O mnie

Moje zdjęcie
Kobieta wciąż zadziwiona otaczającym ją światem. Z wykształcenia archeolog, z wyboru Wolny Człowiek i Kustosz we własnym Muzeum. Z urodzenia Wrocławianka, z wyboru mieszkanka małej wsi. Na pytania miejskich kolegów: "co ty robisz do licha na tej wsi"??? odpowiada: "żyję!!!". Zawsze niepokorna i pozostanie taką do śmierci. Wyznaje w życiu maksymę: "Ludzie posłuszni żyją, aby spełniać oczekiwania innych. Nieposłuszni realizują swoje marzenia". Kobieta owa ma wciąż wiele pomysłów, które uparcie realizuje na powyższej zasadzie. Posiadaczka 2 psów i 1 Chłopa. Chce się dzielić z ludźmi swoim kawałkiem życia prowadząc Gospodarstwo Agroturystyczne, Muzeum Dwór Feillów oraz Hodowlę Psów Rasy Golden Retriever.

środa, 9 kwietnia 2014

Cieszymy się wiosną.

Być może jest to ostatnia nasza wiosna na Pogórzu Izerskim. Mając tego świadomość, intensywnie chłoniemy każdy z jej objawów. To, co niegdyś wydawało się oczywiste, z czego owszem, cieszyliśmy się, ale uważaliśmy za coś niezmiennego, nagle przybrało formy ostateczne. Być może ostatni raz na żywo widzimy posadzony przez nas, jako malutki krzaczek, kwitnący migdałowiec.


Widok z okna ściany szczytowej domu.


Żółte narcyzy są pospolitymi kwiatami wiosennymi. Tutaj, na Pogórzu Izerskim opowiadają historie. Kiedy wczesną wiosną chodzimy po lesie czy po obrzeżach wsi, to właśnie one pierwsze pokazują nam, gdzie kiedyś tętniło życie, gdzie był czyjś dom. Tam, gdzie są kwiaty i zdziczałe drzewka owocowe, tam dziesiątki lat temu ktoś rodził się, przeżywał radości i smutki, zakochiwał się, wychowywał dzieci, umierał. Na Pogórzu Izerskim nie tylko ludzie umierali, umarło też bezpowrotnie wiele domów. 


A oto mirabelki nasze ukochane. Rodzą takie niepozorne, średnio smaczne lekko mdławe owoce. Niektórzy lekceważą je, ponieważ pestka jest większa od miąższu. Nie opłaca się bawić w robienie przetworów. Nic bardziej mylnego. Smak dżemu z mirabelki wynagradza wszelki trud. Z resztą, a mówię to ja- osoba niezwykle leniwa jeśli chodzi o gospodarstwo domowe- pozyskiwanie miąższu nie jest wcale kłopotliwe. Tajemnicą, która sprawia, że dżem z mirabelek nie jest mdły, jak owoce z tego drzewa, jest dodanie do przetworów kwasku cytrynowego lub samej cytryny.



W tym roku podczas zimy na Pogórzu Izerskim panowała niezwykła jak na ten rejon susza. Przyczyną był brak śniegu w Górach Izerskich i brak jakichkolwiek opadów na Pogórzu. Zimą strumyk ledwo ciurkał. Wystarczyły trzy dni średnich opadów, a z naszego strumyczka na posesji zrobiła się mała rzeczka. Tę rzeczkę nazwaliśmy sobie kiedyś Tuskulanka. Mieliśmy w zamiarze zrobić kawał i wprowadzić tę nazwę do Wikipedii, ale już teraz, gdy jesteśmy jedną nogą w Małopolsce, nie ma to sensu. Tego strumienia będzie nam brakować najbardziej, ponieważ wszystko inne da się zaprowadzić na nowym miejscu zamieszkania.





Okolice Tuskulanki zakwitły zawilcami. W tej chwili jest ich cały dywan. Dolina strumienia wprost szaleje na biało. Białe zawilce przetkane są żółtymi.



Tutaj też coś lada moment zakwitnie. Na razie te zielone liście składają nam obietnicę.


Oto widok na dużą część doliny Tuskulanki. W lutym, wraz z naszymi następcami, rzetelnie ją oczyściliśmy z chwastów, krzaków dzikiego bzu, siewek, odrostów. Póki trawy nie ruszą na całego, delektujemy się tym widokiem. Potem czeka nas już praca nad ujarzmianiem zieleni. Oj, jak bardzo przydałaby się tu koza lub owca. A najlepiej całe stadko.


A oto najpiękniejsza obietnica. Kwitnący sad. Rozpoczyna się od wczesnych odmian czereśni, potem kwitnie kilka grusz. Na samym końcu sad wybucha kwieciem jabłoni. To najpiękniejszy widok na naszej posesji. Wyobraźcie sobie bowiem ponad setkę jabłoni kwitnących niemal równocześnie jedna przy drugiej. Nie wiem, czy ten widok będzie mi w tym roku dany, bo lada moment zacznę być w rozjazdach.


 Grusze



A oto jedyna samotna cebulica syberyjska na naszej posesji. Rośnie sobie w miejscu absolutnie nieciekawym, bo obok śmietnika. Przywieżliśmy sporo cebulek tego uroczego kwiatuszka, ale nie wiedzieć czemu, tylko ta jedna się przyjęła. Myśleliśmy że po kilku latach będziemy mieli na trawniku las cebulic syberyjskich, tymczasem od 13 lat każdej wiosny wychodzi z ziemi tylko ta jedna.


Zapewne wszyscy kochacie niezapominajki? "Niezapominajki są to kwiatki z bajki, rosną nad potoczkiem, patrzą modrym oczkiem...etc". Tak, pamiętamy ten wierszyk z dzieciństwa. Wszyscy kochają niezpominajki, tylko nie ja. Niezapominajki na naszej posesji to istna plaga egipska. Rosną wszędzie, rozsiewają się, jak chwasty, są nie do opanowania. Zawładnęły moim skalniakiem, z którego muszę je po prostu karczować, są w każdej szparze i pod każdym kamieniem. Gdyby nie walka z nimi, zadusiłyby wszystkie pozostałe kwiaty. Oczywiście, zostawiam parę kępek, a nasiona rozsiewam po sadzie. Niech tam wdzięczą się i mrugają tym swoim modrym oczkiem. Wystarczyło kilka dni ze słońcem, a one już kwitną.


No dobrze, to nie tak. Też kocham niezapominajki, ale nie na skalniaku, gdzie przysparzają mi roboty i zgryzoty, bo ujarzmić je trzeba, a przecież wyrywać te urocze kwiaty żal.

*****
W piątek, czyli już pojutrze, wyjeżdżam na wakacje na Lazurowe Wybrzeże. Wolę o tej wycieczce mówić, że wybieram się do Prowansji, ale ktoś mi kiedyś zarzucił, że to nie to samo. Lazurowe Wybrzeże brzmi tak jakoś lansersko, a ja przecież żadnego lansu nie uprawiam. Po prostu mam okazję na tani wyjazd z gronem miłych ludzi. Z takimi pojechałabym nawet do piekła. Prowansja brzmi przaśnie, swojsko i taka jest. Poza sezonem, kiedy deptaki są puste, nie odczuwa się na Lazurowym Wybrzeżu jego odrębności od Prowansji.
Nie wiem, kiedy się tutaj pojawię, ponieważ wracam w Święta, a potem będziemy krążyć pomiędzy dwoma domami. Ten rok będzie dla nas trudny i pełen chaosu. Póki od nowa nie zapuszczę korzeni, póty będę mieć mniej czasu na życie w sieci. Gdzieś jednak w końcu osiądę i mam nadzieję, że już na stałe. Choć powoli szykuję się do zamknięcia tego rozdziału mojego życia, nie żegnam się jeszcze. 

Tymczasem życzę Wam wszystkim wesołych i pogodnych Świąt Wielkanocnych.