W takiej aurze, aby nie zwariować, zaczynam wymyślać sobie różnego rodzaju zajęcia. Od czerwca moją ulubioną zabawą jest pirografia.
Zaczęło się od mojej ulubionej od jakiegoś czasu frazy: "A u nas na strychu/w garażu/w stodole jest... " Jak tylko to usłyszalam, zelektryzowało mnie i ucho wydłużyło się dwukrotnie. Sęk w tym, że w naszych pomieszczeniach gospodarczych jest chyba wszystko. Przez 9 lat, od czasu przeprowadzki, dreszczami i obrzydzeniem napawało mnie grzebanie w tej stercie śmieci. Dopiero wiosną tego roku zaczęłam odkrywać tam prawdziwe skarby. A to wóz, który znakomicie pasuje na skalniak, a to stara latarnia, którą tylko wystarczyło pomalować i stanowi wspanialy dekor w ogrodzie. Teraz okazało się, że w garażu leży od 30-stu lat nieużywana sowieckiej produkcji maszynka do wypalania wzorów, tzw pirograf.
Sakramentalne zdanie "w garażu leży wypalarka" padło nad świeżo przez Krzyśka zrobionymi ławeczkami i stolikami z drewna. Główkowaliśmy wspólnie, jak tu je ozdobić? Może wypalić na nich secesyjne kwiatuszki? Długo nie trzeba było mnie namawiać. Zrobiłam próbę na jakiejś luźnej deseczce i ochoczo zabrałam się do roboty. Oto rezultat:
Jedyne, co mnie martwi to fakt, że ornament jest nietrwały, jeśli jest wystawiony na czynniki atmosferyczne, głównie chodzi tu o deszcz. Ale warto było spróbować, aby łyknąć bakcyla pirografii.
Tak mi się ten cały proces wypalania spodobał, że przetrząsnęłam internet w poszukiwaniu wzorów i zabrałam się za coś ambitniejszego, co przy okazji mogłoby zawisnąć w pomieszczeniach domowych jako dekoracja.
Kawa. To moja pasja i narkotyk. Nie potrafię bez niej przeżyć.
Zebra-bo wzór był śliczniutki :-)
A potem postanowiłam sprawdzić, czy dam sobie radę z architekturą :-)
Po ochach i achach (niekoniecznie zasłużonych) dostałam pierwsze "poważne" zlecenie. Mój mąż poprosił mnie, abym wypaliła jego ukochanego gazika. Dostał ten pirograf na imieniny i zainstalował przy łóżku:
Obrazkiem tym zachwycił się jedenastoletni syn naszych gości i poprosił o podobny, ale z nazwą własną gazika. A gazik ma na imię Syf :-)
Mówiąc szczerze to Syf jest jednym z członków naszej rodziny i poświęcę mu wkrótce cały post na blogu.
Reszta naszej zaprzyjaźnionej rodziny również dostała pamiątki z Tuskulum. Te były dla nas prawdziwym wyzwaniem. Dla dziewięcioletniej Ali, zakochanej w naszch goldenach, wypaliłam szczeniątka i pieska:
A cała rodzinka dostała wizerunek naszego domu, który mnie samą zaskoczył, że podołałam wyzwaniu:
Przyznam szczerze, że się trochę podkręciłam tymi sukcesami i na fali entuzjazmu zakupiłam deseczkę, machnęłam na niej sikoreczki i powiesiłam w kuchni:
Nie usatysfakcjonowało mnie to, gdyż wypalanie wzoru zajęło mi pół godziny. Z rozpędu zakupiłam większą deseczkę i wypaliłam bardziej skomplikowane ptaszki:
Nie podejmuję się zgadnąć, jakie to ptaszki :-) Ptaszki uwielbiamy. Nasza wioska nazywała się niegdyś Vogelsdorf nie bez przyczyny. Ptaki cały czas drą się od rana do wieczora. Nawet zimą odwiedzają nas sikoreczki, a dzięcioł działa lepiej od budzika, gdy o świcie wali dziobem w belkę tuż koło okna sypialni.
Jeszcze mi mało, uwielbiam pracować z pirografem. Mam milion wzorów, ale brak mi pomysłu na mądrą aranżację i ekspozyję tego wszystkiego. Coś mi chodzi po głowie, ale na razie cicho sza... musi ten pomysł dojrzeć, poczekać na swoją kolejkę.
Tymczasem, aby nie zwracać uwagi na te deszczowe dni, wytaszczyliśmy wielgachną starą drewnianą skrzynię do renowacji. Ale o tym w następnym poście już wkrótce.
Cudo filiżanka z kawą :)
OdpowiedzUsuńDzięki, jak znalazłam ten wzór, to powiedziałam sobie, że muszę go mieć! :-)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze nie obrazisz sie jesli "ukradne" wzor filizanki z kawa:) bardzo mi sie spodobal i musze go miec na swojej desce;)
OdpowiedzUsuńOczywiście, przecież ja też go sobie "ukradłam" z netu :-)
OdpowiedzUsuńPiękne! Szczególnie zachwycona jestem wizerunkiem domu i ptaków.
OdpowiedzUsuńJa również miałam kiedyś przyjemność wypalać w drewnie. Może nie taką wiekowa machina ale zawsze. Wypaliłam zawieszki do stajni na boksy koni z imieniem, data urodzeni… i obrazkiem (6 sztuk). Wtedy byłam z nich naprawdę dumna.
Pozdrawiam Marta