Przyszedł do nas wczoraj. Zapowiadany, spodziewany, duży śnieg. Sparaliżował pół kraju. Nas odciął od reszty świata. W takich chwilach ludzie przechodzą prawdziwy test charakteru i umiejętności organizacji sobie życia. W tych momentach wiekszość konfrontuje swoje marzenia o życiu na końcu świata z brutalną rzeczywistością, która wymaga, abyśmy w takich chwilach radzili sobie sami.
-Dzień dobry- Chłop postanawia jednak przypomnieć o nas, odciętych drugi dzień od świata, szefowi śmieciarzy, który zimą ma obowiązek utrzymywać drogi w stanie zapewniającym kontakt z resztą kraju- Czy ja mogę porozmawiać z kimś odpowiedzialnym za odśnieżanie?
-A CO BOLI???- odpowiada panienka po drugiej stronie słuchawki.
Przez chwilę Chłop zastanawia się, czy przypadkiem nie połączył się z lekarzem rodzinnym.
Niestety, tak tu jest, że jak nie rzucisz do nich osobiście „kurwą”, to nie ma co liczyć na potraktowanie sprawy poważnie. Ową „kurwą” rzucić jednak trzeba osobiście w twarz naczelnemu śmieciarzowi, ale jak to zrobić, gdy nie można wyjechać z domu? Błędne koło. Jeszcze nie jesteśmy na tym etapie, aby zniżać się do poziomu odbierania świata przez mniej lub bardziej ważnych śmieciarzy, „kurwy” więc nie lecą. Nie wierzymy za bardzo w zapewnienia, że jeszcze dziś zostaniemy odkopani. Telefon został wykonany profilaktycznie, bo za jakiś czas będziemy jednak musieli uzupełnić zapasy. Dziś, jutro, a może nawet i pojutrze możemy zająć się survivalem tu na miejscu.
I kontemplacją poczynań zwierząt zarówno domowych, jak i gości przylatujących pod okna sypalni.
Widok na dom i niewidoczną spod śniegu drogę
Widok z okna salonu
Widok z okna sypialni
Widok z podwórka na skalniak
suczki emerytki- Fiona i Triss- zastanawiają się, jak mają do licha kucnąć na siku w tych zwałach śniegu.
Ale i tak najbardziej przerąbane ma Gaja- szpic mały. Pokrywa śnieżna jest dwukrotnie wyższa niż ona. Zdjęcie pod okapem domu.
Ambiwalentne uczucia psiaków. niby chce się poharcować w śniegu, ale łapki szczypią już od mrozu.
Fiona. Tu zadziwiająco podobna do swej nieżyjącej już babci Bułeczki.
Nasz przyjaciel dzięcioł Duduś.
Wreszcie udało mi się zrobić fotkę, jak posila się boczkiem za oknem naszej sypialni.
No cóż, w naszym pięknym kraju większość spraw załatwia się za pomocą "kurwy" ;) ale za to jak pięknie macie, zazdraszczam:) Trzymajcie się ciepło:))))
OdpowiedzUsuńŁącze się w zimowej walce o egzystencję ;)
OdpowiedzUsuńJa co prawda nie na wsi, ale wierz mi, że Dublińczycy nie znają pojęcia "odśnieżanie" tudzież "posypywanie chodników, ulic"....
Pozostaje napawać się krajobrazem i byle do wiosny :)))
buziaki!
Zawrócony- dziękuję i informuję jeszcze się trzymam. Jak będzie źle, "kurwy" polecą w każdą możliwą stronę :-)
OdpowiedzUsuńCzaroffnico- nie daj się dublińskiej zimie! Rzeczywiście, coś niesamowitego dzieje się z klimatem, że śnieg atakuje tamte rejony.
Bo to się uczenie nazywa "ocieplenie klimatu", bodajby ich @##*&*@@#$@#$#$%!$%#$%!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńA ja - jak mam wrócić do domu?
Jedna wielka ściema z tym ociepleniem klimatu i już!
OdpowiedzUsuńCóż, jedyną radę, jaką mam i sama stosuję w takie śnieżyce, to po prostu nie ruszać się z domu. Teraz musisz więc wracać bardzo powoli i ostrożnie.
U nas na Pogórzu trwa drugi rzut śnieżycy, jutro chyba oknem będziemy z domu wychodzić. Gdyby nie zwierzęta, to wcale byśmy nie wychodzili.
Wychowałam się w miejscu, które zimą bywało odcięte od świata, więc wiem, jak to jest. I dlatego mieszkam w centrum miasta;) U rodziców odśnieżają dzięki obwoźnej piekarni i sklepowi, którzy inaczej nie dojechaliby do klientów.
OdpowiedzUsuńHe, he, Lelevina, ja mam odwrotnie :-) Wychowałam się na osiedlu w centrum miasta, dlatego wyniosłam, się na wieś :-) Uważam, że ludzie w mieście zimą mają bardziej przerąbane. Korki, awarie ogrzewania i ciepłej wody, smród, brudne pośniegowe błoto, etc. My tu sami sobie los kształtujemy, jesteśmy od nikogo niezależni (no, może prócz elektrowni, ale w razie czego generator stoi w gotowości). Mamy prócz tego święty spokój, piękne krajobrazy, sterylną biel dookoła, przyrodę jak w "Przystanku Alaska" podchodzącą pod dom, jednym słowem-sielanka. Czasem trzeba fizycznie porobić łopatą i siekierą, ale to na zdrowie wychodzi. I zawsze taniej i z pożytkiem większym niż fitnessy i siłownie mieszczuchów, no nie? :-))) Buziaki :-)
OdpowiedzUsuń