To, że mamy fajne zabytki w naszym młodym wiekiem muzeum, od
dawna wiedziałam.
Mimo to, pewnego dnia, zaskoczył mnie telefon od pewnego
pana, który reprezentował jedną z placówek muzealnych na drugim końcu Polski.
-Interesuje mnie ten świder do drążenia drewnianych rur,
który macie w swoim muzeum- powiedział. –To jedyny taki okaz, jaki widziałem w
Polsce. W jednym muzeum na Słowacji taki mają. Skąd go macie?
Co miałam mu powiedzieć? Że Chłop wyhandlował go od sąsiada
za czteropak?
-To miejscowe znalezisko, znajdował się tutaj, we wsi-
postanowiłam okrężną drogą wybrnąć z niewygodnego pytania.
-To pewnie mieliście tu gdzieś wytwórnię.
-Być może tak było, lecz nie wykluczam, że ktoś go przed
wojną przywiózł z dalekich stron.
-A moglibyście go dać do naszego muzeum w depozyt?
Jeszcze czego- pomyślałam sobie, co to w ogóle za
propozycja?
-To proszę pana, absolutnie nie wchodzi w rachubę.
-Ale dlaczego?- facet wyraźnie się oburzył moim stanowczym
tonem- Wy macie tylko ten świder, a my mamy całą do niego resztę.
-Mamy jeszcze drewnianą rurę...- zasyczałam do słuchawki
nieźle już wkurzona. Co to w ogóle za negocjacje? Niby z jakiej racji mamy się
pozbywać najlepszych zabytków? Co oni sobie myślą, że jak ktoś ma małe prywatne
muzeum, to nie może mieć czegoś oryginalnego i rzadkiego? Ciekawe, jaki miałoby
sens nasze muzeum, jeśli rozdawałabym swoje zabytki na prawo i lewo?
-Taki zabytek powinien znaleźć się w kontekście!- facet
nieźle się podniecił i wyraźnie zirytował.
Ciśnienie mi się podniosło. A co, tutaj to niby nie jest w
kontekście? W końcu pochodzi z tej wsi i zapewne wszystkie tutejsze rury były
właśnie nim drążone.
Zmięłam w buzi brzydkie słowo. Policzyłam sobie w duchu do
dziesięciu, bo pomyślałam sobie, że w takich sytuacjach trzeba zachować się
profesjonalnie. Tymczasem facet zarzucił mnie potokiem słów i zaczął negocjować
warunki.
-My byśmy ten świder oddali do Instytutu
Archeologii (tu padła nazwa szacownej uczelni), aby tam archeolodzy go
zakonserwowali na nasz koszt.
I co on sobie myślał, że na słowo „archeolodzy” wyskoczę z
majtek? Od kiedy to w ogóle archeolodzy zajmują się konserwacją? :-) Nie pojęłam też, w jaki sposób miałaby przebiegać owa konserwacja, gdyż
świder jest w idealnym, nienaruszonym stanie.
Jeszcze niejedną rurę by
przeleciał!
Aby skończyć głupią rozmowę i nie dać się ponieść irytacji, zapisałam
numer telefonu i obiecałam zastanowić się nad propozycją.
Świder nie jest w kontekście?! Ja ci jeszcze pokażę
kontekst!- pomyślałam.
Górne Łużyce to miejsce, gdzie tradycyjnie od wieków używano
drewnianych systemów wodociągowych. Nawet część wystająca nad powierzchnię-pompa była drewniana.
obrazek ze strony: http://www.brunnenbau-bartsch.de/brunnenbau-holzpumpen.html |
Jak takie systemy były zbudowane, możecie prześledzić tutaj, na stronie zakładu, który w dzisiejszych czasach trudni się tradycyjnym wyrobem drewnianych wodociągów. Tekst dostępny jest w języku niemieckim, ale obrazki i tak mówią wiele.
Szansa na kontekst pojawiła się kilka dni temu, kiedy Chłop przytargał do domu, wyrwaną ze studni starą rurę. Była to zupełnie inna stara rura od tych, które już znajdują się na terenie gospodarstwa. Owa rura bardzo mnie zaskoczyła i zainteresowała.
Tutaj niby nic ciekawego-rura jak rura...
Otwór jednak jest nieco inny, niż w znanych rurach wodociągowych
A tu- niespodzianka- drewniana kratka
Chodziłam za Chłopem cały poranek, aby napisał coś swoimi słowami na temat ciekawego znaleziska oraz jego pozyskania. Udało mi się go namówić i dzięki temu możecie przeczytać jego relację.
Głęboka studzienka, głęboko kopana...
...a raczej kuta w skale. Ale od początku.
Kolega poprosił mnie o pomoc przy czyszczeniu starej studni
w domu po dziadkach. Woda z wodociągów coraz droższa, więc własne ujęcie wody
jest bardzo pożyteczne. Studnia „od zawsze” zasypana śmieciami, sięgała jakieś
9 metrów w głąb. Niżej był sam gruz i śmieci.
-Ile ma głębokości?- spytałem.
-Nikt dokładnie nie wie, ale dziadek wspominał, że około 18
metrów.
-Dobrze, w wolnych chwilach pomogę ci ją odkopywać.
Wcześniej trzeba było zgromadzić odpowiedni sprzęt, trójnóg,
wciągarki. Odkopywanie szło wolno, ale systematycznie, w tempie około 1 metra
dziennie. To, co wyciągaliśmy na powierzchnię dosyć dobrze obrazowało historię
materialną Polski ostatnich lat. Na samej górze były puszki po piwie,
plastikowe butelki, części samochodowe. To wszystko to lata 90-te. Potem
pokazały się pamiątki z lat komuny, czyli butelki po żytniej, musztardówki. To
było widoczne zubożenie śmieci właściwe podłym czasom, kiedy nawet odpadki były
reglamentowane. Następnie plastik zniknął na stałe. Doszliśmy do warstw
bierutowsko-gomułkowskich.
Zamiast 18 metrów studnia miała 30 (!!!). Przez cały czas
natykaliśmy się na jakieś luzem walające się kołki. Co za cholera?
zdjęcie ze strony: http://www.neupert-brunnenbau.de/de/brunnenbau-sachsen |
Przy dnie
czekała na nas prawdziwa niespodzianka- drewniana rura- czerpnia wody do pompy.
Jaka to musiała być konstrukcja, która podnosiła wodę na 30 metrów?! Zwykła
pompa ssąca "abisynka" nie poda wody z głębszej studni niż 8 metrowa. To jest
fizycznie niemożliwe. Na dnie studni musiał znajdować się jakiś mechanizm
tłoczący wodę do góry. To wszystko było wykonane z drewna, jak wynika z
zachowanych na dnie szczątków.
Czerpnię oczywiście zabrałem ze sobą. Po konserwacji
zostanie wyeksponowana w naszym muzeum. Będzie tworzyć ciekawy komplet, wraz z
posiadanym przez nas świdrem do drążenia rur wodociągowych.
Zagadką dla nas wciąż pozostawała konstrukcja samej
drewnianej pompy. Tu z pomocą przyszedł internet. Szukając w polskich zasobach,
nie natrafiłem na nic ciekawego, ale już wpisując „holzpumpe”, ukazały się
bardzo ciekawe materiały.Okazuje się, że drewniane pompy są wciąż produkowane
przez kilku rzemieślników w Niemczech. Zabytkowa drewniana pompa znajduje się w
Goerlitz. Niestety, na naszym terenie nie zachował się prawdopodobnie żaden
taki zabytek.
I co?! Nie mamy kontekstu?!
:-D
Się ciesz, że Chłopa bardziej stare rury niż młode interesują, bo byś mogła być zazdrosna...
OdpowiedzUsuńJa mam w sumie luz, jeśli chodzi o TE sprawy. Wiesz, co mówi się o żonach archeologów? Im starsza, tym lepsza :-)
UsuńNajwyraźniej chłop po drugiej stronie telefonu myślał, że trafił na przypadkowych zbieraczy co to im nie zależy .. no i się zdziwił :P Gratuluje znalezienia fantastycznego kontekstu :D
OdpowiedzUsuńDzięki :-) Uwielbiam zadziwiać takich facetów :-)
UsuńI bardzo dobrze, że się postawiłaś, bo jak widać Wasz kontekst lepszy od ichniego! Poślij Chłopa na dalsze wykopaliska, to temu od głupiej propozycji spadną buty i uzna Waszą wyższość. Trzeba się cenić, małe muzeum, czy wielkie, swój dorobek ma:)Niech negocjuje ze Słowacją.
OdpowiedzUsuńBuziaki:)
Masz rację :-) Na drugi raz wyślę go na Słowację :-)
UsuńJa gdzieś taki swider widziałem. Chyba w Markersdorf. Tylko kontekstu nie pamiętam.
OdpowiedzUsuńMyślę, że za Nysą ani takich gadżetów, ani kontekstu nie brakuje. Oni nie mieli potrzeby dewastowania swojego dziedzictwa.
UsuńTo akurat DDR, a tam różnie bywało.
UsuńA u mnie na działkach takim sprzętem " fachowcy " od podgruntowej wody, wykopują ludziom pseudostudnie:) U mnie też tak było :) Potem do otworu wsadza się " grot" , czyli rurę z osiatkowanym przodem,po to by woda w miarę klarowna była:) Sprzętu nie oddawaj :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że świder do drążenia studni to jednak inne urządzenie, ale znając polskich 'fachowców' to wszystko jest możliwe.
UsuńAni mi w głowie oddawanie :-)
Grunt to asertywność... Normalnie, z tym "kontekstem" to jakiś późny wielbiciel Pana Samochodzika się ujawnił!
OdpowiedzUsuńWszyscy (mam na myśli archeologów sprzed epoki Lary Croft) jesteśmy fanami Pana Samochodzika :-)
UsuńJa też się wychowałem na Panu Samochodziku, oglądałem wszystkie filmy i przeczytałem każdą z książek.
UsuńLara przy Panu Samochodziku to cienka, plastikowa rura jest.
Pozdrawiam, Tomek :)
:-DDD
UsuńZastanawiam się czy to też nie pasowałoby do kontekstu :))
OdpowiedzUsuńBo masz to, a pewnie zapomniałaś.
Stara świstawka geologiczna. Przyrząd do pomiaru głębokości lustra wody zwany potocznie gwizdek ( od dźwięku który wydaje w zetknięciu z wodą )
Mierzy nie tylko głębokość, ale też służyć może jako sprzęt zaczepno - obronny ;)
Jak facet się pojawi to radzę przemyśleć czy aby nie użyć :)
I teraz instrukcja obsługi na potrzeby własne :)
Można W NIĄ gwizdnąć dla przegonienia intruza ;) ALBO NIĄ gwizdnąć :) W końcu przypomina jednostronnie nunczako :)
Rozlega się wtedy albo głośny gwizd ;) albo jęk :) czasami oba dźwięki na raz :)
Ale wtedy radzę od razu wyciągnąć pehametr :) i sprawdzić czy facet czasem nie miał w tym dniu totalnego pecha ;))
Przypominam jak się sprawdza na pehametrze :) poziom totalnego pecha - skala ani drgnie :)
OdpowiedzUsuńMam coś takiego?! Kurde blade! Gdzie???!!!
UsuńTo ja na przyczajonego w krzakach zombiaka wyskakuję z cepem, a mam prawie profesjonalną broń, hm...
:-D
Ja tam nie wiem gdzie to teraz schowane :) 10 lat minęło.
OdpowiedzUsuńPrzypomnę tylko jak dałam :)
Byliśmy na mokrej robocie :) czytać: analizy chemiczne waszej wody ze studni :) Przy okazji wpuszczało się do studni - coś co gwizdało - to było to :) Spytaj Chłopa :-)
Jak miejscowe Mamuny ( czy jak im tam ) na złom nie wynieśli, to gdzieś musi leżeć :-*
Buziaki
Zapomnieliśmy o Chłopie i jego wkładzie w kontekst :)
UsuńTekst o głębokiej studzience ubawił mnie tak, że przysłowiowego małpiego rozumku dostałam :)
Wymiękłam przy warstwach bierutowsko - gomułkowskim, bo wyobraziłam sobie w tym jego stylu, opisany profil archeologiczny albo geologiczny :))
Brawo :) Chłopie masz talent i do znalezisk i do pisania
Chłop ;) podejdź no do płota ;) będą ; ) serdeczności ;)
Świstawka się znalazła, Chłop panuje, jak się okazuje, nad naszym domowym chaosem :-)
UsuńOj, macie kontekst jak nie wiem co;-) Ten gość to bezczel jakiś... nie znoszę takich, co innych traktują z góry. Ale rośnie Wasze muzeum, aż miło ;-) Uściski
OdpowiedzUsuńDzięki :-*
UsuńNiesamowite, czego można się dowiedzieć z Twojego bloga!
OdpowiedzUsuńZnalezisko wspaniałe,no i kontekst jest jak byk!
:-)
UsuńGratuluje nerwow, chyba bym nie miala tyle cierpliwosci :p
OdpowiedzUsuń