, a co gorsza - latach, mniej wytrzymałe jednostki mogą tracić na intelekcie, jak to się dzieje w pracy przy taśmie produkcyjnej :D W kółko to samo i to samo, wiec może urozmaicają sobie życie bzdurnymi pytaniami ;).
OdpowiedzUsuńPowoli przemyśliwuję "występ" na jarmarku w grudniu. W swojej naiwności myślałam, że trudno mieć z takiej imprezy złe doświadczenia, ale jak się okazuje, jest inaczej. Chyba trzeba uzbroić się w olew na wybrzydzających kupujących no i pilnować towaru. Myślę, że mimo wszystko warto się pokazać.
Ślę dobre myśli pod adresem Mantry i czekam na wiadomości :)
Zawsze trzeba zbierać własne doświadczenia. Mimo wszystko namawiam.
UsuńZapomniałam. Spokojnego, bezproblemowego porodu Mantry i cudnych, zdrowych maluchów!
OdpowiedzUsuńMantra z całą pewnością jak na dzielną mamę przystało ze wszystkim świetnie sobie poradzi za co familijnie trzymamy kciuki, zwłaszcza, że i u nas przygotowania do porodu trwają, tyle że na świecie mamy powitać wnuka no i czas liczymy jeszcze (albo już) w tygodniach a nie w godzinach :)
OdpowiedzUsuńNo to teraz my trzymać będziemy kciuki. My już po. Opiszę, jak znajdę chwilkę.
OdpowiedzUsuńCzekam więc z niecierpliwością na Twoje sprawozdanie.
UsuńPolecam felieton Macieja Stuhra w kwietniowym Zwierciadle, jak to pani redaktorka DzieńDobryTVśniadaniowa-czy-jakaś-tam kazała dziecku kłamać do kamery, żeby było ładniej (?) -no, tak, żeby jej pasowało.
OdpowiedzUsuńA Ty wykazałaś się refleksem i dowcipem ;-))
Życzę Wam bezproblemowego rozwiązania i czekam na wieści!
Och, widzę, że się spóźniłam z życzeniami ;-)) To bardzo fajnie, wymiziaj szczęśliwą mamę i maluszki!
UsuńJuż są dzieci? Wszystkiego najlepszego dla wszystkich
OdpowiedzUsuńBardzo to zabawne:D U nas, był kiedyś jarmark ekologiczny i reporter naszej lokalnej telewizji zapytał moją znajomą -
OdpowiedzUsuńCo ją najbardziej zainteresowało ?
Co kupiła ?
Co poleca ?
Na wszystko odpowiadała "kozie mleko" :DD
Pozdrowienia dla Was, Malców i Mantry !
OdpowiedzUsuńStrasznie fajnie wyglądasz na tym jarmarku. Ho, ho.
OdpowiedzUsuńOdpowiedź dałaś rewelacyjną właśnie!!! Coraz głupszym ludziom dają kamery i mikrofony w ręce.
( Nas kiedyś gwiazda Radia Rzeszów - taka gwiazda, że już nawet się nie przedstawia, gdy kogoś atakuje - przed koncertem Australian Pink Floyd spytała skąd przyjechaliśmy. Rado wypalił "ze wsi", a obrażona gwiazda odwróciła się na pięcie i to był koniec naszej sławy medialnej :DDD)
Pzdr.