... jaka wieś, taki spisek...
Wczoraj burmistrz zaszczycił swoją obecnością sąsiednią wieś, która przynależy do naszego okręgu wyborczego. Chłop, roznosząc listy do wyborców, spotkał się z dużą życzliwością i zainteresowaniem ludzi, postanowił więc wziąć udzial w owym zebraniu. Może rzeczywiście zdarzy się, że zostanie radnym. Będzie wówczas miał wstępny obraz, czego ludzie oczekują od decydentów, z jakimi problemami się zmagają. W pewnym momencie, podczas monologu burmistrza na temat, ileż to on zrobił dla gminy w mijającej kadencji, sekretarz gminy, ku ogromnemu zdziwieniu Chłopa, wyciągnęła z dokumentów nasz list do wyborców, a burmistrz powiedział, co następuje:
-Tylko obecny pan radny dba o wasze interesy. Na nikogo innego nie można w tej kwestii liczyć. Przykładem jest wyremontowana własnymi rękami świetlica- tu wskazał nasz wiejski lokal publiczny.
- Tylko radny i pani sołtys przy niej pracowali-mówił dalej.
Na te słowa Chłop wstał i poprosił o głos. Wyjaśnił, iż kandydowanie na stanowisko radnego nie ma nic wspólnego z osobistymi sprawami pomiędzy obecnym radnym, a nim. Po prostu pewne rzeczy widzimy inaczej i chcemy innej rzeczywistości, niż ta, jaką zastaliśmy 10 lat temu, a która trwa i trwa i końca nie widać.
Kwestia świetlicy dała wyjaśnić się bardzo prosto.
Na ostatnim zebraniu wyraziliśmy chęć odremontowania jej własnym nakładem pracy. Sama chciałam wziąć udział w malowaniu, bo bardzo lubię operować pędzlem. Nie ważne, czy robię decoupage, maluję ściany w pokoju, czy drzewka w sadzie. Radny, wraz z sołtyską, poinformowali nas, że nie możemy tego zrobić, gdyż na remont musi być przetarg. Zrobi to wyłoniona firma. I pewnego pięknego wieczoru, pod osłoną mroku, nakryliśmy panią sołtys wraz z radnym, jak w pośpiechu, niczym mróweczki, krzątali się przy malowaniu i porządkowaniu świetlicy.
Nawiasem mówiąc, panią sołtys i naszego radnego-kawalera lat 50, łączy jakaś tajemnicza więź, mam nadzieję, że tylko emocjonalna. Z resztą, co mnie to obchodzi, jaka. W każdym razie, gdy zwracamy się do radnego, pani sołtys poczytuje to za atak na jej pupila. Traktuje go jak chorego pieska, którym ma obowiązek się opiekować. Przeszkadza nam to w kontaktach z radnym i nie ukrywam, koszmarnie mnie wkurza.
Remont ów, przeprowadzony cichaczem, był elementem kampanii wyborczej, kto wie, czy nie samego burmistrza. Podejrzewam, że odbyło się to tak:
-Pani sołtys, tu są ekstra fundusze, weźmie pani radnego, nic nikomu nie powie, a potem powie się tym, co chcą głosować na konkurencję, a nie na naszego radnego, że oni nic nie robią, tylko nasz radny pracuje.
Nie podejrzewam bowiem naszej pani sołtys o taki spisek.
To są oczywiście moje przypuszczenia, mogło być troszkę inaczej. W każdym razie, nie ważne, kto był inicjatorem tej manipulacji, od razu spisek został przez nas zrozumiany i mieliśmy czas przygotować się na tę okoliczność. Chłop wytłumaczył zebranym, jak to z naszą świetlicą było. I komu było łyso? Argumentów drugiej stronie zabrakło.
Gdy wieczorem usłyszałam od własnego chłopa relację ze spotkania, mowę mi odjęło, że burmistrz przechowuje w swoich dokumentach nasz list. Widzę oczami wyobraźni, jak obecny radny biegnie z kartką w pysku na skargę do burmistrza. Dostarczyliśmy go radnemu pod same drzwi. Z listu jestem dumna. Chciałam zawrzeć w nim swoje rozczarowanie, w miarę możliwości, w kulturalny sposób. Jestem poruszona, że burmistrz pochylił się nad nim i podjął dyskusję. Tylko, że taką dyskusję powinien podjąć radny. W końcu Chłop nie kandyduje na stanowisko burmistrza i nie musi wchodzić z nim w bezpośrednią konfrontację. Ale z drugiej strony merytoryczna rozmowa robi dobre wrażenie. Chcąc czy nie, burmistrz wyświadczył nam przysługę.
Z drugiej strony, co to za metody, jeżdżenie po wsiach i opowiadanie ludziom, że mieszkańcy naszej wsi są aspołeczni, że nic nie robią, że udziela się jedynie pani sołtys i radny. W jakim świetle stawia to ludzi, którzy są bogu ducha winni, gdyż nikt ich nie poinformował o planowanych pracach?
Dziś rano, przed naszym własnym wiejskim zebraniem, Chłop wsiadł na rower i rozwoził ludziom swój list wyborczy. Zdał ludziom relację ze wczorajszego spotkania w sąsiedniej wsi. Ludzie mają własne problemy, z którymi się zmagają. Jak jeszcze usłyszeli o zarzucie lenistwa i braku ich zaangażowania w remont świetlicy, szlag ich trafił.
-Rozmawiałeś na temat świetlicy z panem Z?- pytam. Pan Z to również przesiedleniec z dużego miasta. Starszy człowiek, który emeryturę chciałby spędzić w spokojnym miejscu, niekoniecznie w cieniu wiatraków.
-Tak, rozmawiałem.
-Coś powiedział?
-Tak
Czekam chwilę, aby usłyszeć, co powiedział pan Z. Nie doczekałam się.
-No powiesz mi wreszcie, co powiedział?
-A to chuje!
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
...relacja z dzisiejszego spotkania, a właściwie refleksje z nim związane, w następnym poście.
Lepiej nie można tego określić i mam tu na myśli politykę w ogóle, a to chuje!!! Pozdrawiam:)))))
OdpowiedzUsuńNo jesteś, :) i masz się całkiem dobrze, to super.
OdpowiedzUsuńCzekam na relacje z zebrania.
Opinia pana Z. ... bezcenna :)
Pozdrawiam
Mam się ogólnie dobrze, bo też dobrze zebranie poszło, całkiem po naszej myśli. Ale mam tak bardzo dużo refleksji po nim, że spędzam właśnie noc bezsenną :-) Owe refleksje przeleję, niegdyś się mawiało na papier, a teraz jak powiedzieć? Na monitor? :-)
OdpowiedzUsuńZawrócony- ja nadal nie kojarzę samorządu, tego na najniższym szczeblu, z polityką. Ale może jestem naiwna. W takich małych społecznościach głosuje się personalnie na ludzi, nie na ugrupowania, czy partie polityczne.
Poza tym wszystkim, mam identyczne zdanie, jak sąsiad Z :-)
Nepotyzm w lokalnych społecznościach służył systemowi (tak komunistycznemu, jak teraz nadal służy unijnemu) do rozbicia wspólnot lokalnych od środka. Stwarza się szansę, pokazuje cukierek, oferuje stanowisko i pomaga komuś miejscowemu do niego dojść, a potem ten jest już w sieci uzależnień nie do zerwania, nawet gdyby chciał. Jest psem, pośrednikiem skazanym na lojalność wobec "próżniaczej klasy rządzącej" (jak mawia pewien znany bloger). Oni przedstawiają się mu jako "swojacy", a reszta ludu to barachło do manipulacji i dojenia.
OdpowiedzUsuńW praktyce jednak są lokalni urzędnicy, którzy zachowują równowagę, nie ruszając swoich pod karą ostracyzmu. Ci mają swoistego schiza, którego tylko bezmyślnością można tolerować. Bo np. za biurkiem urzędnik ściga z urzędu "nielegalne" (tj. bez pieczątki i pobrania myta skarbowego) budowy, remonty, wycinki drzew, itd.itp. a po godzinach pracy zatrudnia "pana Czesia", który podatków państwu nie płaci, przy własnym remoncie albo kupuje na wiosce pół świni czy worek kiełbasy, na które żaden weterynarz nawet nie pierdnął, a co dopiero przybił pieczęć. O samogonie nie wspomnąc.
Pozdrawiam
Ewa
Kurcze, podziwiam Was i wspieram duchowo ;-)))Mam nadzieję,że uda Wam się ruszyć tą skisłą atmosferkę,taki hmmmm...wiew świeżego powietrza.Z Panem Z.przybijam "piątkę" z pełnym zrozumieniem hihihihi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i ściskam !
Ewa-Jest dokładnie tak, jak piszesz. A w takich malutkich społecznościach, widać to, jak na dłoni. Dlatego jakoś tak za bardzo nie liczę i nie będę płakać po ewentualnym przegranym starciu. Kto wie, czy takiemu niezależnemu, niepokornemu radnemu nie zamieniliby życia w piekło. Niemniej jednak są ludzie, którzy oczekują nowej jakości. To kiedyś pierdyknie z hukiem.
OdpowiedzUsuńKontrolerka- to duchowe wsparcie jest nam bardzo potrzebne, szczególnie mi. Chłop czerpie energię z dokuczania "władzy", a ja po nocach nie śpię :-(
Riannon, wsparcie duchowe i ode mnie, w razie "W" pisz do mnie, daleko nie mam a w kupie zawsze raźniej;) Zawsze byłem nonkonformistą, więc wszystkie odchylenia od normy gorąco popieram. Mam nadzieję że jednak wygracie z korzyścią dla okolic. Trzymam kciuki i nie pękaj:))))))
OdpowiedzUsuńPrzesyłam dużo pozytywnej energii, chciałabym bardzo by Wam się udało.
OdpowiedzUsuńTeż mieszkam w takiej małej wiosce, więc chyba rozumiem co czujecie.
Tylko u mnie jest jeszcze problem koligacji rodzinnych, w kogo bym nie rzuciła kamieniem to czyjaś rodzina.
Kiedyś rodziny były, przynajmniej tutaj, baaardzo wielodzietne. I wszystko pożeniło się w okolicy. Potem ich dzieci też, dopiero wnuki lekko wychodzą poza granice gminy.
I potem się dziwią, że choroby w rodzinie, jak to wszystko jedna wielka rodzina :-)
I właśnie dla nowych we wsi te koligacje są praktycznie nie do pokonania.
Trzeba chyba czekać aż ze dwa pokolenia odejdą ....
Będzie dobrze, pozdrawiam.
Zawrócony- Nonkonformizm, to moje drugie imię, na trzecie mam Marudzenie :-) Nie pęknę, obiecuję, tylko przemarudzić sprawę muszę :-) Jak będę organizować "ustawkę", to na bank Cię zaproszę :-)))
OdpowiedzUsuńMirka- na szczęście jesteśmy stosunkowo młodzi. Jeśli nie teraz, to za kilka lat powinniśmy doczekać zmian. Wystarczy mi, że teraz zamieszania narobiliśmy. To się jeszcze tej władzy, w tej okolicy nie przydarzyło.