Żyjąc przy rodzicach we wrocławskim mieszkaniu o wielkości 46 metrów kwadratowych (włączając w to balkon), miałam naprawdę mało miejsca. Tak było go
niewiele, że do mojego pokoju nie dało się już wstawić biurka. Przez szkolne lata
za stół do pisania służył mi blat barku. Po jego otwarciu ukazywały się książki
i zeszyty, czyli wszystko co uczennicy i studentce potrzebne jest do edukacji.
Ale moi drodzy, czasy się zmieniły! Kiedy podczas weekendowego pobytu u
rodziców otworzyłam swój dawny barek celem uporządkowania notatek z pierwszych
zajęć, oczom moim ukazał się taki widok.
Spójrzcie, jakie mam teraz warunki do nauki!
Najbardziej zaintrygowała mnie pewna rzecz na pierwszym
planie, która wyglądała jak słoik z moczem. Cóż, rodzice są już w podeszłym
wieku, należy spodziewać się pewnych tego typu znalezisk.
Otóż nie! Dyskretny wywiad wykazał, że jest to święte wino,
w którym kąpała się Matka Boska Gidelska. Od razu na wstępie usłyszałam, że nie
jestem godna, aby go spróbować i szczerze mówiąc odetchnęłam z wielką ulgą nie mogąc się pozbyć wizji moczu.
Spodziewałam się, że może zostanę przymuszona, aby to spożyć, by wygonić diabła
spod mojej skóry. Uspokoiwszy się, że nie zostanę podstępnie napojona,
zażyczyłam sobie uszczegółowienia tematu. Rzecz przeszła moje najśmielsze
oczekiwania.
Otóż pewnego dnia moja matka pojechała z własną flaszką do
niejakich Gidel koło Częstochowy, gdzie, jak podejrzewam za solidną opłatą,
zanurzono w owym winie wykopaną niegdyś na polu figurkę Matki Boskiej. Akurat
wróciłam z wykładu z prawa dotyczącego ochrony zabytków i zwęszyłam niezły
kryminał. Na szczęście dziś sprawdziłam, że rzecz dotyczy wieku XVI, a sądząc
po stanie zachowania figurki, niewiele opowieść o oraczu ma wspólnego z
rzeczywistością. Jak widać i emeryci potrafią się świetnie zabawiać :-)
święta figurka kąpana w winie
Któraś z tych wiśnióweczek, bądź promieniująca aura świętego
wina, którego niegodna byłam spróbować,
mocno mi zaszkodziła, ponieważ wróciłam do domu w kiepskim stanie. Leżąc
i jęcząc, przeżywając sensacje żołądkowe odczytałam list (prawdziwy list, taki
na papierze, ręcznie pisany!) od pewnego czytelnika, w którym na końcu stało:
„...Zapomniałem napisać o Twoim największym skarbie. Jest to
oczywiście Twój Chłop. Powinnaś iść na kolanach do Częstochowy w podzięce za
męża...”
No żesz kurza blada twarz! Leżę, cierpię, jedną ręką
głaszczę stęsknione psy, w drugiej trzymam list, podświadomie układam menu na
kolację dla równie, jak psy stęsknionego Chłopa, choć nie wiem, czy dam radę w ogóle
wstać z łóżka!
Dlaczego? Dlaczegóż to, do licha ciężkiego, Chłop nigdy nie dostał
listu, gdzie byłoby napisane, że w podzięce za taką babę powinien co tydzień zlizywać
księdzu piankę z kolan?
P.S. Drogi czytelniku. Dziękuję za list i intrygujący prezent na którym napisano: otworzyć po Mikołajkach. Odezwę się zatem do Ciebie po Mikołajkach :-)
Haha, w tych warunkach nauka sama Ci wejdzie do głowy... Nawet nie trzeba spać z notatkami pod poduszką. ;)
OdpowiedzUsuńTak się właśnie zastanawiam, czy nie zdrowiej byłoby się trzymać jednak z daleka od tego bareczka :-)
UsuńAle jajca ! warunki rzeczywiście są :)Aż ciężko uwierzyć że wciąż wciska się ludziom takie "cuda" jak : św. wody, egzorcyzmy, figurki, obrazy, medaliki to jak w średniowieczu kostki świętych na rzemyku ;D Po prostu święte jest wszystko co ksiądz chce opylić :) Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńNajbardziej ohydną i odrażającą z tego typu praktyk wydaje mi się kawałkowanie i obnoszenie zwłok, tzw relikwie. Jest przecież na coś takiego paragraf mówiący o bezczeszczeniu zwłok. Mam wrażenie, że część ludzi bezkrytycznie przyjmuje coś, co w dzisiejszych czasach wydaje się być absolutnie niepojęte.
UsuńA odpusty?? Najlepszy biznes świata,sprzedać coś czego nie ma . A moja rodzicielską ostatnio przynisła do domu dwie flachy z wodą i już widząc ,jak je tuli, zaczęłam węszyć spisek. I co?? Okazało sie że to woda z rzeki Jordan,tak TEN Jordan ,do przewiezienia ,której namówiła ciotkę ktora Święte Ziemie wizytowala. A po co woda? A bo będzie sie rytualnie obmywac....brak słów.
UsuńSpójrz na to z drugiej strony: Twoi rodzice nareszcie mogą podchodzić do swojego barku... na luzie..?
OdpowiedzUsuńHm, na luzie mówisz? :-) Ja się zastanawiam, jak im to nie szkodzi, skoro mnie z nóg zwaliło?! :-)
UsuńA bo oni to inne pokolenie, ich byle co z nóg nie zwali ... wiem co mówię ... obserwuję swoich teściów :)))
UsuńA ja myslalam, ze to jeszcze twoje zapasy z czasow studenckich:)
OdpowiedzUsuńSwiete wino powiadasz, lalll! To chyba leczy wszystko.
Zdrowka zycze:)
A w slubnej sukni ( bez wzgledu na swoje przekonania) wygladalas pieknie, jak ksiezniczka. I twoj Chlop powinien isc w podziece na kolanach, no moze nie do Czestochowy:)
:-) Niestety, niby leczy, ale nie każdego :-)
UsuńWiesz, po takim liście to aż boję się pomyśleć, jaki może byc prezent. A może podaruj go Krzyśkowi, wszak Chłop za silniejszego jest uznawany:)
OdpowiedzUsuńCo do trunków...No nie wiem, a jak zamiast wiśnióweczek jakies skisłe czary - mary tam są? Ja bym nie ryzykowała.
I w kiecce ślubnej rzeczywiście wygladałaś pięknie:)
Jak zapytałam o proces produkcji, to mi się zrobiło słabo, zatem możesz mieć rację z tymi skisłymi czarami-marami :-)
UsuńHmmm - tak mi się wydaje, że na kolanach i do Częstochowy to w wypadku gdy wracasz do domu a tam: psy wygłaskane, wybiegane i stęsknione za ukochaną Pańcią, na stole czeka obiad ugotowany przez Chłopa i ciasto własnoręcznie przez niego upieczone oraz przysmaki na późniejszą kolacje wraz z winem. W przypadku kłopotów gastryczno-zdrowotnych miast wina w try miga pojawia się zaparzony rumianek lub też inna mięta, a Chłop klęka przed Tobą i szepcze zbielałymi wargami - "Pani moja, jam stóp twoich nie godzien całować..." Ech!
OdpowiedzUsuńA.
Otóż to! I mnie się właśnie taka jawi kolej rzeczy :-)
UsuńRiannon superowo, że wróciłaś.
OdpowiedzUsuńPosikałam się ze śmiechu, Riannon niegodna nalewki z Gides:-)))
Bałabym się otwierać prezentu od Mikołajka, ale czad!Co to za czytelnik, hmmmmm....Typujesz kogoś?
Halyna
Cieszę się, że Cię rozbawiłam :-)
UsuńNo to nieźle się zaczyna...Nalewka z Gides, tajemniczy Czytelnik - Mikołaj, list pisany ręcznie. Ubawiłam się czytając. Dziękuję i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUwielbiam niespodzianki i wszelkie tajemnice :-)
UsuńNo popatrz, a ja już myślałam, że facet, który kocha żonę i troszczy się o dom, to stan normalny (i statystycznie najczęściej występujący) a nie cud godny pielgrzymki dziękczynnej.
OdpowiedzUsuńWino "maryjne" do mnie też nijak nie przemawia, no ale jeśli ktoś w to wierzy, to może i mu pomaga. Pozdrawiam :)
Niestety, nie jest to stan normalny. Rzekłabym nawet, że raczej rzadko występuje. My Tysiu rzeczywiście jesteśmy farciary, że mamy takich facetów. Jednak w sytuacji, w jakiej się znalazłam we wpisie, czasem mam wrażenie, że oni mają jednak większe szczęście do nas :-)
Usuńhmm, barek na bogato,
OdpowiedzUsuńjak dla mnie jest OK, znak dobrych czasów
Tylko co mi z tego, jak teraz odważę się jedynie na to popatrzeć? :-)
Usuńsądząc po barku to sesyjka pójdzie płynnie :D
OdpowiedzUsuńHi hi... słowo "płynnie" jest tutaj bardzo na miejscu :-D
UsuńWybierzcie się na kolanach do tej Częstochowy razem ;)
OdpowiedzUsuńOoooo... na pewno nie! :-)
UsuńAleż mnie ciekawość zżera co też ten Mikołaj Tobie podaruje :)
OdpowiedzUsuńNic a nic nie podglądnełaś co tam jest ? Ja bym chyba nie wytrzymała :)))
A może to sam Chłop wysłał ten list, no nie bo byś
charakter pisma poznała, bo to chwalenie takie podejrzane jest :)))
Pozdrawiam
Jak do Mikołajków, to do Mikołajków! :-) E, nie. Chłop nie umiałby tak długo trzymać kamiennej twarzy :-) Zazwyczaj to ja mu robię wkrętki :-)
Usuń