Już w ten sam wieczór, po opublikowaniu ostatniego wpisu, dostałam niesamowitą i niespodziewaną wiadomość od Egretty, która spowodowala wyrzut endorfin do mózgu, a co za tym idzie, humor poprawił mi się znacznie :-) Potem już było tylko lepiej. O tym na razie jeszcze cicho sza, aby nie zapeszyć, ale powiem Wam, że kolejny raz doświadczam ludzkiej dobroci i bezinteresowności. Zapraszam Was na bloga Egretty- są tam prawdziwe cudeńka, w które autorka wkłada całe swoje serce.
Drugą ważną i wzruszającą, bardzo długo oczekiwaną wiadomością było ostateczne załatwienie sprawy związanej z odzyskaniem Dworu na Woli Zręczyckiej, o którym pisałam dwa lata temu przy okazji prawomocnego wyroku nakazującego oddanie posiadłości rodzinie. To nieprawdopodobne, że po zapadnięciu wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego musieliśmy czekać jeszcze 2 lata, aby usunąć dzikiego lokatora w postaci Politechniki Krakowskiej, która bezprawnie dysponowała dworem.
Kuriozum całej tej sprawy polega na tym, że mimo iż mamy już 24 lata "demokrację", rodzina musiała udowadniać i tłumaczyć się, że rodzinny majątek nie podlegał pod Dekret PKWN o przeprowadzeniu reformy rolnej. Tyle lat po upadku komuny dekrety te są wciąż obowiązujące, a jedyną szansą odzyskania zrabowanego majątku jest fakt, że pod te przepisy majątek nie podpadał (poniżej 50 ha). Jesteśmy też jedynym krajem, który nie rozwiązał problemu rozliczenia zrabowanych po wojnie majątków przez władze komunistyczne. Nie dotyczy to oczywiście instytucji kościoła katolickiego, który odebrał kilkakrotnie więcej dóbr niż stracił (kościelna komisja majątkowa). Niestety, również naszym kosztem.
Na wszelki wypadek publicznie oświadczam, że nie zamierzamy popełnić samobojstwa, gdyby któregoś dnia ktoś znalazł nas z petlą na szyi.
Czasy się zmieniają, lata upływają, a czerwono-czarna mafia dalej zajmuje się pierdołami i napychaniem sobie kies, zamiast zabrać się za zmianę prawa.
Dedykacja dla tych, co u żłobu...
W związku z nowymi perspektywami, jakie otworzyły się przed nami dzięki odzyskaniu rodzinnego mienia, rok temu pojawił się dylemat, czy przeprowadzić się do dworu na Woli. Długo szarpaliśmy się z naszymi wątpliwościami. Mam duszę nomada i wciąż chcę stawać przed nowymi wyzwaniami. Stagnacja i brak nowych bodźców, to dla mnie śmierć. Nie boję się zaczynać od nowa i wydawało mi się, że z chęcią osiądę na nowej ziemi. Z takim bagażem doświadczeń, jakie są za nami, zawsze jest łatwiej organizować sobie życie od nowa.
No właśnie... wydawało mi się... Nie czułam się jednak na siłach poprowadzić samodzielnie takiego biznesu, jak hotel ful wypas. Tylko taka działalność, w miejscu oddalonym od Krakowa zaledwie 20 km ma sens, by dwór utrzymać.
Mam inną filozofię związaną z wypoczynkiem, którą zrealizowałam w Tuskulum w zgodzie ze sobą. (Można to podejrzeć w tym miejscu) Tylko tak wyobrażam sobie przeżyć dobrze i szczęśliwie życie- robiąc to, co kocham i co czuję, nie to co muszę i czego wymagają ode mnie okoliczności.
I jeszcze jedno...
Nie zdawałam sobie sprawy, że tak bardzo można kochać DOM. Zrozumiałam to wówczas, kiedy entuzjastycznie podeszłam do pomysłu związanego z przeniesieniem się pod Kraków, a w tym samym czasie nocami budziłam się zalana łzami i z fizycznym bólem w sercu, ponieważ śniłam, że opuszczam ten dom. Wtedy zrozumiałam, że wbrew temu, co się z patosem mówi, dom to nie tylko to, co mamy w sercu i gdzie się dobrze ze sobą czujemy, ale to również są te realne ściany, słupy i gliniane tynki.
Ja wiem, że ten dom, w którym mieszkam jest wyjątkowy i że tak naprawdę to on nas sobie wybrał. I być może to dom da nam sygnał, kiedy czas będzie, by go opuścić.
Póki co, choć nadal mamy alternatywę, zostajemy i zapuszczamy głębiej korzenie w miejscu, gdzie osiedliśmy już prawie 12 lat temu. Nie oznacza to końca wyzwań, wręcz przeciwnie. Dwór też szuka swoich ludzi.
Chwała zwycięzcom! :D Cieszę się razem z Wami.
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńTo co piszesz o slow travel jest bardzo bliskie mojemu sercu, więc i wybór jakiego dokonałaś ... no cóż , pewnie zrobiłabym to samo. Nie potrafię żyć w tzw. wielkim świecie więc doskonale rozumiem co czujesz ( przynajmniej tak mi sie wydaje ) i z całego serca popieram. Choć nie ukrywam, dworek jest piękniasty.
OdpowiedzUsuńNie powiem, że nie szarpie nas w tamte strony. Chłopa bo to jego rodzinna legenda. Mnie też geny ciągną, bo ojciec góral z krwi i kości, a ja tak kocham Kraków, jakbym spędziła tam jakieś życie w poprzednim wcieleniu.
UsuńPo pierwsze bardzo cieszę się, że wreszcie nadchodzą dobre wieści i że jest ich coraz więcej.
OdpowiedzUsuńWzruszył mnie ten wpis, to, co napisałaś o domu. Rozumiem, że kochasz to, co z takim sercem tworzyliście. Decyzja bardzo trudna, myślę, że trzeba rozważyć ją spokojnie. Najważniejsze jest to, że znów wygraliście z urzędasami! Och, jak ja lubię jak wygrywacie, jak pokonujecie głupotę i bałaganiarstwo systemu.
Gdybym miała podjąć decyzję, dokonać wyboru przed jakim stanęliście byłoby mi bardzo ciężko. Uwielbiam Kraków, to jedno z niewielu miejsc, w których zawsze się dobrze czuję, które działają na mnie swoją magią, urokiem, dają spokój, radość. Nie mam korzeni góralskich, ale ciągnie mnie w góry, w okolice Krakowa właśnie. Czuję dokładnie to, co Ty,m jakbym tam już mieszkała w poprzednim wcieleniu. Zatem pewnie wybrałabym dworek, bo i miejsce i sam budynek. Ale Tuskulum to coś więcej niż dom, prawda?
I popatrz, tak źle i tak niedobrze. Ale przyjdzie czas, znajdzie się rada:)
Buziaki:)
Sprawa Woli, która ciągnęła się od dziesiątków lat, a od 2006 już trybem, który doprowadził ją do obecnego finału, była prawdziwym poligonem i szkołą życia. Jeśli wygraliśmy z układami, z ministerstwem, to sprawy z WKZ-tem czy inne urzędnicze przepychanki to są dziecinne igraszki.
UsuńTo były trudne dwa lata, jeśli chodzi o podejmowanie decyzji życiowych. Pewne rzeczy trzeba było poustawiać, zawiesić np hodowlę, dopóki nie będziemy mieć pewności, gdzie będziemy mieszkać, jak często będziemy musieli kursować między domem a Wolą, etc. Dobre jest to, że wciąż mamy alternatywę i postaramy się ją mieć nadal w razie, gdyby życie tu stało się nieznośne (wiatraki).
Oprócz wiekiej radości z tego,że macie siłę i wolę walki nie tylko o Wolę, cieszy mnie szcezgólnie jedna rzecz. Chodzi o określenie "zawiesić hodowlę". Jako że dom, który do Ciebie mówi to Tuskulum, wierzę i czekam na nowe wieści z kojczyka:)
UsuńWiatraki? A podobno miał być spokój z tą inwestycją? Znów jakieś matactwa i zmiany?
Życzę dobrego, spokojnego tuskulańskiego życia:)
Matactwa są cały czas i trzeba trzymać rękę na pulsie. Robimy, co możemy, ale wiedząc, jak ten kraj na układach funkcjonuje, możemy spodziewać się wszystkiego, nawet nielogicznych decyzji urzędniczych.
UsuńPo raz kolejny udowadniasz że warto walczyć bo można wygrać z tym betonem. Niestety z przykrością stwierdzam że wyższe stanowiska w Polsce, niezależnie od opcji politycznej, tudzież religijnych namaszczeń najczęściej zajmują totalne chamy, cwaniaki i gnoje. Gratuluje odzyskania wreszcie prawowitej własności ! Dworek przecudny, na pewno coś mądrego wymyślicie w jego temacie:)
OdpowiedzUsuńA tak odgrzebując przeszłość ,znalazłam informacje związana z pamiętnikiem emigranckim , który przepisywałaś i udostępniałaś i który czytałam z zapartym tchem :
http://www.polska-zbrojna.pl/home/articleshow/6089?t=Bollywood-kreci-film-o-polskim-bohaterze
Kurcze nie wiem czemu link nie działa... :(
UsuńSkopiuj sobie proszę :) Ciekawostka to jest , kręcą film o małych dzieciach - Polakach , które trafiły z Syberii do Indii :)
Zerknęłam, bardzo ciekawy pomysł. Nie wyobrażam sobie tego zrobionego w stylu Bollywood (Sybiram tańczący w pałacu maharaży!!! :-), ale chętnie bym to zobaczyła :-)
UsuńDzięki za dobre słowo- trafnie podsumowałaś tych, co na górze :-*
Gratulujemy, ZAZDRASZCZAMY;) i życzymy powodzenia :):):):)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękujemy :-*
UsuńGratuluję Wam serdecznie. Pięknie napisałaś o domu. Choć mój jest brzydki i maleńki, to choć mnie nęci i kusi zmiana, trudno się zdecydować. Serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBo nawet najmniejsze domy mają swoją duszę i są przesiąknięte energią. Pozdrawiamy równie ciepło :-)
Usuńdom domem a ja się cieszę że chandra już za Tobą :)
OdpowiedzUsuńi czytam wiernie choć rzadko komentuję.
Ja też się cieszę i bardzo Ci dziękuję, że jesteś i poczytujesz :-)
UsuńTeż by mi chandra przeszła :)))
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że chandra już sobie poszła. A może z nią i zima pójdzie :)
OdpowiedzUsuńWierzę, że jakąkolwiek decyzje podejmiesz to będzie ona dla Was najlepsza, wierzę w Waszą intuicję :)))
Pozdrawiam z zaśnieżonej krainy.
Oj, zima to nam dopiero da popalić ponoć w weekend.
UsuńTak, ja właśnie wierzę przede wszystkim w intuicję :-) Pozdrawiamy ciepło i dziękujemy :-)
Ja na swój dom czekałam 13 lat! Swój - to znaczy dom, który należał do mojej babci. Teraz mogę powiedzieć, że jest mój! Zniszczony, bez mediów, inny, niż zapamiętałam go będąc w nim ostatni raz jako nastolatka. Udało mi się go odkupić, ale decyzja o opuszczeniu aktualnego miejsca zamieszkania i przeniesieniu się na wieś jest niezwykle trudna...
OdpowiedzUsuńNajważniejsze już macie :-) Teraz będziemy trzymać kciuki i podglądać Wasze działania. Pozdrawiam serdecznie :-)
UsuńGratululuję! Miło słyszeć, że przy wielkiej determinacji można odzyskać swoją własność. Szczerze podziwiam, bo wiem ile kosztują walki z urzędami- czasu, energii i radości życia. Cieszę się z Wami! Czytam bloga na bieżąco, postaram się częściej komentować:) pozdrawiam. Blanka.
OdpowiedzUsuńDziękujemy :-)
Usuń