Najpierw jednak muszę się pochwalić. Wzięłam udział w rozdawajce w skarbczyku u Gugi i... zostałam wylosowana :-) Było to o tyle zaskakujące, że jeszcze nigdy nie brałam udziału w żadnym candy. Jakoś wydawało mi się, że aby brać udział w takiej zabawie, trzeba samemu coś ludziom zaoferować, a ja pomysłu jak na razie na candy nie miałam. Guga jednak robi takie piękne rzeczy, że mimo iż nikt nie wiedział, co wchodzi w skład prezentu, ludzi zgłosiła się cała masa. Pomyślałam, a jakież mam szanse i też się zapisałam :-)
Oto co przyszło do mnie pocztą: mitenki (rękawiczki bez palców), dwie lniane zawieszki, prześliczna podusia na igły, zakładka (uwielbiam połączenie lnu z koronką) dwie bransoletki i granatowa sakiewka.
Lepsze zdjęcie sakieweczki.
Mitenki świetnie grzeją w łapki, kiedy o mroźnym świcie zaglądam do komputera.
Przedmioty ręcznie robione mają swój niezaprzeczalny urok. Guga jeszcze raz serdecznie Ci dziękuję :-)
Pracuję teraz nad czymś, co sama mogłabym zaproponować na candy, ale na razie o tym sza, nie zapeszajmy. Zdradzę tylko, że od kilku dni haftuję, jak głupia, bo czego bym się nie łapała i z czym nie eksperymentowała, zawsze wracam do haftu krzyżykowego. Po prostu uwielbiam to!
Obrazek jest za szkłem, stąd ten błysk flesza. |
Tymczasem w wolnej chwili postanowiłam wreszcie przetestować produkcję papieru czerpanego. Idą święta, taki papier może przydać się do ręcznie robionych kartek bożonarodzeniowych. Wiem, że można go kupić w sklepie, ale na takiej głębokiej prowincji trzeba po niego daleko jechać. I nie ma to, jak swój wyrób od początku do końca.
Czerpiąc papier, sama myślałam o etykietach na domowe wina i przetwory lub na karteczki do zabytków dla mojego muzeum. Zobaczymy.
Po wykorzystaniu starych gazet oraz makulatury w postaci zadrukowanych kartek, doszłam do wniosku, że nauczyłam się robić podstawowy, szary papier toaletowy, a nie do końca o to mi chodziło. Farba nie znika, a rozpływa się nadając masie papierowej brzydką barwę. Te najbardziej szare krążki są z gazet, te mniej szare z papieru jednostronnie zadrukowanego.
W końcu pomyślałam, srał pies ekologię, chodzi mi o efekt, nie o filozofię. Potrzebowałam białego papieru, mógł być z małymi ozdobnikami. Bardzo mi się podobały oferowane w sprzedaży takie papiery z płatkami bławatka, czy róży. W niezawodnej i wszędzie na prowincji występującej Biedronce zakupiłam ręczniki papierowe z niebieskim logo, które jak miałam nadzieję, znakomicie zaimituje kwiatki bławatka. Tak się też stało.
Przystąpiłam do produkcji. Najpierw podarłam kilka listków z rolki. Można rwać, można ciąć nożyczkami. Ja robiłam to zamiennie. Potem zalałam pocięte skrawki wrzątkiem i zostawiłam na godzinę. W przypadku grubszego papieru- gazety, czy kartek do drukarki, lepiej, żeby skrawki moczyły się cały dzień lub noc.
Wymoczone skrawki wrzuciłam do miksera, dolałam troszkę wody, aby noże lepiej rozsiekały papier na miazgę.
Wylałam papkę do miednicy i dolałam wody.
Nie chciało mi się do eksperymentu budować ramki. Wzięłam więc tamborek, naciągnęłam kanwę i w ten sposób powstało sito do czerpania.
Zaczerpnęłam i wyszło coś takiego:
Przez chwilę zostawiłam do obcieknięcia i przystąpiłam do ściągania masy z sita. To najtrudniejszy moment. Trzeba sito przewrócić i gąbką wycisnąć wodę. Masa powinna przylepić się do podkładu (w moim przypadku stare prześcieradła, które służą szczeniętom w kojcu), ale nie zawsze to się udaje. Raz odchodzi lepiej, raz gorzej.
Takie arkusiki powinny schnąć w pomieszczeniu nawet kilka dni. Jak lekko podeschną, przekładam je na inne, suche podłoże.
Takiemu arkusikowi możecie nadać dowolny kształt nożyczkami, lub wyskubując. Ja zawsze skubię.
I już mam sporą etykietę, lub podkładkę do etykiety, gdyż w moją drukarkę papier ten nie wejdzie, a ja nie potrafię kaligrafować. Jakby nie patrzeć, coś takiego zawsze można wykorzystać.
Może komuś przyda się mój powyższy kursik czerpania papieru i stworzy niepowtarzalne świąteczne ręcznie robione karteczki?
Koszt wyprodukowania takiego arkusika jest tak mały, że niepoliczalny. W sklepie papierniczym arkusz A4 kosztuje od 1 zł w górę. Ręcznik papierowy kosztuje jakieś niecałe 2 zł. Z jednego listka wyszedł mi 1 arkusik o średnicy tamborka- 17 cm. Ile jest listków w ręczniku papierowym- nie zamierzam liczyć, ale cała masa. Koszt mojego arkusika, to koszt jednego listka plus jakieś miro ilości zużytego prądu (jak ktoś chce, może masę tłuc w moździerzu). Stratę czasu spędzonego na robocie całkowicie niweluje dzika przyjemność z tego, że robimy coś fajnego dla siebie :-)
O! Fajny jaki pomysł :DDDDDDDDDDDD Kiedyś się bawiłam, ale gotowanie szmat było boleśnie upierdliwe - papiur ręcznikowy lepszy :DDDDDDD Jednocześnie mi się przypomniało, że z koleżanką - ceramologiem, miałyśmy dziki pomysł w Pafos: postanowiłyśmy eksperymentować z ceramiką :DDDDDDDDDDDDD Kiedyś o tym napiszę :)
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o uatrakcyjnienie papierów wytwarzanych własnym sumptem, to polecam np. posiekane i wygotowane łodygi słonecznikowe albo pokrzywowe :)Bo teraz o płatki to raczej trudno - no chyba, że jeszcze gdzieś Ci jakaś róża kwitnie :)I można dodać do takiego papieru krochmalu (ugotowanego - nie kartoflanki) albo dekstryny (np. mączki ze zwykłych kasztanów) :)
No, dzięki, Riannon, to już kolejna rzecz na listę "koniecznie do zrobienia w bliżej nieokreślonej przyszłości" ;-) I czemu Ty tak kusisz, co? A mnie skręca, bo chciałabym, a czasu nijak nie ma... Ale wykorzystam, choćby nie wiem co! Super akurat na przedświąteczny czas ;-)
OdpowiedzUsuńŚciskam!
Kasia Bajerowicz- oczywiście, zapomniałam na śmierć. Do każdej porcji papki (tak na 4-5 arkusików) dodawałam kopiastą łyżkę mąki ziemniaczanej.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że róże jeszcze mam :-) Mróz jednak tak się u nas zadomowił, że niedługo już opadną.
Ceramika nawet mi się w głowie nie mieści. Pomysł zbudowania na posesji starożytnej dymarki porzuciłam, zanim na stałe zadomowił się w mojej głowie.
Inkwizycja- jedna porcja nie zabierze dużo czasu. 5 minut trwa podarcie kilku ręczników, zostaw sobie to na noc. Na drugi dzień tylko czerpiesz. Więcej czasu zajmuje organizacja- ramka, miejsce do suszenia, etc. Powodzenia, również ściskam :-*
No właśnie - ta organizacja... w moim obecnym pandemonium? ;-)) No i nie mam tamborka... Ale ponieważ pomysł na czerpane zawieszki do prezentów uważam za genialny - coś wymyślę ;-)
OdpowiedzUsuńHa! Pomysł genialny!
OdpowiedzUsuńJa swego czasu namiętnie robiłam tzw.postarzany papier. Zwykłe kartki papieru ksero gniotłam, a następnie wkładałam na chwilę do miski z wodą i kawą(może być z biedrony),szybciutko wyjmowałam i suszyłam.
Wychodzi taka sepia z zaciekami ;-))))
Ściskam cieplutko!
A wiesz, że moje chłopaki, dawno temu, też sami robili papier?! Młodego bardzo interesowało jak to się dzieje, że taki papier powstaje a mój Osobisty jako manualny w domu, wziął i zrobił z pacholęciem kilka arkuszy. Są gdzieś w chałupie, ale między czasie 2 razy się przeprowadzaliśmy i zanim znajdę... :)
OdpowiedzUsuńŚwietna zabawa:). Na na razie postarzałam herbatą, ale może kiedyś spróbuję czerpać!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Zdolna z Ciebie kobieta :)
OdpowiedzUsuńjak chcesz czegoś wariackiego to:
OdpowiedzUsuńzrób papier z ryżu, taki który można potem zjeść, np. ulepić z niego sajgonki
mam taki papier jadalny w szufladzie
tymczasem ty klecisz coś z papieru, a ja konstruuję coś z kompów, softu i www - swoją drogą linkowanie, którym się kiedyś wymienialiśmy też pomogło (technicznie osiągnąłem efekt, który chciałem - na razie dla jednego adresu www)
ale jeszcze raz przemyślałem twoją metodę - i z tego co widzę go nie sprasowałaś - to jak taki niesprasowany wejdzie do drukarki?
OdpowiedzUsuńChłop ci jakąś prasę zrobi przecież.
dalej myślę:
OdpowiedzUsuńjak ci z tym drukowaniem po sprasowaniu nie pójdzie - skombinuj sobie zestaw drukarski gdzie można składać czcionki samemu i będziesz miała druk na etykietach w stary sposób
Kontrolerka, ewkiki- próbowałam też i z gniecionym papierem zalewanym herbatką, ale to zupełnie inny efekt- choć również bardzo fajny :-)
OdpowiedzUsuńEgretta- dzięki :-*
Admin R-O- też mam papier ryżowy. Kupiłam kiedyś i coś tam zrobiłam, ale nadal leży- to znaczy, że się nie sprawdził. Nie wykluczam, że swój ryżowy byłby hitem, ale nie znam technologii jego produkcji :-)
Specjalnie nie prasowałam. Zależało mi na uzyskaniu takiego grubszego papieru, ale być może rozwinę się w temacie. Zaintrygował mnie ten zestaw drukarski, bo o drukowaniu na swoim czerpanym mogę zapomnieć.
Cieszę się, że linkowanie pomogło. Niestety, mimo szczerych chęci, ta dziedzina, jaką się zajmujesz, przekracza zdolności poznawcze moich szarych komórek.
Riannon, jestem pod wrażeniem tak ogromnym, że rączki na klawiaturze mi się plączą, jesteś po prostu niesamowita :) a prezenty od Gugi rewelacja, ta Ewusia to zdolniacha :)
OdpowiedzUsuńNa takim czerpanym papierze to każde odręczne pismo wygląda szlachetnie, nawet nie kaligrafowane, na pewno, a jakie nietuzinkowe bileciki do prezentów mogą być! Identyczny robocik posiadam, służy mi wiele lat i wykorzystuję go w kuchni prawie do wszystkiego, wyrobiłam jakieś punkty-targety w czasach działalności, to mi dali. Jakże wiele ciekawych rzeczy przy okazji można się dowiedzieć, postarzany papier, prasy, czcionki, ramkę pewnie można przysposobić z niepotrzebnej, obrazkowej. Gratuluję wygranej u Gugi, a swoją drogą taka kaszta z czcionkami drukarskimi to byłby niesamowity bajer, prawda? pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńnawet w markecie widziałem kiedyś zestaw małego drukarza czy cośtam, zdaje się w tesco
OdpowiedzUsuńkasetka z plastikową szyną, w sumie kilkoma, i zestaw gumowych czcionek nakładanych
pisać odręcznie, no nie, trochę technologii musi być, nie jesteśmy w średniowieczu
Jola- dzięki i szacun dla Gugi- Ewy :-)
OdpowiedzUsuńMaria z PP- w sumie to muszę spróbować coś napisać na tym papierze. Przydałoby się wieczne pióro, muszę przekopać szuflady. Tak mało się teraz ręcznie pisze.
Idea czcionek mnie zaintrygowała.
Admin R-O- Nie mam potomstwa, zatem nie bywam na dziale z "małymi drukarzami" :-) W ogóle te zabawki mnie przerażają. Weszłam do sklepu i chciałam kupić jakieś foremki z przeznaczeniem do mydła. Do mydła nie dostanę, więc pytam o jakiekolwiek foremki, takie do piaskownicy i... zostaję przywalona jakimiś wynalazkami: do piaskoliny, do ciastoliny, do jakiejś innej sramtaliny. Uciekłam z wrzaskiem.
Poproszę linka do jakiegoś zestawu drukarskiego.
tak samo mam koncepcje jak ty
OdpowiedzUsuńczegoś takiego nie kupowałem tylko widziałem
i to chyba kilka razy
nie wiem gdzie
a moje potomstwo raczej woli demolować laptoka niż jakies papiery
Z tych wszystkich cudeniek najbardziej zauroczyły mnie mitenki :)
OdpowiedzUsuńtaaa, to coś a'la rekawice treningowe
OdpowiedzUsuńRiannon, podziwiam! Dla mnie to wyzsza szkola jazdy, odpadam w tzw. przedbiegch.
OdpowiedzUsuńWytlumacze sie brakiem czasu, a tak powaznie, to chyba jednak nie potrafilabym czegos takiego stworzyc. Zdolniacha z Ciebie - papier zrobilas, to i pisac sie na nim nauczysz:)))))
Pozdrawiam:)
Ela, Admin R-O- Mitenki nie tylko urocze, ale i praktyczne. Trzeba było widzieć, z jaką gracją lansuję się teraz w markecie ściągając tak ozdobionymi rączkami produkty z półek :-D
OdpowiedzUsuńAtaner- tylko ja nie wiem, czy mi się w tym wieku jeszcze chce uczyć pisać :-)
Widziałam na allegro "małego drukarza"- te czcionki to porażka. Zostaje jeszcze stara, niezawodna, analogowa maszyna do pisania :-)
póki jesteś młoda i silna - trzeba się uczyć nowych rzeczy
OdpowiedzUsuńswoją drogą w kilku starych zgredów po 30stce, dojrzewa nam w gronie znajomych myśl, aby zacząć się uczyć hiszpańskiego :)
OdpowiedzUsuńja sam prawdopodobnie zabiorę się za jakieś mordobicie, prawdopodobnie boks, aby się odstresować - technicznie rzecz biorąc już mam umówiony trening - Kobieta już mi ględzi - jak ty chłopie w firmie będziesz z obitym ryjem wyglądał :>
człowiek się uczy :)
Admin R-O- pomijając fakt, że języków w ogóle warto się uczyć, to na licho Wam hiszpański? Też zamierzacie czmychnąć i zaszyć się w Argentynie?
OdpowiedzUsuńJa się nie dziwię, że chcesz trenować boks, skoro po Lubinie kobiety z nożami biegają i dźgają :-)
1. Turystyka - jest wiele miejsc w Hiszpanii gdzie się nie dogadasz, a mamy ochotę tam pojechać - oczywiście może się to komuś wydawać dziwne - myślisz że nie dostałem zjebki od rodziny za wożenie dupy po Hiszpaniach, kiedy za te pieniądze już byłaby jakaś mała działka budowlana?
OdpowiedzUsuń2. Co prawda kocham swój kraj i pewnie nawet (fizycznie) zdecydowałbym się za niego walczyć, lub wspierać walkę finansowo, itp. - ale najpierw rodzina i bezpieczeństwo - jak tu się zacznie robić większy bajzel - czemu nie Argentyna?
No lepiej w Zagłębiu Miedziowym być silny i trenować boks - jeszcze na osiedlu gdzie mnie z widzenia nie znają pomyślą, że jestem z Wrocławia - to ryj mogą obić.
Admin R-O- nie widzę nic dziwnego, ani nagannego w spełnianiu swoich marzeń, skoro podróż do Hiszpanii właśnie się Wam marzy.
OdpowiedzUsuńTeż jestem gotowa rzucić to wszystko w cholerę, gdyby nas tak stłamsili, że nie dałoby się tu żyć. Wystarczy, że zaczną majstrować przy KRUS-ie i już po nas. Jak i po większości rolników. Argentyna to nie, ale jakaś ciepła Chorwacja mi się marzy. Język pokrewny, szybko wejdzie do głowy.
Bałkany to nie jest stabilny politycznie teren - nigdy takim nie był. Poza tym jeśli Chorwację wezmą do UE to co to za emigracja?
OdpowiedzUsuńA nauczyć się języka obcego nietrudno - jeśli już wie się jak to zrobić z sukcesem i małym wysiłkiem.
Ja kiedyś w zamierzchłych czasach, chyba w ramach sprawności harcerskiej, a może to w zupełnie innym klimacie, popełniłam papier czerpany z gazety. Przy okazji zatkałam w domu wannę, zlewozmywak i toaletę. Mamusia wybiła mi z głowy wtedy prace ręczne hahahahaa
OdpowiedzUsuńFajna zabawa z tym papierem! Może kiedyś spróbujemy, jeśli uda nam się odkryć metodę rozciągania Czasu :D
OdpowiedzUsuńUściski