Ile w tym wszystkim jest prawdy, a ile legendy, tego nigdy już się nie dowiemy. Historia to bowiem stara i w połowie zapomniana. Opiera się na archetypie związanym z odwiecznym, uniwersalnym marzeniem o wzbogaceniu się, przynajmniej na tyle, aby sąsiadom szczęki opadły.
Pewnego dnia, a rzecz miała miejsce w połowie XVII wieku, pan na Zamku Czocha- Krzysztof von Nostiz, złożył swą głowę na odpoczynek w niepozornym miejscu nad rzeką Kwisą u podnóża góry. Wówczas przyśnił mu się piękny sen. Według jednych źródeł wyśnił drzewo obsypane złotymi liśćmi, inne natomiast źródła mówią o bryle złota, jaką Nostiz trzymał w swojej lewej ręce. Ważne i brzemienne w skutkach jest to, że Krzysztof potraktował ów sen, jako proroczy i nakazał szukać złota w pobliżu miejsca, gdzie sen mu się objawił.
Eksploracja złota w Sudetach sięga XIII wieku, czyli czasów, kiedy po spustoszeniu Śląska przez hordy Mongołów, sprowadzono na te tereny osadników z dalekiej Europy. W poszukiwaniu kruszców i kamieni szlachetnych specjalizowali się wówczas Walonowie. Nie dotarli oni jednak na Pogórze Izerskie. Do XVII wieku nie pozyskiwano tutaj złota, aż do czasu słynnego snu Nostiza.
Tak, przed wiekami, wydobywano złoto metodą odkrywkową.
Zwróćcie uwagę, że facet w centrum obrazka szuka złota różdżką!
Oto prototyp wykrywacza metali! :-)
Na fali gorączki złota, jaką rozbudził właściciel zamku Czocha, masowo przybywali w to miejsce ludzie z Czech i Śląska, tym bardziej, że daleko nie mieli. Wkrótce przy trakcie ulokowano od podstaw miasto na prawie niemieckim i nazwano go Goldentraum (Złoty Sen)- dziś Złotniki Lubańskie.
Taki widok na Złotniki mam podczas codziennych spacerów z psiakami.
Nie są tak blisko, jak się wydaje na fotografii. Dzieli nas szerokie koryto Kwisy.
Wydobycie złota trwało kilkadziesiąt lat. Złoża okazały się niewielkie i szybko się wyczerpały. Miasteczko z czasem podupadło, a ludzie przekwalifikowali się, zajęli tkactwem i uprawą roli.
Dziś Złotnikom Lubańskim na pamiątkę tamtych czasów, pozostał wytyczony przy lokacji, rynek ze ślicznym, ale w stanie skrajnej ruiny, centralnie położonym domem uzdrowiskowym. Najpewniej, przed wiekami, na jego miejscu stał miejski ratusz.
Dom uzdrowiskowy, a raczej jego nędzne resztki, uporczywie
i powszechnie nazywane ratuszem.
Złotniki przed wojną
Piękna legenda i musi być w niej niejedno ziarno prawdy, ale by ją potwierdzić w pełni, należałoby odnaleźć jakieś ślady po pracach górniczych. Złoto na pewno wydobywano tą metodą, gdyż w herbie Złotnik widniał górnik ze stosownymi narzędziami.
Takie nalepki-znaczki były dodawane w latach międzywojennych
do produktów spożywczych (kawy, czekolady, papierosów).
Żródła milczą na temat dokładnej lokalizacji złotnickich odkrywek, choć wspominają o jakiejś górze. Złotniki nie są położone na górze, lecz zaraz obok, po drugiej stronie rzeki Kwisy, wznosi się najwyższy szczyt w całej naszej okolicy- Złotnicka Czuba (436 m).
Złotniki na starej widokówce. W tle wzniesienie- Złotnicka Czuba.
My mieszkamy za tym wzniesieniem.
Mieszkamy u jej stóp, lecz po drugiej stronie niż Złotniki. Z perspektywy naszego domu (350 m), Czuba jest zaledwie pagórkiem, niezbyt przez ludzi nawet zauważanym. Świadczy o tym fakt, że mało kto z mieszkańców wioski wie, że „pagórek” ów ma jakąkolwiek nazwę. Wystarczy jednak rzucić na nią okiem z innego miejsca, nawet z drugiego końca naszej niewielkiej wsi, aby ogarnąć jej majestat.
Czuba, jako pagórek, z perspektywy naszej posesji
Pewnego dnia, a działo się to 361 lat później, inny Krzysztof usiadł przy stole i oznajmił mi, iż przypuszcza, że Nostiz, rękoma swych poddanych, wydobywał złoto na Złotnickiej Czubie i łączącej się z nią Długiej Kałużniance (415 m). Świadczyć mają o tym dziury, jakie Mój Odkrywca wypatrzył w krzakach i paprociach. Przypuszczalne wyrobiska, jako żywo przypominają te, upamiętnione stosowną tablicą, dziury przy drodze na Lwówek Śląski. O możliwej eksploracji naszej Czuby świdczyć może jej stara nazwa Ramsen lub Rammsen. Rdzeń „ramm” sugeruje niemiecki „kafar”, lub czasownik „wbijać”.
Niewiele myśląc, w wolnej chwili, zapakowałam się z Chłopem do Syfa i wyruszyliśmy, by zbadać owe znaleziska i podumać w terenie nad Tezą Chłopa.
Dumam nad tezą
Rzeczywiście, kiedy opadły paprocie, a nowa szata roślinna jeszcze nie wybujała, widać, iż północne zbocze góry, jest całe dziurawe. Gdzieniegdzie spotyka się kupki kamieni, jakby ktoś odkładał je na bok.
Z góry odrzuciłam zabawy miejscowych dzieci w „Czterech pancernych” i w wojny śląskie, gdyż musiałyby to być buldożery, a nie normalne ludzkie latorośle. Postawiona na miejscu Teza Baby, mówiąca o tym, że pozyskiwano tu kamień na budowę domów we wsi, została odrzucona, gdyż przy tej ilości dołków, na tak sporym terenie, musiałoby powstać tu przynajmniej miasteczko. Poza tym we wsi kamieni z pól jest aż nadmiar.
Na zdjęciach jest to słabo widoczne, ale znajduje się tam dziura na dziurze
Zastanawiające i zagadkowe jest jedno- podczas gdy nasze, północne zbocze jest tak mocno poryte, to zbocze południowe, bliższe Złotnikom, wygląda na ledwie tknięte. Wyrobiska są tam sporadyczne. Nie chcąc być gorszą i zazdroszcząc nieco odkrywczej, a może historycznej i przełomowej, tezy Chłopu, uknułam, do jego wersji, Uzupełnienie Baby. A co?! A mieszkańcy wsi Fogelsdorf (Zapusta) i Steinabach (Kałużna) mieli być gorsi? Może to na fali owej rozbudzonej przez Nostiza gorączki złota, to oni wyruszyli na górę, którą mieli pod nosem i to oni zorali jej północny stok? Mimo wszystko do Złotnik jest stąd kawałek drogi. Czy miejscowa ludność pozwoliłaby jakimś przybłędom zza rzeki, wydobywać ich złoto? A może ludzie stąd pracowali dla Nostiza?
Widok ze szczytu Czuby w kierunku Kwisy i Złotnik
Widok ze szczytu na wschodnie zbocze góry
Las bukowy na południowym zboczu
Schodzę niżej po zboczu południowym, chcę zobaczyć wreszcie Kwisę.
I mam ją wreszcie w kadrze. Lustro wody znajduje się 306 metrów n.p.m.
Zaszłam na skraj przepaści.
Balansując nad przepaścią spoglądam na wyzierające spośród drzew Złotniki
A to Kwisa od strony Złotnik z widokiem na Czubę
Wracam inną drogą na szczyt i natykam się na taki fajny kamień
Złotnicka Czuba kryje jeszcze kilka tajemnic. Podczas wojny, na jej południowym, stromym, skalistym zboczu, rozbił się samolot. Podobno ludzie wyzbierali wszystkie po nim pozostałości. Zobaczymy, he he he... :-)
W latach komuny Rosjanie robili tutaj odwierty w poszukiwaniu złóż uranu. Znajdujemy po dziś dzień końcówki wiertnicze. Mam nadzieję, że niczego nie znaleźli, bo się stąd wynieśli, a my chyba w nocy nie świecimy.
Na samym szczycie Czuby jest wypłaszczenie, na pewno zrobione ludzką ręką. Mogła tam być jakaś strażnica, gdyż Kwisa, przez wieki, stanowiła rzekę graniczną pomiędzy Prusami, a Saksonią, odzielała też dwie krainy Śląsk i Górne Łużyce. Dziś rośnie tam tak gęsty las, że z czubka góry niczego nie widać.
Dumam na szczycie Czuby i coś mi mówi, że stoję na czymś ważnym.
Nienaturalnie płaski czubek Czuby
Widok na czubek od strony południowej.
Teza Chłopa zostanie przestawiona niedługo szeszemu gremium w specjalnie przygotowywanym na tę okoliczność referacie. Jeśli nie spotka się z jakąś bardziej prawdopodobną antytezą, będziemy walczyć o ustawienie w tym miejscu tablicy informującej turystów o wydobywaniu w tym miejscu złota w XVII wieku. Jeśli tablicy nie wywalczymy, zrobimy sobie ją sami :-)
Gdybyście potrzebowali autografów pod jakąś petycją czy inną odezwą w sprawie rozwoju turystyki i świadomości społecznej, mamy dwa pełnoletnie w zanadrzu.
OdpowiedzUsuńZił- nie ma sprawy, jakby co, będziemy o Was pamiętać :-)
OdpowiedzUsuńPłaszczyzna na Czubie, faktycznie, dziwna. Wątpimy w Strażnicę, bo byłyby ślady obwarowań. Mamy tego liczne przykłady w okolicy, a nie sądzimy, żeby sztuka fortyfikacyjna i zwyczaje wojenno-obronne w czasach przedhistorycznych u Słowian na Waszych terenach się jakoś specjalnie róniły od sposobów Wiślańskich.
OdpowiedzUsuńMoże miejsce kultu? (Choć te o których słyszeliśmy i czytaliśmy, też były obwarowane).
Naszym zdaniem, to miejsce-plac, na który znoszono dzienny "złoty" urobek przed zwiezieniem w dół. Być może otoczone ostrokołem i z drewnianą Strażnicą.
Na samej górze, żeby w razie czego obronić złoto przed zbójcerzami.
Ot, ciekawostka i zagwozdka! Jeżeli mamy rację to musi być i starodawna droga ze szczytu w dół. :D Pzdr.
Z dużym smutkiem przyznaję, że jak do tej pory nie wymyśliłam antytezy...
OdpowiedzUsuńZa z prawdziwą przyjemnością pooglądałam sobie widoki.
Zawsze mnie zdumiewa, jak bogate: geologicznie, historycznie, krajobrazowo są ziemie, na których mieszkacie...
Ile tajemnic, poplątanych ludzkich losów.
Przyjdę zaś :)
Macie tam rodzime Klondike, ze śladami wyrobisk, Riannon, Ty być może na złocie śpisz i stąpasz, przyznaj się, nosisz w sakiewce kilka samorodków złota? Piękne historie, krajobrazy, ja zachwycam się widokami, skałami, przepaściami, pięknie tam. Najfajniej teraz łazić po terenie, bo roślinność nie przykryła jeszcze i wszystko widać. A poza tym Ty inaczej to wszystko widzisz niż zwykły śmiertelnik, z racji swojej pasji archeologicznel.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, odkrywasz przede mną nieznane.
Heh! niewątpliwie ranek jest mądrzejszy od wieczora! :D Właśnie zauważyliśmy, że pod wpływem Waszych pięknych zdjęć i Tajemnicy daliśmy się ponieść właściwemu nam i przez nas ukochanemu stulactwu! :DDD Pzdr
OdpowiedzUsuńGo i Rado- to bardzo fajna hipoteza, podobałoby mi się miejsce kultu :-)
OdpowiedzUsuńNie możemy powiedzieć, że nic tam nie pozostało z ewentualnej strażnicy, bo nie "kopnęliśmy" tam, że się tak wyrażę. Na dziwnym wypłaszczeniu znajduje się jeszcze dziwniejszy pagóreczek, na którym stoję na fotce. Może to być pozostałość po jakiejś kamiennej budowli.
Mając na myśli strażnicę, chodziło mi o czasy historyczne. Do XIII wieku w miejscu tym była dzika głusza, dopiero potem można mówić o jakichś zorganizowanych akcjach pilnowania terenu.
Bardziej prawdopodobny jest sam punkt obserwacyjny, niż coś na wzór fortyfikacji. Może z jakąś lekką konstrukcją. Po usunięciu drzew rozciągałby się wspaniały widok na tereny za rzeką. Rzecz do przemyślenia i zbadania :-)
Agik- mnie się wydaje, że każdy rejon kryje w sobie coś fascynującego. Trzeba tylko po prostu spojrzeć na niego pod innym kątem, pochylić się nad tym, co na co dzień wydaje się takie oczywiste. Jak dla moich miejscowych "bezimienny" pagórek kryjący w sobie tajemnicę.
OdpowiedzUsuńMaria z PP- złota w sakiewce to jeszcze nie, ale kto wie? :-) Chłop co jakiś czas znika w lesie, zaszywa się w swoich tajemnicach i znosi różne rzeczy do domu :-) Czekam na te samorodki niecierpliwie :-)
Riannon. Nie wyrokuj, póki nie "kopniesz" (że również się tak wyrazimy.:DDD ) Ciśnie mi się na klawiaturę znamienny przykład.
OdpowiedzUsuńJako archeolog, z pewnością kojarzysz Trepczę k. Sanoka. (6 pierścieni wałów!) Mamy przyjemność znać P. Ginalskiego z Sanoka - człowieka, który lata temu zaczął tam "kopać" i który chętnie opowiada jak się to zaczęło. Otóż, na terenie dzisiejszego Sanoka nie znaleziono śladów sprzed 1150 r a gród był przecież bardzo ważny i wzmiankowany już o wiele dawniej. W Trepczy za to były dwa grodziska, jedno zbadano i "nic ciekawego" nie odkryto, drugie zostawiono "na później" jako gorzej rokujące. No i nic by się nie działo gdyby nie to, że pewnego pięknego dnia w Muzeum Historycznym w Sanoku pojawił się Facet ze znalezionym w lesie złotym enkolpionem z X wieku! :D
Z całego serca życzymy Wam takiego odkrycia!. Pzdr.
Na naszym pogórzu są trzy znane miejsca po grodziskach, tzw. horodyszcza z doskonale zachowanymi pierścieniami zewnętrznymi, jedno nad Huwnikami, gdzie często bywamy, nie kopano tam jeszcze , tylko stoi tablica informacyjna, Sólca w zasięgu wzroku i wspomniana przeze mnie wcześniej w poście - Magdalenka. Prawdopodobnie służyły do sygnalizacji ogniem niebezpieczeństwa, gdy od Bramy Przemyskiej zbliżał się obcy najazd. No i nie było tam drzew, bo w tej chwili zasłaniają cały widok. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA przypomniała mi się jeszcze jedna archeologiczna zabawna anegdotka. (Też opowiadana przez. P. Ginalskiego!) Rzecz działa się w Bułgarii, tylko niestety, nazwiska owego profesora nie pomnę. Otóż Pana Profesora fascynowały scytyjskie kurhany grobowe i Jego życiowym marzeniem było znaleźć takowy kurhan NIEOGRABIONY jeszcze w zamierzchłych czasach. Otóż ponoć dopiero jeden z jego studentów, idąc za potrzebą, zwrócił był uwagę na dziwną górkę, na której stał wychodek przy wiejskim domu Pana profesora. Koniec końców, marzenie Profesora się spełniło, ale chichot losu słychać do dziś... :DDDDDDDDDD. Zjeździć kraj w poszukiwaniu czegoś, na co się przez lata sr.....ło.
OdpowiedzUsuńCzekamy na tuskulumskie odkrycie, które zatrzęsie archelogiczną societą!
Pzdr.
Pzdr.
He, he... świetna historia z wychodkiem, powiedziałabym nawet, że historia ze smaczkiem :-)
OdpowiedzUsuńTak, to prawda, nie ma co wyrokować przed "kopnięciem". Bez kopania znaleźliśmy na Czubie kilka ciekawych rzeczy, które niebawem opiszę, więc na razie cicho sza. Mogłam je wpleść w tę opowieść, ale zapomniałam :-)
Natomiast na naszym polu, podczas brykanek ze zwierzakami, któreś z nas schyliło się po niepozorny krzemień, który wydał się "podejrzany" i okazało się, że jest to krzemienne narzędzie, niewątpliwie zrobione ludzką ręką. Datowanie, hm... od paleolitu po średniowiecze :-) Kolejna zagadka :-) Wbrew temu, co się powszechnie sądzi, krzemienne narzędzia były bardzo długo używane, metal był po prostu zbyt cenny i drogi dla przeciętnego człowieka.
Maria- niedaleko nas, ale już kilkadziesiąt kilometrów dalej są słowiańskie grodziska i kurhany z samych początków osadnictwa.
OdpowiedzUsuńNatomiast nasze wypłaszczenie na Czubie mogło również służyć do celów sygnalizacyjnych ogniem. I to wydaje się być najbardziej prawdopodobne.
"Jeśli tablicy nie wywalczymy, zrobimy sobie ją sami :-)" - podoba mi się Wasze podejście do sprawy :D
OdpowiedzUsuńjakieś resztki mojej wiedzy o geologii podpowiadają, że uran towarzyszy złotu ;) poproście swe magiczne obejście o licznik geigera-mullera, tak na wszelki wypadek :)
Piratka- cicho, bo mi gości wypłoszysz i zbankrutujemy :-)
OdpowiedzUsuńA tak poza tym, masz rację, gdzie złoto, tam może być i uran. Ale jak mówiłam, ruscy sobie poszli precz, znaczy się, że chyba nic nie znaleźli.
Już sobie zrobiliśmy drogowskazy, to co dla nas taka tablica :-)
Trzymam kciuki by udało się wszystko co zamierzacie!
OdpowiedzUsuńUściski!
Tablica koniecznie. Takie historie trzeba uwieczniać.
OdpowiedzUsuńNo, no z tym złotem to trzeba sprawę dobrze przemyśleć i obwąchać, tablica musi być. Piękny ten kamień na który się natknęłaś, u nas jest Diabelski Kamień - kawał skały. Riannon, może ta tablica mogłaby być zrobiona z funduszy unijnych, albowiem cel szczytny. Trzymam kciuki za plany i ich realizacę.
OdpowiedzUsuńTak, tablica to priorytet. Po publicznym zreferowaniu tematu, w maju, w obecności radnych gminy i powiatu, zorientujemy się, co można w tej kwestii zrobić.
OdpowiedzUsuń