O mnie

Moje zdjęcie
Kobieta wciąż zadziwiona otaczającym ją światem. Z wykształcenia archeolog, z wyboru Wolny Człowiek i Kustosz we własnym Muzeum. Z urodzenia Wrocławianka, z wyboru mieszkanka małej wsi. Na pytania miejskich kolegów: "co ty robisz do licha na tej wsi"??? odpowiada: "żyję!!!". Zawsze niepokorna i pozostanie taką do śmierci. Wyznaje w życiu maksymę: "Ludzie posłuszni żyją, aby spełniać oczekiwania innych. Nieposłuszni realizują swoje marzenia". Kobieta owa ma wciąż wiele pomysłów, które uparcie realizuje na powyższej zasadzie. Posiadaczka 2 psów i 1 Chłopa. Chce się dzielić z ludźmi swoim kawałkiem życia prowadząc Gospodarstwo Agroturystyczne, Muzeum Dwór Feillów oraz Hodowlę Psów Rasy Golden Retriever.

piątek, 14 stycznia 2011

Jeszcze siedem dni i będzie tydzień, jak nie piję.

To wprawdzie zdanie nieprawdziwe w stosunku do mnie, ale niezmiennie mnie rozśmiesza :-)
Minął bowiem tydzień od mojego ostatniego kufelka i od momentu, kiedy narzuciłam sobie detoks od alkoholu pod każdą postacią. Święta, Sylwester, goście- to wszystko sprawiało, że alkohol był pod ręką dzień w dzień.
Kiedy łapię się na tym, że podczas dnia myślę o wieczornym kufelku, lub jęczę z rozkoszy na widok reklamy piwa, to znak, że trzeba zrobić antrakt. Jeśli odliczam dni od ostatniego kufelka (co właśnie uczyniłam) oznacza, że przerwa powinna jeszcze potrwać do czasu, aż o nim zapomnę, a reklamy mi zobojętnieją.
Siedzę więc sobie na tym detoksie, za oknem leje już kilka dni z rzędu i zanosi się na ciąg dalszy takiej aury, szaleję z pirografem (efekty wkrótce) i myśli moje błądzą ku złotym bąbelkom. Wystarczy, że walczę ze swoimi słabościami, z myślami więc nie zamierzam się zmagać. Pokażę Wam coś w związku z tym.

Były takie czasy, kiedy każda, nawet najmniejsza miejscowość, miała swój własny browar, albo i dwa. Piwo produkowano na rynek lokalny. Można było zrobić je byle jak i do byle czego rozlać, miejscowi i tak by kupili, bo wyjścia nie mieli. Nie robiono tak, gdyż browarnictwo było nie tylko sposobem na zarabianie pieniędzy, ale całą filozofią. Jak chyba każde rzemiosło w tamtych dawnych czasach. Każdy browar miał odlewane na zamówienie indywidualne butelki i porcelanowe koreczki z nazwą miejscowości.
Przez kilka lat penetrowania poniemieckich zrzutowisk udało nam się odnaleźć kilka takich butelek z naszej okolicy:
Siekierczyn (Geibsdorf)
Jelenia Góra (Hirschberg)

Lwówek Śl. (Loewenberg)
Gryfów Śl. (Greiffenberg)

Leśna (Marklissa)

Lubań (Lauban)

Lubań (Lauban)
Zgorzelec (Goerlitz)

Lwówek Śl. (Loewenberg)

Mirsk (Friedeberg)

XIX- wieczna austrowęgierska butelka raczej nie po piwie, ale po czymś mocniejszym.
Napis: 
Reinhard & Comp.
Wien. Prag & Pesth

I na koniec:

 mała okowita (175 ml)


duża okowita (1 litr)

Smacznego Wam życzę, ja muszę jeszcze trochę poczekać :-)))

20 komentarzy:

  1. Oooj duża okowita bardzo mi się podoba, mmmmmmm...
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mhmmm Okowita :D Osobiście uwielbiam inny złocisty napój. Moim faworytem, z dawnych staropolskich czasów jest miód pitny :)

    Wytrwałości życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny zbiór ! Szkoda, że do naszych czasów właściwie nic już nie dotrwało z tych browarów. Ja jeszcze z rozrzewnieniem wspominam piwo z Lwówka Śląskiego... było inne niż inne piwa i po prostu smaczne:) Pozdrawiam i oby "detoks " szybko Ci zleciał :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawrócony- No właśnie, podoba mi się za bardzo :-) Będzie dobrze, jak przestanę mieć na widok tej buteleczki długi ozór.
    Anovi- Wytrwam, gdyż nie pierwszy to raz :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Inkaw- a ja pamiętam sraczkę po tym lwóweckim :-)Nigdy więcej nie tknę niepasteryzowanego piwa!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmmm... to miałaś jakiegoś pecha !. Mnie nic się nie działo, a piłam go ładnych parę razy ;) a teraz mogę tylko o nim pomarzyć...

    OdpowiedzUsuń
  7. Lwóweckie "Książęce" zacny trunek, potwierdzam, wielka szkoda że się go już w oryginalnej formule nie produkuje. Bodaj browar w Łomży został ostatnim, który jeszcze takie piwa robi...

    A nam o 15% podnieśli cenę "Karpackiego"..., buuu..!

    OdpowiedzUsuń
  8. ja też uzbierałem trochę starych butelek na syropki ziołowe ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Uhhh
    Dobrze, że te butelki puste...
    Ja tez na odwyku, od świąt nie miałam alkoholu w ustach ( lampka paskudnego wina musującego w sylwestra)
    Dramatycznie odczuwam deficyt...

    A kolekcja mojemu lubemu by zaimponowała :)
    Też mam podobną w domu :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Inkaw, Jacek- istotnie, wiele osób z rozrzewnieniem wspomina Książęce Lwóweckie. Mnie tam za bardzo ono nie smakowało (wybredna jestem do obrzydliwości), a wystarczyło, że sklepikarz, czy dostawca potrzymał je zbyt długo na składzie lub na słoneczku, a cały region walił w majty.

    Polskie piwa to obecnie porażka, lubię jeden gatunek (jeszcze nie wiem, jak ceny się kształtują po nowym roku), toleruję jako tako jeszcze może ze dwa browary.

    Grey Wolf- mam też zbiór butelek aptecznych. Zaprezentuje może przy okazji choroby :-)

    Agik- trzymam w takim razie bardzo mocno kciuki. Ja dramatów na szczęście nie odczuwam, podeszłam do tego tematu filozoficznie. Odpuściłam sobie też na jakiś czas używki typu czipsy z Biedronki (chyba narkotyki tam dodają, że nie mogę się od nich oderwać). Przy okazji zrzucę kilka odłożonych przez święta kalorii.

    Asjah- dzięki :-) W sumie te butelki mają chyba jakąś wartość kolekcjonerską.

    OdpowiedzUsuń
  11. Będąc sobą nie mogę nie podać tego linka:
    http://freetheanimal.com/2011/01/yikes-look-what-all-that-starch-did-to-my-triglycerides-and-alcohol-to-my-liver-new-lipid-panel-and-alt-test.html

    W skrócie... jest wiele dużo lepszych sposobów by nie stresować wątroby niż nie picie alkoholu, głównie chodzi o jakość jadła...

    OdpowiedzUsuń
  12. A tak w ogóle to na tych wsiach normalnie alkoholizm szaleje!

    Ja coś tam wypiłem na Sylwestra, ale w ogóle nie odczuwam niedoboru alkoholu. Myślicie, że to dlatego, że nigdy tak naprawdę nie studiowałem?

    OdpowiedzUsuń
  13. Przyznam się, że mam to samo. Od Sylwestra odwracam wzrok na widok butelki. Bo w okresie przedświątecznym i świątecznym nie było dnia, żeby sobie lampeczki, czy kufelka nie golnąć. To trzeba zrobić przerwę. Tak samo z fajkami. Jak czuję, że mam już nieprzeparty imperatyw na zapalenie papieroska - przerwa i wietrzenie płuc. Na jakieś trzy, cztery tygodnie. Tylko, ja to cholerka tak lubię. Ten dymek...

    OdpowiedzUsuń
  14. Wojtku- nie da się pominąć i nie docenić wpływu studiowania na prawdopodobieństwo popadnięcia w alkoholizm :-) Większą jednak rolę odgrywają tu geny. Jeśli ktoś ma skłonność do uzależnień, a nie ma silnego charakteru, to po nim.
    Wyznaję filozofię, że niczego sobie nie powinniśmy odmawiać, ale wszystko kosztować w granicach rozsądku.
    Nie, moja wątroba się nie martwi i nie stresuje, bo alkohol używam naprawdę w małych ilościach. Ale zgubna jest ta regularność, gdyż prowadzi do uzależnienia psychicznego.
    Psychicznie (i fizycznie też) uzależniona jestem od kawy i nie zamierzam z tym walczyć :-) Co napisawszy udaję się na małą czarną :-)

    Asia i Wojtek- to miło, że nie jestem sama :-) W kupie łatwiej siedzieć na detoksie :-)))

    OdpowiedzUsuń
  15. Riannon :)
    Do czipsów nie musza dodawać narkotyków :)
    Wystarczy, ze jest tam glutaminian sodu.
    Ja jestem fanką popkornu, ale tysz nie jem.
    A tysz mi się chce...

    OdpowiedzUsuń
  16. Ale czipsy np z Lidla mi nie smakują, a też ich podstawą jest glutaminian. Coś musi być tam innego na rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  17. alkoholizujecie się na tych wsiach! ech!!!

    a ja natomiast tylko polskie piwa! taki sentyment, taki patriotyzm... i nie mam problemu w żadnym z pubów w Dublinie- wszędzie polskie piwo leje się strumieniami ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Oj tam zaraz alkoholizujecie się :-) Dla miejscowych to my jesteśmy święci abstynenci :-)
    W Dublinie piłabym chyba jednak Guinnessa :-)

    OdpowiedzUsuń
  19. Kocham browarka jak miś puchatek miód,
    a Lwówek Śl. to był swojego czasu hit.

    OdpowiedzUsuń