Oczekiwanie na poród suki to jakiś koszmar. Po wizycie na USG, kiedy weterynarz zapytał, kiedy przewidujemy poród, wypaliłam niewiele myśląc i nie bardzo wiedząc czemu: 4 lipca. Powróciwszy do domu dokonałam skrzętnych obliczeń i wyszło mi, że istotnie, jest to dosyć optymalna data, jak najbardziej prawdopodobna. Podnieciłam się zatem, że doznałam olśnienia, że narodziła się nowa Pytia Delficka, nic tylko posadzić na trójnogu i okadzać wonnym zielem. Kiedy 4 lipca, czyli wczoraj, suczka radośnie zgłosiła się rankiem na śniadanie, mój entuzjazm sklęsł. Kolejny bowiem raz okazało się, że jestem beznadziejna w te klocki. Ani razu nie udało mi się jeszcze wytypować daty porodu. Zawsze mylę się o te dwie, trzy doby.
Zatem nadal czekamy na rozwiązanie.
Istnieje teoria, że jeśli głaszcze się szczczenną sukę po brzuchu i grzbiecie, wytwarza się hormon- oksytocyna, który w organizmie odpowiedzialny jest za wyciszenie, spokój i przy okazji powoduje skurcze macicy. Z tego względu nie należy za bardzo głaskać, czesać po grzbiecie suki w ostatnim trymestrze ciąży, kiedy może nastapić przedwczesny poród w takim wypadku zakończony poronieniem. W okolicach porodu, szczególnie, kiedy czekanie się przedłuża, jest to natomiast wskazane.
Głaszczę zatem Mantrę po brzuchu, głaszczę i patrzę, czy ma jakieś małe skurcze. Widzę, jak się rozluźnia, jak jej dobrze. Gdy na chwilkę przestaję, suczka podnosi głowę: „rób tak mi jeszcze”. Głaszczę i głaszczę, spokojnie, delikatnie, miarowo...
Dostaję skurczy- lecę do kibla.
Chłop zmienia mnie w głaskaniu Mantry po brzuszku. Przykłada ręce.
-Ruszają się.
-To je policz.
Chodzę z kąta w kąt, nie mogę znaleźć sobie miejsca.
-Kiedy ona wreszcie zacznie się zbierać do szczenienia?- rzucam w przestrzeń.
-Zapytaj ją- odpowiada Chłop.
-Przecież miała się wyszczenić 4 lipca!
-Powiedz jej to.
Na 24 godziny przed porodem szczennej suce spada temperatura poniżej 38 st (normalna temperatura ciała psa tej wielkości to 38,5). Z tego względu wskazane jest mierzenie trzy razy dziennie owej temperatury, aby uchwycić moment spadku. Mierzyliśmy, ale nam się znudziło. Dziś się Chłopu przypomniało, mnie jakoś nie bardzo.
-Trzeba ją zmierzyć- mówi Chłop
-Jak zmierzyć?- nie dociera do mnie sens wypodziedzi.
-No, normalnie, zmierzyć.
-W obwodzie?- pytam.
Zmierzyliśmy jednak temperaturę, nie obwód. O 12.00 miała 37,7 st. Temperatura widocznie spadła, poród tuż tuż, ale nie mamy porównania. Nie wiemy, od kiedy temperatura jest niższa, bo wczoraj jakoś nie przyszło nam do głowy dokonać pomiaru.
Siedzimy przy kawie w sypialni, Mantra została w gabinecie, niech się nie rozprasza. Siedzi tam, gdzie urodzi i odchowa maluchy, jest odseparowana od reszty psiaków. Co chwilka do niej zaglądam.
-Byłaś u niej?- pyta Chłop.
-Byłam.
-I co, wszystko w porządku?
-Tak.
-Była sama?
-Sama- odpowiadam patrząc na Chłopa podejrzliwie.
-A nie było przypadkiem razem z nią takich małych pełzaczków?
Jako, że temperatura ciała suczki wskazuje, że poród może nastąpić w każdej chwili, siedzimy murem w domu. Dzwoni telefon.
-Muszę na chwilę wyjechać do miasta- mówi Chłop.
-O nie, po co?- niepokoję się, gdyż Chłop jest w domu głównym akuszerem, tylko on opanował wyciąganie utkniętych w drogach rodnych szczeniąt.
Powód jego chwilowego wyjazdu wydaje mi się błahy. Dla Chłopa ma jednak jakieś tajemnicze znaczenie strategiczne.
-Nie jedź proszę, ta sprawa może poczekać ze trzy dni.
Już oczami wyobraźni widzę, jak coś idzie nie tak, Chłop nie dojeżdża do domu, sama odbieram poród, która to czynność absolutnie mnie przerasta. Kto mnie zna wie, że na widok krwi mdleję. Taki defekt mózgu, nic na to nie poradzę, to silniejsze ode mnie.
-To tylko parę minut, za pół godziny będę z powrotem.
Owszem, w ciągu pół godziny raczej suczka nie urodzi. Nawet jak zacznie, to na pierwszego malucha długo się czeka. Ona nawet nie ma skurczów. Wyobraźnia podpowiada mi jednak koszmarne scenariusze.
-Nie jedź- już nie proszę, ja się domagam.
-Zaraz będę z powrotem.
-Nie jedź- wrzeszczę za Chłopem i gestem Reytana rozkrzyżowawszy ręce rzucam się na schody, rozdzieram koszulę, krzyczę:
-NIE JEDŹ!
Za późno. Pojechał.
Mija godzina, dzwoni telefon.
-Wszystko w porządku?- pyta Chłop.
-Tak- odpowiadam oczekując, że dzwoni poinformować mnie, że rusza do domu i zaraz będzie z nami.
-Bo wiesz, samochód się zepsuł w mieście.
-Ja pierdolę, co ty mówisz???- tu pada wiele nie nadających się do publikacji środków artystycznego wyrazu- Mówiłam ci NIE JEDŹ!!!
Moje koszmarne wizje powoli stają się prawdą, widzę wyraźniej oczami wyobraźni, jak sama odbieram poród.
-Kolega mnie ściągnie, tylko to jeszcze potrwa, bo on ma rozkręcone auto.
Tu znów z mojej strony padają WYRAZY.
Odkładam słuchawkę. Zastanawiam się, czy zabiję Chłopa, jak dotrze do domu, czy poczekam, aż odbierze poród i wtedy go zabiję, albo co najmniej wykastruję. Obmyślam, w jakiej formie zrobię piekło Chłopu, kiedy dotrze do domu. Na razie jednak nie dociera. Czekam. Po godzinie nerwy moje muszą znaleźć ujście. Dzwonię. Chłop odbiera.
-Jeśli suka zacznie rodzić, a ciebie tu nie będzie, to nie chciałabym być w twojej skórze, jak wrócisz do domu- mówię złowieszczo.
-Za 15 minut jestem.
Odkładam słuchawkę, obiecuję sobie, że jak tylko się pojawi w drzwiach, zrobię mu z dupy jesień średniowiecza.
Chłop wraca do domu. Przytulam się.
-Jak dobrze, że jesteś.
I wybucham płaczem.
Moment porodu się zbliża, mamy popsute auto. Mimo intensywnych poszukiwań, Chłop nie znalazł przyczyny awarii. Strach pomyśleć, co zrobimy, gdyby zaszła potrzeba pojechania do weterynarza na interwencję, cesarkę, czy jakąkolwiek pomoc przy szczenieniu, co nigdy do tej pory nie miało miejsca. Mam nadzieję, że wyczerpaliśmy limit pecha i teraz wszystko pójdzie, jak po maśle.
info z 21.40- Chłop znalazł przyczynę awarii, ale nie mamy tej części w domu na zapas i jakoś w sprzedaży internetowej też nie za bardzo jest wybór. Zatem stoimy.
Odbierałam już kocie i kozie porody i mam wprawę. Szkoda, że nie jesteście bliżej - pomogłabym :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki - NA PEWNO WSZYSTKO PÓJDZIE DOBRZE!!!
UŚCISKI!!!
Riannon - spokojnie - będzie dobrze. Sama piszesz, że dotąd zawsze sobie radziliście. Wasze suczysko wie co ma robić.
OdpowiedzUsuńA weterynarza możecie zawsze poprosić o przyjazd - uprzedźcie go tylko, że rodzicie, i że jest możliwa pobudka :).
Oczywiście, mam nadzieję, że martwię się na wyrost, niemniej jednak chciałabym być zabezpieczona ze wszystkich stron, nawet na wypadek konieczności nagłego, nocnego wyjazdu.
OdpowiedzUsuńPrzyjazd do mnie weta niewiele da, gdyż nie mam w domu sali operacyjnej do cesarskiego cięcia.
Na razie jednak wszystko wydaje się być jeszcze w normie i nie ma powodu do niepokoju.
Spokojnie to tylko fizjologia :) Sunia da radę na pewno, a Wasze zdenerwowanie może opóźniac poród, ona czuje, że coś nie tak i sama może wstrzymywać. Odebrałam w życiu około 200 szczeniąt, w większości przypadków wszystko szło jak z płatka. A temperatura świadcząca o rozpoczęciu porodu to nie 37,7..tylko 37.0 i niżej...Dopóki nic się nie dzieje nie ma powodu do niepokoju, organizm sam wie kiedy maluchy są gotowe. Trzymam kciuki i będę zaglądać :)
OdpowiedzUsuńOdebrałem kilka wyźrebień - nie było mnie przy kobyle jeden jedyny raz gdy akurat naprawdę byłem potrzebny -nigdy w życiu sobie tego nie wybaczę - więc rozumiem Wasze zdenerwowanie...
OdpowiedzUsuńwęszynosko- ale spadek temperatury nie jest regułą. U niektórych suczek może być prawie niezauważalny. Niestety, żaden z symptomów nie jest pewny, bo u każdej przebiega to inaczej. Ja tam czekam na wody płodowe i wtedy mam pewność, że się zaczyna :-)
OdpowiedzUsuńTo jej drugi poród, powinno pójść lepiej, a i my wbrew pozorom się mniej denerwujemy. Tylko to auto mnie wykończyło :-)
Kciuki się przydadzą, dzięki :-*
Boska Wola- dlatego właśnie chciałabym być zabezpieczona na wszelkie możliwe okoliczności. Zatem sadzam chłopa przy komputerze, niech szuka tej zepsutej części.
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobało mi się powitanie Chłopa! :):):)
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze, przecież to zdrowa suka i nie pierwszy raz się szczeni!
Straciłam jednego źrebaka, bo przygotowałam się na poród nocny, a kobyła urodziła ok.15 (rzadkość). Stajnia daleeeko od domu. Tak więc rozumiem, ale takie napięcie Was wykończy!
Trzymajcie się!
M- :-)))
OdpowiedzUsuńMnie ta suka wykończy nerwowo, to pewne :-) Dziś rano radośnie, odmawiając wprawdzie karmy (od wczoraj nie je normalnie,więc myśleliśmy, że to już) wrąbała jajko na twardo i kawałek chleba, co znaczy, że nadal czuje się nie najgorzej.
Jutro Mantra ma czwarte urodziny, a pojutrze mija dwa lata od urodzin jej pierwszych szczeniąt. Czy ona czeka na uczczenie którejś z tych rocznic, czy co?
Już mi się kiedyś tak zdarzyło. Triss pierwszy i drugi miot urodziła tego samego dnia rok po roku.
No to trzymamy kciuki nadal :)
OdpowiedzUsuńTrzymamy kciuki. Cium.
OdpowiedzUsuńZrobiłam błędne założenie (czy raczej moje pobożne życzenie), że urodzi z pierwszych terminów krycia. Tymczasem usiadłam na spokojnie, obliczyłam i dziś jest optymalny termin dla środkowego krycia. Czyli jeszcze spokojnie może to potrwać, cały czas jesteśmy w terminie. Spadek temperatury mnie zmylił, kolejny raz okazało się, że mądrości książkowe można sobie o kant dupy rozbić.
OdpowiedzUsuńW każdym razie, już bez scen, wypuściłam Chłopa rowerem do miasteczka po aparat zapłonowy :-)
Riannon 20 lat hoduję psy i to dość intensywnie. Nigdy nie zmylił mnie spadek temperatury przed porodem. On występuje zawsze, taka jest sucza fizjologia i najwyżej można ten moment przeoczyć. Nigdy poród nie zaczyna się na normalnej temperaturze. Czasami jest to wahnięcie trwające chwilę tak, że nie zdąży się odmierzyć ani zauważyć. Zawsze spadek poniżej 37 (np.36.8)stopni zwiastuje rozpoczęcie akcji a poprzedza go zejście czopa śluzowego, na "kudłatych" trudniejsze do zauważenia. Ja liczę dni od ostatniego krycia-62-63 i przeważnie w tym terminie suczki mi się szczenią. Czasami też liczę od tego krycia ( jesli było ich kilka) w którym pies był najbardziej zainteresowany. Bywa też , jeśli szczeniąt jest mniej niż 5, że poród rozpoczyna się po 64 dniu, ale wtedy już wet jest poinformowany i czuwa pod telefonem. Dobrym prognostykiem początku akcji rozwierania się ujścia jest wymacanie u nasady ogona niewielkiego dołeczka...jeśli się pojawia i widać go pomimo bujnego włosa to znak, że miednica zaczęła się już do porodu przygotowywać. Powodzenia :) Mam na hoteliku labradorkę i od jutra goldena- fajne psiaki, wesołe, kontaktowe...
OdpowiedzUsuńweszynoska- wierzę Ci, na pewno masz rację. Ja po prostu nigdy tej temperatury nie mierzyłam, zawsze czekam na czop i wody płodowe. Jak akcja się rozpoczyna, to już mi nie w głowie było mierzenie :-) Coś mnie teraz podkusiło, że postanowiłam poeksperymentować i niepotrzebnie się zdenerwowałam. Tak jak pisze Dubiel w "Rozrodzie psów" spadła jej prawie o stopień z 38,5 do 37,7 i zasugerowałam się, że to to, bo jednocześnie zaczęła odmawiać jedzenia.
OdpowiedzUsuńKryliśmy ją na odcinku bardzo długiego czasu (5 razy co drugi dzień) i faktycznie mogła zajść z tych ostatnich. Istotnie, im bardziej w czasie, tym była "lepsza". Mamy jeszcze duży margines, nie panikuję na razie :-)
Ojej :) Jakie emocje!
OdpowiedzUsuńURODZIŁA?
czemu mi to zrobiłaś, niedobra? teraz bedę co 5 min sprawdzać, czy urodziliście i czy wszystko ok...
trzymam kciuki i czekam na dalsze wieści. Czytam to z zainteresowaniem bo tez mamy zamiar pozwolić Rudej i Azorowi na potomstwo..ale jak to będzie i czy damy radę to opanować.. podołać temu..mam dokładnie takie same lęki jak Ty..pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO matko!Głaszczę położnicę na obydwie ręce i wszystko na pewno będzie ok!
OdpowiedzUsuńLimit pecha na bank wyczerpany.
Pozdrawiam cieplutko!!!!
i co? i co???
OdpowiedzUsuńTrzymam mocno kciuki żeby było wszystko dobrze!!!Ja już wyjeżdżam na urlop więc będę wspierać myślami , bardziej niż wpisami , pewnie przyjadę już chwalić maluchy :D
OdpowiedzUsuńPani Doktor! Bydzie dobrzeee, napisz cobysmy sie nie martwili.
OdpowiedzUsuńWierze w Twoje umiejetnosci, trzymam kciuki!
No, jeszcze nieeee... :-D
OdpowiedzUsuńCzekamy w napięciu!
OdpowiedzUsuńAle już ma 36,9 st, obstawiam dzisiejszą nockę.
OdpowiedzUsuńTo może ejszcze zdążę pogratulowac :D
OdpowiedzUsuńOch...super, jak temperatura spadła to nocka Wasza :) Na jaką literke będzie miot?? Masz juz imiona wymyslone?? Ja hoduje polskie rasy, zawsze problemem jest dobrać tak, żeby pasowało.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za pomyślny, pozbawiony niespodzianek poród:)
OdpowiedzUsuńweszynoska- szykujemy się na nockę, nawet nie ścielę łóżka :-) Suczka leży, ciężko dyszy, coś tam z niej podcieka powolutku.
OdpowiedzUsuńMiot będzie na literkę H. Goldeny są rasą angielską i ja też od jakiegoś czasu zaczęłam się wstrzelać w konwencję nadawania ciut ekstrawaganckich imion. Mam parę propozycji, które wyklarują się, jak szczenięta troszkę podrosną. Zawsze przypasowuję imię do charakteru, lub aby zrównoważyć jakąś cechę (magia imion) :-) To świetna zabawa. Dwie nazwy są ustalone: Harmony Sweet, Hood Robin, reszta się wyklaruje, jak będzie już po.
Marclo- trzymaj, bo robi się gorąco :-)
No i co?? Są maluchy?
OdpowiedzUsuńKurczę! Ale emocje!
OdpowiedzUsuńZa 30-45 minut się zacznie. :DDDDD Powodzenia.
OdpowiedzUsuńNapisz ile dzieci macie, ale juzzzz!!! My tutaj wszyscy czekamy na wiesci.
OdpowiedzUsuńCzy juz otwierac szampana ?!
Ile chłopców, a ile dziewczynków?:)
OdpowiedzUsuńMożna wreszcie gratulować?
Kochani, dzięki za trzymanie kciuków i zainteresowanie. Niestety, były komplikacje, dlatego nie mogłam tu zajrzeć i na bieżąco przestawić sytuację.
OdpowiedzUsuńWieczorem zaczęło nieco na zielono z suczki ciec, do samego rana nie podjęła akcji porodowej, co już było dziwne. Zdecydowaliśmy się pojechać na cesarkę. To była dobra decyzja, bo okazało się, że suczka ma zawiniętą macicę i zamknięte ujście. Nie urodziłaby sama. Mamy 6 żywych, zdrowych maluchów. Wszystkie przeżyły. Jak się ogarnę, zrobię osobny wpis. Tam dowiecie się o rozkładzie płci, imionach i innych szczegółach :-)
Jak dobrze,ze był sprawny samochód! Gratuluję sześciu maleństw ,jak się czuje mama maluszkow ?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Dzięki dora. Mama czuje się dobrze, w zasadzie tak samo, jakby rodziła normalnie.
OdpowiedzUsuńUfff, jak dobrze, ze wszystko dobrze się skończyło :)
OdpowiedzUsuńGratuluję maluszków :)
Ela
Wszystko dobre co się dobrze kończy. Gratulacje !!!!
OdpowiedzUsuń