Po kiepskiej pierwszej połowie maja, finiszujemy całkiem przyjemnie, jakby los chciał wynagrodzić nas za wcześniejsze tragiczne przeżycia.
Przede wszystkim nadszedł już czas, abyśmy przekonali się na własne oczy, co też przy pomocy Jaskra i Chłopa udało się nam wspólnie stworzyć w kwestii wyczekiwanych szczeniąt od Mantry. Trochę się bałam tego momentu, gdyż zarówno Jaskier, jak i Chłop, trochę mi się już zestarzeli i istniała jakaś doza prawdopodobieństwa, że nie podołają wyzwaniu. Zapytacie, jaki wkład miał Chłop w płodzenie psiego potomstwa? Otóż zasadniczy i nie mniejszy niż sam Jaskier, ale nie taki, o jakim może w tej chwili pomyśleliście (o fuj!). Chłop w naszym domu służy między innymi do przeprowadzania inseminacji. Nie będę rozwijać tematu, dlaczego inseminujemy, a nie kryjemy naturalnie, gdyż o tym opowiem któregoś dnia na blogu o hodowli. Wspomnę tylko, że choćby dlatego, iż jest większe prawdopodobieństwo skutecznego pokrycia poprzez sztuczne zapłodnienie.
Trzy tygodnie od ostatniego zabiegu minęły właśnie dziś. Na obrazie USG ujrzeliśmy trzy małe, jak główka od szpilki, zarodki. Oczywiście, będzie ich więcej, gdyż „bąbelki” układają się jeden za drugim w rogach macicy i nie są wszystkie widoczne na przekroju rogu macicy. Niestety, Wy tego nie zobaczycie, gdyż mój weterynarz nie posiada drukarki do swojego USG, a ja nie pomyślałam o zabraniu ze sobą cyfrówki. Z resztą, tu naprawdę niewiele jest do oglądania. Dla zobrazowania sytuacji pokażę Wam archiwalne zdjęcia USG robione w lepiej wyposażonych gabinetach. Niestety, nie miałam teraz możliwości dojechać z Mantrą do Wrocławia, aby tam wykonać badanie.
Trzytygodniowy zarodek. Na górze plama z pustą przestrzenią, to
przekrój przez macicę. W środku plamka-to szczeniaczek :-)
Pięciotygodniowy zarodek- widać go na obrysie.
Ciąża Fiony -miot F- Tuskulum Quissam z roku 2007.
Teraz będziemy mieć maluszki na literkę H. Przy nadal młodym tuskulańskim winie (oj, jest wielka okazja, aby odpieczętować butelkę :-) dziś wieczór padną propozycje imion.
Zachęcona fotografiami przyrody na innych blogach, postanowiłam i ja wyskoczyć na mój majowy skalniak. Przy okazji informuję, że zagrożone pisklęta, terroryzowane przez Wielkiego Pożeracza Sikorek, czyli naszą Fionę, czują się dobrze i lada moment powinny wreszcie wyfrunąć z gniazda. Jeden rodzic daje radę. Nie mogę natomiast porządnie zająć się plewieniem ogrodu sklanego, bo stara sikorka się wkurza. Gdy pracuję na skalniaku, odlatuje i nie karmi młodych, póki nie zejdę. Zatem staram się jej nie denerwować i tak przeżyła swoje. Wszyscy niecierpliwie, aczkolwiek z innych pobudek, wyczekujemy momentu wyjścia piskląt z gniazda, najbardziej chyba półdzikie koty wałęsające się nocą po wsi. Ja po prostu chcę wreszcie usunąć chwasty spomiędzy kwiecia.
Małe, urocze fioletowe kosaćce
Tawuła japońska, chyba za bardzo wybujała.
Wóz na tle kwiecia i podagryczników oraz świerząbków.
Spędzają mi te chwasty sen z powiek.
Pług też zagubił się pośród kwiatów
Mój ulubiony kącik- grupa iglaków na skalniaku
Zima popsuła imitację antycznego dzbana
Uwielbiam to zielone, kiedyś wiedziałam, jak się to nazywa, ale zapomniałam.
Wplotłam w roślinę korzenie.
Kosodrzewinę też uwielbiam. W ogóle iglaki to moja słabość.
Irysy pełnowymiarowe.
Życie, którego nie tknie nawet Fiona- pomrowik- parzy i piecze po wzięciu do ręki.
Po drugiej stronie domu kwitnie rododendron
Towarzyszą mu maliny-smaczne, duże polany...
...oraz z boku jeżyna ogrodowa o łodygach bez kolców z wielkimi owocami
I tym samym doszliśmy do tytułowych meandrów umysłu. Zacznę od Baby, bo tym razem owe meandry są mniej skomplikowane, niż wspomnianych Chłopów dwóch.
Dla złapania równowagi emocjonalnej zabrałam się za decoupage. Zrobiłam swoją pierwszą w życiu butelkę, czy karafkę, jak zwał, tak zwał. Najważniejsze jest jednak to, że pierwszy raz zabrałam się za cieniowanie według znalezionych w internecie wskazówek. Miało to być cieniowanie pittorico, a co wyszło, to już mniej istotne. Trudno, abym za pierwszym razem i to bez specjalistycznych mediów typu opóźniacz do farby, wyprodukowała klasyczne hm... dzieło sztuki.
Przed...
...i po.
Idąc za ciosem, zabrałam się wreszcie za drewnianą tackę, którą dostałam w prezencie od Halynki z bloga Niedoszuflady jeszcze na Boże Narodzenie. Olbrzymim atutem jest tu wzór na papierze ryżowym, jaki zakupiłam przy ostatniej wizycie we Wrocławiu. Moją zasługą, nieskromnie powiem, jest to, że nie da się odróżnić cieniowania ze wzoru, od mojego farbkami. Wszystko się płynnie zlało. Tło miało imitować technikę przecierek i chyba imituje.
Wykorzystując wizytę we Wrocławiu, poprosiłam moją mamę, aby wykonała dla mnie zasłonkę wg mojego projektu. Nigdy w życiu niczego nie zaprojektowałam, zatem puchnę z dumy. Mama, widząc, jaki wybieram materiał (naturalny len), zakrzyknęła w sklepie:
-Jezus Maria, dziecko, jakie to jest zgrzebne!
W domu rodzinnym mojej mamy uprawiano len i tkano z niego płótno, a że mama nie wspomina dobrze warunków na wsi, w jakich się urodziła i wzrastała, wszystko, co z tym związane, źle się jej kojarzy. Chciała mi wcisnąć jakieś plusze, adamaszki, czy inne welurki. Udało mi się mamę przekonać, że to moja zasłonka i że len jest teraz bardzo modny. Jestem zachwycona moją prostą, lnianą zasłonką. Wreszcie księżyc w pełni nie będzie mnie terroryzował po nocy.
I tym sposobem dotarłam do meandrów chłopskich umysłów, które wydały mi się w tym tygodniu szczególnie odjechane.
Po pierwsze- szlag trafił nasz UPS do komputera. Z racji przestarzałej sieci energetycznej, nie ma możliwości korzystać z komputera bez zabezpieczenia. Resetuje się przynajmniej ze dwa razy dziennie i to w najmniej oczekiwanym momencie. Ale UPS to ostatnia rzecz, na jaką mam w tej chwili ochotę wydawać pieniądze. UPS szlag trafił dwa razy. Po pierwsze zestarzał się akumulator i sprzęt przestał spełniać swoją funkcję, po drugie piorun, przy wyłączonym z wszelkich źródeł zaisilania UPS-ie, zaindukował iskrę na transformatorze i poleciały tranzystory. W takich wypadkach mówię do Chłopa tylko jedno: „wymyśl coś!”.
Chłop myślał, nawet niezbyt długo i wymyślił. Naszego UPS-a oddał, w celu wymiany przepalonych tranzystorów, do zaprzyjaźnionego warsztatu i pożyczył od nich, również bez działających baterii, starego UPS-a. Po czym zdjął obudowę i podpiął kabelki do starego akumulatora samochodowego, co to już auta nie odpali, ale komputer przytrzyma i to nawet dosyć długo, kiedy prąd wyłączą. Nikt mi nie powie, że to nie jest jakaś magia! Przy okazji przydała się na coś niezwykle na co dzień upierdliwa cecha Chłopa- nie wyrzucanie starych, zużytych przedmiotów.
Najbardziej odjechaną tragiczno-komiczną sytuacją był fakt, że staliśmy się, ni z gruszki, ni z pietruszki i dosyć nagle, posiadaczmi historycznego, ponad stu letniego pieca chlebowego.
Piec chlebowy to było moje marzenie. Niezmiernie żałowałam, że nasz dom kupiliśmy już bez owego urządzenia. Została nam po nim tylko... ale o tym potem.
Piece chlebowe zazwyczaj były budowane wraz z domem, zatem raz utracony piec, raczej był nie do odtworzenia. Któż dziś bowiem potrfi zrekonstruować tego typu urządzenie? Łakomym wzrokiem spoglądałam na zachowane piece sąsiadów ze zgrozą obserwując, że mieści się w nich już tylko składzik na rupiecie. Któż bowiem jeszcze piecze chleb metodą tradycyjną?
Kilka dni temu znajomy pochwalił się, że rozbiera swój mały, stary kamienny dom. Nie pytajcie, dlaczego rozbiera, bo nie mam zielonego pojęcia. Jego dom, jego sprawa. Od słowa do słowa zgadaliśmy się, że w tym domu istnieje stary, przenośny piec chlebowy. Znajomy wyrwał go już ze ściany przy pomocy samochodu (to są te wspomniane meandry chłopskiego umysłu, na widok których opadły mi ręce i szczęka!). Zastanawia się teraz ów kolega, co ma z nim zrobić i już szykował się oddać piec na złom. Na całe szczęście znajomy jest osobą ugodową i chętnie przystał na pozbycie się pieca na naszą korzyść. Problemów z tego wyniknęło kilka. Po pierwsze, trzeba sobie uzmysłowić, że taki piec waży minimum pół tony, a trzeba go przetransportować kilkanaście kilometrów. Po drugie i najważniejsze. Nie mamy zielonego pojęcia o technologii wypieku chleba w tego typu piecu. Od dwóch dni przetrzepuję internet w poszukiwaniu informacji. Natrafiam albo na piece elektryczne, albo na stare tradycyjne, ale zasadniczo różniące się budową i chyba co za tym idzie, ideą wypieku chleba.
Nie wygląda może teraz najlepiej, ale po wypiaskowaniu
i pomalowaniu, będzie, jak nowy.
Nasz piec ma dwie komory- górną i dolną. Górna jest okopcona, a dolna nie. Pytanie, gdzie wkłada się chleb? Chyba nie do dolnej? Wyczytałam, że najpierw się piec nagrzewa, potem wybiera popiół i wówczas wsadza chleb. Na co zatem jest ta druga dolna komora?
Następne pytania są bardziej ogólne. Do jakiej temperatury musi nagrzać się piec i ile czasu wypieka się chleb w tej komorze?
Liczę na to, że ktoś z przeglądających tego bloga, miał okazję wypiekać, bądź chociaż uczestniczyć w takim wypieku chleba metodą tradycyjną. Już oczami wyobraźni widzę, jak wkładam 10 bochenków na jeden raz i mam chleb na 2 tygodnie. Tu rodzi się następny problem, jak wyrobić tyle ciasta na owe 10 bochenków, ale już powiedziałam do Chłopa: „wymyśl coś”. Będzie myślał nad skonstruowaniem mieszalnika na bazie silnika od pralki elektrycznej. Ale jazda!
Chłop trochę kulinarnie panikuje, jak to Chłop, który musi wszystko wiedzieć, od A do Z, a na kulinariach nie zna się wcale. Ja za to mam ogromną radochę i zabawę, gdyż nigdy jeszcze żadne kulinarne przedsięwzięcie, za które się zabieram, nie zdołało mnie przerosnąć. Myślę, że nawet bez pomocy z zewnątrz, opracuję sama, metodą prób i błędów technikę wypieku. Niemniej jednak, jeśli ktoś ma jakieś przemyślenia, czekam na nie w komentarzach. Kazałam chłopu skupić się na ułatwieniu mi życia poprzez mechanizację zagniatania ciasta, sama zaś zajmę się wypiekiem.
Tymczasem piec został rozebrany na miejscu i trwa przewożenie go w częściach. Podobnie, jak w przypadku naszego domu, po tamtym piecu pozostała tylko wielka dziura w kominie. Pomimo radości z niezwykłego sprzętu, jest w tym wszystkim coś tragicznego, jakby ze starego domu wyrwano jego serce.
Do tej sytuacji pasuje mi wiersz Mirona Białoszewskiego, który w czasach szkolnych szczególnie utkwił mi w pamięci ze względu na swoją dramaturgię. Dopiero teraz mogę w pełni zrozumieć jego istotę i głęboko przeżyć treść w nim zawartą ;-))) Nie wiem tylko, dlaczego wiersz ów znalazłam na portalu pt. "Gniot" :-)
Mam piec
podobny do bramy tryumfalnej!
Zabierają mi piec
podobny do bramy tryumfalnej!
Oddajcie mi piec
podobny do bramy tryumfalnej!
Zabrali
Została po nim tylko:
szara
naga
jama
szara naga jama
I to mi wystarczy:
szara naga jama
szara naga jama
sza-ra-na-ga-ja-ma
szaranagajama
O piec chlebowy popytaj u nas Jaśki2503. Ona jest szczęśliwą posiadaczką takiego pieca. Na pewno chętnie podzieli się swoim doświadczeniem z wypieku chleba :) Może nie ma starego pieca, bo ten wybudował jej niedawno najprawdziwszy zdun, ale doświadczenie w wypieku już jakieś ma. A każde takie doświadczenie jest na wagę złota :)
OdpowiedzUsuńŚwietny ogódek! I nie wiem, czemu się tak przejmujesz tymi chwastami w skalniaku;) Ja ostatnio doszłam do wniosku, że te parę pokrzyw dodaje tylko smaczku, podagrycznika nigdy nie pokonam, więc co się będę kopać z koniem, a perz...hmm... może zmienię temat: piec jest niesamowity, tak samo jak idea pieczenia w nim 10 bochenków na raz;)) i jeśli nawet nikt nie ma podobnego i nie podzieli się wiedzą, jak go używać, to na pewno sama to wymyślisz. Wiersz pasuje do okoliczności. I wiesz co? Nie myśl o usuwaniu pieca jak o wyrywaniu serca, lepiej potraktuj to jak przeszczep! Pozdrowienia:)))
OdpowiedzUsuńW naszej okolicy piece chlebowe są gliniane nie metalowe, więc technika pewnie inna. (Zresztą magia to zupełna - np. jedna z jeszcze-piekących-gospodyń powiedziała nam, ze jej teściowa kazała wkładać do p[pieca 21 polan. tak robi i chleb jej się piecze super. NIGDY nie próbowała odstąpić od teściowej recepty...)
OdpowiedzUsuńCo do ciast, korzystamy z setek przepisów z publikacji pani Eleonory Trojan - Tradycyjne pieczywo.Domowy wyrób. Napisane z klimatem i wszystko się udaje (choć jest kilka błędów drukarskich, trzeba czytać ze zrozumieniem :DDD)I tak polecamy.
Gratulujemy miotu. U nas na USG po 25 dniach wet nic nie zobaczył... Się zdziwi, jak przyjedzie szczepić, GAMA jest tak faszerowana szczeniakami, że boimy się, żeby nie pękła :DDDDD
Ten wiersz Białoszewskiego jest jednym z naszych ulubionych!
Cium serdeczne.
My też bardzo lubimy ten wiersz ;-)
OdpowiedzUsuńA z innej beczki - H to ciekawa literka. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to mity - Hera, Herakles, Hermes... Ciekawa jestem, co Wy wymyślicie ;-)
Gratuluję ciężarówce:D Chłopów dwóch się spisało;)
OdpowiedzUsuńZostałam przez Ciebie zainspirowana i spróbowałam decoupage. Zmieniłam diametralnie wygląd jaskrawo- zielonego stolika moich córek. Okupione to zostało pęcherzami na kostkach( nie wpadłam na to że papier ścierny można zamontować na bloczku, a chciałam zrobić przecierki) i bólem całego ramienia, ale było warto(bardzo subiektywna ocena;))
No ja Cie bardzo przepraszam, ale ze względu na swoją wyjątkowość, bardziej zachwyciły mnie zdjęcia z usg oraz pieca chlebowego, oraz zaciekawił domowy ups niż zieleń na skalniaku ;)
OdpowiedzUsuńChociaż jak patrzeć na fotki które macie na stronie agroturystyki to ten skalniak daje klimacik, oj daje... ... :)))). Co do decupage, moim zdaniem wyszło Ci bardzo ładnie :)))), chociaż ja jestem takim niereformowalnym osobnikiem, że przy tak ciekawego kształtu butelkach wolę je w "naturze" bez malowania ;) Trzymam mocno kciuki..nic tak nie zabliźnia ran po stracie ukochanego przyjaciela jak młode dzieciaki :))))) Wiem coś o tym :D
ale tam ładnie macie!!
OdpowiedzUsuńZdolny Chłop z głową na karku!
OdpowiedzUsuńAnovi- na pewno podpytam, każda wskazówka będzie dla mnie ważna. Zapomniałam napisać, że na maila też proszę pisać w sprawie pieca, bo mam przecież zablokowane anonimy.
OdpowiedzUsuńSunsette- porównanie walki z podagrycznikiem do kopania się z koniem, jest niezwykle trafne :-) Niestety, muszę trochę się z nim pokopać (raczej łby mu urywać), bo inaczej wszystko by zagłuszył.
Go i Rado- nasz piec ma w środku cegły szamotowe, zatem jest on jakby "gliniany". To żelastwo utrzymuje tylko szamoty wewnątrz i nadaje kształt oraz izoluje.
Ja się też martwiłam, że mój wet nie rozpozna trzytygodniowej ciąży. Pokazałam mu palcem, gdzie ma szukać, bo mi sukę prawie pod brodę wygolił, co mnie wkurzyło. Oj, jak on nie lubi, jak ja się u niego mądrzę, ale co mi tam :-)
Asjah- my tak trochę bardziej abstrakcyjnie podchodzimy do tematu, aby wczepić się w tradycję i być troszkę bardziej oryginalni. Tego typu imiona: Hera, czy Herkules, to ma sporo psiaków. Szukam nazw, które są cytatami, tytułami ważnych książek, filmów. Zależy mi na nazwie składającej się z dwóch słów, np Hugh Grant, albo Harmony Sweet, etc.
Marclo- cieszę się, że Cię zainspirowałam :-)
Sarenzir, byazi- dziękuję :-*
Admin R-O- Chłop spuchł z dumy :-)
Też mi zima uszkodziła, żółwika, odpadły mu kończyny i głowa, dokleiłam. To zielone na konarze, to chyba jedna z odmian trzmieliny, a chwastów oko moje nie wychwyciło.
OdpowiedzUsuńPiekę chleb w piekarniku ceglanym, pali się w nim, dopóki nie zbieleje sklepienie, taki metalowy widzę pierwszy raz, czarna magia. Pozdrawiam serdecznie.
P.S. Od rana walczę z bloggerem w sprawie zamieszczenia przeze mnie odpowiedzi na komentarze. Albo mnie nie loguje, albo nie pozwala zamieścić komentarza. Teraz się udało, ale jeśli zamilknę, to z winy zawirowań technicznych.
OdpowiedzUsuńMaria- mój piec też jest ceglany. Blacha jest tylko po to, aby cegły się nie rozsypały, stanowi tylko szkielet. Zależy mi na tym, aby wiedzieć, do jakiej temperatury rozgrzać piec i ile czasu trzymasz w nim chleb? Napisz mi o swoich doświadczeniach, a ja jakoś wszystko sobie poskładam do kupy i dostosuję do swoich realiów.
OdpowiedzUsuńPiekę chleb pszenno-żytni, tylko na zakwasie. Cały proces rozpoczynam w przeddzień wypieku, posiłkowałam się w swojej nauce blogiem Mirabelki, to cała sztuka, ale do opanowania, poczynając od zakwasu, z drożdżowymi idzie szybciej. A jeśli chodzi o samo palenie w takim piecu, to najlepiej palić drewnem drobniejszym do uzyskania od razu większego płomienia, ogarniającego ścianki, które na początku są czarne, usmolone, a potem , w miarę łapania temperatury, bieleją, to dla mnie główny wskaźnik. To widać okiem, zaczynam palić przy końcu pieca i stopniowo przesuwam żar do przodu, a temperatury nie sprawdzam, jak wygarniam żar do metalowego wiadra, to ciężko rękę utrzymać w piekarniku, najlepiej w rękawicy, potem zamykam szyber. Musisz sobie sprawić kociubkę do wygarniania węgli, ja swoją kupiłam w markecie budowlanym, jest trochę podobna do motyczki, tylko niezaokrąglona. I łopatę, to już Ci zrobi mąż, ze sklejki, niektórzy obywają się bez niej, ale mnie jest łatwiej, bo mój chleb rośnie w koszyczku, potem siup! na łopatę i do pieca. Czasowo to palenie w piecu trwa u mnie ok. 1h, czasami dłużej i jest uzależnione od rodzaju drewna, sosna daje szybkie spalanie, twarde drzewo pali się dłużej, ale i ładniej pachnie w piecu i daje wyższą temperaturę. Chlebek, kartoflak czy placek pieką się razem, po prostu zaglądam od czasu do czasu i sprawdzam, bochenek chleba siedzi najdłużej /ok.godziny/ i na samym końcu piekarnika, im bliżej drzwiczek, tym lżejsze ciasta, lub można w trakcie przesuwać, właśnie tą kociubką też, jest pomocna. Jeśli Ty będziesz piekła same chleby, to w trakcie pieczenia też poprzesuwasz sobie, te z tyłu do przodu, aby były równo upieczone, a może nie będzie trzeba. Riannon, po prostu musisz spróbować, na początku jeden czy dwa, żeby nie zmarnować, drzewa na spalenie idzie naprawdę niedużo. Mnie udało się za pierwszym razem, za drugim za mało napaliłam i chleb był bledziutki, to wszystko musisz wyczuć. Powodzenia życzę w sztuce piekarniczej, służę moim skromnym doświadczeniem, pytaj, jeśli potrafię, pomogę. Serdeczności ślę i pozdrawiam cieplutko, Maria.
OdpowiedzUsuńP.S. Po wypieku suszę jesienią w piecu grzyby, owoce, pomidory, śliwki, oczywiście przy uchylonych drzwiczkach i szubrze.
Maria- dziękuję, właśnie tego typu doświadczenia będę gromadzić, zanim sama, metodą prób i błędów, nauczę się obsługiwać mój piec. Chłop mówi, że go oświeciło i że już chyba wie, o co chodzi z tymi dwiema komorami, ale na razie nie mówię, bo może jeszcze kilka razy koncepcję zmieni :-)
OdpowiedzUsuńJakie chwasty? Zresztą nie patrzyłam dokładnie, bo takie cuda dalej pokazujesz ;-) Za szczeniaczki trzymam kciuki, świetnie się chłopaki obadwa spisały ;-) Dekupaż Ci wyszedł że hoho! Śliczna karafka w sam raz na to młode winko (ale chyba już tegoroczne?)
OdpowiedzUsuńNatomiast piec chlebowy mnie zachwycił i powalił na kolana... zazdraszczam i w niemym podziwie będę obserwować Twoje poczynania piekarnicze...
Ściskam czule!
Smialo mozesz zaspiewac "moj maz jest sprawca wielu ciaz" Gratuluje, zycze tylko zdrowych szczeniaczkow.
OdpowiedzUsuńJa rowniez bardzo lubie skalniaki, fajnie to wszystko zaaranzowaliscie a iglaki zawsze sa urokliwe bo caly czas sa zielone bez wzgledu na pore roku.
Pomyslowosc Chlopa jest niesamowita i robi wrazenie jak zawsze, Twoje zaslony prezetuja sie swietnie a taca chyba bedzie sluzyla jako ozdoba.
Marzylas o piecu chlebowym i go masz, super. Zycze powodzenia przy wypieku chleba i mam nadzieje, ze wszytko nam dokladnie opiszesz jak bedzie odbywac sie produkcja. Ja niestety nie mam doswiadczenia w tej dziedzinie ale mysle, ze chetnych do pomocy nie zabraknie.
Pozdrawiam Was serdecznie:)
Piec rzecz dobra, zapewne. Ale mnie bardziej zainteresował ten dół, albo komoda - widoczna na zdjęciu z akumulatorem. Oczami wyobraźni zobaczyłam te tuziny ręczników, sterty prześcieradeł i powłoczek, lawendowe saszetki i pokolenia moli, jakie musiały ją zamieszkiwać :)
OdpowiedzUsuńInkwizycja- bo ja starałam się nie robić fotek chwastom. Z resztą sikorki już się wyniosły z gniazdka, jak pogoda da żyć (albo skwar, albo deszcz) to łby chwastom powyrywam.
OdpowiedzUsuńAtaner- damy radę z tym chlebem, a "moj maz jest sprawca wielu ciaz"to bardzo trafne skojarzenie, hi hi...
Maroccanmint- to nasze biurko na komputer i sprzęt z nim zintegrowany :-) Czyli centrum komunikacji ze światem :-)
Gratulacje dla ciężaróweczki!
OdpowiedzUsuńTaki piec to świetna sprawa - jak już go odpalicie poproszę fotorelację na blogu z pieczenia:-))). I w ogóle nie rozumiem, gdzie widzisz chwasty? W porównaniu z moim ugorem u Ciebie jest wprost idealnie wypielone!A sposób na działanie upsa- nie do wyjęcia!
Asia i Wojtek- Fotorelacja z pieczenia będzie na sto procent, ale wcześniej będzie również z renowacji pieca. Czekamy w kolejce na wypiaskowanie blach, potem będzie cała komedia, aby go poskładać do kupy. Będzie się działo :-)
OdpowiedzUsuńA mnie to się najbardziej podoba zawartość brzuszka Mantry. To też swoisty "de-ku-paż" zważywszy na szlachetny wiek ojca ;)
OdpowiedzUsuńco do odpowiedniej temperatury pieca chlebowego, odpowiedniej do pieczenia chleba,
OdpowiedzUsuńsposób naszych babć:
"odgarnąć żar na tył, odczekać chwilę, rzucić garść mąki na dno paleniska"
- za zimny, mąka nie reaguje,
- odpowiedni, mąka się rumieni,
- za ciepły, mąka pali się na czarno (bardzo szybko),
pozdrawiam
Zdun- dziękuję. Rzeczywiście słyszałam o takim sposobie i na pewno tez go wypróbuję.
OdpowiedzUsuńMam już mniej więcej sprecyzowane pojęcie i ogarnęłam temat teoretycznie. Czekam niecierpliwie na możliwość wypraktykowania. Póki co, piec wyjechał do piaskowania.
Przeciekawy blog, cudownie piszesz, wiesz jak używać photoshopa, masz piękny sielski ogród i wogóle widzę świetną przyszłość przed Wami:) Jeśli pozwolisz to będę tu zaglądać ;) Aha i tamta roślinka w starych korzeniach to trzmielina.
OdpowiedzUsuńanavirt- dziękuję :-) Zapraszam serdecznie. Znajdziesz tu wszystkie plusy i minusy życia na wsi. Przeważają plusy, zatem łap marzenia i zacznij własną przygodę :-*
OdpowiedzUsuń