O mnie

Moje zdjęcie
Kobieta wciąż zadziwiona otaczającym ją światem. Z wykształcenia archeolog, z wyboru Wolny Człowiek i Kustosz we własnym Muzeum. Z urodzenia Wrocławianka, z wyboru mieszkanka małej wsi. Na pytania miejskich kolegów: "co ty robisz do licha na tej wsi"??? odpowiada: "żyję!!!". Zawsze niepokorna i pozostanie taką do śmierci. Wyznaje w życiu maksymę: "Ludzie posłuszni żyją, aby spełniać oczekiwania innych. Nieposłuszni realizują swoje marzenia". Kobieta owa ma wciąż wiele pomysłów, które uparcie realizuje na powyższej zasadzie. Posiadaczka 2 psów i 1 Chłopa. Chce się dzielić z ludźmi swoim kawałkiem życia prowadząc Gospodarstwo Agroturystyczne, Muzeum Dwór Feillów oraz Hodowlę Psów Rasy Golden Retriever.

piątek, 17 września 2010

Nie jestem kurą domową!

Nie jestem kurą domową. Nienawidzę z całego serca robienia przetworów na zimę, zbierania grzybów po lesie i krzakach, biegania z garnuszkiem na jagody i do sadu po owoce. Nie cierpię sadzić kwiatków, plewić chwastów. Nie twierdzę, że żyjąc dajmy na to 10 tysięcy lat wcześniej, biegałabym z dzidą za mamutem. Ale niewątpiliwie zamiast robót tradycyjnie przypisywanych kobietom, wolałabym zbudować szałas, przyozdobić go ciekawymi formami korzeni, kamieniami i co tam jeszcze byłoby pod ręką. Jednym zdaniem-wolę korować belki na budowę łóżka, niż zbierać i przetwarzać owoce ziemi.
Czyli jaki czekałby mnie wówczas los? Być może musiałabym zastanowić się nad związkiem lesbijskim :-) Na szczęście jednak żyję tu i teraz. Ja koruję, Chłop zbiera jeżyny na soczki.


Wystarczy jednak zmienić coś w schemacie myślenia, do żmudnego procesu przetwarzania owoców na soczek dodać jakiś pomysł, zabawić się formą i treścią, aby produkcja specjału na zimę stała się fantastyczną zabawą. Ani się spostrzegłam, już miałam ukręcone 2 litry soku jeżynowego.
W szufladzie przepastnego kredensu odnalazłam dawno zapomniane białe płótno, które miało być wykorzystane przeze mnie do haftu krzyżykowego. Materiał jednak mi nie przypadł do gustu (wolę te sztywniejsze) i powędrował do lamusa. Wreszcie znalazłam dla niego zastosowanie. Matka spadnie z krzesła, jak to zobaczy. I pewnie się zawstydzi, gdyż na pewno jej babki robiły podobne słoiczki, a nigdy u niej nie widziałam takiego produktu, choć jest nieoceniona dla nas, jako dostawca soczków, marynowanych sałatek i ogórów na zimę.
Jak zwykle chcę zawrzeć wszędzie zbyt wiele treści. Etykieta na słoiczkach jest nieco skrócona. Pierwotnie zaprojektowałam ją tak:


Do wydruku trzeba było usunąć ekscytujący cytat :-)
Na fali entuzjazmu, po spełnionym obowiązku właściwym kurze domowej, ruszyłam na grzyby. I już pół godziny później tego pożałowałam, gdyż przypomniałam sobie, jak ja nie cierpię tego robić. To żmudna praca nie mająca nic wspólnego z relaksem. Relaksem dla mnie jest beztroska przebieżka z psiakem. A ślęczenie kilka godzin w lesie, kręcenie się w kółko z nosem przy ziemi, już po godzinie staje się katorgą i stratą czasu, który mogłabym wykorzystać ot, choćby właśnie na tenże spacer. Ale nie wyobrażam sobie świąt bez pierogów z kapustą i zapuściańskimi grzybami, więc zacisnęłam zęby i cośtam udało się znaleźć.

Ku zgrozie niektórych znajomych zbieramy też kanie. Otóż informuję wszystkich zaniepokojonych, że znamy się bardzo dobrze na grzybach. Nienawidzę ich zbierać głównie dlatego, że jako dziecko byłam zmuszana do całodziennych, a czasem wielotygodniowych (na wakacjach na wsi) organizowanych przez rodzinę grzybobrań. Skutecznie zniechęciło mnie to do przebywania w lesie dłużej niż godzinę, ale równie skutecznie nauczyłam się rozpoznawać grzyby jeszcze biegając z pieluchą.


Informuję też wszystkich zaniepokojonych, że przedwczoraj i wczoraj zeżarliśmy tyle tych kań, że gdyby to były muchomory sromotnikowe, dziś nie byłoby nas z Wami, pomimo, że działają z opóźnieniem.

Tak mnie zmęczyły te obrzydliwe czynności gromadzenia zapasów, że postanowiłam zrealizować trochę odjechany pomysł, który od jakiegoś czasu skacze mi po szarej komórce. Zakupiłam w sklepie z artykułami ogrodniczymi trzy sztachetki do zbudowania płotu. Ale nie zbudowałam z nich płotu :-) Otóż postanowiłam wypalić na nich wzorki i powiesić sobie jako dekor w kuchni.
Dziś przysiadłam nad jedną deseczką.

Zależało mi na motywach, które są nam szczególnie bliskie. Prawdziwym wyzwaniem było dla mnie stworzenie na podstawie fotografii szkicu zamku Czocha (po prawo) i zamku Rajsko (po lewo). Zamek Rajsko jest prawdę mówiąc ruiną, ale obecny właściciel zabrał się za jego odbudowę i mam nadzieję, że znów będzie wyglądał jak na moim szkicu (tzn. wolałabym, aby odbudowany wyglądał lepiej :-)
Na środkowym zdjęciu jest nasz dom. Tu miałam o tyle łatwiej, że dysponowałam wcześniej zrobionym przez siebie szkicem. Dodałam ptaszki kopciuszki i sikoreczkę. I drzewa -moje ulubione motywy. Są tu wszystkie charakterystyczne elementy otoczenia Tuskulum. Jest tych elementów więcej, ale na projekt oczekują jeszcze dwie sztachetki. Na pewno znajdzie się na nich puchacz, który już drze dzioba niemiłosiernie. Podobno zwiastuje to srogą zimę. No nie, znowu sroga zima? :-)
Sprostowanie: to, że nie cierpię długo chodzić po lesie, nie oznacza, że nie uwielbiam drzew. To, że nienawidzę uprawiać ogródka, nie oznacza, że nie kocham kwiatów. To, że nie lubię zbierać grzybów, nie oznacza, że nie uwielbiam ich jeść :-)

*do projektu etykietki użyłam tej tekstury.

6 komentarzy:

  1. Aneto,ale mnie wciągnełaś;)Przeczytałam z zainteresowaniem:)Bardzo podoba mi sie pomysł z tymi słoiczkami uwazam, ze to bardzo ładna dekoracja:)W moim stylu :)Te deseczki rownie ciekawe:) Super jest tworzyć wedlug wlasnej wizji:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za pozytywne wzmocnienie :-) Te słoiczki tak ładnie się prezentują, że wciąż stoją na widoku na kredensie. Nie mam serca chować ich do szafy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kanie uwielbiam, w jaku i bułce, mmmm poezja smaku. Nie jestem kurą domową, ale soki i takie tam przychodzi mi popełniać. I zazdroszczę Ci lasu, zbierania grzybów, życie mieszczucha jest denne z tego właśnie powodu, w weekend wybiorę się do rodziców, po to tylko, żeby połazić i pozbierać :) co do odnalezienia, miło czytać, że moje slowa przypadły Ci do serca, myślę, że każdy człowiek wnosi piękne chwile :) buziole. Etykieta, nono! A nalewki robisz? Z jeżyn jest przepyszna :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Do nalewek jeszcze nie dotarłam, ani do ogórów kiszonych :-) Ale nalewki są w planach na sto procent, podobnie jak wędzarnia i z niej domowe węliny pachnące dymem z jałowca... Muszę tylko znaleźć sposób na pozytywne wzmocnienie Chłopa,aby ruszył z budową, bo murarki póki co, jeszcze nie przerabiałam :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. w sobotę umówiłam się z mamą i jadę do niej robić nalewki, popchnęłaś mnie do tego :) a wędzarnia koniecznie, przecież nie musi być murowana :)

    OdpowiedzUsuń
  6. No niby może to być zwykła beczka, można też wędzić w przewodzie kominowym :-) Ale mnie tak bardzo marzy się murowana porządna budowla w ogródku, że nie odpuszczę!
    Cieszę się ogromnie, że zainspirowałam Cię w kwestii tych nalewek. Pochwal się, co Wam wyszło i wypij za moje zdrowie :-)))

    OdpowiedzUsuń