Minął bowiem tydzień od mojego ostatniego kufelka i od momentu, kiedy narzuciłam sobie detoks od alkoholu pod każdą postacią. Święta, Sylwester, goście- to wszystko sprawiało, że alkohol był pod ręką dzień w dzień.
Kiedy łapię się na tym, że podczas dnia myślę o wieczornym kufelku, lub jęczę z rozkoszy na widok reklamy piwa, to znak, że trzeba zrobić antrakt. Jeśli odliczam dni od ostatniego kufelka (co właśnie uczyniłam) oznacza, że przerwa powinna jeszcze potrwać do czasu, aż o nim zapomnę, a reklamy mi zobojętnieją.
Siedzę więc sobie na tym detoksie, za oknem leje już kilka dni z rzędu i zanosi się na ciąg dalszy takiej aury, szaleję z pirografem (efekty wkrótce) i myśli moje błądzą ku złotym bąbelkom. Wystarczy, że walczę ze swoimi słabościami, z myślami więc nie zamierzam się zmagać. Pokażę Wam coś w związku z tym.
Były takie czasy, kiedy każda, nawet najmniejsza miejscowość, miała swój własny browar, albo i dwa. Piwo produkowano na rynek lokalny. Można było zrobić je byle jak i do byle czego rozlać, miejscowi i tak by kupili, bo wyjścia nie mieli. Nie robiono tak, gdyż browarnictwo było nie tylko sposobem na zarabianie pieniędzy, ale całą filozofią. Jak chyba każde rzemiosło w tamtych dawnych czasach. Każdy browar miał odlewane na zamówienie indywidualne butelki i porcelanowe koreczki z nazwą miejscowości.
Przez kilka lat penetrowania poniemieckich zrzutowisk udało nam się odnaleźć kilka takich butelek z naszej okolicy:
Siekierczyn (Geibsdorf)
Jelenia Góra (Hirschberg)
Lwówek Śl. (Loewenberg)
Gryfów Śl. (Greiffenberg)
Leśna (Marklissa)
Lubań (Lauban)
Lubań (Lauban)
Zgorzelec (Goerlitz)
Lwówek Śl. (Loewenberg)
Mirsk (Friedeberg)
XIX- wieczna austrowęgierska butelka raczej nie po piwie, ale po czymś mocniejszym.
Napis:
Reinhard & Comp.
Wien. Prag & Pesth
I na koniec:
mała okowita (175 ml)
duża okowita (1 litr)
Smacznego Wam życzę, ja muszę jeszcze trochę poczekać :-)))
Oooj duża okowita bardzo mi się podoba, mmmmmmm...
OdpowiedzUsuń;)
Mhmmm Okowita :D Osobiście uwielbiam inny złocisty napój. Moim faworytem, z dawnych staropolskich czasów jest miód pitny :)
OdpowiedzUsuńWytrwałości życzę :)
Świetny zbiór ! Szkoda, że do naszych czasów właściwie nic już nie dotrwało z tych browarów. Ja jeszcze z rozrzewnieniem wspominam piwo z Lwówka Śląskiego... było inne niż inne piwa i po prostu smaczne:) Pozdrawiam i oby "detoks " szybko Ci zleciał :)
OdpowiedzUsuńZawrócony- No właśnie, podoba mi się za bardzo :-) Będzie dobrze, jak przestanę mieć na widok tej buteleczki długi ozór.
OdpowiedzUsuńAnovi- Wytrwam, gdyż nie pierwszy to raz :-)
Inkaw- a ja pamiętam sraczkę po tym lwóweckim :-)Nigdy więcej nie tknę niepasteryzowanego piwa!
OdpowiedzUsuńHmmm... to miałaś jakiegoś pecha !. Mnie nic się nie działo, a piłam go ładnych parę razy ;) a teraz mogę tylko o nim pomarzyć...
OdpowiedzUsuńLwóweckie "Książęce" zacny trunek, potwierdzam, wielka szkoda że się go już w oryginalnej formule nie produkuje. Bodaj browar w Łomży został ostatnim, który jeszcze takie piwa robi...
OdpowiedzUsuńA nam o 15% podnieśli cenę "Karpackiego"..., buuu..!
Imponująca kolekcja!!!
OdpowiedzUsuńja też uzbierałem trochę starych butelek na syropki ziołowe ;)
OdpowiedzUsuńUhhh
OdpowiedzUsuńDobrze, że te butelki puste...
Ja tez na odwyku, od świąt nie miałam alkoholu w ustach ( lampka paskudnego wina musującego w sylwestra)
Dramatycznie odczuwam deficyt...
A kolekcja mojemu lubemu by zaimponowała :)
Też mam podobną w domu :)
Inkaw, Jacek- istotnie, wiele osób z rozrzewnieniem wspomina Książęce Lwóweckie. Mnie tam za bardzo ono nie smakowało (wybredna jestem do obrzydliwości), a wystarczyło, że sklepikarz, czy dostawca potrzymał je zbyt długo na składzie lub na słoneczku, a cały region walił w majty.
OdpowiedzUsuńPolskie piwa to obecnie porażka, lubię jeden gatunek (jeszcze nie wiem, jak ceny się kształtują po nowym roku), toleruję jako tako jeszcze może ze dwa browary.
Grey Wolf- mam też zbiór butelek aptecznych. Zaprezentuje może przy okazji choroby :-)
Agik- trzymam w takim razie bardzo mocno kciuki. Ja dramatów na szczęście nie odczuwam, podeszłam do tego tematu filozoficznie. Odpuściłam sobie też na jakiś czas używki typu czipsy z Biedronki (chyba narkotyki tam dodają, że nie mogę się od nich oderwać). Przy okazji zrzucę kilka odłożonych przez święta kalorii.
Asjah- dzięki :-) W sumie te butelki mają chyba jakąś wartość kolekcjonerską.
Będąc sobą nie mogę nie podać tego linka:
OdpowiedzUsuńhttp://freetheanimal.com/2011/01/yikes-look-what-all-that-starch-did-to-my-triglycerides-and-alcohol-to-my-liver-new-lipid-panel-and-alt-test.html
W skrócie... jest wiele dużo lepszych sposobów by nie stresować wątroby niż nie picie alkoholu, głównie chodzi o jakość jadła...
A tak w ogóle to na tych wsiach normalnie alkoholizm szaleje!
OdpowiedzUsuńJa coś tam wypiłem na Sylwestra, ale w ogóle nie odczuwam niedoboru alkoholu. Myślicie, że to dlatego, że nigdy tak naprawdę nie studiowałem?
Przyznam się, że mam to samo. Od Sylwestra odwracam wzrok na widok butelki. Bo w okresie przedświątecznym i świątecznym nie było dnia, żeby sobie lampeczki, czy kufelka nie golnąć. To trzeba zrobić przerwę. Tak samo z fajkami. Jak czuję, że mam już nieprzeparty imperatyw na zapalenie papieroska - przerwa i wietrzenie płuc. Na jakieś trzy, cztery tygodnie. Tylko, ja to cholerka tak lubię. Ten dymek...
OdpowiedzUsuńWojtku- nie da się pominąć i nie docenić wpływu studiowania na prawdopodobieństwo popadnięcia w alkoholizm :-) Większą jednak rolę odgrywają tu geny. Jeśli ktoś ma skłonność do uzależnień, a nie ma silnego charakteru, to po nim.
OdpowiedzUsuńWyznaję filozofię, że niczego sobie nie powinniśmy odmawiać, ale wszystko kosztować w granicach rozsądku.
Nie, moja wątroba się nie martwi i nie stresuje, bo alkohol używam naprawdę w małych ilościach. Ale zgubna jest ta regularność, gdyż prowadzi do uzależnienia psychicznego.
Psychicznie (i fizycznie też) uzależniona jestem od kawy i nie zamierzam z tym walczyć :-) Co napisawszy udaję się na małą czarną :-)
Asia i Wojtek- to miło, że nie jestem sama :-) W kupie łatwiej siedzieć na detoksie :-)))
Riannon :)
OdpowiedzUsuńDo czipsów nie musza dodawać narkotyków :)
Wystarczy, ze jest tam glutaminian sodu.
Ja jestem fanką popkornu, ale tysz nie jem.
A tysz mi się chce...
Ale czipsy np z Lidla mi nie smakują, a też ich podstawą jest glutaminian. Coś musi być tam innego na rzeczy.
OdpowiedzUsuńalkoholizujecie się na tych wsiach! ech!!!
OdpowiedzUsuńa ja natomiast tylko polskie piwa! taki sentyment, taki patriotyzm... i nie mam problemu w żadnym z pubów w Dublinie- wszędzie polskie piwo leje się strumieniami ;)
Oj tam zaraz alkoholizujecie się :-) Dla miejscowych to my jesteśmy święci abstynenci :-)
OdpowiedzUsuńW Dublinie piłabym chyba jednak Guinnessa :-)
Kocham browarka jak miś puchatek miód,
OdpowiedzUsuńa Lwówek Śl. to był swojego czasu hit.