Nie ukrywam, że jednym z celów mojego zaangażowania się w
wędrowanie po Łużycach była chęć podejrzenia sposobu życia i podejścia do
swoich zasobów kultury tamtejszych mieszkańców.
Jak widać na obrazku, Via Regia
jest w Niemczech marką, wokół której rozwija się lokalna tożsamość. Miasteczka,
takie jak Kamenz, czy Königsbrück czerpią garściami z faktu, że znajdują się,
lub w zasadzie wyrosły przed wiekami, dzięki dawnemu szlakowi kupieckiemu i
pielgrzymiemu. Entuzjazm i okazywane wędrującym serce oraz szacunek dla gości,
przejawia się choćby tym, że po Kamenz oprowadzał nas sam vice burmistrz
miasteczka. Słowo daję, że przed wyruszeniem w dalszą trasę, pobłogosławił nas
w klasyczny sposób z takim przejęciem, że nawet ja- zakamieniała ateistka,
miałam w oczach łzy. Wyobraziłam sobie naszego burmistrza, tudzież panią
sekretarz gminy w analogicznej roli. I łzy napłynęły mi jeszcze bardziej, lecz zgoła z odmiennych powodów :-)
Zadanie, które wymyśliłam w poprzednim wpisie, okazało się
zbyt karkołomne. Pod ratusz dotarliśmy dopiero kilka minut przed 11.00, a tak
naprawdę sporo czasu spędziliśmy tam pomiędzy 11.20 i 11.50. Do tego czasu
dotrwał tylko Chłop. Jakość z kamery była tak fatalna, że nie da się rozpoznać
szczegółów, ale to niewątpliwie my.
Wciąż szukam pomysłu na moje muzeum. Chciałabym, aby było
niebanalne, inne niż takie, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. Dlatego w Kamenz
ogromne zainteresowanie wzbudził u mnie
kościół-muzeum Św.Anny, gdzie późnogotycka sztuka sakralna przeplata się z
nowoczesnymi formami artystycznego wyrazu. Do sztuki nowoczesnej mam różne
podejście, ale ten kontekst mnie zachwycił.
W siedemnastotysięcznym Kamenz urzekło mnie traktowanie
mieszkańców przez władze gminy, ponieważ u nas jest to niespotykane. Każdy
noworodek jest przyjmowany osobiście w Ratuszu, a wraz z jego przyjściem na świat sadzone
jest drzewo. Wydaje mi się, że ten fakt tworzy niesamowitą więź z miejscem i
powoduje, że nawet kiedy los rzuca nas na krańce świata, zawsze pamięta się o
rodzinnej ziemi i Swoim Drzewie.
Ratusz
Kościół Najświętszej Marii Panny- stary i piękny:
Pobłogosławieni :-) ruszyliśmy do Königsbrück...
Wizyta w Kościele Głównym dała się zapamiętać, jako inna niż wszystkie, ponieważ mieliśmy okazję być na wieży podczas ogłaszania o 17.00- tej biciem dzwonów niedzieli. W sakralnym kalendarzu zachodzi bowiem niebywała i niewątpliwie magiczna rzecz, kiedy w sobotę jest już niedziela. Wolę jednak w to głębiej nie wnikać, gdyż jest to elementem nie logiki, ale wiary. Przeżycie związane z przebywaniem tuż obok wielkich bijących dzwonów uważam za monumentalne :-)
Motyw wędrówki w literaturze i w życiu jest bogaty i niewyczerpany,
zarówno w czasie, jak i w przestrzeni. O wędrówce, zarówno fizycznej, jak i
mentalnej można pisać bez końca, ponieważ każdy przeżywa życie na swój
indywidualny sposób. Podczas tego wędrowania
doświadczamy niezwykłych rzeczy, takich których się nie spodziewaliśmy i
które nas samych zaskakują. Dotyczy to przede wszystkim tego, co dzieje się w
naszej głowie. Spotykamy również ludzi, którzy nas w jakimś stopniu ubogacają,
wnosząc do naszej stabilizacji pierwiastek czegoś nowego, forpocztę zmian.
„Jedyną pewną rzeczą w życiu są zmiany”- jak to kiedyś ktoś mądry rzekł.
I ja podczas swojej wędrówki i tej fizycznej przez Łużyce i
wędrując przez swoje życie, jak każdy z nas, natykam się na ludzi. Ode mnie
zależy, czy otworzę się na kontakt z nimi. Nigdy nie wiem, która z tych osób
może mnie zainspirować na dalszą drogę, lub ubogacić moje życie. Zamykając się
w kręgu ludzi takich samych, jak ja, zamykam się na rozwój osobisty. My
-osiedleńcy, pławiąc się w samozachwytach nad tym, jacy jesteśmy odważni,
wspaniali, bo odważyliśmy się żyć życiem innym niż wszyscy, możemy nie
zauważyć, że w dzisiejszym galopującym świecie staniemy się śmiesznymi,
zgorzkniałymi i zadufanymi w sobie reliktami przeszłości, ponieważ zaleją nas
swoją oryginalnością i przeskoczą ze swoim pomysłem na życie inni ludzie. Coś,
co było niszowe 10 lat temu, dziś jest zbyt pospolite, aby robiło na kimś
wrażenie.
Nie wiem, który z nawiązanych kontaktów jest w moim życiu
jedynie ślepym zaułkiem, a a dzięki komu ubogaci się i odmieni moje życie. Może
właśnie ten fakt, ta niepewność, jest
najbardziej fascynująca? Jedno jest natomiast pewne. Jeśli raz ruszyłeś
szlakiem muszli, trudno jest zejść z tej drogi. Być może, jak ja życzę dziś
wszystkim wędrującym do Santiago de Compostela, tak za rok, dwa, pięć ktoś inny
rzeknie do mnie:
:-*
ciekawe i sympatyczne :)
OdpowiedzUsuńa co do niszowości osiedleńców.... hmm ciekawe wnioski
Być może niektórzy osiedleńcy będą mieli mi za złe te słowa, w każdym razie liczę na jakąś konstruktywną polemikę, zarówno z ich strony, jak i osób, które mają na nas spojrzenie z zupełnie innej perspektywy. W każdym razie zdałam sobie sprawę, że od pewnego czasu spotykam w okolicy coraz więcej osiedleńców, bardzo wielu z nich prowadzi identyczną działalność, jak ja, ma te same zainteresowania (rękodzieło). Mało tego, startując ze swoją działalnością w nowszych czasach, lepiej się przystosowali do wymagań turystów. Aby przetrwać, muszę przewartościować swój świat.
UsuńFilozoficznie, refleksyjnie, ciekawie jak zawsze. Chyba te wędrówki dały Ci bardzo wiele, ale też napełniły (i nie tylko one) jakąś melanocholią.
OdpowiedzUsuńGłowa do góry, uszy też, przyjdzie wiosna, świat otworzy się na nowo, zachwyci tysiącem rzeczy. A teraz kumuluj siły i energię.
Buziaki:)
Lubię te moje jesienne melancholie. Są zawsze zapowiedzią większych lub mniejszych zmian w moim życiu. To już nie jest użalanie się nad sobą, ale zaduma poprzedzająca czas działania :-) Mam nadzieję, że zanim zachwycę się wiosną, zachwycę się realizacją moich działań i pomysłów :-)
UsuńWspaniały post!
OdpowiedzUsuńDzięki za trudne do uwierzenia Kamenz.
Dzięki za naruszenie "mitologii osiedleńców". Tylko spojrzenie z boku jest ożywcze.
Pozdrowienia!
Czasem trzeba zejść ze swojej drogi, żeby spojrzeć na siebie oczami innych :-) Mam nadzieję, że będzie to twórcze. Pozdrawiam i dziękuję :-*
Usuńtzw. konstruktywna polemika z jednymi czy drugimi kończy się tym, że tracisz czytelników i robisz sobie wrogów
OdpowiedzUsuńpróbowałem podjąć konstruktywną polemikę z wegetarianami - wykazując logiczne sprzeczności w tej filozofii - skończyło się to zgrzytami i obrażaniem się
kilka innych przypadków 'ideologicznych' było... sama wiesz
ostatnio znów dałem się podpuścić na omówienie relacji rodacy w kraju - emigranci i zaprzeczając jedynej słusznej w tym gronie prawdzie, takiej że: "w Polsce jest piekło i siekierami rzucają zza winkla, a w UK to jest raj i pełny brzuch" straciłem jedynie iluś tam czytelników nie mówiąc o jakiś jątrzeniach, które zdusiłem w zarodku/czy nie podjąłem
poprzednie serie emigranckie kończyły się kwasami i nagonką...
wiesz - fajnie mieć swoje zdanie - twarde zdanie i wypowiadać je bez kompromisu, stanowczo waląc pięścią w stół
zaczynam jako autor jednak mieć na to polewkę
to się robi męczące prowadzić polemiki w sieci - zwłaszcza, że "polemiki" to jest pełne teraz moje życie w realu
w necie chcę mieć przyjemnie, lekko i miękko jak kaczuszka
chcę "full relax" i niech coś się konstruktywnego dzieje
naruszanie mitów mi osobiście nie przyniesie znacznych korzyści, a jedynie negatywnie zaangażuje mnie psychicznie - za przeproszeniem wolę iść na siłownię
(chciałaś szczerze z mojej strony - masz - oczywiście zrobisz sama jak ci wygodnie - jak chcesz naruszać mity osiedleńcze - nie mówię, że nie poczytam)
Pisałam to już kilkukrotnie, ale powtórzę, że ten blog nie jest PR-owy i nie jest nastawiony na liczbę obserwatorów, czy na wejścia na stronę. Każdy obserwator jest mile widziany i cieszy mnie zainteresowanie czytelników, ale to tutaj nie jest priorytetem. To jest miejsce gdzie porządkuję swoje myśli i relacjonuję swoje życie nie zważając na to, czy kogoś urażę, czy nie. Owszem, blog jest publiczny, zatem dbam jedynie o formę i gramatykę. Nie interesuje mnie, kto i za co się na mnie obrazi. Lubię się tu wygłupiać, czy pofilozofować, ale robię to tylko dlatego, że czuję taką potrzebę, a nie pod publiczkę.
UsuńOczywiście, ja to rozumiem, nie było moim zamiarem naciąganie Cię na polemiki. To moje emocje i absolutnie nie chcę nikogo w nie wciągać. A propos, to powyższe moje emocje wcale nie są negatywne. To jedynie wyartykułowanie czegoś, co chodziło mi już po głowie od jakiegoś czasu.
Oczywiście, że będę naruszać! I wszelkie mity i wszelkie tabu :-)
kogo jak kogo, ale mnie nie ma nawet możliwości naciągać na tematy osiedleńcze, z prostego powodu
Usuńosiedleńcem nie jestem
ja także w powyższym poście sobie pofilozofowałem, mój blog główny właściwie przestaje być powoli moim blogiem osobistym - a tak były czasem nużące mnie prawy i tematy
i tam właśnie sobie zaczynam darować przemyślenia filozoficzne :) męczy mnie ten mix bloga fachowego i prywatnego
na realnym minimalizmie sobie za to odbijam :>
Minimalistyczna filozofia może okazać się dla mnie grząskim tematem :-) Ale ok, wrzucę sobie na blogrolla, to zacznę ogarniać. W związku z Twoją deklaracją, że chcesz mieć lekko, przyjemnie i mięciutko na blogach, obiecuję, że będę grzeczna :-P Tylko nie obiecuję, że mi się to uda :-)
Usuńno nie znaczy, że się mamy ochać i achać i klepać za każdym razem po ramieniu, oczywiście :)
Usuńo minimalizmie możesz pojechać krytycznie, ja kasuję tylko aluzyjne teksty w stylu: "jesteś debilem bo..." ewentualnie bzdury w stylu "prywatne wyznania jurnych rolników co do preferencji seksualnych"
ten blog filozoficzny założyłem sobie właśnie w takim celu - aby trudniejsze tematy ewakuować z RO, gdzie jak widzisz partnerzy komercyjni zaczynają się "interesować" moja pisaniną
chcę mieć tu i tam "mięciutko jak kaczuszka" ale i w tej puszystości ma być umiar
Na szczęście jurni rolnicy mają swoje własne miejsce, gdzie się mogą wywnętrzyć, ku ucieszy całej reszty świata :-D
UsuńChyba najlepsza z wszystkich relacja z Via Regia :) Może właśnie przez tą jesienna melancholię, tak przepłynęłam przez ten post :) Początek niedzieli w sobotę ma mniej wspólnego z wiarą, a więcej z tradycją, chociaż wytłumaczenie owszem związane z wiara jest ;) Żydzi zaczynają sobotni Szabat w piątek po południu :) W sumie jak na ateistkę, sporo jest komentarzy u Ciebie do religijności -czy to akurat chrześcijańskiej czy starosłowiańskiej :)
OdpowiedzUsuńPiszę o sobie stosując skrót myślowy "ateista", bo mało kto zna pojęcie "agnostyk", a jeszcze mniej rozumie różnicę pomiędzy tymi pojęciami :-) Tak naprawdę mam bogate i bardzo pozytywne przemyślenia związane z religijnością, którą postrzegam bardzo globalnie. To, że nie wierzę w staruszka z brodą siedzącego na chmurce i w zmartwychwstanie, nie oznacza, że nie interesuję się religiami. Pierwotne, starożytne religie i wierzenia są moim "konikiem" i zawsze wchodziły w skład moich zainteresowań zarówno zawodowych, jak i prywatnych.
UsuńAch, i dziękuję za miłe słowo :-) Bardzo się cieszę, że relacja się spodobała :-*
UsuńJa akurat rozróżniam agnostyków od ateistów ,dość spora różnica to jest :). Ci pierwsi budzą we mnie dużo cieplejsze uczucia, nie w sensie tolerancji innych poglądów, bo te mam również dla ateistów, ale w sensie bliższego dla mnie zapatrywania się na rzeczy duchowe niż w przypadku całkowitego ateisty :).W sumie to temat na osobna, długą rozmowę :)
UsuńPowinnam zrezygnować ze skrótów myślowych :-)
Usuń