...majowe niebo przybiera barwę ołowiu, słońce gaśnie, kwiaty więdną...
12 maja wieczorem, w wieku 12 lat, odeszła od nas Triss (Banshee z Niedźwiedziej Gawry). Była założycielką naszej hodowli, matką 25 niepowtarzalnych szczeniąt, z których wyrosły mądre psy, zarówno użytkowe, jak i typowo rodzinne. Była przede wszystkim naszą przyjaciółką i towarzyszką życia, członkiem naszej rodziny.
Kiedy teraz myślę o niej, przez łzy widzę same dobre rzeczy i wesołe przygody, jakie się z nią wiążą.
Jej dzieciństwo i wczesna młodość przypadły na ostatnie dwa lata mojego miejskiego życia. Chodziłyśmy wówczas razem na spacery na Górkę Skarbowców we Wrocławiu. Kiedyś był to teren dziki, bardzo spokojny. Częstym widokiem na łące byli opalający się, lub wylegujący na kocach mieszkańcy dzielnicy Krzyki. Triss miała w zwyczaju przebiegać im po głowach, deptać po częściach ciała i dobierać się do ich prowiantów. Apogeum jej niepohamowanego temperamentu nastąpiło wtedy, gdy wyrwała mi się ze smyczy, przebiegła jakiemuś biedakowi po głowie, wyrwała osłupiałemu gościowi banana z ręki i wrąbała go razem ze skórką. Nie wiedziałam, co robić, przepraszać faceta, biec odkupić banana, czy położyć się obok i umrzeć ze śmiechu.
Inna sytuacja wydała mi się dopiero śmieszna po pewnym czasie. Triss z impetem, jak na myśliwskiego psa przystało, wpadła powodowana niezrozumiałym dla mnie do dziś impulsem, do rowu z jakąś mazią i z rozkoszą utaplała się ze wszystkich stron, od czubka nosa, po sam ogon. Prawdopodobnie było to bardzo gęste i lepkie błoto. Trochę śmierdziało. Znów byliśmy na Górce Skarbowców, aby dojść do domu musieliśmy pokonać sporą część zaludnionej dzielnicy. Wracałam prawie z płaczem. Mój pies pokryty był czarną skorupą, diabli wiedzą czego, spod skorupy błyskały radośnie białka oczu. Kilka dni trwało, zanim domyłam ją, a i tak przez jakiś czas chodziła lekko przyszarzała.
W wieku 9 miesięcy wprawiła mnie w prawdziwe osłupienie. Tuż przy domu mieliśmy niewielki skwerek z równie niewielkim stawem. Od czasu do czasu był on oczyszczany przez służby miejskie. Spacerując po okręgu, 5 metrów od brzegu stawku, zbliżyłam się do pracowników oczyszczających teren. I wtedy nastąpiła jedna z dziwniejszych rzeczy, z jaką się w życiu spotkałam wobec psa. Robotnik, ni z gruszki, ni z pietruszki, rzucił w suczkę wiadrem. Co mu odbiło, nie wiem. Może to była forma zaczepki, popisania się. Wiadro było metalowe, narobiło huku, na szczęście nie dosięgnęło psa. Triss momentalnie rzuciła się z zębami i charczeniem w kierunku robotnika, który nie spodziewał się widać takiej reakcji. Zrobił unik, odruchowo się cofnął i... wpadł do wody. Ja już nie musiałam włącząć się ze swoim pyskiem w tę całą sprawę- Triss zrobiła to za mnie. Był to jeden z dwóch przypadków, kiedy Triss postraszyła zębami człowieka.
Drugi zdarzył się wówczas, kiedy tu na wsi, pozwoliliśmy wejść znajomemu do pokoju, w którym przebywała wraz ze swoimi nowo narodzonymi szczeniętami. Przywitało go ze dwa tysiące zębów, a my od tej pory, tak na wszelki wypadek, nie wpuszczamy nikogo do żadnej z odchowujących maluchy suk. Nie robimy tego już świadomie z innych też względów, ale o tym pisać będę na blogu hodowla.
Po przeprowadzce na wieś, kiedy Triss skończyła 3 lata, zaczął się dla niej okres macierzyństwa, a dla nas poważna przygoda z własną hodowlą. Pisałam o tym tutaj. Pod tym samym linkiem znajdziecie też więcej informacji o naszym życiu z Triss.
W wieku 7 lat przeszła na emeryturę, została wysterylizowana. Radosna, żywiołowa, pełna energii, temperamentu, pozostała do ostatnich dni swojego życia.
W czwartek, 5 maja wieczorem, źle się poczuła. Przestała jeść i poruszała się z wielkim trudem. Kurcze ciała sugerowały zagrożenie życia- skręt żołądka. Niezwłocznie udaliśmy się do weterynarza, który zrobił USG i sondowanie żołądka. Nasze obawy nie potwierdziły się, nie znaleziono żadnej przyczyny jej nagłego "upadku". Triss nie dochodziła do siebie, choć raz czuła się silniejsza, a raz słabsza.
W czwartek, 12 maja wieczorem, dostała wylewu, który spowodował paraliż jej ciała. Suczka nie mogła się już ruszać, a tak bardzo chciała wstać. Pozostała świadoma do samego końca, co nie ułatwiało nam podjęcia decyzji. W jej oczach nie było już jednak iskier, a prośba o pomoc. Nie chciałam przedłużać jej cierpienia i czekać, aż zacznie cierpieć jeszcze bardziej. Podjęliśmy najcięższą w dziejach naszej małej hodowli, ale świadomą i słuszną decyzję o pomocy w bezbolesnym jej przejściu na tamten świat.
Odeszła od nas 12 maja po 21.00, po prostu spokojnie zasnęła. Mogłam się z nią pożegnać, ucałować i trzymać ją za łapkę w tej ostatniej drodze.
Dołączyła do mamy Buły, syna Luxora, przodków i przyjaciół, z którymi rywalizowała na ringach.
Chcę wierzyć, że biega teraz radośnie w krainie po drugiej stronie Tęczowego Mostu.
Chcę wierzyć, że pewnego dnia spotkamy się tam z nią.
A i Bułcia nie leży już samotnie
:-(
OdpowiedzUsuńPrzytulam mocno!
Podjeliście bardzo mądrą i słuszną decyzję.
OdpowiedzUsuńPrzytulam
Utulamy - mocno, mocno.
OdpowiedzUsuńPrzepięknie je pochowaliście! Niejeden zapomniany przez wszystkich człowiek, nie ma takiego grobu. Widać Waszą miłość do nich wyrażoną w każdej postaci.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia pocieszające i wzmacniające!
Serdeczne wyrazy współczucia. Ściskamy mocno.
OdpowiedzUsuńSkładam psie kondolencje.
OdpowiedzUsuńWyrazy wspolczucia. Trzymajcie sie!
OdpowiedzUsuńNie miałam nigdy psa...
OdpowiedzUsuńMoi rodzice nigdy się nie zgadzali, twierdząc, że psy nie zyja tak długo, jak ludzie...
Miałam koty...
Najbardziej doskwiera... brak. Brak ocierania się o nogi, brak powitania, brak zwieczej czułości i natarczywości- w doamaganiu się zabaw, pieszczot, karmienia.
Niby to "tylko" pies...
Rozumiem, jak trudno o tym mówić, by nie brzmieć patosowo... w końcu sa większe nieszczęścia...
Wierzę, że bardzo doskwiera brak, wierzę, ze bardzo boli... choć to "tylko" pies, a żałoba w końcu jest przewidziana dla ludzi... :(
Tymczasem kawałek nas umiera wraz ze zwierzęciem, któe jest przecież członkiem rodziny...
Ściskam.
Bardzo.
Bardzo mi przykro. Ściskam mocno, trzymajcie się !
OdpowiedzUsuńMoże nie jestem zbyt dobrym katolikiem, ale wydaję mi się, że pies też ma duszę.
OdpowiedzUsuńI teraz Triss hasa sobie szczęśliwa po niebieskich pastwiskach i lasach.
ściskam teraz moje koty, prosząc żeby żyły ze mną jak najdłużej.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo Wam współczujemy.
"Psia dusza"
To tylko pies, tak mówisz, tylko pies...
A ja ci powiem
Że pies to czasem więcej jest niż człowiek
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki czlowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie
A kiedy się pożegnać trzeba
I psu czas iść do psiego nieba
To niedaleko pies wyrusza
Przecież przy tobie jest psie niebo
Z tobą zostaje jego dusza "
Z każdego Twojego słowa płynie wielka miłość do Triess. Z całego serca Wam współczuję.
OdpowiedzUsuńAnula Z Chaty
jest co wspominać..zmiany od małego psiaka, do dorosłego..różne zdarzenia i radosne i niebezpieczne..teraz ludzie coraz mniej tolerancyjni dla luźno biegających psów..ma być na smyczy, w kagańcu i już..zaczepki do zabawy odbierane od razu jako agresja..
OdpowiedzUsuńRiannon, moje łzy kapią na klawiaturę, wiem, co czujecie, ja też kiedyś żegnałam mojego kochanego Kubę, był z nami 15 lat. Decyzja bardzo trudna, ale jakże mądra...
OdpowiedzUsuń...........................:(
OdpowiedzUsuń"Jeżeli do Raju - to z moimi psami". Jesteśmy przekonani, że już po wszystkim najpierwsze podbiegną do nas uradowane psy, a święty Piotr tylko machnie ręką mamrocząc pod nosem o fruwającej sierści. I otworzy.
OdpowiedzUsuńCium serdeczne.
Tule mocno.........,
OdpowiedzUsuńerka
Ściskam mocno.....
OdpowiedzUsuńUtulam ...
OdpowiedzUsuńFragment z maila zamieszczam na prośbę autora:
OdpowiedzUsuńWiem jak trudno pogodzic się z tym,że kogoś nagle braknie z naszego życia. My naszą sunię straciliśmy rok temu. Dlatego przesyłam Wam słowa żalu i współczucia z powodu śmierci Triss. Blog przeglądam na bieżąco ,więc wiedziałam o chorobie Triss a wielki smutek poczułam na wiadomośc o jej smierci czując się przynależna do Waszej rodziny z powodu Aleksandra wnuka Triss. pozdrawiam Janina Rasiak.
przykro mi :(
OdpowiedzUsuńprzytulam...
Bardzo mi przykro :(
OdpowiedzUsuńTak bardzo mi przykro... wiem jak boli , niedawno przecież żegnałam ukochanego przyjaciela.. ale ja mocno wierzę że kiedyś te nasze kochane serduszka nas przywitają
OdpowiedzUsuńSerce się ściska. Przytulam Was!!!!
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo mi przykro...
OdpowiedzUsuńPięknie to wszystko napisałaś..
i mam już pewność po kim Lunka może mieć skłonności do tarzania się we wszystkim co mokre, brudne i śmierdzące ;-)
JoannaT
Dziękuję wszystkim za ciepłe słowa i myśli. Jakoś powoli trzeba mi już wracać do normalności.
OdpowiedzUsuńJoanna- Luna mogła "odziedziczyć" skłonności po Triss tylko przez zapatrzenie :-) Nie jest bowiem z nią bezpośrednio spokrewniona.
Skłonność do wpadania w różne "mokre tarapaty" jest charakterystyczna dla goldenów, gdyż zostały stworzone do aportowania kaczek z wody i szuwarów.
Mama Lunki- Mantra, też nie ominie żadnej kałuży :-)
Bardzo mi przykro
OdpowiedzUsuńMyślami jestem z Wami, współczuję z całego serca...
OdpowiedzUsuń