Mam nadzieję, że niewielu z Was posądziło mieszkańców Tuskulum o bezczeszczenie zwłok i robienie sobie jaj z ludzkich szczątków. Iwan bowiem jest plastikowym modelem, podarowanym dawno temu Chłopu przez wujka lekarza. Grzebanie zatem plastiku w ziemi, byłoby wielce nieekologiczne. Został on na straży dobytku tak, jak go znalazłam, a mnie przy tej okazji nasunęło się kilka refleksji związanych z problemem zmarłych w czasie wojny żołnierzy obu armii, które tutaj starły się pod koniec wojny.
Bitwa o Lubań, to jedna z największych, krwawych potyczek, jakie miały miejsce pod koniec II wojny światowej. Mało kto o niej wspomina, gdyż jest świadectwem porażki Armii Czerwonej- czyli funkcjonującej w ludzkiej świadomości- armii wyzwolicieli.
Bitwa o Lubań to ostatnie duże zwycięskie dla Niemców starcie owej wojny (a nie Ardeny!). O jej skali świadczy fakt, że na niewielkim stosunkowo terenie, w Lubaniu i okolicach, zniszczono około 100 radzieckich czołgów. Po wejściu do Lubania Armii Czerwonej, w lutym 1945 roku, doszło tu do walki, w wyniku której Niemcy odbili bardzo ważny dla ich zaopatrzenia węzeł kolejowy. Do zakończenia wojny w maju 1945 roku, do czasu kapitulacji Niemiec, teren ten pozostawał w rękach niemieckich.
Nie wszystkie zwłoki po wojnie zostały odnalezione i pochowane z należnym im szacunkiem. Dotyczy to z resztą wielu rejonów naszego kraju. Państwo niemieckie rozwiązało ten problem w nastepujący sposób. Powstała organizacja, z przedstawicielstwem w Polsce, która zajmuje się pochówkiem odnalezionych przypadkiem niemieckich żołnierzy oraz ich identyfikacją. Przedstawicielstwo zatrudnia robotników, którzy nie zawsze uczciwie podchodzą do zlecenia. Niestety, na giełdach staroci, które niegdyś penetrowaliśmy dosyć intensywnie, od czasu do czasu pojawiały się ściągnięte ze zwłok fragmenty wyposażenia niemieckich żołnierzy. Można było zakupić klamry, pasy, uzbrojenie, hełmy- jednym słowem, szelkiego rodzaju chodliwe pamiątki. I tak nie to jest jeszcze najgorsze. Zwłoki obierane były bowiem i z butów, bluz, czapek. To niesmaczny i wstydliwy proceder. W ostatecznym jednak rozrachunku, przynajmniej zwłoki zyskały należny im szacunek, a rodziny dostają informację o swoich bliskich. Dla niemieckich żołnierzy powstało kilka nekropolii, między innymi w Nadolicach.
Jak sprawa wygląda z poszanowaniem zwłok żołnierzy Armii Radzieckiej, mieliśmy przekonać się o tym osobiście.
Kilka lat temu wybraliśmy się na spacer po lesie z naszą suczką Mantrą. Przy okazji, z wrodzonej ciekawości, zaglądaliśmy we wszystkie dziury, jakie tylko znaleźliśmy na swojej drodze. W jednym z takich miejsc odkryliśmy szczątki żołnierza radzieckiego. Po identyfikacji na podstawie wyposażenia (ja dodatkowo oszacowałam sobie jego wiek, niestety był to młodziutki, zaledwie dwudziestoletni chłopak), przykryliśmy go warstwą ziemi, ale przygoda ta nie dawała nam spokoju. Zwróciliśmy się z prośbą do znajomego, który jest osobą miejscową i ma kontakt z człowiekiem zajmującym się dokumentowaniem i zbieraniem pamiątek z II wojny światowej z tego terenu, aby zgłosił fakt odkrycia zwłok owej osobie, co też uczynił.
Dalsze losy owego „naszego” żołnierza wprawiły nas w prawdziwe osłupienie. Gdyby nie fakt, iż mamy do czynienia z ludzkimi szczątkami, można by sprawę porównać do najlepszego kabaretu na świecie.
Wszystkie instytucje, które teoretycznie powinny być zainteresowane tego typu przypadkiem, w tym konsulat rosyjski, odmówiły zajęcia się tym człowiekiem. Więcej, zgłaszającemu powiedziano, że po jakiego diabła w ogóle odkopywał te zwłoki, niech je zakopie na powrót. W rzeczywistości zwłoki owe nie były za mocno przysypane, były wręcz na wierzchu, lekko przysypane osuniętą z okopu ziemią.
Jest u nas więcej upierdliwych ludzi, nie tylko my. Człowiek, który zajął się owymi szczątkami, zniechęcony pukaniem od drzwi do drzwi różnych instytucji, w końcu oficjalnie powiadomił policję o odnalezieniu ludzkich zwłok. Policja, wielce zdegustowana owym zgłoszeniem, zlekceważyć tego nie mogła. Pomimo, iż wiadomo było, że zwłoki pochodzą z okresu wojny, uruchomiono standardową procedurę. Na miejsce, gdzie spoczywały szczątki, przyjechał prokurator oraz pogotowie ratunkowe (?!). Lekarz dokonał obdukcji, po czym stwierdził zgon. Zwłoki zabrano do prosektorium. Wszyscy mieli ogromne pretensje, że w ogóle musieli uruchomić procedurę taką samą, jak przy świeżych zwłokach.
Nie wiem, czy żołnierz spoczął wreszcie pośród swoich na cmentarzu w Lubaniu. Wiem, że nie jeden urząd miał zapewne jeszcze pretensje, gdyż pochówek taki musi być zorganizowany na koszt samorządu.
Obelisk w centrum cmentarza żołnierzy Armii Radzieckiej w Lubaniu
Kwatery z grobami żołnierzy Armii Czerwonej w Lubaniu.
No i dałam się wrobić, jak dziecko ;-)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że miałam sprzeczne uczucia. Z jednej strony - malowniczo wyglądałaby taka czaszka na półce, ale z drugiej... no właśnie.
Zdarzyła mi się znaleźć czaszkę jakiegoś koziołka (chyba - jestem polonistką, nie biologiem ;-) i ta wisiała na ścianie za czasów licealnych ;-)
My na razie odkopaliśmy tylko łuskę po pocisku armatnim kal. 100 mm. I przepotworne ilości całkiem współczesnych śmieci - ale to inna zupełnie sprawa...
OdpowiedzUsuńTen facet, o którym wspomnieliśmy pod poprzednim postem ma prywatny, przefajny skansenik (Gorąco polecamy, choć trudno do Olchowca trafić "po drodze" :D ) i sporo znalezisk. Znalezione nas nie bulwersuje. Natomiast w Beskidzie Niskim jest również do czorta niezwykłych leśnych cmentarzy z I W.Ś. projektowanych przez świetnych architektów. To, plus fakt, że austriackich oficerów chowano tradycyjnie z całym osobistym wyposażeniem, (szabla, pistolet) sprawia, że co poniektóre KANALIE potrafią rozkopywać cmentarze w poszukiwaniu "pamiątek"!!! Przyznaję, że zatłukłbym takiego gnoja, jakbym zobaczył! Pzdr serdecznie.
OdpowiedzUsuńOpisana bitwa miała miejsce w dniach 2-5 marca 1945 roku i rozegrała się na polach wokół naszego domu. Bitwa była tak zacięta, że pierwsi osadnicy którzy przyjechali do Nawojowa do dzisiaj pamiętają fetor rozkładających się ciał. Starszy Pan mieszkający niegdyś w naszym domu opowiadał mi jak to udało mu się odzyskać budynek mieszkalny w rogu którego tkwił spalony czołg. Koparkowy opowiedział nam, że całkiem niedawno odkopano szczątki żołnierza, co nie jest w naszej okolicy czymś wyjątkowym. Podobno we wsi żyje jeszcze mężczyzna, który został wywieziony na roboty i został po wojnie w Nawojowie. Mamy zamiar odwiedzić go w najbliższy wekkend i przepytać w temacie bitwy. W jej trakcie całkowicie zrównano z ziemią miejscowy kościół
OdpowiedzUsuńPrzeszło mi przez myśl, że Iwan to tzw. pomoc naukowa, ale i tak raczej nie chciałabym go na półce...
OdpowiedzUsuńNam opowiadała gospodyni w kościele w pobliskich Jelonkach jak radzieckie wojska pacyfikowały okoliczna ludność. Straszne.
nom w urzędach najlepiej wychodzi picie kawki ;)..a jak najmniej zawracania głowy niby statutowym zajęciem..
OdpowiedzUsuńHien cmentarnych nigdzie nie brakuje, tylko mało kto się przyzna..dlatego tyle szumu wokół nowej książki Grossa..
Riannon, mam nadzieje, ze nie urazilam Cie swoim poprzednim komentarzem. Glowa Iwana jest super!
OdpowiedzUsuńWladze naszego "Ukochanego Kraju" sa w epoce trudnej do okreslenia. Moze to sreniowiecze?!
Mozna tylko zaplakac, bo rece opadaja.
Mniemam, iż to m.in. na Waszych terenach rozegrała się
OdpowiedzUsuńoperacja łużycka, gdzie dowodził w pijackim zwidzie nasz bieszczadzki "bohater" generał Świerczewski-Walter i gdzie zginęło tylu polskich żołnierzy, a potem przerzucono go w Bieszczady do walki z UPA, gdzie zginął nie wiadomo z czyich rąk. Pozdrawiam.
:-)))
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim zdaję sobie sprawę, że nie każdy jest obznajomiony, jak wyglądają prawdziwe czaszki, więc żadnych uraz nie odczuwam, jeśli komuś przyszło na myśl nisko ocenić nasze morale :-)
Ataner- nie wiem nawet, czemu miałabym się poczuć urażona, Twoje spostrzeżenie było celne :-)
Maria z PP- Nie, to nie jest ta bitwa. Tamta operacja rozegrała się później- w kwietniu, na północ od nas, na terenie Dolnych Łużyc w okolicach Budziszyna. My jesteśmy na pograniczu Śląska i Górnych Łużyc.
S.Nawojów- "nasz żołnierz" został odnaleziony właśnie niedaleko Was, w lasku na górce koło Nawojowa, za starym pegeerem.
Jejku, mam nadzieję, że dobrze będzie się Wam tam mieszkać. Ja jestem przeczulona na punkcie energii miejsc i trochę dziwnie się czuję w tamtej okolicy, gdzie zginęło tragicznie tylu ludzi. My jesteśmy kilkanaście kilometrów dalej i u nas od wieków cisza i spokój, żadnych bitew, a i tak "straszy" :-)
Ojciec mojej sąsiadki walczył pod dowództwem generała Świerczewskiego. Zabrano go z domu w tarnopolskiem do II Armii WP. Szkolenie trwało krótko chyba 3 miesiące i trafił do Batalionu czołgów ciężkich. W drugim dniu po natarciu zginął pod Niesky juz za Nysą trafiony seria jak wyskakiwał z czołgu. Nie mieli żadnych szans w starciu z doskonale wyszkolonym wrogiem. Co ciekawe przed trzema laty pomogłem sąsiadce odnaleźć grób jej ojca po 60 latach!!!W dokumencie wojskowym pomylono nazwe miejscowości gdzie poległ. Na tej podstawie ustaliłem że pochowany został na cmentarzu II Armii WP w Zgorzelcu dokąd przeniesiono poległych w tej operacji. Zawisła tabliczka z Jego imieniem i nazwiskiem nad zbiorowa mogiłą. Cmentarz przeogromny !!
OdpowiedzUsuńNiestety, nie ma co ukrywać. W tamtej bitwie Polacy byli traktowani, jako mięso armatnie :-(
OdpowiedzUsuńMój dziadek tam walczył, dokładnie, w II AWP. Artyleria.
OdpowiedzUsuńI znowu coś nowego się dowiedziałam np. o bitwie o Lubań.
OdpowiedzUsuńWracając do Iwana, to tak sobie myślałam, że to coś sztucznego - zbyt piękne i równe ząbki no i oczodoły w prawdziwej czaszce są chyba puste.
Ale jakoś nie miałam odwagi napisać bo z komentarzy wychodziło, że prawdziwy :)
W Szczecinku na głównym cmentarzu jest pomnik i kwatera żołnierzy radzieckich, którzy zginęli w obronie miasta no i okolic.
Ot ludzie znicze palili, ale nie specjalnie.
Swego czasu ktoś w urzędzie stwierdził, że coś z tym trzeba zrobić ... bo jakby nie było to mogiły wroga.
Najlepiej usunąć, tylko gdzie.
Byście widzieli pierwszy Dzień Wszystkich Świętych ( po tej aferze z grobami), nie było miejsca by małą świeczkę zapalić.
W życiu nie widziałam czegoś takiego.Tak było przez kolejne lata, aż władze dały spokój.
Odremontowano płyty, zadbano o to miejsce.
Przecież to jest miejsce spoczynku ludzi, może nawet nie chcieli brać udziału w tej wojnie, może wcielono ich na siłę.
Było to pewnie na zasadzie, władza tak to my odwrotnie ... ale najważniejsze, że w tym przypadku społeczeństwo zdało egzamin.
Dla mnie miejsce pochówku jest apolityczne, to powinno być tylko miejsce o które trzeba dbać, obojętnie kto tam leży. Mam na myśli ofiary wojny, no i nekropolie mniejszości narodowych.
Zresztą temat poszanowania tych miejsc to temat rzeka.
Pozdrawiam
Szkoda, że wiadomości o zaporach nie miałam w czasie wakacji, byliśmy w tych miejscach, które opisujesz :)pod inny kątem bym to wszystko oglądała.
Zamek Czocha, rejs stateczkiem, w Leśnej nocowaliśmy .... przepiękne miejsca.
Jeszcze raz pozdrawiam
Generalnie największe bestialstwo w traktowaniu ludzkich szczątków wykazał w czasie wojny naród niemiecki.
OdpowiedzUsuńW moich stronach niemcy ludzkie zwłoki przerabiali w czasie wojny na nawóz dajmy na to.
Powinniśmy jako Polacy pokazać niemcom, którzy jeśli chodzi o moralność i etykę reprezentują kompletne dno, właściwy i godny sposób postępowania z ludzkimi szczątkami.
Należy dbać o miejsca pochówku zarówno sowietów jak i żołnierzy Wehrmachtu - pamiętając tez ile Polaków, Łużyczan, itp. zostało wcielonych do Wehrmachtu siłą.
Mirka- to zawsze będziesz miała pretekst, aby wrócić w te rejony. Jestem pewna, że wiele jeszcze ciekawostek tu odnajdziesz :-)
OdpowiedzUsuńAdmin R-O- wychodzę z założenia, że nie ma sensu żyć przeszłością i wciąż wytykać jednym i drugim większe czy mniejsze bestialstwo, licytować się, który okupant był gorszy, a który lepszy. I tak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, czyli od indywidualnych doświadczeń z jedną, czy drugą stroną. Z obiektywizmem nie ma to nic wspólnego.
Umarłym należy się szacunek niezależnie od ich narodowości. I tak piszesz, jeśli ktoś ma z tym problem, powinniśmy dać przykład. Ja zamierzam tutaj u nas zaangażować się w ratowanie przedwojennych nagrobków i grobów osób ważnych dla przedwojennej społeczności lokalnej. Nie przeszkadza mi to, że byli to Niemcy- jak większość ma zakodowane w głowie. Dla mnie byli to Ślązacy, od pokoleń zamieszkujący te miejsca. A do czyjej kasy płacili podatki, to już mnie wcale nie interesuje.
Z drugim się zgadzam, aczkolwiek jestem w stanie zrozumieć swoistą, źle pojętą walkę z niemieckością na Dolnym Śląsku zaraz po wojnie - z uwagi na postępki niemieckie. Już o tym była mowa - nie ma się co powtarzać.
OdpowiedzUsuńŻyć przeszłością nie warto na co dzień, nie będziemy przecież stać na brzegu Nysy i rzucać kamieniami w tamten drugi, gorszy(?) brzeg. Nie obijemy buzi niemieckim turystom.
Z niemieckimi sąsiadami musimy jakoś żyć.
Ale pamiętać należy. I podtrzymywać tą pamięć przy każdej historycznej dyskusji.
Bo jeśli nie skończymy na polskich obozach i polskiej winie za holocaust, albo zrozumieniu biednych wypędzonych w stylu Steinbach. (taka z niej wypędzona jak z koziej d..y trąbka). itp.
"zamierzam tutaj u nas zaangażować się w ratowanie przedwojennych i grobów osób ważnych dla przedwojennej społeczności lokalnej. Nie przeszkadza mi to, że byli to Niemcy"
OdpowiedzUsuńAha, to co piszesz podoba mi się i popieram. Ja akceptuję przeszłość Dolnego Śląska w całej rozciągłości - i to także tej etnicznej. Nie gryzie się to zupełnie z moim patriotyzmem - tak jak ja go sobie pojmuje.
Np. z moimi okolicami związany jest Rudolph-Christoph Freiherr von Gersdorff, ciekawa postać, także dla polskiej historii, ale pomijana konsekwentnie, nie wiedzieć czemu.