Trudno było mi przejść nad śmiercią Triss do porządku dziennego. Jakoś tak się to wszystko stało nagle i niespodziewanie. Pomyślałam sobie, że to dobry moment, aby po tym wszystkim, pojechać do Wrocławia, trochę się rozerwać, zająć głowę czymś innym, spotkać się z dawno nie widzianą rodziną, pozałatwiać zaległe sprawy.
Dzień przed moim wyjazdem, Fiona odkryła na naszym skalniaku rodzinę sikorek. Tragiczne wydarzenia, jakie później miały miejsce, mogą być konsekwencją wcześniejszych decyzji, otóż...
W minioną niedzielę, byliśmy z Fionką na Jeleniogórskiej Wystawie Psów Rasowych. Moje niemłode już suczydełko było pokazywane w klasie weteranów. Oczywiście, był to tylko pretekst, aby ruszyć się z domu i po prostu tam być. Ostatnio tak rzadko bywam na wystawach, że boję się, iż ludzie o nas zapomną. Fiona, choć dostała piękny opis, wylądowała na drugim miejscu ze srebrnym medalem, gdyż ruch, choć piękny, nie był zbyt entuzjastyczny. Po ludzku mówiąc, trochę się ociągała.
-Myślę, że ta nadwaga nie pomaga jej w energicznym poruszaniu się- zrobiła mi przytyk sędzina.
„Hm... myślę, że to raczej wiek nie pozwala jej brykać, jak pies w sile wieku”- pomyślałam sobie w duchu, gdyż z sędzią się na ringu nie dyskutuje. Z drugiej strony, no dobrze, oszukuję samą siebie, Fiona mogłaby zrzucić ze dwa kilo. Od poniedziałku zatem zarządziłam dietę.
Fiona dzień przed wystawą.
Nie braliśmy aparatu na wystawę, bo miał być deszcz.
Fiona jest psem z silnymi pierwotnymi instynktami. To dobre, stare geny jeszcze z czasów, kiedy goldeny były psami myśliwskimi, polującymi, a nie leniwymi kanapowcami. Nie chcę mówić, że moje pozstałe goldeny to jakieś dupy wołowe, ale na pewno, w obliczu diety, nie wzięłyby spraw w swoje łapki, czy raczej w swój pyszczek.
Moje psy mają kategoryczny zakaz wchodzenia na skalniak, który jest dla nich po prostu niebezpieczny. Zazwyczaj rozumieją to i rzadko się tam pchają. Kiedy nakryję jakiegoś goldena na skalniaku, naprawdę głośno krzyczę.
Kiedy w poniedziałek Fiona wlazła na skalniak i wsadziła nos w latarnię, przy czym nie reagowała na moje wrzaski, podbiegłam, capnęłamją za kark, zajrzałam tam, gdzie sięgał jej wzrok i zamarłam... W pniu, który jest w środku pusty, na samym dole, założyły sobie gniazdko sikoreczki. Ku mnie rozdziawiały się pyszczki nieopierzonych jeszcze maluszków. Masz ci los. Ale sobie miejsce znalazły. Skoro Fiona je odkryła, nie odpuści. Szczególnie, kiedy w jej misce pojawiło się mniej kalorii. Chwilę pomarudziłam nad głupotą sikorek. Nie bez powodu mówi się o ptasim móżdżku, kiedy chce się komuś ubliżyć. Wkoło psy, wałęsające się po nocach dzikie koty, jakie szanse ma ten lęg?
Taką 4 cm szparkę sobie upatrzyły i wykorzystały,
bo latarnia się lekko przesunęła.
Chłop obciążył latarenkę cegłą,
aby żadne zwierzę jej nie przesunęło i nie wsadziło łapy po pisklę.
Jakoś tak bywa, że wszelkie życie, jakie znajduje się na naszej posesji, staram się rozpaczliwie uchronić od brutalnych praw natury. Kiedyś odkarmiliśmy wyrzuconą z gniazda małą ziębę. Karmiłam ją... piersią z kurczaka, a potem psią karmą. Ta psia karma była hitem, zięba wyrosła na niej piękna i z lśniącym opierzeniem. Dożyła potem w niewoli, w towarzystwie kanarków, końca swojego życia. Na wolności zapewne by nie przetrwała.
Nasza uratowana i odkarmiona na purinie zięba.
Chronimy także i przejmujemy się losem jaskółek, które co rusz zakładają gniazda w naszym garażu, pięknie odchodami „ozdabiając” naszego seata. Wymaga to od nas poświęcenia, bo trzeba wstać i otworzyć garaż bladym świtem, o 4-tej rano oraz przykrywać auto folią malarską.
Nie dziwne jest więc to, że i sikorki na skalniaku wzbudziły moje opiekuńcze uczucia, choć z lekka się załamałam uświadamiając sobie, jakie niebezpieczeństwa na nie czyhają. Na większość zdarzeń losowych nie mam wpływu, ale przynajmniej trzeba się postarać uchronić ptaki przed wszystkożerną Fionką. Poprosiłam Chłopa o baczne pilnowanie Fiony, bo znam możliwości mojej suki. Na moich oczach, swego czasu, potrafiła zeżreć niejedną mysz. Jest lepsza od kota w ich łapaniu. Przeszła samą siebie, kiedy złapała żabę i na oczach Chłopa, który prosił ją o oddanie zdobyczy, żywcem ją wrąbała, oblizawszy się ze smakiem.
-Zrób mi zdjęcie piskląt w środku pnia- przed wyjazdem poprosiłam Chłopa.
-Nie, bo będzie ci przykro, jak poumierają.
-Pilnuj przynajmniej Fiony, bo jak ją znam, dopadnie i wrąbie sikorkę.
-Dobra- rzekł Chłop i jak to Chłop, nie dopilnował.
Czarny scenariusz z moich myśli się ziścił.
We Wrocławiu odbieram telefon.
-Zgadnij, co zrobiło twoje Uszysko? (Ucho to ksywka Fiony).
-Jezus Maria- jęknęłam, przeczuwając wieści- Nie gadaj, że wpierdzieliła starą sikorkę!?
-Owszem, wrąbała sikorkę. Jest jak duch, odwracam wzrok, a ona już na skalniaku, biegnę do niej, a ona pospiesznie łyka.
-Ale jak to, tak razem z piórkami, nóżkami?- głupio się pytam sama konsumując skrzydełka kurcząt
-Nawet jednego piórka nie wypuściła.
- Jak można wrąbać żywcem sikorkę i to w okresie lęgu? To co teraz będzie z tymi maleństwami?- biadolę.
-Jest jeszcze zapasowa sikorka.
No tak, one przecież karmią parami.
-Ale ona jedna na tyle dziobów chyba nie wyrobi, zamęczy się na śmierć- popadam w pesymizm, z resztą, jak zawsze.
Cóż mogę jednak zrobić w tej sytuacji? Najbardziej niepokoi mnie fakt, że będzie trzeba nałożyć szlaban Fionie na przebywanie przed domem, gdyż, do licha, trzeba dać szansę drugiej sikorce na sukces reprodukcyjny. Taka tragedia! Matka lub ojciec zginął w psiej paszczy, biedne sierotki. Fiona, która zyskała niesamowicie mocne pozytywne dla siebie wzmocnienie w postaci świeżej mięsnej wyżerki, niewątpliwie powróci na skalniak. Morderca lubi wracać na miejsce zbrodni.
Nie wytrzymałam i dziś wsadziłam obiektyw do dziury w pniu.
Wracam do domu. Przy kolacji omawiamy tragiczne wydarzenie, jakie miało miejsce na naszej posesji. Sikorki nadal żyją, jeden rodzic uwija się, jak może, Fiona siedzi albo w domu, albo na ogrodzonym wybiegu. Wypuszczona na siusiu przed dom, od razu biegnie w kierunku skalniaka, zatem przez następne dni będzie wyprowadzana na smyczy. Ma szlaban i ma przerąbane. My przy okazji też .
-Może powinniśmy jakoś pomóc tej zapasowej sikorce? W końcu jesteśmy odpowiedzialni za poczynania naszego psa- mielę wciąż palący mnie temat.
-Jak do licha chcesz jej pomóc???- pyta realnie myślący Chłop.
-Ziębę odkarmiłam, może podrzucić jej jakieś mięso?
-Dopiero koty się zejdą.
Racja.
-Co im odbiło zakładać gniazdo w takim niebezpiecznym miejscu?- dziwi się Chłop- Chociaż z drugiej strony może nie miały już gdzie? Tu z każdej dziury słychać świergot.
Nie bez powodu nasza wioska nazywała się przed woją Vogelsdorff (Ptasia Wieś).
-Dlaczego nie zrobiłem jeszcze budek lęgowych?- pyta, chyba retorycznie, Chłop
-Bo nie powiedziałaś- odpowiada sam sobie.
-Bo ja myślałam, że budki lęgowe, to jakaś kosmiczna technologia- głupio odpowiadam. Naprawdę już męczy mnie to robienie za pamięć zewnętrzną dla Chłopa. Jak mówię, że coś trzeba zrobić, to ponoć zrzędzę, a jak nie mówię, to słyszę: „bo nie powiedziałaś”.
-Nie, na budki lęgowe trzeba skleić kilka deseczek.
-To zrób- mówię.
-A po co teraz?
-Jak to po co?
Otwieram książkę, pokazuję palcem tekst, czytam:
-Para sikorek odbywa dwa lęgi w roku.
Chłop patrzy na mnie, jak na idiotkę.
-Przecież my nie mamy już PARY!!!
Patrzę na Chłopa, jak na idiotę.
-Ale przecież my mamy jeszcze mnóstwo innych ptaków na posesji!!!
-No tak, no tak...
Obecnie oczekujemy na rozwiązanie sprawy „niskopiennych”sikorek. Nie mam złudzeń, że w momencie wyjścia małych z gniazda, mogą być one łatwym łupem dla kotów, więc za bardzo się też do nich nie przywiązujemy. Fionę pilnujemy, jak tylko możemy, aby nie wrąbała im drugiego rodzica.
A dieta Fiony? Cóż. Można jej zmniejszać porcję kalorii, ale ta suka sama potrafi o siebie zadbać. Na wybiegu nie ma już żywej duszy, wrąbała wszystkie ślimaki (francuskie podniebienie :-) i nawet nie chcę wiedzieć, co jeszcze. Na spacerze, gdzie się zatrzyma, to coś znajdzie do żarcia. Sprawa jest beznadziejna.
Z powodu szlabanu Fiony, całe stado spędza większość słonecznych dni w domu.
Po lewo Fiona, pod nogami Jaskier, pod rączką fotela Mantra.
Gaja w koszyku, a Chłopa nie trzeba przedstawiać :-)
*Zainteresowanych pieskimi tematami, zapraszam na świeży wpis na blogu "hodowla".
no widzisz- jedno życie odeszło a inne przyszło!
OdpowiedzUsuńtaka równowaga Wszechświata....
a Fionę zainteresować można dietą wegetariańską a może nawet wegańską?? czytałam, że są takie psy- duże, zdrowe i całe życie na warzywkach, hę??
byazi- pies, jako drapieżnik, ma krótki przewód pokarmowy, który jest przystosowany do pobierania pokarmu mięsnego. Oznacza to, że z warzyw i owoców przyswaja niewiele, żeby nie powiedzieć, nic, gdyż za szybko wydala je z organizmu. Myślę, że psy duże, zdrowe na diecie wegetariańskiej, to mit.
OdpowiedzUsuńByć może jednak starszy pies, z tak wolną przemianą materii, w dodatku z lekką nadwagą, mógłby czasowo nieźle funkcjonować na takiej diecie. Nie byłby głodny, a traciłby tłuszczyk, gdyż z pokarmu niewiele by korzystał. Produkty mączne i cukry (chleb, ciasta, pączki) są nieźle przez psy przyswajalne, natomiast owoców i warzyw mogłoby nie być, bo i tak przelatują przez psi przewód pokarmowy i nie zostawiają po sobie śladów.
Fiona obecnie ma sporo wypełniaczy w stosunku do małej ilości karmy. Bazujemy głównie na lekkostrawnym ryżu, czasem na makaronie. Przygotowuję ją i siebie do żywienia bez karmy, tylko produkty mięsne (w minimalnej ilości) plus wypełniacze brzuszka, najlepiej ryż wtedy w każdej ilości, by nie czuła głodu.
Aleksander nieodrodny syn swojej matki Fiony też taki zaradny,potrafi pożrec gniazdo nornic z młodymi z szybkością światła,ciągle coś by przekąsił ale od żab trzyma się z daleka po spotkaniu się z ropuchą.
OdpowiedzUsuńTakie jest odwieczne prawo buszu, niestety:(
OdpowiedzUsuńwygrywa silniejszy.
Riannon, Fiona jest piekna! A gdybys miala charta, to chcialby pozrec sarny, zajace i inne stworzenia.
Mysle, ze nawet chwilowa kara dla Fiony nie uchroni Was przed takimi zdarzeniami.
Sikorki tak czy inaczej musza zadbac o siebie, jesli nie dopadnie ich Fiona , to inny zwirz napewno bedzie mial na nie oko.
Pozdrawiam serdecznie:)
Rozumiem Waszą sytuację w całej rozciągłości!:)
OdpowiedzUsuńNasza Buba to pies wyjątkowy, opiekuje się ptaszkami, myszkami i pluszowymi misiami ale Beza wykopuje z pasją nornice i kreciki, nie umiemy jej tego wyperswadować. Mam nadzieję, że upilnujecie.
Uściski ślę!!!
Rajka- oj, tak, zdecydowanie Aleks ma to po matce. Jaskrowi do głowy by coś takiego nie przyszło! :-) Jedyne, czego Fiona nie zżera, to pomrowiki- te ślimaki bez skorup. One są okropnie piekące.
OdpowiedzUsuńAtaner- to prawda, ale jeśli mogę zapobiec tego typu wypadkowi, to postaram się, aby przynajmniej ze strony Fiony zminimalizować zagrożenie. Za obce koty nie biorę odpowiedzialności. Skalniak mam przed domem, często ktoś się kręci, albo łypię na niego przez okno. W ciągu dnia sikorki są bezpieczne.
Magoda- czyli masz tak, jak u mnie, każdy psiak, nawet tej samej rasy, ma inną osobowość. Raczej nie do oduczenia, gdyż jest to silny instynkt związany z koniecznością przetrwania w naturalnych warunkach. Pies od dawna jest uzależniony od człowieka i nie musi polować, aby się najeść, mimo to, niektóre nie zatraciły pierwotnych instynktów.
Jestem pełna zrozumienia i wyrozumiałości dla Fionki.
OdpowiedzUsuńTeż jestem na diecie.....
Pozdrawiam cieplutko ;-)))
Twoja notka o sikorkach przypomniała mi tragedię zeszłorocznego lata :(
OdpowiedzUsuńWięc "po łepkach" opiszę...
W naszym garażu zrobiły gniazdo jaskółki.Cieszyłam się jak małe dziecko,mimo,że w oborze też ptactwo ma swój "dom" od lat.
Drzwi garażu są otwarte praktycznie cały dzień od 5 rano do zmierzchu i jaskółkom tak pasuje.Doczekaliśmy kilku młodych i jakaż była radoch jak zaczęły fruwać w garażu!!!
Nieporadne było to fruwanie,ale mieliśmy radość z obserwowania młodych jaskółek.Na drugi dzień zauważyliśmy,że została tylko jedna i tu szok!!! nasz pupil kot John zakradł się do garażu i został w nim zamknięty.Wykorzystał to na kocią ucztę.Rano ze skruchą zwiewał czym prędzej spod domu.Czyżby poczuł skruchę...?
A jaskółki znów wiją gniazdko...
Mam nadzieję,że wychowają się wszystkie.
i też staram się do nich"nie przywiązywać',ale ja "baba ze wsi" nie umiem żyć obojętnie obok i uwielbiam jak na drzwiach garażu świergolą:)
jaśka 2503
U mnie kosy na pergoli mają gniazdo, uwiły je pod nosem Gutka-kota, jak pojawia się w okolicy, to czynią taki harmider, że wiem od razu, iż Gutek wraca. Nie chcę myśleć, jak wyfruną młode z gniazda uczyć się latać, co to będzie, pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńKontrolerka- Twój argument jest nie do przebicia :-)
OdpowiedzUsuńjaśka- mnie jaskółki w tym roku dały spokój i zagnieździły się w stajence- zupełnie bezkolizyjnie z nami i naszymi zwierzakami. Mądre ptaszki :-)
Twoja przygoda też nie miła. Cóż, na nasze drapieżniki i prawa natury nie ma rady.
Maria- u nas kosy rezydują na winogronie tuż przy oknie :-) Rzeczywiście, gdzie się człowiek nie rozejrzy, tam coś nam świergoli. W zeszłym roku, w garażu mieliśmy (w gnieździe po jaskółkach) kopciuszki. Też trzeba było zabezpieczać auto folią.
Kurcze, ale macie zagwózdke, nie zazdroszcze tej sytuacji iście horrorystycznej, gdzie mord i tyle ptasich dzióbków do wykarmienia, oj nie zazdroszcze. Chyba dobrze, że się nie przywiązujecie do ptaszątek, bo nie wiadomo, co je czeka - chociaż szkoda ich strasznie, są takie bezbronne, a Fionę pilnujcie, ona pewnie po nocach śni o tym gniazdku :)
OdpowiedzUsuńJola- na razie, odpukać, wszystko jest pod kontrolą. Ptaszęta jeszcze w gnieździe, Fiona ma szlaban, Mantra też biedna, bo ktoś musi Fionie towarzystwa dotrzymywać w areszcie domowo- wybiegowym. My jednak musimy zająć się własnym sprawami, bo zarośniemy trawskiem :-(
OdpowiedzUsuńTa sikorka, nawiasem mówiąc, to mnie terroryzuje, bo nie mogę skalniaka wyplewić. Jak tylko tam włażę, to siedzi, czeka, nie podlatuje do gniazda. Muszę sobie odpuścić plewienie, bo maluchy głodują.