Pozazdrościłam Wam jesiennych kolorowych zdjęć na blogach. Choć dziś już Tuskulum tonie w nostalgicznej mgle, to nie podaruję sobie podzielenia się z innymi kolorami ostatniego weekendu. Część zdjęć udostępnili mi przyjaciele, którzy spędzili ostatnio z nami kilka dni. A że mają wypasiony aparat, to korzystam, korzystam :-)
I jesienne osobliwości:
Róż na skalniaku jest więcej niż latem. Zagadka botaniczna.
Stokrotki-objaw nadchodzącej wiosny- jesienią :-)
Zrobiłam sobie kilka dni odpoczynku od zbierania jabłek. Po oddaniu tony do skupu, moje stawy powiedziały dość! Nie zarobię na leczenie, jeśli przegnę. Po ciężkiej pracy fizycznej mój umysł domaga się zrobienia czegoś odmiennego. A tym czymś są ostatnio dekory. Postanowiłam podczas weekendu poćwiczyć dziadowanie, zanim wtłoczone zostaną mi do głowy podstawy decoupage’u na profesjonalnych materiałach.
Tu się muszę pochwalić, że wymyśliłam sobie sama, nie podparłwszy się żadnymi instrukcjami, jak „zdekupażować” doniczkę.
Weszłam do pomieszczenia gospodarczego. Zrobiłam mały remanent. Znalazłam takie oto produkty:
-stare doniczki ceramiczne
-podkład pod tynk strukturalny, którego faktura mnie zaciekawiła. Nie mam pojęcia, jak na tę jego fakturę miał wpływ fakt, iż był 7 lat przeterminowany :-)
-lakier do boazerii akrylowy-również mocno po terminie, jednak konsystencją, barwą i całą resztą, żywo przypominał ów klejo-lakier Heritage Modge Podge.
-serwetkę w różyczki kupiłam w sklepie na wsi :-)
-Umyłam doniczkę, wysuszyłam
-Nałożyłam podkład do tynku. Ze zdziwieniem zanotowałam, że nie tylko trzyma się powierzchni ceramicznej, ale nadaje jej niesamowitą strukturę.
-Nie bawiąc się w rozbijanie jajka w celu wydobycia białka, wydarte różyczki nakleiłam przy pomocy owego lakieru do boazerii. Nawiasem mówiąc, wysychał on w 10 minut. Dzięki czemu położenie wielu warstw w jednen dzień nie stanowiło problemu.
Doniczki jeszcze nie skończyłam. Mam na nią pomysł. Muszę tylko dotrzeć do pasmanterii. Cóż, maleńki minusik mieszkania na totalnym odludziu jest taki, iż prawie niczego nie ma pod ręką.
Uzbierawszy pi razy oko tak z 350 kilo uznałam, że bez wyrzutów sumienia mogę wrąbać najbardziej kaloryczną pizzę. To, że w ogóle miałam siłę ją wykonać, zawdzięczam temu, że jadę na "dopalaczach" w postaci środków przeciwbólowych. Jesień plus praca fizyczna równa się masakra dla moich stawów.
Ciasto do pizzy zrobiłam w maszynie. Dodaję zawsze ziół do masy.
Pizza dla Chłopa- salami, pieczarki z cebulką, ser żółty.
Pizza dla mnie-pieczona w keksówce-te same składniki, tylko mniejsza plus dużo, dużo kawałków cukini. Aż się wysypały po wyjęciu z formy :-))) Acha, i dużo (troszkę za dużo) chili :-)
Może owe pizze nie są dziełami sztuki pod względem dekoracji (na układanie serka we wzorki nie miałam już siły), niemniej po ciężkiej pracy fizycznej smakowały jak ambrozja bogów :-)))
Dziękuję Agnieszce i Mirkowi za zgodę na wykorzystanie kilku ich zdjęć jesieni oraz za miło spędzony czas :-)
Piękna jesień. Tu, gdzie jestem też pięknie. Zaczynam jazdy we mgle, malowniczo i... trochę strasznie;) Trzymanie kciuków mi się przyda, oj i to bardzo;) Może nawet nie tak mi, jak tym wszystkim kierowcom na mojej drodze i mega-cierpliwemu instruktorowi;) Pozdrawiam. lelevina
OdpowiedzUsuńech, Riannon! mieszkając w tak pięknym miejscu i otoczeniu, nawet nie musiałaś się za bardzo starać przy zdjęciach!!! oglądałam Waszą chałupkę (dokładnie ;)) i miejscowość ( google pomogły)- PRZEPIĘKNIE tam macie:)
OdpowiedzUsuńi ta urocza zgraja....
wszystkiego dobrego dla WSZYSTKICH mieszkańców Tuskulum :))))
ps
ja zgłodniałym okiem na tę pizze dla chłopa zerkam ;)pycha!
Oesu, ale Ty masz tam pięknie :) Urzekło mnie to samotne drzewo :)
OdpowiedzUsuńNa tych dekupażach to ja się nie znam, ale doniczka śliczna.
A pizzę to bym zeżarła, chyba jutro na obiad zrobię :)
No jeść mi się zachciało... Pięknie u Ciebie i zajęć nigdy za wiele?
OdpowiedzUsuńPieknie tam u Was :-)
OdpowiedzUsuńmiło mi znów zobaczyć Tuskulum :-)
JTyl
Echhh, pamiętam te kolory....tęskno mi do nich, a pizza tak smakowicie wygląda,że obśliniłam klawiaturę! Buziaki !
OdpowiedzUsuńKochani-dziękuję za komentarze :-) Mam obsuwę w odpowiadaniu, gdyż znów zabrałam się za jabłka.
OdpowiedzUsuńlelevina- ale przynajmniej nauczysz się prowadzić w ciężkich warunkach przyrody, gdyż pewnym jest, iż ta złota polska jesień zbyt długo nie potrwa :-(
Czaroffnica- cieszę się, że wpadłaś na naszą stronkę. Nie trzeba googli-jest jej adres w moim profilu :-)
Ja też zawsze jestem głodna, jak czytam na innych blogach, co pichcicie. Jest to więc moja mała zemsta :-)
Anovi- ja też zauroczyłam się tym samotnym drzewem. To zdjecie zapożyczyłam od moich przyjaciół.
Margo- u mnie jest jeszcze sporo do zrobienia w wielu aspektach. Dobrze, że nie wpadłam na to, aby samodzielnie obrabiać 12 hektarów naszego pola :-) Jeszcze nie wpadłam... :-)
Joanna- czekamy niecierpliwie, aż pokażecie się u nas z naszą pupilką w realu. Fajnie wiedzieć, że tu zaglądacie, ślemy Wam buziaki :-)
Kontrolerka- skoro tęsknisz,jest szansa, że do nas wrócisz, będziemy czekać :-)))
Oj fajnie macie, zazdroszczę. Zrób koniecznie zdjęcia w czasie zimy, bajkowe Tuskulum pod pierzynką śniegu. Pozdrawiam:))))))))))
OdpowiedzUsuńZdjęcia zimy będą na bank. Oby tylko zbyt szybko nie przyszła, bo że przyjdzie, to pewnik :-) Wtedy jest naprawdę magicznie-atmosfera jak w Opowieściach z Narnii :-) A jak zbyt długo trwa-robi się jak na froncie wschodnim :-)))
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia a doniczka wyszła świetnie. Pokaż koniecznie, jak będzie wyglądała po ukończeniu. A tak w ogóle to Lotnica jestem i jestem tu pierwszy raz. I już mi się podoba:-) pozdrawiam:-))))
OdpowiedzUsuńWitam Cię Lotnico :-) Bardzo dziękuję za odwiedziny i miłe słowa. Zawsze będziesz tu mile widziana. Na pewno zrobię rewizytę :-)
OdpowiedzUsuńDoniczka na razie w takim stanie, jak pokazałam, stoi w pokoju i czeka na zakupienie potrzebnych dekorów. Na pewno pokażę, jak będzie skończona, chyba, że mi jakieś badziewie z tego wyjdzie :-)
Riannon, zapraszasz? ;-)
OdpowiedzUsuńKto wie, może jakas jesienna wycieczka..
Jak tylko Lunka dojdzie do siebie całkiem po zabiegu :-)