Ostatnimi dniami mam bujniejsze życie wewnętrzne niż zewnętrze, a to z kilku różnych powodów. Po pierwsze-ciało me zostało zasiedlone kilkoma milionami (strzelam, bo może są to miliardy) istot chorobotwórczych, które zalęgły się na dłuższy czas, niż przewidywałam. Owe upierdliwe nadzwyczaj byty zatkały mi nos i uszy, co z kolei spowodowało zaburzenia odbierania bodźców z zewnątrz. Z resztą, o jakich bodźcach możemy tu mówić w kontekście kilku ostatnich dni, kiedy tu w dorzeczu Kwisy niemal niebo spadło nam na głowę. Lało bowiem bez przerwy trzy dni. Z Chłopem mijamy się od dwóch tygodni w drzwiach gabinetu z kojczykiem, goście pozamykali się na cztery spusty w pokojach i rozwiązują krzyżówki, jedynie z pieskami sobie rozmawiam, co też raczej należy do sfery świata wewnętrznego, niż realnego.
Kiedy wczoraj zaświeciło słońce, mimo utrudnień w postaci totalnego osłabienia spowodowanego działaniem antybiotyku, postanowiłam uczcić ten dzień i spędzić kilka chwil z własnym Chłopem na śmietniku. Zarządziłam bowiem wywózkę surowców wtórnych do kontenerów położonych na drugim końcu wsi, w tak zwanym przeze mnie Mamunowie. Nie spodziewałam się, że tam, na śmietniku, dokona się przełom w mojej świadomości i w konfrontację ze sobą wejdą dwa różne światy.
O Mamunach wspominałam już kilkukrotnie przy okazji różnego rodzaju perypetii Baby i Chłopa. Są to byty nie do końca ustalonego gatunku, wiecznie zawiane i mocno abstrakcyjne. Tego rodzaju abstrakcji nie toleruję, zatem trzymam się z daleka i nawet niekoniecznie chcę słyszeć o tym, co tam na tym drugim końcu wsi się dzieje.
Blisko Mamunów mieszkają bardzo sympatyczni ludzie, którzy ów folklor mają od kilkudziesięciu lat tuż za płotem. Nie wiem sama, czy serdecznie im współczuć, czy troszkę nie pozazdrościć, gdyż mieszkając w takim otoczeniu miałabym materiał na niejedną poczytną książkę z gatunku naturalizmu wziętego żywcem z Konopnickiej, Żeromskiego, Prusa i innych grzebiących się i lubujących w zgrzebnych klimatach polskiej, ubogiej wsi. Jeśli oczywiście wytrzymałabym nerwowo, a raczej w to wątpię. Zamiast więc poznawać uroki i zapachy w dosłownym tego słowa znaczeniu, prawdziwego życia, siedzę sobie w moim Tuskulum, wącham i fotografuję kwiatki, biegam po polach i łąkach z pieskami, w każdym kątku mam po szczeniątku, a z rzeczy najbardziej szalonych, jakie mi się przydarzają, wspominam wczorajsze obsikanie mnie przez jednego z psich maluszków.
Tymczasem w drugim końcu wsi…
Wrzucamy sobie z Chłopem w milczeniu plastikowe i szklane surowce wtórne do pojemników, ciesząc się każdą chwilą wspólnie spędzoną choćby i na śmietniku. Wtem widzę, jak od strony Mamunowa zapycha do nas truchcikiem znajoma babuleńka. Babcia jest urocza, to chyba najstarsza mieszkanka naszej wsi. Przez 10 lat przychodziła do nas raz na kwartał po pieniądze na kwiatki do kościoła. Mimo że z instytucją ową nam nie po drodze, nie wyobrażałam sobie pogonić babci i nie dać jej tych kilku złociszków, traktując to, jako kolejny podatek od mieszkania na wsi. Datki są dobrowolne, ale spróbuj nie dać, natychmiast zostaniesz obabrany publicznie z ambony, że o domowych sąsiedzkich pieleszach nie wspomnę. Wiem coś o tym, gdyż zawsze odmawiamy uczestnictwa w akcji sprzątania kościoła, do którego to proboszcz wyczytuje ludzi po nazwiskach podczas ogłoszeń parafialnych. Zawsze warto było poświęcić tych kilka złotych, aby zebrać ploteczki i wiejskie nowinki od sympatycznej babci, które nie docierały do nas z tej racji, iż mieszkamy na samym końcu wsi i nie przesiadujemy na ławeczkach z sąsiadami. Poza tym, szczerze mówiąc, guzik z reguły obchodzą mnie owe plotki, ale jeśli już same przychodzą…
Babci wiek i ciężka choroba nie pozwala na dłuższe spacery po wsi niż do dębu i z powrotem, a widocznie brakowało jej tak wiernych i napalonych słuchaczy, jak my. Widząc nas przy kontenerach, raźno ruszyła w naszą stronę i zarazem w stronę owego dębu, do którego lekarz zalecił jej chadzać dla zdrowia. Babcia przy tej swojej chorobie jest na wpół głucha, a zważywszy na moją obecną sytuację, wcale nie lepszą, jestem w stanie bardzo dobrze ją zrozumieć, ale nie byłam pewna, czy sobie pogadamy. Chłop, który po nocnym dyżurze przy maluchach odsypiał w dzień i wykazywał jeszcze oznaki nieprzytomności, też nie rokował. Babci to nie przeszkodziło.
Złożyłam jej zatem głęboki ukłon, niczym angielskiej królowej, ponieważ zwykłego „dzień dobry” nie usłyszałaby, a z rąk posypały mi się plastikowe opakowania, ścieląc się babci u nóg, na wzór kwiatów. Tylko czerwonego dywanu zabrakło. Nie zrażona tym babcia, pragnąca aby ją ktoś wysłuchał, zaczęła opowiadać o swoim ciężkim życiu. Po wysłuchaniu szczegółowego raportu o aktualnym stanie zdrowia moje nie do końca obecne uszy zaczęły wyławiać coś interesującego.
-Mówię wam, co ja za dzień dzisiaj miała- babcia zajeżdża białoruskim akcentem, gdyż urodziła się i dzieciństwo przeżyła na głębokich kresach wschodnich. Niekiedy ciężko ją zrozumieć, bo wtrąca obce słowa, lub ciągnie kilka wątków na raz. Tym razem wątek był praktycznie jeden i po odpowiednim skupieniu się, niewiele z opowieści mi umknęło, a szkoda, bo chyba nie chciałam znać tych wszystkich szczegółów.
-Przyszła do mnie stara Mamunowa- kontunuuje babcia- i mówi do mnie: „pożycz 10 złotych”. A jej mówię: „ni mom”. A ona na to, pożycz i pożycz, to ja mówię jej, starej durnej babie, że ni mom! Ni mom i już! A ona siedzi i dalej swoje. To ja do niej podeszła i wiesz co ja jej powiedziała?- babunia skłania się ku mnie, pochylam się, nadstawiam przytkane ucho.- Ja jej powiedziała: „ssspierdalaj”… -babcia przysłania z zawstydzenia buzię fartuszkiem. Otwieram szeroko oczy, w uchu coś, pykło, z lekka się odetkało na tę okoliczność. Patrzę na Chłopa, ma taki sam durny wyraz twarzy, jak zapewne ja. Słuchamy dalej z zapartym tchem.
-Ludzie, ja tyle rzeczy w życiu widziała przed wojną, ale takiego brudasa, jak ona, tom nie widziała. Córka jej, Wieśka Mamunowa, to odebrała ostatnio zasiłek na dzieci i dwa dni nieprzytomna leżała. Jak taka pijana była, to wychodek matce zamknęła i gdzież ona srać miała? A poza tym, to ona tak po prawdzie do tego wychodka nie chodzi, dupę wypnie byle gdzie- rozpędziła się babcia w swoich opowieściach, a my słuchaliśmy na wdechu- liściem kasztana się podciera!
Tu spojrzałam na Chłopa z ciekawością, gdyż babcia zaczęła wchodzić w rejony, gdzie zazwyczaj dochodzi do eksplozji dzikiej radości z jego strony. Trzymał fason, choć w jego wzroku pojawiły się pierwsze iskry.
-Ona się wcale nie kąpie- mówi dalej zachęcona naszym spojrzeniem babcia- jak myje garnki, to w tej samej wodzie pierze swoje majtki. Wywiesza je na sznurze i wcale nie widać, że prane, takie są żółte. A w kroku te majtki…- babcia przerwała, bo wydałam bezwiednie cichy okrzyk. Jestem wzrokowcem, myślę obrazami. Jak ktoś mi coś opowiada, świadomość podsuwa mi sceny i dzieje się to automatycznie. Chyba nie miałam ochoty zaglądać w krok do majtek starej Mamunowej. Babcia sama się zorientowała, że mówi za dużo. Dalej jednak było jednak jeszcze lepiej.
-Idę ja se raz drogą- ciągnie babcia drugi wątek- patrzę, a Wieśkę Mamunową ktoś ujeżdża w rowie.
„Boże święty”- myślę sobie- „Chyba wolę o tych majtkach”
-No i ta Wieśka, mówię wam, to się tak gibała, jak kolibka. Jak ta kolibka, mówię wam.- powtarza babcia, chyba tylko po to, aby lepiej mi się w mózgu utrwalił obraz koleboczącej się w rowie przechodzonej już dawno wiejskiej jawnodajki. Nawiasem mówiąc, jest to osobisty demon mojego Chłopa, który w okolice Mamunowa chadza po mleko do gospodarza. Gospodarz mówi:
„Jak mnie nie będzie, to zostawię ci mleko w kance w kącie, sam sobie weźmiesz”.
„Nie”- mówi Chłop.
"Czemu nie”?- pyta gospodarz.
„Bo mi Wieśka Mamunowa nasika do kanki”- odpowiada moje szczęście.
-A stara Mamunowa to ma w wersalce sklep spożywczy- mówi konspiracyjnie babcia, a ja nachylam się żwawo szczęśliwa, że zeszliśmy z kolibki.
-Jak to sklep?- podtrzymuję dialog o tyleż bez sensu, że babcia i tak nie słyszy. Prowadzi monolog i tylko z naszych gestów odczytuje to, czy jesteśmy zainteresowani jej przeżyciami.
-No, ma tam mąkę, cukier, salcesonu sobie takiego nakupowała i to wszystko trzyma w wersalce. A tam jest mysz- dodaje. Patrzę na Chłopa, bo wiem, że jeśli dał radę wytrzymać podcieranie się liściem kasztana, to przy myszy nie zdzierży. Chłop zaczyna się dyskretnie i w ciszy dusić.
-Ja jej mówię, co ty kobieto robisz?- kontynuuje babcia nie widząc, co się z nami powoli zaczyna dziać- Przecież ty mocz puszczasz, a wersalka dziurawa. Ty potem rodzinę tym karmisz…
-Acha cha cha…- wybucha Chłop trzymając w objęciach kontener z odpadami plastikowymi- Acha cha cha…
Mnie uszy zatkały się na powrót, a po policzkach płyną łzy. Trzeba się na litość boską stąd ewakuować, ustawić babcię przodem do dębu, lekko pchnąć, aby wprawić ją w ruch jednostajnie, ale nie za bardzo przyspieszony, pozbierać z ziemi Chłopa, zapakować się do Syfa i zanurzyć we własnym, bezpiecznym zakątku.
Co też natychmiast uczyniliśmy długo nie mogąc się otrząsnąć z tej konfrontacji dwóch równoległych światów.
A idź tam Pani, opisałaś to tak malowniczo, że i ja przed oczami wszystko miałam. A na sam koniec padłam ze śmiechu jak własnego Chłopa zbierać musiałaś :)
OdpowiedzUsuńPiękne :-)
OdpowiedzUsuńDobry hardkor, erotyka po wiejsku, czyli kasztan, majki żółte w kroku i kolibanie się w rowie, hehhehe :)
OdpowiedzUsuńUśmiałem się do łez.
Jezuuuuuu - ja mam stanowczo zbyt bujną wyobraźnię!Riannon plissss.....;-)
OdpowiedzUsuńPo prostu super:)))))))
OdpowiedzUsuńŁojzicku!!!
OdpowiedzUsuńHm, jakieś jakby-Skiroławki macie u siebie, uśmiałam się.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Minęło już trochę czasu - a ja dalej się śmieje :)
OdpowiedzUsuńUważaj co piszesz, na przyszłość, jeszcze ktoś zaksztusi się ze smiechu na amen i będziesz miała na sumieniu.
Ale jazda:))))
OdpowiedzUsuńOpisałaś to cudnie;)
Hmm, jako, że wychowałam się na wsi, to też znam takie różne opowiastki, przenoszone jak jakiś tyfus przez "wiochowe" baby.
OdpowiedzUsuńKażda wieś ma swoich Mamunów. Ten folklor bywa ciekawy ale na krótko :)))
P.s. też jestem wzrokowcem i myślę obrazami, czego czasem żałuję ;)
Ło rety... ale opowiastki ;-))))))
OdpowiedzUsuń"Tymczasem w drugim końcu wsi…" ;-)))) już sobie to wyobrażam... ;-)
Ściskam, zdrówka życzę!
Jezu, padłam i kwiczę:-)))))
OdpowiedzUsuńMasz dar :))))))))
OdpowiedzUsuńToż to "Skiroławki" istne są, a babcia, skarbnica wiedzy wszelakiej. Wiesz Riannon, ty to Chłopa na dyżury do szczeniaków wysyłaj, a sama bier pióro w garść i pod Mamunowo książki pisać - piękne po prostu, piękne :) a talent pisarski to Ty masz..
OdpowiedzUsuńO, do diabła... nic innego mi nie przychodzi do głowy... niesłychane po prostu. Przeczytam wieczorem Mariuszowi :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie po wyróżnienie:
OdpowiedzUsuńhttp://a-arachne.blogspot.com/2011/07/wyrozniona.html
mogłaby ta Babina spisywać swoje historie..a swoja drogą gratuluję dyplomacji.. na wsi to rzecz przydatna jak mało co..
OdpowiedzUsuńWitam
OdpowiedzUsuńCieszę się, że już ze zdrówkiem u Was lepiej.
Oj szkoda, że o takich okolicznych atrakcjach dopiero teraz się dowiaduję :)
Toż bym te smieci u Was codziennie oprózniała :)
Riannon, skończyłaś pamiętnik Ewy, czas zacząć pisać Mamunowe story.
Pozdrawiam bardzo serdecznie i dziękuję za przepiękne chwile spędzone u Was.
Mirka
Riannon, wesolo macie, TV nie trzeba ogladc aby usmiac sie do lez :)))
OdpowiedzUsuńPiknie pani napisałaś, piknie łoooj!
OdpowiedzUsuńDziękuję za wszystkie komentarze. Czułam, że nie mogę takich przeżyć zostawić dla siebie, po prostu musiałam się z kimś tym podzielić :-)
OdpowiedzUsuńAdmin R-O - sprostowanie: majtki żółte ogólnie, co się w kroku dzieje, nie chcę i Wy chyba też nie chcecie wiedzieć :-)
Asjah- dzięki :-*
Jola- talent pisarski ma tu prawie każdy na blogu, jestem w szoku, ileż tu pokrewnych dusz, nie doceniałam kiedyś świata blogów.
tabu- rzeczywiście, na wsi trzeba się dostosować i wysłuchać każdego. W wypadku babinki nie jest to zbyt bolesne, niekiedy jednak kończy się, jak to wyżej miało miejsce :-)
Mirka- Mamunowego story chyba jednak nerwowo bym nie zdzierżyła, ale kto wie, co przyniesie przyszłość :-)
My również dziękujemy za wizytę, bardzo się cieszę, że miło wspominacie pobyt :-*
Ataner- rzeczywiście, TV odpalamy już bardzo rzadko :-) Ale generalnie u nas spokój. Rzecz dotyczy drugiego końca wsi :-)
M. i cała reszta- Dzięki :-*
Słuchaj, co ty sobie myslisz w ogóle?
OdpowiedzUsuńNapisałaś taki super artyluł a teraz co!? trzymasz nas tyle czasu w napięciu i oczekiwaniu na kolejny post?
Miej kobieto litość!
Kiedy będzie ciąg dalszy arcyciekawych historii erotyki wioskowo-miejskiej?
Riannon - w wolnej chwili zapraszam do nas na bloga, czeka mała niespodzianka:-)))
OdpowiedzUsuńO mamusiu :))) Te klimaty idealnie wpisują się w temat rozważań Aradhel ze Słonecznego Niezapomnienia- jak widzim yobraz wsi ;)
OdpowiedzUsuńWróciłam z urlopu i gratuluję ślicznych maluchów!!!!!
Admin R-O- na razie odpoczywam od klimatów zgrzebnych, a roboty mam po kokardki przy dorastających szczylkach. Nie głupoty mi w głowie :-) Jak masz niedosyt, zapraszam na żywo. Pokażę Ci palcem Mamunowo i możesz sobie codziennie tam chadzać, mieszkańcy chętnie opowiadają o swoich barwnych sąsiadach ;-)
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że jeszcze nie raz pojawi się temat Mamunów na blogu, ale na razie zostawiam ich w spokoju.
Asia i Wojtek, Sarenzir- dziękuję :-*
Niedosyt mam, chęci mam, ale właśnie wróciłem z dzieckiem z kliniki we wrocku i mamy "kwarantannę" do odwołania.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie po wyróżnienie.
OdpowiedzUsuńMirka ale masz fajne puchate misiaki!
OdpowiedzUsuńMirka- dziękuję :-*
OdpowiedzUsuńAdmin R-0- biedne dzieciątko, zdrówka życzę!
pisz, pisz jak najwięcej, bo świetnie się to czyta !
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że babcia coś nowego doniesie
Kokosanko- witaj, dzięki za odwiedziny. Na pewno się kiedyś podzielę nowinkami ze świata Mamunów :-)
OdpowiedzUsuńofftop zupełny:
OdpowiedzUsuńwidziałaś ostanią ofertę z biedry? czy myślisz, że składana saperka w biedronce za 20 zł to dobry zakup?
Nie widziałam tej oferty, więc na pewniaka się nie wypowiem. Trzeba byłoby ją zobaczyć, do ręki wziąć, ale... Jak większość współczesnych tanich narzędzi, zapewne wykonano ją w Chinach z zakwaszonej blachy. Już niejeden taki sprzęt połamał się w moich i chłopa rękach. Do przesadzania kwiatków w ogródku może się nada, ale do poważniejszych rzeczy to prędzej kupiłabym przez allegro wojskową saperkę PRL-owską. Zdarzają się też w wojskowych magazynach saperki innych armii, nawet z czasów wojny. Kosztują niewiele drożej, lub tyle samo (plus wysyłka), a są niezniszczalne.
OdpowiedzUsuńdzięki, nie ma to jak komentarz praktyków
OdpowiedzUsuńo żesz, ale hardo!
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuń