Czasem mam przemyślenia. Dopadają mnie między innymi wtedy,
gdy własna rodzina pociąga mnie na dno moich lęków, a ja każde słowo odnoszę do
siebie. Wzorem szczęścia dla większości ludzi (pewnie tych, co uważają się za
normalnych i zapewne tacy są) jest bowiem pełen portfel, choćby miało się to
wiązać z nudnym życiem i harówką od rana do nocy. Stała, dobrze płatna praca,
najlepiej taka, że po powrocie człowiek nie wie, jak się nazywa, nudny mąż,
który nawet sypia w garniturze i pod krawatem, prawnik lub lekarz, który dzień
w dzień przynosi w zębach plik pieniędzy, dom pod miastem i wakacje w
egzotycznych krajach- oto szczyt marzeń, gdzie nie ma miejsca dla siebie.
Nigdy nie zabiegałam o takie wartości. Nie jestem bogata,
mam stary dom na wsi, od osiemnastu lat nie byłam na wakacjach, a mój mąż nie
jest nudziarzem, na którego widok człowiek ma ochotę puścić pawia. Chłop
codziennie mnie rozśmiesza, codziennie zaskakuje czymś nieoczekiwanym, zawsze
mamy nowe tematy do dyskusji i w domu nigdy nie jest nudno, ani cicho.
Nic dziwnego, że w oczach rodziny funkcjonuję, jako uboga
krewna, której się w życiu nie udało. Kto normalny wyprowadza się z miasta na
wieś, ma tylko dwa pokoje do wynajęcia i to wtedy, jak jest pogoda, a w ogóle,
to co to za zajęcie- handel psami. Myślę, że po takiej reklamie, jaką robią mi
najbliżsi, dalszej rodzinie nie zechce się zerknąć na moją stronę domową, czy
na bloga i wniknąć w mój świat. To, że nigdy nie miałam wsparcia ze strony
rodziny, wiem od dawna, dziwię się tylko temu, że cały czas o nie zabiegam. To,
że dostaję tyle pozytywnej energii od obcych ludzi wciąż mnie zdumiewa. Nie
spodziewałam się, że liczba obserwatorów bloga może kiedykolwiek dobić do
setki, co właśnie się stało. Chciałam w tym miejscu bardzo Wam podziękować.
Wasza pozytywna energia pomaga mi iść moją wytyczoną drogą i nie wątpić w to,
co robię.
Mimo wszystko wczoraj wieczorem poczułam, jak mój świat
nieco się rozjeżdża, pęcznieje i zgrzyta, jakby chciał popękać tu i ówdzie.
Przez chwilę chciałam zamienić się miejscem z kimś komu się udało złapać
bogatego, nudnego do bólu męża, po którym niczego nowego nie można się
spodziewać, może prócz tego, że na dyżurze posuwa pielęgniarki lub asystentki w
swojej kancelarii prawniczej.
Mój kochany Chłop, który codziennie mnie zaskakuje i
rozśmiesza, dzięki któremu życie moje nie jest nudne, przyjechał wczoraj z
miasta i oznajmił:
-Jutro jak będziemy w mieście, podejdziemy do R. po wypiek.
-Jaki wypiek?- pytam zdziwiona, bo to ostatnio ja
podarowałam koledze chleb z pieca chlebowego. Czyżby chciał się czymś
odwdzięczyć?
-Ciasto z ziołem.
-Co???
Chyba nie usłyszałam
„ciasto z ziołem”???- pomyślałam.
-To co słyszysz. Ciasto z ziołem.
-Co ty mówisz, z jakim ziołem?- dopytuję się nadal i uszom
nie wierzę, to chyba nie jest TO zioło!?
-No chyba nie z pokrzywą- mówi z dezaprobatą Chłop.
-To zioło? Ciasto z gandzią?!
-No. To jest przecież wypiek regionalny.
-No chyba cię pogięło!- nie dostrzegłam dowcipu, ale za to robię się bardzo zdenerwowana –
człowieku, ty masz prawie 40 lat. Na co ci ciasto z gandzią w tym wieku?
-Mam kryzys wieku średniego- odpowiada Chłop i oczy błyszczą
mu podejrzanie.
Czuję, że rośnie we mnie jakiś potężny huragan, który za
chwilę eksploduje. Nie wiem, jaka będzie jego siła rażenia, być może rozpieprzę
swój długo układany świat na drobne kawałeczki.
Mam bardzo złe doświadczenia z „zielarzami” i
„grzybiarzami”. Póki trzymają się z daleka ode mnie, nie mam nic przeciwko
temu. Ich sprawa, co robią w swoim domu i jakie są tego konsekwencje. Uważam
nawet, że mają prawo zaćpać się na śmierć, byle tylko nie wciągali w to osób
trzecich. Niestety, jeden z owych znajomych odwiedził mnie pewnego dnia, a był
w odmiennym stanie świadomości. Niestety, byłam sama w domu. Przyszedł okutany
w jakieś szmaty, z arafatką na głowie i złowieszczo oświadczył, że... jest
Talibem. Siedział trzy godziny, a ja się zastanawiałam czy pod szmatami nie ma
jakiegoś talibskiego artefaktu, który umożliwi mi za chwilę osobistą wizytę u
Allaha.
A niektórym się wydaje, że na wsi jest nudno.
Nie dziwcie się zatem, że po oznajmieniu Chłopa miałam przez
chwilę ochotę pieprznąć to wszystko i poszukać sobie jakiegoś bogatego
biznesmena.
-Czy z powodu kryzysu wieku średniego po ciasteczku z
zielem, pójdziecie z kolegą na dziwki? – pytam symulując święty spokój.
-No może, może... –zastanawia się Chłop.
-Ale dlaczego, powiedz mi, dlaczego akurat zioło?- syczę już
nieźle wkurzona.
-Nie zioło, tylko ciasteczko z ziołem. Bo nigdy nie
próbowałem.
-Nie wystarcza ci moje ciasteczko z gruszką?- pytam pokazując
dzisiejszy wypiek, który zrobiłam zmuszając się do jakiejkolwiek aktywności.
Jestem bowiem w fazie użalania się nad sobą i póki nie dostanę kopa w zadek z
jakiejś strony, póty będę chodzić taka rozlazła.
-Dobre ciasteczko -przytakuje Chłop oblizując się
zamaszyście.
Po chwili zauważa totalną furię w moich oczach i próbuje
załagodzić sytuację.
-Tak się niefortunnie wyraziłem. Kolega coś mówił o wypieku
z zielem i powiedziałem tak, żeby podtrzymać konwersację, że chciałbym
spróbować. I on dziś dzwoni, że ma dla mnie ciasteczko.
-I co my z tym zrobimy?- pytam. Nie pozwolę ci tego zjeść,
bo nie wiadomo, jak organizm zareaguje. Do szpitala cię nie zawiozę, bo nie mam
prawa jazdy, pogotowie do ćpunów nie przyjeżdża i dobrze. W najlepszym wypadku
będziesz rzygał, w najgorszym wyskoczysz radośnie przez okno, bo dostaniesz
wizji. I jak sobie to wyobrażasz, co ja niby potem zrobię? Psom ciasteczka nie
damy, bo się potrują. Weźmiesz, wyrzucisz i co powiesz koledze, że ci smakowało
tak? To ci kolega następne upiecze, bo serce ma dobre. Paranoja jakaś!
-No to co mam zrobić? Ja myślałem, że chciałabyś spróbować,
jesteś taka tolerancyjna przecież.
Tak, jestem tolerancyjna. Doświadczenia z gandzią mam już
dawno za sobą, z czasów liceum. Smród i odór wywołujący mdłości i zarzygani
koledzy leżący pod ławkami na jednej czy drugiej szkolnej dyskotece. Taki był
obraz w latach 90- tych mojego wrocławskiego liceum. Rozumiem, że na prowincję, gdzie do
szkół uczęszczał Chłop, gandzia nie dotarła, a jeśli nawet, to miała smak
oregano, czy majeranku. Uważam, że jeżeli ktoś ma ochotę ćpać, nikt nie
powinien mu tego uniemożliwiać, dopóki jest to tylko i wyłacznie sprawą ćpającego. Inaczej rzeczy się mają, kiedy ćpun, podobnie, jak pijak, upierdliwia
życie swojej rodzinie. Wtedy, to nie jest już jego własna sprawa. Jak widać
zakaz związany ze środkami odurzającymi niczego nie zmienił. Kto ma ochotę,
dostęp do ziela znajdzie. Prawo umożliwia jedynie możliwość bogacenia się
dilerom, a nie ochrania przed narkomanią.
Nie mam ochoty, po prostu nie mam ochoty obudzić się na drugi
dzień i zastać obraz, jak w pokoju hotelowym w filmie „Las Vegas Parano”.
-Powiedz koledze, żeby zostawił wypiek dla syna. Synek na
pewno się ucieszy, a tata będzie dumny, że przekazuje synowi swój system
wartości i styl życia.
-Hm, hmm... -mruczy coś pod nosem Chłop.
Wydaje mi się, że rozumiem sedno problemu. Może to nie o
zioło jednak chodzi a...
-A powiedz mi, czy gdyby kolega upiekł ciasteczko z gównem,
to też byś chciał spróbować?
-Ciasteczko zawsze- mówi mój Ciasteczkowy Potwór uśmiechając
się przy tym szeroko.
******
Nie potrzebuję używek, aby wprawić się w stan odmiennej
świadomości. Umożliwia mi to muzyka. Zawsze poruszałam się po krawędziach
muzycznych światów. Nie dla mnie komercja w stylu Nirvany, Metallicy, czy innej
Adele. Nawet wtedy, kiedy wynurzyłam swój nos z hermetycznego świata death
metalu, chwytałam się nieprzeciętności.
Oprócz psychodelicznego, ponurego i destukcyjnego klimatu,
jaki funduje fanom zespół Nine Inch Nails, dodatkowo, w utworze „Closer”, Trent Reznor
nieskromnie i bezczelnie wdziera się pod naskórek, szarpiąc zmysły i pobudzając
instynkty. Niegrzeczne dziewczynki i jeszcze bardziej źli chłopcy łapią się na
tym, że pod koniec teledysku, chcieliby zamienić się miejscem z mikrofonem
Reznora.
Wiesz, wyslij na pohybel tych, ktorych sobie zyczysz i zacznij sie cieszyc tym, co juz masz. Swoja droga, jak bedziesz ich pakowac w peczki to daj znac- ja tez kilka osob dorzuce.Male masz szanse, zeby sie wszystkim podobalo, a swoje zycie tylko jedno, powtorek nie ma.
OdpowiedzUsuńMiesiac temu mialam podobny kryzys, bo sie tesciowa telefonicznie czepnela czemu mieszkania w Polsce nie wykanczamy. Ja jej na to, ze jeszcze jestesmy w Irlandii. Na to ona, ze wszyscy z Irlandii juz powracali. Bez sensu probowalam przekonac kobiete, ze mamy tutaj fajna prace, a kafelki moga poczekac itp. Skwitowala, ze w inni tez maja fajna prace. I pieniadze tez maja:) Nie ma to jak solidna dawka dobrej karmy:)))
Swoja droga to w ciekawym miejscu mieszkacie- mam na mysli wypieki regionalne:))) Ja bym sie skusila, co ma wiek do tego:)
Podsumowujac moje wywody, daje Ci wirtualnego kopa na rozruch, nie daj im sie!
Pozdrawiam serdecznie:)
P.S.
Pisalam Ci juz kiedys, ze hodowla psow to moje OGROMNE marzenie? Wiec nie wszyscy tylko o pieniadzach i pieniadzach...
A ja myślę, że to nie jest kwestia ludzi co dokoła ale wewnętrznego "porządku", choć to się wszystko o wiele łatwiej mówi niż robi. Rodzice, społeczeństwo, cholera wie kto jeszcze sprzedają nam niestety takie głodne kawałki, jak to powinno wyglądać małżeństwo, dom, rodzina, życie, a my to łykamy, bo jesteśmy zwyczajnie głodni wiedzy.
OdpowiedzUsuńI gdyby nie to, że jakaś cząstka nas trzyma się tych dziwacznych poglądów, to nie byłoby sprawy i inni mogliby sobie gadać.
Może to nie jest miejsce na takie rozmowy, na jakieś osobiste "wypruwanie flaków", więc powiem Ci tylko, że bardzo dobrze Cię rozumiem, że znam te mechanizmy jak własną kieszeń, ale to wszystko jest do przeżycia, do przegryzienia, przeżucia i wyplucia.
W temacie gandzi... po jednej takiej, bardzo ciekawej, wizji całkowicie wyleczyłam się z eksperymentatorskiej ciekawości :D
Aggie- oj nie wszyscy z Irlandii powrócili :-) I w tym miejscu pozdrawiam moja przyjaciółkę, która z Irlandii do Polski wrócić nie zamierza :-)
OdpowiedzUsuńWiek na takie eksperymenty wg mnie ma duże znaczenie. Jak masz kilkanaście lat i jesteś na tyle szurnięty, aby sobie poeksperymentować, to albo zadziała prawo Darwina- czyli zostajesz wyeliminowany ze społeczeństwa na własne życzenie, zanim jeszcze założysz rodzinę i uwikłasz się w obowiązki, albo wiesz, jak na ciebie zioło działa. Albo sobie używasz dalej, albo nie. Jeśli masz lat 40-ci, rodzinę, zobowiązania, osoby, które są od ciebie zależne i od których ty jesteś zależny, to już inne buty. Nie wiesz, czy na haju robisz się agresywny, kochliwy, czy też wykazujesz skłonności samobójcze, lub zabójcze. Ja oczywiście na pewno troszkę przesadzam, ale mimo wszystko wolałabym uniknąć tego eksperymentu. Poprzestańmy na domowych tuskulańskich winach.
Na takim końcu świata lubią osiedlać się dziwni ludzie, tacy, którzy różnie pojmują słowo "wolność". Jest trochę osiedleńców, którzy mienią się ekologami, czy wegetarianami i wyznają jakąś swoją pokręconą filozofię. Niestety, rzadko chodzą nie przyćpani i to jest chyba ich główna filozofia. Taki jest nasz znajomy "talib".
Jest też druga grupa- miejscowi, którzy są troszkę inni niż szara nijaka masa. Słuchają np muzyki "punk". Tylko, że prowincjonalnego punkowca od żula spod budki z piwem odróżnia to, że pierwszy potrafi przyrządzić ziele na wszelkie sposoby. Mam dla nich wszystkich ten sam rodzaj szacunku. Cytując muzycznego klasyka: mniej niż zero.
YarnAndArt- masz całkowita rację- to ja mam problem, nie ludzie dookoła. Im wolno mieć własne zdanie i pogląd na czyjeś życie. Doskonale zdaję sobie sprawę i dlatego mnie to tak wkurza, że ja wciąż po tylu latach zwracam jeszcze na to uwagę. Mam nadzieję, że przyjdzie taki moment, kiedy się z tego wyzwolę.
OdpowiedzUsuńI tego Ci szczerze życzę :)
OdpowiedzUsuńa ja tez siedze blisko Irlandi i niezamierzam wrocic ,nawet mieszkania w polsce nie mam hehe wiec nie ma do czego.no chyba lasnie na laki lub pola kaszubskie .to moje marzenie . rekami i nogami trzymam sie za toba w kwesti ziolek czy ciasteczek. ja chyba tez wole byc nudna kura domowa i meza co potrafi czasem nadranem wyciagnac nad jeziorko zeby razem podumac nad lowieniem rybek
OdpowiedzUsuńmajowababcia- W sumie, to nie wydaje mi się, abym spełniała kryteria nudnej kury domowej, ale rozumiem, co masz na myśli :-)
OdpowiedzUsuńI bez gandzi można się w życiu fajnie bawić.
Popieram! W czasach młodości durnej, chmurnej i nieco szalonej miałam znajomych rozmaitych. Amatorów gandzi też. Na różnych imprezach się bywało. Ale nigdy, przenigdy nie tknęłam żadnego narkotycznego świństwa. Potem już jako dziennikarka też parę razy zawędrowałam na imprezki " warszawki", gdzie na porządku dziennym jest pytanie: piwo, wino, hasz, trawka? Nie dziwi mnie już nic. Ale mam takie dziwne hobby - lubię być przytomna i panować nad tym, co robię.
OdpowiedzUsuńA w kwestii życiowych wyborów - no cóż. Był taki etap w życiu, że było tak jak napisałaś - kasa, chłop w gajerze skonany przychodzi wieczorem, wakacje gdzie chcesz i nagle - bum. I nie ma. Ale powiem Ci, że teraz jest lepiej:-))) Chociaż z kasą czasem krucho, dom w remoncie, wszędzie plączą się pod nogami jakieś zwierzaki. ( Chociaż wtedy też się plątały )Ale jest lepiej. Bo teraz żyjemy pełniej, prawdziwiej, cenimy całkiem inne rzeczy. Chociaż część rodziny nadal ubolewa nad naszym wiejskim wysiedleniem...
Pozdrawiam serdecznie!
Asia
Buehehehehehehehehehehehehehe :D Ja też mam odmienne stany świadomości teraz :DDDDDDDDDDDDDD Dzięki :DDDDDDDDDDDDDDDDDDD Po co gandzia jak piszesz takie posty :DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńRiannon, witaj w klubie! pod każdym względem...
OdpowiedzUsuńNo ma się te "dziwne" priorytety i hierarchię wartości... i to jest fajne! ;-))
Ściskam Cię!
Mnie wystarczy zycie w Anglii zeby miec odmienne stany swiadomosci dzien w dzien... ;) Ale szykuje sobie pomalu droge powrotu do Polski, oczywiscie gdzies na wies zabita dechami!
OdpowiedzUsuńAsia - Bardzo sobie cenię ludzi, którzy potrafią być asertywni i umieją powiedzieć "nie" w takich przypadkach. Niestety, wielu ma słaby charakter i dają się pociągnąć na dno.
OdpowiedzUsuńPewnie, że jest lepiej, w końcu takie sobie życie wybraliśmy. Takie podsumowanie, jakie zrobiłam sobie w pierwszej części, porządkuje moje myśli, dzięki czemu patrzę na siebie z dystansem.
Kasia Bajerowicz- :-DDDDD
Inkwizycja- dzięki :-*
A wiesz, że miałem dziś całkiem podobne przemyślenia. Pewnie dlatego, że cała rodzina dzwoniła i użalała się nade mną - właśnie skończyłem 37 lat i ciągle żyję jak student, bez najmniejszych perspektyw na stabilizację... Nie mówiąc o tym, że gdybyśmy 15 lat temu z Lepszą Połową "wpadli" - potomek już by się do liceum szykował... A tu ani potomka, ani liceum, ani nawet głupiej gandzi do zajarania (choć, swoją drogą, jak by kto chciał postawić szklarnię - służę terenem, nawóz też się znajdzie! U mnie odludno...).
OdpowiedzUsuńWiesz Riannon, to chyba jest choroba narodowa, ja też w mojej rodzinie bliższej i dalszej uznawana jestem za wariatkę jakąś, co to z kozami po łąkach lata i jak czarownica jakaś na górze w chacie mieszka, zioła suszy i nawet plazmy nie ma. Ja się już przyzwyczaiłam i mam ich totalnie gdzieś, nikogo o nic nie proszę, jakoś dajemy sobie radę, a i jeszcze na dokładkę jestem z Tomkiem bez ślubu!!!! A to już o pomstę woła. Tak to już jest z nami i też, tak jak Ty miewam potworne doły, szczególnie jak mam nadmiar czasu, czyli brak gości, snuje się po chałupie bez motywacji i nic mi się nie chce. Cieszmy się, że mamy chłopów bez krawatów, ale za to z jajami :)i robimy to co chcemy, a nie musimy. Co do zioła, próbowałam i to niedawno, w czasie mojej młodości ominęło mnie to "cudo" i muszę powiedzieć, że nie miałam żadnych wizji, zero odzewu i nie smakowało mi to okrutnie, musiałam spróbowac w celach poznawczych i dziękuję nie skorzystam ponownie. Muza-mocna. Ja nie mogę się nakręcać takimi obrazami, bo jestem dzisiaj sama i za chwilę muszę wziąźć czołóweczkę i wyjść w tą ciemność wydoić Galę, a wokół wilcy wyją i coś szeleści za stodołą :)
OdpowiedzUsuńRozumiem bardzo! Najważniejsze, że jesteś szczęśliwa i żyjesz zgodnie z sobą. Chrzanić opinie, zwłaszcza, że wynikają albo z zawiści, albo z totalnego braku zrozumienia. Nie ma sensu tłumaczyć się!
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o zioło, to zgadzam się z Tobą absolutnie! Nie próbowałam i nie spróbuję. Za to przez kilka lat zawodowo próbowałam naprostować tych, którzy bardzo chętnie i często. Z różnym skutkiem, niestety!
A jeśli chodzi o doły, to czas niesprzyjający. Trzeba uzbroić się w cierpliwość i piec jabłkowce i gruszkowce:)
Pozdrawiam !
O ludziska! zupełnie nie załapałam, o co chodzi! słowa takiego nie znałam, dopiero wygooglałam sobie i umysł mi się rozjaśnił. Nie, nigdy nie próbowałam, chyba kiedyś trzeba będzie, a może nie! bo będę żałować, że wcześniej tego nie zrobiłam? Nie przejmuj się, Riannon, bo ludzie i tak powiedzą, co zechcą, żebyś na głowie stawała, a Ty rób to, co lubisz, to Twoje życie i najważniejsze, że wspieracie się razem z mężem, a te "toksyczne" osoby z rodziny trzymaj jak najdalej, bo potrafią zatruć niejedną radość i zdołować człowieka, pozdrawiam serdecznie i ciepło.
OdpowiedzUsuńHm! to gdzie dają te "ciasteczka"?????
Wiesz, to sympatyczne mieć takiego faceta z którym nie można się nudzić.
OdpowiedzUsuńMnie także nie były potrzebne dopalacze różnej maści.
Rodzina to czasem zgodność genetyczna, nie przejmuj się. Swoich bliskich znajdziesz i znajdujesz.
Głowa do góry Riannon:)
OdpowiedzUsuńTeż wybraliśmy - siebie, marzenia, wszystko od zera i jesteśmy szczęśliwi. Ja w ramach wsparcia słyszałam -"dramat".M. po latach kucia pi.. prawem narażając się rodzinie bezpowrotnie.
Najszczęśliwszy układ rodzinny to kontrolowana separacja:)
Ale- O,żesz Ty !
Czuję się wyrwana do odpowiedzi.Adele w jednym worze z Metalicą -trudna figura, a przed słynną "Czarną Płytą" wręcz niemożliwa, ale z Nirvaną? Toż to istne salto mortale!
Adele to tylko produkt - bez niej: dzień jak codzień. Za to po 94' roku nic już nie jest dla mnie takie samo. To głos mojego pokolenia, żal milionów fanów, ze sto pięćdziesiąt samobójstw. Dorzućmy do wora Doorsów czy Marleya.Byli przeciwko komercjalizacji, konsumpcjionizmowi i wszech panującemu kiczowi.Ludzie im uwierzyli, a media błyskawicznie przekuły ten fakt w (przede wszystkim własny) sukces komercyjny.
Pośmiertna komercja to efekt uboczny, wierz mi ,że nie łatwo było (w czasie osobistej żałoby) patrzeć na te wzrastające stosy gadżetów na straganach... i świeżo upieczonych fanów.
NIN też osiągneli sukces komercyjny, ale później wybrali (wybrał) samodzielne kierowanie własną twórczością za cenę niszowości.Nirvana na niszowość nie miała żadnych szans. Cobain był zbyt wielki.
Ps;To był fenomen tamtych czasów i nigdy więcej się nie powtórzył ( jakże byłam wtedy dumna) wyobrażasz sobie ,że dzisiaj przechodzi w radiu typowo cobainowski tekst "...ide wśród szczyn" lub " chciałbym zjeść twego raka gdy ty sczerniejesz"? a obok utwór DJ.Bobo :D
Za to to, czego dzisiaj słuchamy mimo, wydawało by się, zdecydowanie bardziej komercyjnego charakteru- nie pojawia się nawet w "Trójce" :). Pozdrawiam:)
Monika
Riannon, kocham Twojego Chlopa! Trudno, musze Ci to napisac:)
OdpowiedzUsuńTworzycie wspaniala pare! Jestescie niesamowici, normalni i tak trzymajcie!
Rodzinke olej, miej ich w dupie - najwazniejsze jest to, ze wy jestescie szczesliwi, a tak swoja droga , to zazdrosze Ci tego Taliba, podeslij go do mnie, buziaki:)
Dzięki, nie ma to jak solidna grupa wsparcia :-)
OdpowiedzUsuńJola- Strasznie się uśmiałam z tej czarownicy co na górze mieszka i lata za kozami :-) Zabrzmiało to genialnie :-) Też nie mam plazmy. Na wilki weź solidnego kija!
Maria z PP- Ty to jesteś chyba najszczęśliwsza z nas wszystkich, ciekawe, co jeszcze Cię ominęło, prócz gandzi? :-) Uważaj z tymi wypiekami, bo być może ominęła Cię również informacja, że posiadanie i używanie zioła jest bardziej ścigane i mocniej karane niż pędzenie bimberku w stodółce :-)
Kamphora- Czyżby angielski klimat sprzyjał odmiennym stanom świadomości? :-)
Jacek- wychodzi na to, że my z jednego rocznika, bo i mnie dopadła w tym roku trzydziesta siódma wiosna. Widzisz, szkoda, że daleko mieszkasz, ciasteczko urodzinowe byłoby jak znalazł :-)
ewkiki- to też i piekę, ale zaczęłam zastanawiać się, czy jestem w stanie przebić taki wkład w ciasteczko, jakim jest gandzia :-) A ja z gruszką...
OdpowiedzUsuńKankanka- w 100 % się zgadzam dzięki :-*
Ataner- zamienię mojego Taliba na Twoją Petronelę :-D Dostarczają nam chyba podobnych wrażeń i są w równym stopniu nieobliczalni :-)
Mateus (Monika)- z tą Adele to tak rzuciłam, bo wciąż teraz słyszę, Adele i Adele. Znaczy, że Adel na topie. Napisałam i puściłam sobie Adel. Masakra jakaś! Powiem Ci, że ja Nirvany nie zauważyłam, bo siedziałam wtedy po uszy w innych klimatach. Jak się wynurzyłam ze swojego muzycznego świata, Cobain już był legendą. Ja na wszelkie legendy reaguję pawiem. Poza tym szokuje mnie totalne zaplątanie się w muzyce, samobójstwa i samobójstwa fanów. Ludzie, to tylko muzyka, świat iluzji! No, może rzeczywiście nie do końca, bo to zalezy od wrażliwości, ale to temat na dłuższe rozważania. Może kiedyś będzie okazja.
Zatracam się w muzyce, ale to zatracanie jest kontrolowane.
To, co Ty przeżywałaś w związku z komercjalizacją Nirvany, ja przeszłam z Metallicą. Nagle po wydaniu "czarnej płyty" wszyscy zaczęli słuchać Metallicy. Metallica zaczęła być obecna w klubach i dyskotekach. Nikt z tych fanów nie słyszał o płycie "Kill'em all".
Dziś mam już dystans do legend i pawi, zatem aby być sprawiedliwą, chętniej słucham Nirvany niż Metallicy. A nawet zabawnego Guns N'Roses (też mnie ominęło w epoce :-) Bez zatracania się :-)
Szkoda, że nie mam urodzin :)... ale co by było gdyby mi się spodobało :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
" czy takim mnie znasz
OdpowiedzUsuńjakim ja siebie znam
czy znasz mnie takim jakim jakim ja bym chciał?"
posłuchaj: http://www.youtube.com/watch?v=MPhlmIrkUE0 / KULT " Forum internetowe"/
i olej!!!!!
ciasteczko pod każdym względem wygląda apetycznie :))
szkoda, że taka społeczność alternatywna tam u was...bo znam takich co niezwykle kreatywni i odpowiedzialni -pochowani w przysiółkach wzbogacają krajobrazy. a ile dobrego wokół robią!!!przysięgam.
ale trzeba mieć tę Świadomość i granicę Balansu, co we współczesnym świecie wyzwaniem!!
pozdrawiam
Rzyganie i wizje po maryśce???? Co ci Twoi koledzy Riannon palili????
OdpowiedzUsuńNie jestem narkomanem, trawke palilam ostatni raz temu dawno i nie miewam takiej potrzeby ale na boga, bez przesady!!!
Zwykle ziolo nie wywoluje nic poza poczuciem blogosci, rozwaleniem czasu na kawalki, i ciut dziwniejszym postrzeganiem rzeczywistosci. Palac nawet raz na tydzien czy dwa razy na tydzien sie nie uzaleznia, zreszta od THC nie ma fizycznego uzaleznienia.
Nie demonizujmy.
A co do rodziny, coz. Zyjemy dla siebie i chcemy sami byc szczesliwi, czy uszczesliwiac rodzine?
nie spinajcie się tak tą troską rodziny
OdpowiedzUsuńwiększość tego wielkomiejskiego życia to lans i ściema na resorach
najzwyklejszy zasuszony kawałek g**na opakowany ładnym papierkiem, przyperfumowany markowymi perfumami i przypudrowany
jednak co by nie zrobić - to i tak będzie to po prostu... kupa
w sumie o tym najczęściej piszę u siebie (pomiędzy wierszami)
Bardzo lubię NIN INCH NAILS. Zwłaszcza płytę "Fragile"...
OdpowiedzUsuńHandel psami? Ty nie handlujesz psami. Ty je kochasz :)
Mirka- ach z Ciebie to niegrzeczna dziewczynka :-)
OdpowiedzUsuńbyazi- chodzi właśnie o ten balans, aby nie przeginać w żadną stronę.
Ela- Większość ludzi kompletnie nie rozróżnia tych niuansów. Hodowla, czy handel- dla nich na jedno wychodzi. I Fajnie, że ktoś napisał, że też lubi NIN :-) Jeszcze wkrótce coś wrzucę.
Admin R-O- Wg mnie jedno wielkie gówno, dla niektórych synonim wolności.
Futrzak- Miałam wiele do czynienia swego czasu, kiedy gandzia była legalna, z atmosferą młodzieńczej dekadencji i degrengolady. Wiem, jak różnie ludzie reagują na środki psychotropowe. Wiem, że zioło jest zdrowsze od papierosów, od alkoholu, nie uzależnia i nawet jest stosowana jako lek. W ogóle to jestem za legalizacją miękkich narkotyków. Nie oznacza to, że życzę sobie mieć do czynienia z osobami przyćpanymi, czy pijanymi, gdyż ci budzą we mnie po prostu agresję lub strach. To wynika z doświadczeń z przeszłości. To moja prywatna schiza z której zdaję sobie sprawę.
Zerknęłam przed chwilą, co wikipedia pisze o marihuanie. Skutki uboczne- "...myślenie porozrywane i magiczne". O żesz kurna, ja mam to stale BEZ gandzi :-)
aha, nie myśl, że ci lukruję - ale jak dla mnie - materialnie - to nie rozumiem o co chodzi rodzinie
OdpowiedzUsuń- macie wypasioną starą rezydencję z duszą
- macie pokoje gościnne, hodowlę, sad - słowem coś sie kręci
- macie też odjechany samochód o jakim nie jeden korpo-szczur marzy po nocach
- twój Chłop nie jest jakąś spedaloną korporacyjną popychajką, cwaniakującą po godzinach, tylko normalnym chłopem (co nie każda kobieta potrafi docenić)
Kurde, co ty masz za rodzinę?
rozumiem lekarze i prawnicy - martwiący się ile spala ich wypasiona terenówka, i że gałązka zarysowała lakier...?
Ja nie ukrywam świadomego korzystania z lansu i ściemy (np. posty o biurze, biznes) ale w głebi duszy, smieje się z tego i polewam na to całe pedalstwo :)
Admin R-O- nie, nie o to chodzi. Wręcz powiedziałabym, że przeciwnie. Moja rodzina- mama i ojciec pochodzą z głębokiej wsi i są pokoleniem przedwojennym. Możliwość wyprowadzenia się do miasta po wojnie była dla nich największą nobilitacją i awansem społecznym. To prości ludzie myślący prostymi schematami. Próbuję ich zrozumieć. Powrót na wieś i niestabilne finansowo życie jest dla nich upadkiem i koszmarem własnego dzieciństwa. Nie rozumieją, że to już nie ta sama wieś, a zbankrutować można równie dobrze w mieście. Żadna posada, czy własny biznes nie trwa wiecznie. Kiedyś mądrze napisałeś i też mi to bardzo pomogło utrzymać pion, że my- osiedleńcy- nie powinniśmy kwękać, bo niczym nie różnimy się od miejskiego przedsiębiorcy. Pracujemy na swoim i dbamy o własny interes. A w przedsiębiorstwie wiadomo- raz na wozie, raz pod wozem.
OdpowiedzUsuńKrytyka rodziny jest wyrazem troski o mnie, ale niestety, jest to troska toksyczna, bo ile lat można człowiekowi "czesać beret" o to samo. Wszelka ingerencja w moją prywatność kończy się albo moją agresją, albo depresją. Oczywiście, jestem pewna, że chcieliby się pochwalić sukcesem swojej córki przed rodziną, ale oni tego sukcesu kompletnie nie dostrzegają.
Mam tylko do siebie pretensje, że wciąż chciałabym, aby byli ze mnie dumni, co jest o tyle bez sensu, że cokolwiek bym nie robiła w przeszłości, nigdy nie czułam akceptacji ze strony najbliższych. Mam nadzieję, że pewnego dnia sama się z tego wyrwę, bo nie chce mi się chodzić z tym do psychologa :-)
Riannon- piszę to z dobrego serca: masz pewne tematy do przepracowania ze sobą, bo jeśli z pewnymi rzeczami sama się nie uporasz- dupa z balansu życiowego! kiedy to, co trzeba przepracujesz, poczujesz się szczęśliwa i wolna od ludzkich uprzedzeń itd..
OdpowiedzUsuńno, ok, wiem jak to brzmi-ale to jest takie proste: kiedy jest ci ze sobą dobrze na wszelkich poziomach-z innymi wtedy też jest łatwiej :))
a pachnącego skręta życzę tym wszystkim, którzy nie radzą sobie ze sobą i wciąż zaglądają przez okna do innych- o rozszerzanie osobistej percepcji należy się starać (na różne sposoby)!!
pozdrawiam serdecznie
i ciekam bo zaraz u mnie: 11.11.11 godz 11.11 :)))
Dla mojej rodziny prawdziwa praca, to praca na etacie od rana do godz. 15.00. Życie jak w zegarku, według schematu.
OdpowiedzUsuńMoje wybory, co do własnych działań, niezależnie - zawsze traktowali jako rodzaj zaburzenia psychicznego.
Jeśli były potknięcia i kryzysy w działalności - to najczęściej "a widzisz.. a nie mówiłem...może załatwię ci w końcu etat"
o wsparciu zapomnij, o akceptacji zapomnij - natomiast to co jest pewne - to wieczne rycie i podkopywanie psychiczne (oczywiście dla twojego dobra) - forsowanie swojej racji - narzucanie swojego sposobu postępowania - wcinanie się w prywatność
i tak lata mijają - raz lepiej, raz gorzej, częściej gorzej niż lepiej
nic nie zrobisz - koń pozostanie koniem na zawsze, nie dostanie skrzydeł jak w bajce i nie zamieni się w pegaza
generalnie zasada: chcesz akceptacji - kup sobie psa - no tak... ty już to masz :)
byazi- Bardzo się staram i zrobiłam już przez lata ogromne postępy.
OdpowiedzUsuńJak wspomniałam, mnie percepcję rozszerza niesamowita muza.
Mam nadzieję, że nie czekałaś na jakiś koniec świata o tej porze :-)
Admin R-O- dokładnie o coś takiego chodzi, teraz trafiłeś w sedno. Ja sobie zdaję sprawę, że to jest powszechne zjawisko, nie ja jedna tak mam, natomiast jak sobie pogadam, to mi się od razu lepiej robi. Po jednych to spływa, mnie dopadają doły raz na któryś tam rodzinny komentarz.
Chłop mnie akceptuje ;-)
:))) się przejęzyczyłam! nie czekałam- tylko uciekałam!!!
OdpowiedzUsuńkoniec świata jezcze nie teraz....tyle jeszcze trzeba zrobić ;)
p.s.
jak już znasz właściwości soku z łodygi to teraz zacznij pić jaskółcze ziele! goraco namawiam :*
No to ciesz się, że masz tak dobrze (bo masz) i bawcie się z Chłopem dobrze, dziś w końcu święto, można otworzyć jakieś winko.... :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRiannon:
OdpowiedzUsuńodnosie maryski, ok.
Faktem jest, ze z osobami napalonymi, napitymi (przynajmniej w stanie ciezkim) ludziom trzezwym dosc ciezko wytrzymac. To podobnie jak z czosnkiem: jesli wszyscy w rodzinie zjedza, nikomu nie przeszkadza smrod, bo sam wydziela :)
Co do rodziny: coz, mam taki sam problem. Co nie robie, to jest nie tak.Rodzinka zawsze wynajduje najpierw negatywy i je podkresla, a jesli zdarzy mi sie (przez przypadek oczywiscie :) jakis sukces, to rzecz jasna to ich zasluga :)))
Nauczylam sie to zlewac rowno a i byl czas, gdy troche "wychowywalam" rodzicielke: jesli zaczynala za bardzo "umniejszac" to po prostu rzucalam sluchawka i bylo zero kontaktu przez pare miesiecy. Jakos sie to po latach uspokoilo, chociaz nadal uwazaja, ze mi na mozg padlo z wyjazdem do "dzikiego kraju" czyli Argentyny i rzucaniem sie na uprawianie roli.
Dla mnie osobiscie wyznacznikiem sukcesu czyjegos jest to, czy ta osoba czuje sie szczesliwa ze soba i swoim zyciem. Pieniadze to kwestia drugorzedna, oczywiscie pod warunkiem ze mamy zapewnione podstawowe potrzeby.
Jesli chodzi o samochod to wazne, zeby byla na chodzie i dal sie naprawic w warunkach domowych za pomoca mlotka i srubokreta :)
Dla moich rodzicieli największą klęską mojego życia jest to, że nie płacę ZUS-u.. a im tak dobrze na emeryturze..! Próbowałem kiedyś tłumaczyć, że to i tak nie ma sensu - ale nie uwierzyli. Co - emerytur nie będzie..? Prędzej już koniec świata nastąpi...
OdpowiedzUsuńhehehe
OdpowiedzUsuńfutrzak, Jacek, Riannon...
to zakładamy wirtualny klub ludzi nieprzystosowanych i nieakceptowanych...
ludzi co nie chcą zap****ć w zakładzie do 15.00 za średnią krajową, żyć według wzorca i zadowalać ukochanych rodziców :P
byazi- A wiesz, że chętnie się zainteresuję tematem jaskółczego ziela.
OdpowiedzUsuńMateus- Nie wiem, czy udźwignę "dobrą kobietę", ale dzięki za komplement :-) Jeśli tylko będziecie mieć czas i ochotę, zapraszam na kawę do Tuskulum.
Ty traktujesz muzykę, jak badania socjologiczne, a ja się śmieję, że eksploruję świat muzyki. Od pewnego czasu interesuje mnie historia muzyki rockowej i poszukuję genetycznych związków pomiędzy nurtami. Kto się kim inspirował, skąd się wzięły pewne trendy, kto jest artystą, co sam do czegoś doszedł, a kto tylko naśladował. Kto i co co wniósł do trendów i jak muzyczny obraz świata ewoluował. Przy okazji wpadają mi rzeczy zasłyszane z dzieciństwa, w których czasem się zatracam. Odkrywam też legendy, które mnie niegdyś nie interesowały, bo właśnie legendami były :-)
futrzak- Gratuluję siły charakteru. Być może rośnie ona wraz z odległością od rodzinnego domu :-) Jejku, co za fantazja- życie w Argentynie! Postaram się wpadać do Ciebie i podglądać,jak sobie radzicie. Wielki szacun, dziewczyno! To jest marzenie takiej niespokojnej duszy, jak moja- zapuszczać się w obszary, które są wyzwaniem. Kibicuję Ci z całych sił!
Jacek- jestem zadziwiona, że ktoś wierzy w ZUS. Kilka dni temu usłyszałam zdanie: "ZUS, jako partner biznesowy..." i spadłam z krzesła :-)
Admin R-O- Tylko do 15-tej? A po 15- tej to co? Głupoty wychodzą z głowy. A do 18- tej to nie łaska? Ja się wraca przed 19- tą, to już się jest sztywnym z przepracowania i na nic nie ma się energii. Tak powinno być i już ;-)
Wiesz, moi rówieśnicy z dalszej rodziny, właśnie tak pracują, o to chyba od 6.00 rano do późnego wieczora czasem - zajeżdżają się chłopy na max.
OdpowiedzUsuńAle chodzą w markowych butach, mają markowe ciuchy, zegarki, lepsze auta, lepsze domy. Nie wiem, papier w klopie chyba tez markowy.
No i się czują ode mnie znacznie lepsi.
Riannon:
OdpowiedzUsuńa dziekuje :)
Napewno wraz z odlegloscia zwieksza sie dystans do obserwowanej rzeczywistosci :)
Wersje "mamy duzo pieniedzy pracujemy w korporacji" przerabialam przez ladnych pare lat w Dolinie Krzemowej. Korzysci: mialam wlasne mieszkanie, ulubiony samochod i zaoszczedzilam troche kasy.
Wady: kazdy dzien zaczynal sie rano od "o ku*a znooooooowu musze TAM isc".
Jak kogos cieszy kariera korporacyjna niech sobie tak pracuje, mnie tam to nie przeszkadza, natomiast nie widze zupelnie powodu do wywyzszania sie z tego tytulu. Jesli ktos tak robi, jest to objawem jego niskiego poczucia wlasnej wartosci - musi sie bowiem dowartosciowywac cudzym kosztem.
Od takich ludzi najlepiej trzymac sie z daleka, szkoda na nich energii :))
RO:
po co zakladac klub? Najprosciej i najzdrowiej na takie reakcje rodzinne po prostu wzruszyc ramionami i robic swoje.
no ja żartowałem przecież
OdpowiedzUsuńpo co komu kolejny klub ludzi sukcesu
to takie oklepane :)
Mnie również wciąga historia rocka i nałogowo czytam biografie wzorowych punckrockowców i innych.Dziękujemy za zaproszenie z wielką przyjemnością Was poznamy i zwiedzimy okolicę.Pozdrawiamy !
OdpowiedzUsuńjeszcze jedno:
OdpowiedzUsuń"Najprosciej i najzdrowiej na takie reakcje rodzinne po prostu wzruszyc ramionami i robic swoje."
Nie zawsze to takie proste.
RO:
OdpowiedzUsuńZawsze. O ile jest sie, rzecz jasna, finansowo od rodziny niezaleznym. Ale to akurat powinno byc priorytetem kazdego doroslego czlowieka.
Wczoraj cały dzień nie miałam prądu. Uroki życia na odludziu- siada prąd, jestem kompletnie odcięta od rzeczywistości :-)
OdpowiedzUsuńfutrzak- Byłabym hipokrytką ujeżdżając sobie na korporacjach. Radośnie korzystam ze zdobyczy cywilizacyjnych, choćby takich, jak komputer- moje okno na świat. Ważne, żeby każdy znalazł sobie swoje miejsce na ziemi, czy to będzie korporacja, czy gospodarstwo i nie truł innym, jak mają żyć.
Podtrzymuję moją opinię o Twoim silnym charakterze, gdyż nie każdy ma na tyle odwagi, aby odciąć się od ciepłej posadki w korporacji. Ludziom zawsze jest mało. Nawet, jak mają morze kasy, uważają, że warto mieć więcej. I zaliczają zawał w wieku lat 40 z przepracowania. Za całkiem mądre posunięcie uważam kilka "straconych" lat na dorobieniu się, aby potem żyć tak, jak człowiek chce. Pieniądze powinny być środkiem, a nie celem samym w sobie, o czym wielu zapomina.
Wywyższanie się ze względu na zarobki, czy miejsce pracy mnie kompletnie nie rusza, takich ludzi nie mam w swoim otoczeniu.
Riannon:
OdpowiedzUsuńa bo ja wiem czy to kwestia silnego charateru? Powiedzialabym ze chyba raczej odwrotnie. Dopoki pracowalam w korpo, to pracowalam i wynajdywalam sobie setki powodow o tym, zeby nie wprowadzac gwaltownych zmian. Jakos sie tak szlo w kieracie.
Jak juz zostalam zwolniona na fali kryzysu, to najpierw nie moglam znalezc pracy, a potem jak juz sie zaczely pojawiac jakies prospekty, coraz trudniej bylo mi przygotowac sie na interview i zmusic do czegokolwiek zwiazanego z korporacja.
Niemalze dostawalam drgawek ze wstretu, zaczelam wiec myslec - w takim razie co dalej? No i cos sie udalo wymyslec :)
Oczywiscie, po drodze sa lęki pt. ze nie umiem, nie dam rady, ze bez sensu, i pińcet innych wymówek. W takiej fazie watpliwosci od rodziny najlepiej trzymac sie z daleka, bo pomimo tego iz potrafie machnac ręka i robic swoje, to oni jednak dzialaja potwornie depresyjnie ze swoja negatywnoscia i "napewno Ci sie nie uda".
Teraz tez nie wiem czy sie uda, sto piecdziesiat problemow po drodze, poczawszy od tego jak wyciagnac wlasna kase z banku w kraju, gdzie dolarow nie wyplacaja, a skonczywszy na tym "z czego bedziemy zyc".
Ale, jesli sie nie sprobuje, nie bedzie wiadomo, czy sie da.
A koncept robienia wiekszosci rzeczy samemu zawsze mnie krecil :)
Ubrania i bizuterie robic umiem, jakies roslinki wyhodowac tez, zostaje wyposazenie domu oraz mydlo i takie tam :)
futrzak- W takim razie to kwestia odwagi i fantazji. Pewnie mentalnie z Kalifornii do Argentyny jest bliżej, niż z Polski. Chwilowo dla mnie osiedlenie się na argentyńskiej prowincji brzmi niemalże, jak lot na księżyc :-) Pomijając skalę, u mnie to przebiegało podobnie. Niemożność dostania pracy w rodzinnym mieście, co może i dobrze się stało, pomogła nam podjąć decyzję o zostawieniu wszystkiego w cholerę za sobą.
OdpowiedzUsuńUczucie niepokoju będzie zawsze towarzyszyć takiemu przedsięwzięciu, ale mamy prawo tak życie przeżyć, jak chcemy, mamy prawo popełniać błędy, ma nawet prawo nam się nie udać. To nasze życie i nikomu nic do tego. Jak widać, odzyskałam już pion :-)
Ludzie zaradni wszędzie dadzą sobie radę. Nauczyłam się tak wielu rzeczy- renowacji mebli, obsługi dziwnych maszyn, że mogę spokojnie powiedzieć- dla chcącego nic trudnego. I też uwielbiam łapać się za produkcje dostępnych powszechnie rzeczy. Pracuję obecnie właśnie nad mydłem :-) Nie wiadomo, co się człowiekowi w życiu przyda.
Będę podglądać, jak Ci idzie na tej nowej drodze życia i kibicować :-)
Riannon, kochajmy krawaciarzy!!! Ktoś musi zająć nasze miejsca w miastach, z których uciekamy.... Nich siedzą tam, w swoich willach, nie chcemy mieć takich sąsiadów, prawda?
OdpowiedzUsuńAle to my, outsiderzy mamy rację.
Pzdr.