O mnie

Moje zdjęcie
Kobieta wciąż zadziwiona otaczającym ją światem. Z wykształcenia archeolog, z wyboru Wolny Człowiek i Kustosz we własnym Muzeum. Z urodzenia Wrocławianka, z wyboru mieszkanka małej wsi. Na pytania miejskich kolegów: "co ty robisz do licha na tej wsi"??? odpowiada: "żyję!!!". Zawsze niepokorna i pozostanie taką do śmierci. Wyznaje w życiu maksymę: "Ludzie posłuszni żyją, aby spełniać oczekiwania innych. Nieposłuszni realizują swoje marzenia". Kobieta owa ma wciąż wiele pomysłów, które uparcie realizuje na powyższej zasadzie. Posiadaczka 2 psów i 1 Chłopa. Chce się dzielić z ludźmi swoim kawałkiem życia prowadząc Gospodarstwo Agroturystyczne, Muzeum Dwór Feillów oraz Hodowlę Psów Rasy Golden Retriever.

wtorek, 23 listopada 2010

Wola Zręczycka.

Są takie miejsca, które dla ludzi stanowią „ziemię świętą”.
Chcę opowiedzieć Wam historię związaną z pewnym starym dworem, znajdującym się w jednej z maleńkich podkrakowskich wsi.


Kiedy po ślubie zamieszkałam z rodziną męża, niemal codziennie wysłuchiwałam opowieści o utraconym majątku w Woli Zręczyckiej. Słuchałam o życiu przed wojną w pięknym drewnianym dworku, przeglądałam stare fotografie. Szybko dotarło do mnie, że ta rodzina żyje nadzieją odzyskania utraconego dobra. Że dwór to nie tylko budynek, ale miejsce, do którego należą ich serca.
Miło mi poinformować wszystkich, iż po 20-tu latach procesowania się z państwem polskim, decyzją Naczelnego Sądu Administracyjnego, wyrokiem prawomocnym i ostatecznym (po dokonaniu stosownych procedur, które zajmą kilka miesięcy) dwór na Woli powraca w ręce rodziny.
Wzruszająca chwila.

Pozwólcie, że opowiem Wam to, czego nie znajdziecie w przewodnikach turystycznych. Jest w nich wiele błędów, gdyż większość dokumentów, jakie się zachowały, znajduje się w rękach rodziny. Żywa jest też pamięć o wydarzeniach, przekazywana z pokolenia na pokolenie.

Rodzina Feillów-bezpośredni przodkowie mojego męża, który jest prawnukiem ostatniej właścicielki dworu, sprowadzili się na Wolę po zawierusze zwanej Wiosną Ludów. Na terenie Małopolski doszło wówczas do prawdziwej rzezi, przez co okolica się wyludniła. Tak pisał o znanych początkach dziejów rodziny jeden z przodków:

„Najstarszym protoplastą naszej rodziny, o którym coś słyszałem, był Jan Feill, Niemiec, obywatel francuski, ziemianin żyjący w Lotaryngii. Podczas rewolucji francuskiej, w roku 1790 uciekł do Austrii i za przywiezione pieniądze kupił w małym miasteczku Wiener Neudorf pod Wiedniem browar i kilkadziesiąt hektarów ziemi (...) Około roku 1860 Twój pradziadek Rudolf zmarł, a jego najstarszy syn Rudolf sprzedał browar i morgi w Wiener Neudorf i przeniósł się do Małopolski, gdzie kupił w powiecie wielickim trzy majątki ziemskie: Zręczyce, Wola Zręczycka i Zagorzany.Przy podziale rodzinnym Zagorzany objął Rudolf, Wolę Zręczycką Twój dziadek Antoni, a Zręczyce Aleksander”.

Na majątek w Woli składał się drewniany dwór, 30 hektarów ziemi rolnej oraz 150 hektarów lasu. Rodzina żyła w szczęściu i dostatku do wybuchu II wojny światowej.






stary dwór

Wcześniej, w latach 30-tych XX wieku, dwór uległ spaleniu. Na jego miejscu, wg projektu inż. Wł. Jenknera i inż. M. Bukowskiego wybudowano nowy drewniany budynek z przepięknymi piaskowcowymi kolumnami. Pierwotnie miał być otynkowany. Wojna jednak pokrzyżowała dalsze prace wykończeniowe.



budowa nowego dworu, zdjęcia z połowy lat 30-tych XX wieku

Podczas wojny, w lasach należących do majątku, ukrywali się partyzanci. Dla niemieckich okupantów był to trudny teren, bez powodu nie odwiedzali więc tych okolic zbyt często. Niestety, zostali zmuszeni przyjechać, gdy na pole należace do majątku, spadł amerykański samolot transportowy. Poturbowani piloci znaleźli pomoc we dworze. Umożliwiono też pochowanie po wszystkich zakamarkach transportu, który mieli na pokładzie. Cała wieś przez następne lata nosiła ubrania poszyte z amerykańskich spadochronów. Wrak samolotu został podpalony. Gdy dwór odwiedzili niemieccy okupanci, po kipiszu, jaki zrobili w całej okolicy, babcia wcisnęła im bajeczkę, że samolot transportu już nie miał, spalił się w wyniku uderzenia w ziemię, a pilotów nikt nie widział. Na szczęście uwierzyli, co pozwoliło zachować przy życiu całą rodzinę i mieszkańców wsi.

Wojna dobiegła końca, ale prawdziwy koniec świata spotkał rodzinę z ręki polskich „wyzwolicieli”.
Pod koniec wojny, we dworku ulokował się sztab marszałka Iwana Koniewa. Paradoksalnie Armia Czerwona, znana z najbardziej dzikich zachowań względem ludzi i mienia, nie przyłożyła ręki do rabunku dworu. Wręcz przeciwnie. Marszałek Koniew, który zrobił na babci spore pozytywne wrażenie, wszelkie akty wandalizmu lub okrucieństwa karał w iście azjatyckim stylu. W zależności od przewinienia, albo rozstrzeliwano bandytę na miejscu, albo wieszano na rynku w Gdowie.
W rodzinnych dokumentach zachowała się odręczna notatka Iwana Koniewa nakazująca pozostawienie majątku w rękach rodziny.
Majątek nie spełniał kryteriów dla nacjonalizacji ujętych w dekrecie PKWN. Był tam dwór, który spełniał rolę domu mieszkalnego dla licznej rodziny, 30 ha ziemi i 150 ha lasu. Teoretycznie nowa władza miała zabierać majątki ziemskie (lasy to osobna kategoria) powyżej 50 ha, ale pozostawiając w rękach właścicieli ich własne domy. W praktyce wyglądało to tak, że pewnego pięknego styczniowego poranka roku 1945, panowie w biało-czerwonych opaskach na ramieniu, weszli do dworu, dali rodzinie kilkanaście minut na spakowanie rzeczy podręcznych i nakazali opuszczenie majątku. Wydano też nakaz pod karą sądową, nie zbliżania się do wsi na odległość mniejszą, jak 15 km.
Zachował się dokument, w którym Stefan Feill występuje do władz o możliwość odzyskania rzeczy osobistych. Pozostał on bez odpowiedzi.

Dwór był miejscem zatrudnienia i oparciem dla ludzi ze wsi. Do tradycji należał zwyczaj, że mieszkanki dworu zostawały matkami chrzestnymi niemowląt chłopskich. I vice versa. Kobiety ze wsi zostawały piastunkami dworskich dzieci. Więź pomiędzy majątkiem a resztą wsi była na tyle duża, że chłopi po wypędzeniu rodziny, udali się do władz prośbą o możliwość ich powrotu do domu. Pod karą restrykcji, zastraszenia i w atmosferze mało serdecznej, zakazano ludziom podobnego rodzaju wystąpień.

Na odchodnym jedna z prababek, obłożywszy klątwą „wyzwolicieli”, powiedziała: „My tu jeszcze wrócimy”.
Cyżby jej słowa miały się teraz ziścić?

W przewodnikach napisano, że państwo polskie przejęło dwór w stanie zniszczenia. To nie jest prawda. Dwór nie ucierpiał podczas wojny. Budynek był nowo postawiony, odremontowany, życie toczyło się normalnym trybem.
Po wygnaniu rodziny, na podwórku, urządzono publiczne palenie książek z zabytkowej biblioteki. Na pytanie pewnego chłopa, który był świadkiem wydarzeń: „Ludzie, zastanówcie się, co wy robicie?” Padła odpowiedź: „A komu to potrzebne?”

Biblioteka została doszczętnie spalona, meble rozradziono na potrzeby miejscowych urzędów i zapewne też prywatnych urzędników. Ziemia została rozdana chłopom.
Obiekt nieremontowany stał i powoli popadał w ruinę.
W 1974 roku został podarowany Politechnice Krakowskiej, która zaadoptowała dwór na ośrodek kolonijny. Niestety, zamiast dbać o powierzone jej dobro, przystąpiono do dalszej dewastacji mienia:

-Rozebrano zabytkową zabudowę folwarczną.
-Dobudowano koszmarne mansardy, które zniszczyły pierwotną bryłę budynku.
-W holu, w miejsce przepięknej zabtykowej posadzki, położono ordynarne gierkowskie płytki.
-Zniszczono cudne piece kaflowe. Nie trzeba dodawać, że zabytkowe.
-Wyrąbano koszmarną dziurę przed domem i zalano ją betonem, na potrzeby jakiejś bliżej nam nieznanej inwestycji budowlanej. Na szczęście nie zrealizowanej.

I jeszcze, żeby tego było mało, okradła nas instytucja zwana Kościelną Komisją Majątkową.
Komisja owa, o której było głośno ostatnimi czasy, została powołana przez sejm w celu umożliwienia kościołowi odzyskania dóbr straconych po II wojnie światowej. Komisji dano nieograniczone prawo odbierania mienia państwowego, nie koniecznie odebranego kościołowi, na poczet swoich roszczeń. Decyzja Komisji Kościelnej była nieodwołalna, nie podlegało kontroli, co oni sobie odbierają. Nie interesowało ich, że toczą się sprawy sądowe osób prywatnych, że ktoś ma względem obiektów jakieś roszczenia. Nie informowano osoby użytkujące dane obiekty. W rezultacie doszło do wielu nadużyć. Między innymi łupem kościoła padła jedna z działek, należąca do dworu, na której zachowały się jeszcze smętne resztki zabytkowej zabudowy folwarcznej. Oczywiście, szybciutko działka owa została przez instytucję kościelną sprzedana osobie prywatnej, dzięki czemu jest ona nie do odzyskania. Można się jedynie starać o odszkodowanie. Za cud, przeoczenie, czy opiekę miejscowych duchów należy uznać, że kościół nie wyciągnął łap po cały dwór.


Obecnie dwór znajduje się pod opieką dzierżawcy. Cieszy oko odwiedzających, którzy mogą skorzystać z oferty noclegu, kawiarni, imprez okolicznościowych. Stanowi perełkę w regionie.

Kiedy dwa lata temu wyszła decyzja Wojewody Małopolskiego otwierająca rodzinie drzwi do starania się o zwrot majątku, w prasie pojawiły się sugestie, że po przejściu dworu w ręce prywatne, właściciele zniszczą jego charakter i bóg jeden wie, co z nim zrobią.
Wolą właścicieli jest zachowanie dotychczasowej funkcji obiektu. Zdajemy sobie sprawę z tego, jak wielką stanowi on wartość historyczną i jaką jest perełką dla gminy.


Ciekawostka:
Przy dworze znajduje się kapliczka z datą 1879.
W przewodnikach sugeruje się, iż powstała wraz z dworem ot tak, bez specjalnej okazji. To nie jest prawda. Kapliczka jest młodsza od budynku który spłonął w latach 30 - tych. Ufundowała ją pierwsza właścicielka dworu z rodu Feillów, dla upamiętnienia tragedii, jaka rozegrała się w tym miejscu. Z powodu miłosnego zawodu, w tym właśnie miejscu, gajowy odebrał sobie życie.

Dopisek z dn. 20.01.2014.
Z uwagi na zaistniałe okoliczności zdecydowaliśmy się zamieszkać we Dworze. O naszym życiu, decyzjach i problemach powstał osobny blog, zapraszamy:

15 komentarzy:

  1. Cieszę się, że się udało. Mój teść zdążył się jeszcze urodzić na dzisiejszej Litwie(styczeń 1945), ale po dworku ponoć nie ma śladu. I raczej nie ma szans, by odzyskać choć to co zostało.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety. Wojna przeorała majątki wielu tysięcy ludzi. Nas Wolą widać, czuwają duchy przodków.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję, na szczęście własność wraca powoli do właścicieli.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję i cieszę się razem z Wami!. To naprawdę piękny dwór i dobrze, ze chociarz jego udało Wam się odzyskać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję bardzo, jednocześnie żałując, iż nie jesteśmy żółwiami. W tym tempie całą resztę, czyli odszkodowania i las dostaniemy za jakieś 100 lat :-( Ale w domu i tak poruszenie, że najważniejsze udało się odzyskać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękna historia i gratulacje, że sprawiedliwość dziejowa zaczyna działać... chociaż trochę. A o tej Komisji Kościołowej to już zdążyłam się nasłuchać i naczytać i witki normalnie opadają.

    OdpowiedzUsuń
  7. A to byłam ja - Lelevina ino pod innym nickiem się ukrywam;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Lelevino/Madman :-) Dobrze, że zwróciłaś mi uwagę, bo ja naprawdę myślałam, że jest Was dwie :-)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Piekna historia, jestem pod wielkim wrazeniem.
    To byly czasy! Wszystko rozgrabili a teraz to robia w bialych rekawiczkach.
    Zycze wszystkiego najlepszego, przodkowie nad Wami czuwaja :)

    OdpowiedzUsuń
  10. "A wsjo taki żal....." Dlaczego taka perełka musiała byc przez 65 lat skazana na sieroctwo, bezbronna wobec chamstwa i prostactwa czasów. Trudno przeboleć bibliotekę, a rodzinne pamiątki???? Choć i tak szczęście Wam sprzyja choć nieco. W ilu dworkach gorliwi szefowie pegeerów zakładali chlewnie, ech.
    POzdo
    Go
    PS
    Dobrze się Cię czyta.

    OdpowiedzUsuń
  11. Go i Rado-witajcie :-) Cieszę się, że tu wpadliście, i że się podoba :-)
    Niestety, dużo widzieliśmy takich zdewastowanych majątków, które wpadły w łapy pegeerowców. Za dużo, aby nie zdawać sobie sprawy, jak wielkim szczęściem jest choćby ten kawałeczek, który udaje się odzyskać. Jeszcze boję się używać słowa "udało". Żyjemy w dziwnym kraju. Póki nie ma porządku w papierach, wszystko może się jeszcze wydarzyć.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dzień dobry, powyższe posty są sprzed półtora roku.
    Zastanawiam się, czy dzisiaj w czerwcu 2012 można podjechać i zobaczyć - obejrzeć dwór ?
    Bardzo mnie zainteresowała jego trudna historia, czytałam też na stronie "Eksploratorów"...
    A jak jest teraz ???
    Roma C

    OdpowiedzUsuń
  13. Niestety, na razie dotychczasowy użytkownik dworu- Politechnika Krakowska nie zgodziła się na przedłużenie umowy z dzierżawcą, mimo naszej zgody na dalsze prowadzenie tam działalności restauracyjnej. Obiekt stoi pusty i nie można się do niego dostać. W międzyczasie Politechnika Krakowska, wbrew prawu i wyrokom sądów wszystkich instancji, usiłowała sprzedać dwór. O tym skandalicznym postępowaniu napiszę wkrótce nowy post na blogu.

    OdpowiedzUsuń