O mnie

Moje zdjęcie
Kobieta wciąż zadziwiona otaczającym ją światem. Z wykształcenia archeolog, z wyboru Wolny Człowiek i Kustosz we własnym Muzeum. Z urodzenia Wrocławianka, z wyboru mieszkanka małej wsi. Na pytania miejskich kolegów: "co ty robisz do licha na tej wsi"??? odpowiada: "żyję!!!". Zawsze niepokorna i pozostanie taką do śmierci. Wyznaje w życiu maksymę: "Ludzie posłuszni żyją, aby spełniać oczekiwania innych. Nieposłuszni realizują swoje marzenia". Kobieta owa ma wciąż wiele pomysłów, które uparcie realizuje na powyższej zasadzie. Posiadaczka 2 psów i 1 Chłopa. Chce się dzielić z ludźmi swoim kawałkiem życia prowadząc Gospodarstwo Agroturystyczne, Muzeum Dwór Feillów oraz Hodowlę Psów Rasy Golden Retriever.

piątek, 1 kwietnia 2011

Góry Izerskie-nowy projekt

Wiosną robię porządki nie tylko w gospodarstwie, ale również, że tak się wyrażę, w swoich zasobach intelektualnych. Wraz z marcowym słońcem i szczypiorkiem na oknie, zakiełkowały mi w głowie dwa projekty, oba związane z działalnościami, z których się utrzymujemy. Nie do końca jestem bowiem przekonana, czy klienci, poszukujący atrakcji turystycznych w regionie, lub ludzie zainteresowani tylko i wyłącznie hodowlą i opieką nad psem, mają ochotę przebijać się na tym blogu przez perypetie baby i chłopa, stany emocjonalne Riannon i i inne cuda, w poszukiwaniu interesujących ich tematów. 
Blog, dotyczący hodowli, ruszy, gdy zakończę przepisywać Pamiętnik Ewy.  Jest to zupełnie osobny projekt i wpisy raczej nie będą ukazywać się na blogu głównym, gdyż dla mało zainteresowanych szczegółowym traktowaniem tematu, będzie to po prostu... NUDA!

Drugi projekt- Góry Izerskie- będzie powiązany z tym blogiem, choć nie jestem w stanie do końca powiedzieć, w jakim stopniu. Będzie przeznaczony dla zainteresowanych turystyką, znajdzie się tam mniej subiektywnych przeżyć na szlaku, choć jak znam siebie, nie zakończy się tylko i wyłącznie na suchych faktach. Blog ten powstał z myślą o rozreklamowaniu okolicy, w której się osiedliłam, jak i stanowi zaproszenie turystów do noclegu w górach w gościnnych progach naszego domu. 

Zaczynamy zatem od ogólnego spojrzenia na Góry Izerskie:

Góry Izerskie- najbardziej na zachód wysunięta część Sudetów. Tu rzadko zapuszczają się przypadkowi weekendowi turyści z Polski. Jeśli już ktoś z nizin zwróci uwagę, że w Polsce nie tylko mamy Tatry i ruszy w dolnośląskie góry, zazwyczaj kończy swoje wycieczki w Karkonoszach. Tymczasem na zachód od Szklarskiej Poręby, rozciąga się pasmo gór, jakich nie znajdziecie nigdzie indziej. To jeszcze nie do końca odkryty turystycznie rejon, nie wydeptany tak mocno, jak pobliskie Karkonosze. Ma bogatą wielokulturową historię, ciekawe miejsca, unikatowe zabytki.

Widok (zoom) z naszego domu na wyciąg narciarski na Stogu Izerskim

Jeszcze kilkanaście lat temu Izery uważane były za teren dotknięty klęską ekologiczną. Przyczyniły się do tego elektrownie położone u styku granic trzech państw. Wystarczyło jednak zaprzestać truć środowisko metodami barbarzyńskimi, aby przyroda doszła do swojego niemal pierwotnego stanu. Po tej katastrofie pozostały wymarłe lasy, które trwale wpisały się w bajkowy krajobraz gór Izerskich. Krajobrazy te-niczym z fantastycznej krainy- wykorzystano w filmie „Wiedźmin”.

Nie znalazłam zdjęcia kadru z filmu, ale na teledysku, pod sam koniec, na 3.12 min, 
widać, jak Geralt jedzie przez kilka sekund przez martwy las

Możecie spotkać się jeszcze w literaturze z nieprawdziwym stwierdzeniem, iż obumarłe lasy Gór Izerskich wzięły się stąd, iż wprowadzono tu monokulturę świerka. Tak argumentowały katastrofę ekologiczną władze komunistyczne, nie chcąc przyznać, iż dewastacja przyrody dokonała się z cichym błogosławieństwem państwa.

Zbieram sierpniowe jagody  w martwym lesie 
pomiędzy szczytami Stóg Izerski i Smrek

Izery to stare- liczące około 400 milonów, zwietrzałe góry o łagodnych liniach i kopulastych szczytach. Charakteryzują je zalesione stoki oraz wierzchowiny pokryte torfowiskami. Nie wszędzie można dotrzeć, torfowiska stanowią teren zamknięty, stanowią rezerwaty przyrody. To miejsca nie zmienione od wielu tysięcy lat. Jedno z takich miejsc znajduje się na Hali Izerskiej.


Większa część Gór Izerskich przynależy do Czech. Po polskiej stronie znajdują się dwa pasma, biegnące równoleżnikowo- Grzbiet Kamienicki i położony na południe od niego-Wysoki Grzbiet. Najwyższym szczytem Grzbietu Kamienickiego jest Kamienica (973 m), a Wysokiego Grzbietu- Wysoka Kopa (1126).
Moim ulubionym miejscem jest Stóg Izerski (1107 m), prawie na początku Wysokiego Grzbietu, do którego można dotrzeć od Świeradowa Zdroju. Stawiającym swoje pierwsze kroki w Górach Izerskich, polecam wycieczkę właśnie tam. W sierpniu, po drodze na szczyt, można tam zbierać jagody tak wielkie, jakich nigdzie indziej nie spotkałam.

 Schronisko na Stogu Izerskim


Widoki z okolic Stogu Izerskiego

Góry Izerskie zbudowane są z granitów i gnejsów. Czasem można spotkać tam kamienie szlachetne i ozdobne, jednak nie są tak bardzo rozpowszechnione, jak w innych częściach Sudetów. Mimo wszystko, osadników w dawnych czasach kusiły bogactwa naturalne tego rejonu. W czasach osadnictwa, jakie miało miejsce po dewastacji Dolnego Śląska przez hordy Mongołów w XIII wieku, również teren wokół Gór Izerskich został zasiedlony, głównie przez przybyszów z dalekiej Holandii (Walonowie), Czechów, osadników z niemieckich prowincji. Szukali oni w Izerach cyny, złota, srebra, kamieni szlachetnych i co ciekawe- pereł. W Kwisie występowały skójki perłorodne, ostatnią z nich wyłowiono w latach 60-tych XX wieku. Do wymarcia tego gatunku zwierząt przyczyniły się zanieczyszczenia przemysłowe i domowe ścieki, jakie masowo od XIX wieku wpływały do Kwisy, nadmierne odławianie oraz wprowadzenie do rzeki obcych gatunków drapieżnych ryb.

Góry Izerskie po polskiej stronie są prawie niezasiedlone. Osadnictwo skupia się na Przedgórzu Izerskim. Przed wojną, na wysoko położonej Hali Izerskiej istniała, nieco odcięta od świata wieś- Izera. Po wojnie i usunięciu z tego rejonu miejscowej ludności, pozostał po wiosce jedynie budynek wiejskiej szkoły, który dziś pełni rolę schroniska Chatka Górzystów.

Wieś Izera na przedwojennej widokówce

Rzadko ufamy przewodnikom i informacjom w internecie, gdyż powielają one fakty, często nieprecyzyjne, czy przekłamane, jedne od drugich. Zazwyczaj, jeśli mamy taką możliwość, sięgamy do źródeł przedwojennych, gdyż w tamtych czasach turystyka i infrastruktura tych okolic była dużo bardziej bogata, niż dziś. Wystarczy popatrzeć na przedwojenną dokładną mapę Hali Izerskiej, aby zorientować się, jak bardzo ta okolica była rozwinięta i wcale chyba nie taka biedna, jak podają polskie źródła. We wsi była szkoła, schronisko górskie, a nawet młyn! Przygotowując materiał na ten wpis, przeczytałam, iż nie wysiewano tu zboża, a chleb dowożono raz w tygodniu ze Świeradowa. Po cóż więc ten młyn?


Przedwojenna mapa jest zapowiedzią tego, iż wkrótce zaproszę Was na wędrówkę nie tylko utartymi, wyznaczonymi szlakami, ale przede wszystkim zwiedzimy ten rejon w sposób nie standardowy. Odszukamy stare, zarośnięte ścieżki, zapomniane po wojnie pomniki przyrody, miejsca kultu. Zaproszę Was nie tylko na wycieczkę w przestrzeni, ale również w czasie.

Ten wpis dedykuję Monice, o której pisałam w poście "Świat jest pełen dobrych ludzi". Monika szykuje się właśnie do operacji amputacji zakażonej w szpitalu nogi i bardzo prosi o trzymanie kciuków, gdyż doskonale, na własnej skórze przekonała się, do czego zdolni są lekarze w tym kraju. 
Kochana, za to, co zrobiły Ci te konowały, należy Ci się jakaś wypasiona turboproteza! Za parę lat będziemy razem śmigać po tych smrekach, kopach, halach, wierzchowinach i moczyć schorowane kończyny w borowinkach z izerskich torfowisk. 

19 komentarzy:

  1. Muszę się przyznać, że te góry są dla mnie najpiękniejsze. Jest gdzie łazić i co podziwiać a przez ogrom jagód i najeść się można do syta. Jedynym minusem to nartostrada która zdegradowała bardzo fajny czerwony szlak i ilość "gondolierów" którzy żłopią litry piwa na stogu. Mam nadzieję, że plany budowy następnych nartostrad nie zniszczą dokumentnie stogu. Trzymam kciuki i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, od 2002 roku, z powodu nawrotu choroby związanej ze stawami, nie chodziłam po Izerach. Teraz czuję się lepiej i na powrót ruszam na szlak. Mogę się zatem rozczarować, jeśli mój ulubiony Stóg Izerski nie będzie już takim samym przytulnym miejscem, jak 9 lat temu. Ale w Izerach są inne, niedostępne miejsca, będę je powoli odkrywać i opisywać :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Opisem zachechecasz do odwiedzenia Gor Izerskich. Cala Kotlina Jeleniogorska nie jest tak popularna jak Tatry i musi minac wiele lat usilnych staran aby odkryc ja na nowo i rozreklamowac. Sama nazwa Swieradow Zdroj kojarzy sie z sanatorium. Malo kto wie, ze idac jednym z tamtejszych szlakow turystycznych mozna odkryc widoki piekniejsze niz w Alpach.

    Za Monike trzymam kciuki, jak bedziecie jechac sprac morde konowalowi, to jade z Wami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapowiada się ciekawie, ja w tym roku w tych górach byłam pierwszy raz i ... zakochałam się w nich.
    Też trzymam kciuki za Monikę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tam lubię całego bloga, podoba mi się takie mieszanie tematów :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ataner- dokładnie tak jest. Z resztą każde miejsce jest specyficzne i niepowtarzalne.

    Pewnie kolejkę by się ustawiło z owych "paproków", co ich nic, tylko w mordę bić. Jedni zakażają, drudzy to lekceważą, odsyłają, zwlekają z zabiegami, nie informują o realnym zagrożeniu, aż jest za późno, by to wszystko odkręcić.
    Mam nadzieję, że przynajmniej teraz wszystko dobrze się skończy.

    Mirka- nie chcę nic gadać, ale jak ktoś raz się zakochał, jeśli tylko ma możliwość, wciąż tu wraca.

    maroccanmint- ja też tak lubię, ale spotkałam się z zarzutem, że odsyłając kogoś po informacje do mojego bloga, powiedziano mi, że ma opory względem zaglądania ludziom do głowy. Ludzie nadal traktują blogi, jak pamiętniki. Myślą, że my tu piszemy: "kochany pamiętniczku..."
    :-)))

    OdpowiedzUsuń
  7. No i super ! Dawaj Riannon subiektywnie! Wiemy z doświadczenia, że nie ma nic smaczniejszego w krajoznawstwie niż suche fakty przemielone przez maszynkę subiektywizmu i doprawione swoim osobistym osądem. Smażone przy wieczornym ognisku...
    Qrde (Ups! Excusez l'expression!) idę jeść! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Go/Rado- czyżby jagódki spowodowały wilczy głód? :-)
    Tutaj na pewno będzie subiektywnie i z perypetiami, jakie spotkają nas na szlaku. Natomiast życie i czas pokaże, jaką formę przybierze blog turystyczny. Pewnie jakąś pośrednią. Ja się nudzę czytając przewodniki turystyczne i przez to nic nie zapamiętuję z tego, co wyczytałam. Wszystko muszę przemielić przez własną osobowość i w takiej formie zamierzam to podawać dalej :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Góry Izerskie pokochałam od pierwszego spojrzenia. Lata temu, jeszcze przed erą Siedliska zastanawialiśmy się nad kupnem domu w tamtej okolicy i przynajmniej raz na dwa lata staraliśmy się pojechać. Potem się u nas pozmieniało i o wyjazdach gdziekolwiek można było na długo zapomnieć, a potem, gdy pracowałam dla WC jakoś mi tam było nie po drodze. Za to w tym roku - przybywamy! Roboczo, ale już się nie mogę doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  10. Asia, Wojtek- super! Liczę na to, że wpadniecie do nas chociaż na kawkę :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. kciuki (i koci ogon na supełek) za Monikę

    do odkrywania polecam - jeśli jeszcze nie odkryłaś - czeską Jizerkę :) szczególnie gdy kwitną żonkile - tam rosną na polach, jak chwasty. tylko zrywanie zabronione, bo to teren pod ochroną. widok niesamowity. jak kwitną kaczeńce też jest tam pięknie, ale żonkilowe pola mnie zachwyciły.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie, nie byłam jeszcze w Izerach po czeskiej stronie, najpierw sobie uporządkuję i systematycznie pochodzę po naszej stronie, bo robiłam jedynie chaotyczne wypady, potem ruszę dalej :-)
    Te kwiaty to żółte narcyzy. Wszyscy tu na Pogórzu mamy je obecnie w ogrodzie i na łąkach. Ja mam kępki przed domem, bo psiaki mi depczą po trawniku. Kaczeńce rosną nad moim strumykiem za domem. Mam tu malutką cząstkę tego krajobrazu, o jakim piszesz :-)
    pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Piszę się na Twoje wycieczki, chłonę takie wiadomości jak gąbka, jest to dla mnie teren zupełnie nieodkryty, a być może w tym roku, jak pojedziemy do Szklarskiej na piosenkę turystyczną, to pochodzimy odrobinę, bo to tylko trzy dni.
    W Bieszczadach też są jagodowe połoniny, tylko trzeba kryć się przed strażnikami parku, ale tubylcy czeszą stoki regularnie grzebieniami. Krajobrazy cudne, chociaż straszą obumarłe jodły, schronisko podobne jak na Śnieżniku.
    Modne są u nas teraz wyjazdy na studia na Ukrainę, właśnie na medycynę, bo tam łatwiej przebrnąć, w tych ichnich "institutach". Pozdrawiam serdecznie. I trzymam mocno kciuki za dzielną dziewczynę.

    OdpowiedzUsuń
  14. Mario- kiedy jest ta turystyczna piosenka? Jeśli akurat nie będę siedzieć przy szczeniaczkach, to może też tam wpadnę.

    OdpowiedzUsuń
  15. Dokładniej - pierwszy weekend. :D Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  16. fani ponurej małpy? :D

    Riannon - no tak, mieszczucha coś zachwyca a wieśniakowi powszednieje jak ma 'za domem' ;)

    mam prośbę - potrzebuję przepisu (albo chociaż wskazówek) na chleb do żurku. nastawiłam ten zachwalany przez Ciebie owsiany, już niedługo będzie dobry tylko sensownego przepisu na chleb brak :(

    OdpowiedzUsuń
  17. Piratka- nie wiem, czy mój przepis jest sensowny, ale jest smaczny i najprostszy, jaki tylko może być.
    Na 300 ml wody rozpuszczam 1/4 kostki drożdży babuni z biedronki, tj jakieś 2-2,5 gram. Na tę objętość wody wypada 500-550 gram mąki. Dodaję łyżeczkę soli i ulubione przyprawy (u mnie to oregano, albo tymianek, albo prowansalskie, co mam pod ręką :-) Ja to wszystko wrzucam do maszyny i mi pół godziny miesza ciasto. Po zmieszaniu wyjmuję, tworzę ręcznie chlebki, wrzucam do piekarnika na 40 minut (180-200 st). Taki chlebek ma bardzo twardą skórkę, długo trzymającą żurek w ryzach.
    Chleb normalny codziennie piekę również w maszynie, wg identycznego przepisu, ale nie wyjmuję, by nadać mu kształt, tylko maszyna mi go piecze. Kromki mają kształt dużych tostów. Taki chleb kroję czasem w kostki i również dodaję do żurku, jak mi się nie chce tworzyć specjalnych miseczek.
    Generalnie baza jest jedna. Na pół kilo mąki wchodzi 300 ml wody, 2 gramy drożdży (suszonych nie używam, tylko normalne) i łyżeczka soli, przyprawy wg gustu. Sposób wyrabiania ciasta i modyfikacje tej bazy, zależą już od indywidualnych upodobań.
    Praktyczne wskazówki:
    Soli nie można dodawać bezpośrednio do drożdży, bo zdechną, można je wymieszać z mąką.
    Ciasta drożdżowego nie można robić w metalowych miskach i używać metalowych przedmiotów, gdyż zachodzi jakaś reakcja chemiczna, w wyniku której drożdże zdychają. To w ogóle są jakieś delikatne stworzenia :-)

    OdpowiedzUsuń
  18. dziękuję :)

    niedługo wypróbuję, bo zakwas już aromatem zabija ;)

    pieczenie chleba generalnie mam opanowane, tylko takiego konkretnie do żurku potrzebowałam :)

    OdpowiedzUsuń