Przyszedł czas na zabutelkowanie tuskulańskiego wina czereśniowego. Z czerwonego nie jesteśmy do końca zadowoleni, ale to może kwestia czasu, nich się przegryzie, natomiast wino z żółtych czereśni omal nie poszło w całości do naszych gardeł. Ambrozja!
W międzyczasie na wyprzedaży w sklepie trafiłam na fajny drewniany talerz. Od razu pomyślałam o decoupage. Trudno, skoro nie mam możliwości skorzystania z kursu cieniowań, sama postanowiłam zabrać się za naukę metodą prób i błędów. Ta próba bardzo mi się spodobała.
Chłopu się podoba :-)
Miałam ogromne szczęście, że jakiś czas temu w moje progi zawitała cudownie uzdolniona dziewczyna- Justyna z bloga YarnAndArt. Pokazała mi, jak się tka gobeliny. Proces bardzo mi się spodobał, zatem sprowadziłam sobie ramę i uczę się, ćwiczę.
Dzieło zatytułowałam "Wschód słońca na Tytanie". Głownie z tego powodu, że nikt nie jest w stanie podważyć ujętych realiów, bowiem mało kto Tytan odwiedził :-)
No dobrze, wiem. Bawię się jak dziecko. Ale złapałam lenia i to mnie usprawiedliwia.
Jakiś rok temu z hakiem ujrzałam w starym numerze Casamia ręcznie robione, niestandardowe, oryginalne, prześlicznie wyglądające mydła. Niby żaden szał, bo mydła w kostce, ale coś przyciągnęło moją uwagę na tyle, że się zachwyciłam i zapragnęłam zrobić coś takiego sama, na potrzeby swoje i aby raczyć nimi gości. Natychmiast rzuciłam się do internetu, aby zorientować się w stopniu trudności i trochę sklęsłam. Owszem, babranie się w sodzie kaustycznej jestem sobie w stanie wyobrazić, ale jeśli już to robię, to muszę mieć na mydełka jakiś pomysł. Planu nie miałam, zatem pomysł poszedł w odstawkę.
Aż tu nagle... trafiłam na urzekający blog Soap Bakery. Magda robi cudeńka, nie mydełka, ale ma już wieloletnią w tym wprawę. Marzenie ożyło. Spędziłam wczoraj pół dnia na odświeżaniu informacji i gromadzeniu nowych. Postanowiłam zacząć działać. Na pierwszy raz nie zamierzałam się babrać się w chemikaliach. Po prostu pojechałam do miasta i kupiłam czyściutkie hypoalergiczne mydło "Biały Wielbłąd". To jest konkurencja dla słynnego "Białego Jelenia", którego nie znalazłam u nas na półkach. Posłużył mi za bazę. Oczywiście, nie dysponuję w domu żadnymi wymyślnymi formami. Wykorzystałam więc różnych rozmiarów formy do muffinek. Nie jestem zadowolona z efektu, ale uważam, że na pierwszy raz i tak wyszło nieźle. Na razie poznaję właściwości i możliwości zabawy z mydłem.
Zabawa tak mnie wciągnęła, że zamierzam skompletować trochę form i następne mydło będzie już robione od początku do końca samodzielnie na bazie wodorotlenku potasu, a nie sodu. Z kilku powodów. Po pierwsze- mam zapas czystego KOH w domu. Po drugie- mydła potasowe są chyba delikatniejsze, ale nie będę jeszcze niczego pisać o właściwościach, bo niewiele na ten temat wiem. Dopiero raczkuję w temacie.
Tych powyższych mydełek użyję sama, bo chyba nie są na tyle fajne, aby "częstować" nimi gości, natomiast świetnie imitują łakocie. Narwał się na nie mój chłop-łasuch. Wiedział przecież, że siedzę nad mydłem, ale mimo to wieczorem zajrzał do lodówki i jak zobaczył "pralinkę", chwycił ją łakomie w palce i... szybkim ruchem, zanim wylądowała w jego ustach, została mu wyrwana. Jak pojął, że to przecież mydło, miał wzrok dziecka, któremu zabrano cukierka. Do teraz się na mnie boczy i pojechał kupić sobie pączki :-) Ja mam bowiem lenia śmierdzącego (od domowych obowiązków ponad wymaganą konieczność) i piec niczego mi się nie chce.
Mydełka doskonale imitują białą i czarną czekoladę. Do białej bazy dodałam wiórki kokosowe. Mydło pachnie obłędnie! A przy okazji masuje i robi peeling skóry. Kolor czarny uzyskałam dodając sporą ilość ekstraktu z kawy. Różowe dodatki pochodzą z gotowego wiśniowego mydełka, które było w domu. Obiecuję, że następnym razem nie będę podpierać się gotowcami, a od początku do końca wszystko zrobię samodzielnie.
Wiecie co? Cholernie lubię się tak nudzić :-)))
twórczy i ekologiczny! ale chyba nie leń?? tylko jakiś skrzat- pracuś co gdzieś tam u Was mieszka...
OdpowiedzUsuńjak Ty to wszystko ogarniasz????
pozdrowionka i czapki z głów ;)
Ja też chcę!
OdpowiedzUsuńJa tez chcę robić mydła, mogą być na białym jeleniu na poczatek :)
Poproszę o instrukcję :)
byazi- Ja się tak właśnie lenię :-) Tak, następne mydełka będą totalnie ekologiczne. Biały Jeleń, czy Wielbłąd, jako baza są eko, ale to wiśniowe gotowe, chyba już nie bardzo.
OdpowiedzUsuńCzasem się zaplączę w tej mojej radosnej "twórczości", ale generalnie ogarniam :-)
Agik- Napiszę Ci wieczorem na maila, bo to trochę długo wyjdzie ze wszystkimi "wpadkami" jakie zaliczyłam. Ten Wielbłąd trochę się przypalał czasem :-)
Leżą u mnie na półce białe jelenie sztuk 5, bo też zamarzyły mi się takie naturalne mydełka, susz lawendowy zakupiłam i jakoś tak wszystko rozciągnęło się w czasie, ale patrząc na Twoje wyroby, może wreszcie złapię jakąś wenę do czegokolwiek, bo teraz jakoś nie masz jej u mnie.
OdpowiedzUsuńRiannon, a może trzeba obrobinę jeszcze przyciemnić płycinę, żeby złapała spójność z całą szafą, mam wrażenie, wychodzi na pierwszy plan, ale ja jestem z tymi rzeczami zupełnie nieobznajomiona, może fachowcy doradzą. I ja też chcę takiego lenia, wreszcie usiąść i nigdzie nie wchodzić przez cały dzień i coś tam robótkować, serdecznie pozdrawiam,
ten len co podobny do mojego haha.mi ciagle cos sie niechce robic.choc z lenistwa przede welne .mydla cudne i zazdroszcze ci krosna
OdpowiedzUsuńMaria z PP- Może natchnieniem dla Ciebie będzie ten blog o lawendowych mydełkach:
OdpowiedzUsuńhttp://handmadelavendersoap.blogspot.com/
Ja się zachwyciłam.
majowababcia- to w zasadzie rama, nie krosno, albo krosenko. Ale rzeczywiście, fajnie się na nim robi.
Chłop po przeczytaniu mojego wpisu sam z siebie przytaszczył z garażu do kuchni wodorotlenek potasu :-) Oj, chyba będę musiała coś w końcu upichcić dla niego przed produkcją prawdziwego domowego mydła :-)
ach.. .genialne te mydełka... boskie po prostu!
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam te ręcznie robione lub "ręcznie robione" sprzedawane w mydlarniach, samodzielne wykonywanie to juz w ogóle obłęd :)
Zachwycające. Takie wino z czereśni nawet wyłącznie w wyobraźni potrafi pobudzić zmysły:)
OdpowiedzUsuńTwórczo tu na jesień :)
Talerz obłędnie piękny ;-)) a winko... mhmmm... zdegustowałabym chętnie ;-)
OdpowiedzUsuńRobiłam własnoręcznie mydełka, też z ekstraktem kawowym i z mlekiem w proszku, pachniały obłędnie i jak je wysłałam w prezencie, to też o mały włos nie zostały zjedzone ;-) Aha, dodawałam też otrąb jako peeling. Robiłam w maleńkich foremeczkach od pierników wciskanych w tackę styropianową ;-)
Ściskam!
Decu świetne:).
OdpowiedzUsuńA talerz w towarzystwie butelek przywodzi na myśl najlepsze winnice....
Widzę, że nie jestem osamotniona w tematycznym ADHD!
Mydełka słodkie, do zjedzenia... W wyobraźni widzę rozpacz w oczach Chłopa:).
Pozdrawiam!
Oj tam oj tam, mydełka wyszły fajnie, w każdym razie takich nigdzie nie kupisz, bo są jedyne w swoim rodzaju. Jeżeli chodzi o decoupage, to ja się najpierw nauczyłam z neta, potem kupiłam książki, a na koniec poznałam na forum fajne dziewczyny i spotykamy się teraz od czasu do czasu w realu na ciapanko. Cieniowanie to wyższa szkoła jazdy,przynajmniej dla mnie, ale jeden kursik w pracowni mi wystarczył żeby to pojąć.Winka zazdraszczam, wygląda pysznie, at e etykiety są super. Ja też ostatnio nie piekę, dzisiaj chłop gotował obiad, bo mi chęci zabrakło :)
OdpowiedzUsuńSza-ba- da, sza-ba-da
OdpowiedzUsuńsza-ba-da
mydełko fa...:-)
Będę Cię mydlił mydełkiem fa...
i takie tam trala la la la.
Z daleka jak luknęłam na zdjęcia myślałam ,ze się obżeraliście sushi a potem myślałam ,że to babeczki, a tu okazuje się, że znowu się nudzisz i eksperymentujesz: no no! fajnymi mydełkami będziemy się myć w grudniu jak przyjedziemy :-)
Pozdrawiam.
Może Krzysiowi podoba się Don Dżuanna Krupa?
OdpowiedzUsuńHmmmm...
Lepsze to niż studniam, szukaj plusów Riannon.
Buziak**
Sarenzir- No właśnie to dziwne, bo niektóre niby ręcznie robione wcale nie mają tego czegoś wyjątkowego. Od dwóch dni siedzę w necie nad mydłami i widzę, że mydlarnie oferujące "ręcznie" robione mydła poszły w wymyślne formy (bardzo konwencjonalne), a nie w treść. Wolę już swoje toporne muffinki. Bardziej mi się podobają mydła, które tworzą prywatni ludzie pod swoim szyldem, gdzie kładzie się nacisk na jakość, nie na ilość, na właściwości, a forma może być jak najbardziej toporna.
OdpowiedzUsuńEla G-P- Oj twórczo, ale to tylko wycinek tego, co się dzieje :-) Zostawiam sobie coś do opisania na później :-) Dzięki za miłe słowo :-)
Inkwizycja- właśnie, potrzebuję jakichś ciekawych pomysłów na foremki do mydełek. Następne mydełko będzie z kokosem i otrębami na kozim mleku :-) Już mam plan, tylko czekam na chwilkę czasu i skupienia.
ewkiki- E tam, upiekłam mu wczoraj ciasto, bo się Chłop spisał i obiecał, że za mnie wymiesza chemikalia do mydła :-)
Xena- Ja też zaczęłam od neta, potem poszłam na kurs, gdzie się już niewiele dowiedziałam (net górą!), ale uporządkowałam swoją wiedzę. Do cieniowań potrzeba trochę talentu, którego mi bozia odmówiła, zatem chciałam nadrobić to beztalencie techniką. Jestem upartą babą, a decu mnie tak wciągnęło, że prędzej czy później albo sama się nauczę, albo dopadnę wreszcie kurs. Zazdroszczę dziewczynom możliwości spotkań "tematycznych" Bardzo miło pracowałoby się w grupie przyjaciół.
Za horyzontem- Jeśli następne, sodowe mydło mi nie wyjdzie, dostaniesz jedną z babeczek :-) Na wszelki jednak wypadek podłożę mydło sklepowe :-)
Kochana, jest gorzej, niż myślisz. Chłop jest tak zdegustowany głupotą tego programu i jego uczestniczek, że nie może się powstrzymać i wzrokiem godnym masochisty chłonie to, co wydobywa się z tych pustych łebków. Ja bym przełączyła na inny kanał, ale on nie może, po prostu fascynacja głupotą jest silniejsza. Ja w tym czasie sobie coś haftuję lub tkam, co niestety, w żaden sposób mi nie przeszkadza uczestniczyć w tym żenującym widowisku.
Strasznie się zmęczyłam Twoim lenistwem, muszę trochę odpocząć ... Lenistwo z turbodopalaniem!
OdpowiedzUsuńNie pytam co robisz jak masz napad pracowitości, bo nie przeżyłabym odpowiedzi.
Wina wspaniałe! Talerz bardzo fajnie wyszedł. A co do szafy, to wydaje mi się, że najgorzej wyglądają tak zwane stany pośrednie. Lekkopółśrednie. Teraz, płycina jest wykrzyknikiem, który "wyskakuje" z szafy i "drażni" wzrok. Jeżeli taki efekt miałaś na celu, to właśnie tak jest ok. A jeżeli nie, to może na ludowo? Na takim tle jak reszta szafy, trochę kwiecia o ostrych konturach, bez cieniowania?
Pozdrawiam serdecznie!
Wiesz, ja się leniłam tynkując i malując, bo nie chciało mi się pisać... A wczoraj leniłam się w ogrodzie robiąc rabatę liliowcową...A dzisiaj będę się lenić butelkując porzeczkowe wino:-)))
OdpowiedzUsuńZ leniwym pozdrowieniem!
Asia
M.- Jak się nie lenię, to próbuję pchnąć sprawy remontowo-renowacyjne do przodu, co mnie szalenie pociąga i kręci, ale chwilowo nie mam na to siły ni ochoty ;-)
OdpowiedzUsuńEfekt kolenia w oczy wyszedł nie zamierzony, ale może poskutkować tym, że wreszcie ruszę na poszukiwania stolarza (zawód tutaj wymarły! Wszyscy wyjechali na Zachód) i załatwię porządną drewnianą płycinę.
Asia- Rozumiem Twój punkt widzenia, bo mój jest identyczny. Powyższe jest lenieniem się od spraw praktycznych, acz przyziemnych, takich jak: konieczność zgrabienia liści i ogarnięcia obejścia, bo goście dziś przyjeżdżają, zadbania o spiżarnię domową- czyli pozyskanie i upichcenie czegokolwiek, zabranie się za remont gabinetu i o kilka innych rzeczy, o których wkrótce będzie na blogu :-)
Kurcze ja też się nabrałam i tak jak twój Chłop pożarłabym te Twoje mufinki. Nieźle się nudzisz te gobeliny rewelka, a mydła sama słodycz. Ja też kombinuję z mydełkami, ale korzystam z Białego Jelenia, dodaje co mi w ręce wpadnie, ostatnio miodu i płatków owsianych, suszonej lawendy i takich tam. czekam niecierpliwie na Twoje mydełka robione od podstaw bez lelenia, czy wielbłąda. Wiesz Riannon, ja tez lubię się tak nudzić, i obyśmy mogły to robić jak najczesciej :)
OdpowiedzUsuńGratuluje pierszej proby mydlarskiej :-) I pozostalych robotek recznych tez!
OdpowiedzUsuńJola- specyfika Twojego i mojego stylu życia i pracy na szczęście pozwala nam na takie dni. Gości nie ma, cała chata nasza, hi hi... ;-)
OdpowiedzUsuńSoapBakery- dzięki :-*
No to poznałam nowe znaczenie słowa "nudzić się" znaczy się robić to na co ma się ochotę :)), a mydełka bardzo "smakowite" Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńAnula- nie, ja się nie nudzę, ja się lenię :-) Ja się nudzić nie potrafię :-)
OdpowiedzUsuńjak się nudzisz to dołącz do mnie - będziemy razem robić ten kociewski biceps
OdpowiedzUsuńwłaśnie niedawno w ramach tej czynności zjadłem 18 jaj przepiórczych, 1 kurze, 7 nuggetsów ze skrzydełek z biedry...
Admin R-O- O, tak to ja mogę ćwiczyć- rąbać jaja i kuraki :-) Tylko, że mnie nie w biceps, a w dupsko pójdzie :-(
OdpowiedzUsuńNie nudzę się! Ja się lenię! Lubię swojego lenia :-)
Ciekawy ten Twój leń;)
OdpowiedzUsuńw sumie racja
OdpowiedzUsuńna osiedlowej siłowni większa cześć klientów to kobitki - i prawie każda bez wyjątku ćwiczy głównie tyłeczek, ew. trochę brzuch
czyżby wniosek: "kobieta myśli tylko o d***e" ??? :>
Admin R-O- tak własnie o tym wciąż myślimy. Aby nie urosła nam, jak szafa czterodrzwiowa;-)
OdpowiedzUsuńChłop zaprasza na ćwiczenie bicepsa przy rąbaniu drewna. Tylko, że to byłby nie kociewski, a zapuściański biceps :-)
jaska- :-)
czytasz w moich ukrytych pragnieniach, mam nadzieję kiedyś zamienić osiedlową pakernię, na stos drewna do zagospodarowania (na stałe)
OdpowiedzUsuńale kiedy to będzie???? eeeeehhhhhh