O mnie

Moje zdjęcie
Kobieta wciąż zadziwiona otaczającym ją światem. Z wykształcenia archeolog, z wyboru Wolny Człowiek i Kustosz we własnym Muzeum. Z urodzenia Wrocławianka, z wyboru mieszkanka małej wsi. Na pytania miejskich kolegów: "co ty robisz do licha na tej wsi"??? odpowiada: "żyję!!!". Zawsze niepokorna i pozostanie taką do śmierci. Wyznaje w życiu maksymę: "Ludzie posłuszni żyją, aby spełniać oczekiwania innych. Nieposłuszni realizują swoje marzenia". Kobieta owa ma wciąż wiele pomysłów, które uparcie realizuje na powyższej zasadzie. Posiadaczka 2 psów i 1 Chłopa. Chce się dzielić z ludźmi swoim kawałkiem życia prowadząc Gospodarstwo Agroturystyczne, Muzeum Dwór Feillów oraz Hodowlę Psów Rasy Golden Retriever.

czwartek, 18 listopada 2010

Rysiek i spółka.


Późny wieczór. Przewracam się z boku na bok. Po zebraniu wiejskim mam w głowie gonitwę myśli. Czy mogłam jeszcze coś powiedzieć? A może coś inaczej rozegrać? Myślę o obecnym radnym Rysiu i pani sołtys.
-Śpisz?- szturcham Chłopa
-No, już nie- i takiej odpowiedzi oczekiwałam.
-Słuchaj, tak sobie myślę: Gdybyś naprawdę został tym radnym, to co powie pani Viola? Przecież ona się zapłacze z powodu Rycha. Co ona zrobi?
-Będzie musiała mnie polubić. Jak pana Rysia. Nie wiem, czy nie będziesz zazdrosna. Wiesz, te nocne akcje w świetlicy...
Hm... o panią Violę nie jestem zazdrosna. Natomiast widziałam zdjęcie jednej z kandydatek z innego okręgu. Dziumdzia lat dwadzieścia, fotografia, jak z castingu do „Top Model”. Lepiej o tym nie myśleć. Znów przewracam się z boku na bok. Mózg zalewa fala wspomnień z dnia.


Nasz wiejski lokal publiczny, w którym odbywają się zebrania, tudzież bliżej mi nie znane hulanki i swawole, od kilku lat stał obdrapany, brudny, zaniedbany. Okoliczności remontu opisałam w poprzednim poście „Spisek”. Zapytałam panią sołtys, dlaczego remont został przeprowadzony na tydzień przed wyborami i na cztery dni przed przyjazdem burmistrza. Odpowiedź mnie zaskoczyła:
-A kiedy miał być?
W ogóle ostatnie wydarzenia, w które się wplątałam, jako pełnomocnik mojego Chłopa, niezwykle mnie zadziwiają. Mogę przygotować się na merytoryczną dyskusję, na wymianę poglądów, ale nie na głupie odpowiedzi. Wychodzi bowiem na to, że świetlica nie jest dla nas. Potrzebna jest raz na cztery lata, gdy burmistrz zaszczyca nas swoją obecnością. My możemy przecież bawić się, przeprowadzać zebrania w obdrapanym lokalu. Najgorsze jest to, że ludzie uznali to za normę. Tak było zawsze i dziwi ich fakt, że ktoś oczekuje innej jakości, że śmie upomnieć się o coś, co nam się należy.
Nie odkrywam tu Ameryki. Każdy z nas spotyka się z tym codziennie. U lekarza jesteśmy traktowani, jak śmieci. Urzędnicy uważają nas za zło konieczne i motłoch, który kręci się, brudząc korytarze. Ale u mnie właśnie nadszedł ten moment, że pochyliłam się nad tym mechanizmem w kontekście oni-włodarze, my-ludzie.

Wchodzę do świetlicy, gdzie ma odbyć się zebranie. Na pierwszy plan wysuwa się stół z wydzielonymi pięcioma miejscami. Wygląda jak ołtarz.  Przed nim pustka. Daleko, jak tylko pozwala kształt pokoju, stoją złączone stoły dla nas-dla mieszkańców wsi. Na ołtarzu stoją białe, eleganckie filiżanki. Podano też ciasta. Na stole zbiorczym stoją zgrupowane w kupki szklanki. Przy ołtarzu rozpoczyna się krzątanina. Młoda panienka nalewa do filiżanek kawkę, herbatkę. Czekam, czy ktoś nam coś zaproponuje. Otóż nie. Po co te szklanki?Zastanawiam się, czy nie ma tu przypadkiem samoobsługi, ale też by chyba zaprosili do częstowania się. Herbatki brak, po ciasto też nie ma jak sięgnąć. Siedzimy dwie godziny o suchym pysku.

Wiem, co teraz nastąpi, bo to drugie spotkanie przedwyborcze obecnego burmistrza, które oczywiście oficjalnie ma na celu podsumowanie mijającej kadencji. Jak cztery lata temu burmistrz nie miał konkurencji na stanowisko, nie był łaskaw zaszczycić nas podsumowaniem swojej kadencji. Burmistrz będzie teraz przez godzinę gadał o rzeczach, które nas nie dotyczą. O remontach, inwestycjach na terenie gminy. Będzie przekłuwał swoje liczne porażki na sukcesy. Zanim wejdę z nim w bezpośrednią konfrontację, mam sporo czasu na obserwację i przemyślenia.

Pani sołtys siada wraz z gośćmi przy ołtarzu. Jest to bardzo symboliczny gest. Ów stół stanowi granicę dwóch światów. Tu jesteśmy my, tam są oni. Pani Viola nie jest naszym człowiekiem. Nie utożsamia się z ludźmi z wioski, co udowodnia na koniec zebrania mówiąc, że jest jej wstyd za wszystkich, rzekomo niechętnych do pomocy. Nie rozumie, że w ludziach narasta bunt i sprzeciw. Zastanawiam się, czemu pani Viola ma czerwone, zapuchnięte oczy? I myślę, że miałaby je radosne, gdyby zrozumiała, że ludzie potrzebują pozytywnego wzmocnienia, pochwały i podzękowania, zamiast krytyki, ośmieszenia. Wymagają od swojego przedstawiciela poczucia bezpieczeństwa.
Mam lekkie wyrzuty sumienia. Nie przyłożyłam wprawdzie ręki do wyboru pani Violi na sołtysa, ale zdezerterowałam. Nie poszłam dwa lata temu na zebranie wyborcze, gdyż wiedziałam, że mieszkańcy zechcą wysunąć naszą kandydaturę na to stanowisko. Nie byłam wówczas na to gotowa. Stchórzyłam.

Ze zdumieniem patrzymy na teatrzyk, jaki odstawia pani Viola. Służalczym tonem dziękuje burmistrzowi za fundusze na remont świetlicy, jakbyśmy podatków na te cele nie płacili. Wręcza burmistrzowi i pani sekretarz gminy w dowód wdzięczności koszmarne stroiki. Odkąd zajmuję się dekorami, mam większe wymagania w stosunku do kiczowatych ozdób. Ludzie patrzą zdumieni na ten performance. Ktoś żartuje, czy też taki dostanie? Po czym wszyscy słyszymy, że pani sołtys wstydzi się za nas. Nie, nikt więcej nic od nikogo nie dostanie. Nie zasłużyliśmy, przynieśliśmy wstyd. Włodarze nie są z nas zadowoleni.

Miesiąc temu, z naszej inicjatywy, wystosowaliśmy w imieniu całej wsi prośbę o przekwalifikowanie fragmentu drogi wiejskiej z powiatowej na gminną. Nieszczęśliwym przypadkiem, w wyniku błędu, początek drogi należy do gminy, środek do powiatu, a koniec, ten pod naszym domem, znów do gminy. Prawo umożliwia, a nawet nakazuje gminom zabranie tych dróg, gdyż nie spełniają one kryteriów drogi powiatowej. Zniechęceni nic nierobieniem w tej sprawie radnego Ryśka i pani Violi, sami napisaliśmy prośbę do Urzędu Gminy, do wiadomości Starosty Powiatu, cytując paragrafy, o możliwości, czy nawet konieczności przekwalifikowania drogi na gminną. Nie mamy bowiem możliwości utrzymania drogi w należytym stanie. Z Urzędu Gminy dostaliśmy odpowiedź odmowną. Gmina nie jest zainteresowana przekwalifikowaniem tej drogi, bo będzie musiała o nią zadbać. Czekaliśmy na to zebranie, aby burmistrz osobiście stanął do konfrontacji z całą naszą społecznością. W międzyczasie okazało się, że Starostwo Powiatowe zarządało od Urzędu Gminy przejęcia tej drogi.
-No i co pan nam zrobił? Dlaczego pan to nam zrobił? Pan wie, jakie mamy wydatki? Jeszcze mamy wam drogę remontować? Niech powiat wam wyremontuje. Dlaczego my? A co my-gmina- z tego będziemy mieli?
-Pani sekretarz, to my jesteśmy „gmina”. My-ludzie na tym skorzystamy. To jest dla nas.
Otwarte ze zdumienia oczy pani sekretarz świadczą o niezrozumieniu. „Jak to wy- to gmina, przecież my -to gmina.”
„Francja to ja”-powiedział król Słońce.

Po półgodzinnym biciu piany o dziury w drodze, żądamy jakiegokolwiek działania, byle skutecznego. Jeżeli nie chcą przejąć tej drogi (jak mogą nam odmówić, skoro ludzie tego się domagają, a oni są tylko i wyłącznie urzędnikami), to mają znaleźć skuteczny sposób na rozwiązanie problemu. Droga ma być zrobiona, nie interesuje nas, czy przez Powiat, czy przez Gminę. Chcemy efektu. Wymuszamy na pani sekretarz nieszczerą obietnicę zajęcia się tą sprawą. Przyjechała do nas z zamiarem kategorycznej odmowy. Na razie mi to wystarczy.

Problem pozyskania funduszów unijnych leży mi na sercu, gdyż na Urząd Gminy nie ma co liczyć. Po zawiązaniu grupy inicjatywnej dla potrzeb programu Odnowa Wsi, nic w temacie się nie dzieje. Szlag mnie trafił, gdy dowiedziałam się, że do szkoleń dopuszczono dwie największe wsie. Nas pominięto. Jesteśmy malutką społecznością, ale to nie powód, by nas lekceważyć. Od roku próbuję porozmawiać o tej sprawie z radnym Rysiem i panią Violą,która z nadania burmistrza, nie z naszej woli, została liderką grupy. Słyszę od nich: „nie wiem”.
Na tę okoliczność wzięłam w obroty panią sekretarz. Byłam pewna, że fundusz nam przepadł. Po wysłuchaniu nikomu niepotrzebnych informacji na temat, jaka ta Unia zła, bo to tylko kłopot z tym dofinansowaniem, wydusiłam obietnicę, przy dwudziestu świadkach, a potem w cztery oczy, że znajdzie się możliwość szkoleń dla nas i będziemy mogli wykorzystać swoją szansę.

Czy my tak dużo wymagamy? Czy prosimy ich o rzeczy niemożliwe? Chcemy, aby nam nie przeszkadzano, nie ignorowano, nie pomijano. Chcemy wykorzystać każdą naszą szansę. Co chcemy osiągnąć? Trudno odnieść sukces, gdy wyskakuje się, jak królik z kapelusza. W sąsiednich wsiach nie jesteśmy znani, choć w kampanii wyborczej przyjęto nas z życzliwością. Nawet, jeśli teraz stary skład pozostanie, pokazaliśmy sobie i ludziom, że można zmusić urzędników, aby pochylili się nad małymi, ale dla nas kluczowymi problemami. Można rozmawiać z nimi merytorycznie, można negocjować, przyciskać, aby w ostatecznym rozrachunku dostać kilka obietnic i rozstać się w atmosferze wzajemnego, nawet udawanego szacunku. Myślicie sobie-naiwna, już oni wam drogę wyremontują, ha ha ha... Na początek wystarczy ta obietnica. To mała społeczność, spotykamy się na każdym kroku. Patrzymy sobie w oczy. Nikt nigdy z nimi tak nie rozmawiał. To mi wystarczy na początek.

A nasz radny Rysio? A ulżę sobie. Jego program wyborczy wygląda tak:
-Jeśli mnie wybierzecie, to założę wam bojler w świetlicy.
Obecnie Rysio spełnia we wsi rolę ciecia, szkoda tylko, że raz na cztery lata. Wycina krzaki, maluje, łata dziury w tynku, wstawia kozę i bojler do świetlicy. I mawia:
-Wy ludzie, powinniście się starać, aby włodarze byli z was zadowoleni.
-I cieszcie się z tego, co macie, bo w przyszłym roku nie będziecie odśnieżani.

I to jest odpowiedź na pytanie, dlaczego Chłop startuje w wyborach? Po prostu Rysiek go wkurwił!

12 komentarzy:

  1. łomatko, a ja oglądając Ranczo myślałam, że to fikcja ;-)
    tymczasem tamtejszy wójt, to przy waszej pani Violi anioł po prostu;-)
    a na poważnie, to tego nam właśnie trzeba, jak coś nas wkurwia, to powinniśmy wziąć się do roboty, a nie narzekać
    tyle, że ja bym się chyba nie odważyła, niestety

    OdpowiedzUsuń
  2. Łaaał - bojler chłopisko założy, normalnie pokłony mu bić i dywan czerwony rozścielać!
    A wszyscy wkoło powinni popiołem głowy posypywać, albo i żywcem się zakopać,że wogóle coś chcą, od miłościwie im panujących (jeszcze).Dodam,że to COŚ, jest tym co im się słusznie należy.
    Normalnie się we mnie zagotowało, jak przeczytałam Twojego posta, takiej buty i braku samokrytycyzmu ,chamstwa i bezczelności w jednym, to często się nie spotyka.
    Ale tak to jest jak się czuje zagrożenie - w tym przypadku odcięcie od korytka.Oj czuję,że zaboli.Auć.
    I tym bardziej podziwiam Was i wspieram na całej linii.Pozdrawiam gorąco!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak śpiewał Kazik: komuna mentalna. Łatwo nie będzie. Niedawno się zastanawiałem nad Twoimi okolicami i doszedłem do wniosku, że z racji ładnego dookoła powinny to być bogate wioski a tymczasem jest jak jest. Pozdrawiam:))))))

    OdpowiedzUsuń
  4. A to Polska właśnie.
    Urzędnicy są dla nas nie odwrotnie. I właśnie po to jest demokracja: jak Ci się władza nie podoba masz prawo ją zmienić i masz prawo próbować samemu coś zmienić, chociażby poprzez własny start. Nie wyjdzie tym razem, ale następnym to już na pewno. Powoli ludzie mają dość wyborczej kiełbasy, zwłaszcza tej na szczeblu lokalnym.

    Wspieram wirtualnie, trzymam kciuki i ślę mnóstwo pozytywnych fluidów, żeby Wam się udało :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że w Polsce coś się zmieni właśnie od dołu. Może jeszcze nie na tych wyborach w skali większej, ale w ciągu kilku najbliższych lat na pewno. U nas też są podobne nastroje, ale wójt nie ma dobrego kontrkandydata, którego warto poprzeć. Niemniej ruszyli się niektórzy startujący na radnych (choć i tu gmina swoje mąci). Za długo by opowiadać, jednak jest całkiem inaczej, niż poprzednim razem, wszyscy na wioskach są skorzy do dyskusji i mocno myślą.
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  6. Ewa- myślę że istotnie jest coś takiego jak "duch czasu". Cztery lata temu nasz burmistrz również nie miał kontrkandydata. Obecnie ma dwóch, w tym jednego na poziomie. W ludziach narasta frustracja, ale większość popadła w taki marazm, że nie wierzą już w nic. Nie pójdą na wybory lub zagłosują za starą kadrę ze strachu przed jakimikolwiek zmianami.
    Zrobiła się jednak w gminie bardzo mocna grupa oporu, która powinna za kilka lat mieć większy wpływ na ludzi. Na to liczę.
    Jestem w tym kontekście pewna, że w następnych wyborach i Wasz wójt będzie miał już konkurencję.

    OdpowiedzUsuń
  7. Asjah- pierwsze odcinki Rancza mnie śmieszyły, ale potem niestety, zaczęłam dostrzegać wiele analogii i zaczęło być strasznie. A potem przestałam oglądać. Uwierz mi, że nawet najlepsza fikcja nie przebije rzeczywistości.

    Kontrolerka- myślę, że rzeczywiście te 400 zł miesięcznie byłoby wielką stratą dla Ryśka. Kto mu się do flaszki dołoży?

    Zawrócony- temat zagospodarowania wiosek jest koszmarny i długo by pisać. Takie Bożkowice, które leżą bezpośrednio nad jeziorem, powinny być kurortem i centrum turystyki. A jest tam jeszcze gorzej, niż u nas. Pomysłem burmistrza na zapełnienie gminnej kasy jest postawienie nam na wioskach wiatraków. Walczymy więc nie tylko dla zasady i dla podkurwienia obecnych siedzących na stołkach, ale tak naprawdę walczymy o istnienie. Kto przyjedzie do gospodarstwa agroturystycznego, które znajduje się w cieniu wiatraka? To bardzo ciężki dla mnie temat i jeszcze nie jestem gotowa, aby go poruszyć. Czy przyjdzie się nam stąd wyprowadzić? Poniekąd jest to walka o być, albo nie być.

    OdpowiedzUsuń
  8. polska rzeczywistość wywołuje uśmiech politowania...
    a mógłby być to dumny uśmiech...

    OdpowiedzUsuń
  9. Jest taki syndrom, niestety bardzo prawdziwy i bardzo tu widoczny, a jestem pewna, przykład mojej wioski jest bardzo typowy dla naszego kraju. Pisał o nim Herling-Grudziński w "Innym świecie":

    "Poniżej pewnego poziomu życia wytwarza się w człowieku coś w rodzaju fatalistycznego przywiązania do swojej doli, coś w rodzaju gorzkiego doświadczenia, że każda zmiana może być tylko zmianą na gorsze".

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj Richard...Richard...

    Kochani!-Trzymamy kciuki za jutrzejszy Dzień!

    OdpowiedzUsuń
  11. Powodzenia, powodzenia i jeszcze raz powodzenia. Bo jak będzie dalej tak jak jest, to się zawezmę i... wyjadę z tego kraju. ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Każdy motyw jest dobry, byle robić potem sensowną robotę. Nawet motyw z Ryśkiem :)

    OdpowiedzUsuń