O mnie

Moje zdjęcie
Kobieta wciąż zadziwiona otaczającym ją światem. Z wykształcenia archeolog, z wyboru Wolny Człowiek i Kustosz we własnym Muzeum. Z urodzenia Wrocławianka, z wyboru mieszkanka małej wsi. Na pytania miejskich kolegów: "co ty robisz do licha na tej wsi"??? odpowiada: "żyję!!!". Zawsze niepokorna i pozostanie taką do śmierci. Wyznaje w życiu maksymę: "Ludzie posłuszni żyją, aby spełniać oczekiwania innych. Nieposłuszni realizują swoje marzenia". Kobieta owa ma wciąż wiele pomysłów, które uparcie realizuje na powyższej zasadzie. Posiadaczka 2 psów i 1 Chłopa. Chce się dzielić z ludźmi swoim kawałkiem życia prowadząc Gospodarstwo Agroturystyczne, Muzeum Dwór Feillów oraz Hodowlę Psów Rasy Golden Retriever.

niedziela, 19 czerwca 2011

Krótka przypowieść o ślimaku, serze i pierogach.

 Ślimak, ślimak pokaż rogi...






Dam ci sera na pierogi...


......

I gdzie są kurna, ślimak, te pierogi???

Dziękuję Kasi za inspirację...
Dziękuję krowie pana Józka za mleko na ser. Niestety, podśmierduje ono ostatnio obórką. Panie Józiu, jeszcze raz taki numer i zamienię nasz układ na kontrakt z Biedronką. 
A ślimak wisi nam pierogi...

Dziękuję panu bogu za komunie święte. Dzięki temu do marketów rzucają niezły sprzęt w atrakcyjnych cenach. 
Dziękuję bogu również za umysłowy niedowład wieku starszego, dzięki czemu zakupiony przez mamuśkę,  majową porą, aparat fotograficzny dostał się mnie, gdyż tylko ja w tej rodzinie potrafię go obsłużyć. Mimo, że to zwykły, mieszczący się w dłoni aparacik nieznanej mi firmy, pomiędzy nim, a moim ośmioletnim Olympusem różnica jest taka, jak pomiędzy statkiem kosmicznym Wostok z epoki Gagarina, a wahadłowcem Atlantis.

Wciąż zazdroszcząc Halynce z bloga Niedoszuflady jej zdjęć makro, pokusiłam się o własne. Tyle udało się wyciągnąć z nowego aparaciku.

Wciąż zadaję sobie pytanie, ile można fotografować kwiatki? Otóż można dużo, tym bardziej, kiedy nic innego się nie dzieje (i za to też bogu dziękuję, bo jak się dzieje, to leją się łzy).

To nie jest zdjęcie z głębin morskich, to muszelka w donicy
mojej palmy daktylowej.



Róże na moim skalniaku

Moje ulubione zielone coś.

Jeden z moich ulubionych nosów :-)



Będzie trochę winogrona



Wbrew naszym obawom, kataklizm, co spadł z nieba 3 maja nie zniszczył nam wszystkich owoców. Ku naszemu zdumieniu, całkiem mocno obrodziły czereśnie.


Pomyślałam, że pięknie będzie móc utrwalić zapach lata i zimowa porą delektować się tuskulańskimi czereśniami.

W magicznym kociołku mieszają się zapachy...
a tymczasem...

Wpadła do mnie jedna taka Dobra Wróżka i zostawiła mi magiczne szydełko. Musi być naprawdę nieźle nasycone magią, gdyż rączki moje śmigają robiąc słupki, łańcuszki i ażurki, a szydełka w ręku nie miałam ze 30 lat, ostatni raz w podstawówce na zajęciach praktyczno- technicznych, zwanych ZPT (wyjaśniam, bo nie wiem, czy coś takiego jeszcze funkcjonuje).





Wyśmigałam czapeczki na słoiczki- na razie dwie:



A oto efekt końcowy:



W klimacie retro

Kwiatuszek też od Dobrej Wróżki na zachętę.
Obiecuję, że następny już będzie mój :-)


No dobrze, przyznam się, że miałam dziką ochotę zrobić sobie wymyślne etykietki. Praca z grafiką komputerową to moja pasja. Bez sensu jednak robić etykietki bez kontekstu. Dorobiłam więc do tych etykietek dżem wiśniowy i czapusie na zakrętki :-)

Chłop jest istotą bardziej pragmatyczną. On nie potrzebuje pretekstu, aby mroźną zimą wspominać tuskulańskie lato. Oto jego produkt, który stoi na blacie stanowiąc tymczasowy dekor w kuchni:


Wino z żółtych czereśni- tego jeszcze nie próbowaliśmy. W spiżarce stoi taki sam, ale 3 razy większy, na swoją kolejkę do przerobienia czekają jeszcze czerwone czereśnie. Obecnie z każdego tuskulańskiego kątka rozlega się co chwilę dźwięk ..."bul".

Poza tym:
- Piec chlebowy wrócił z piaskowania. O jego rekonstrukcji będzie osobny wpis. Być może już następny, jeśli jutro uda się nam kupić farbę do pieców i zaprawę szamotową.

A na koniec zagadka. Co do diabła robi Chłop, oprócz tego, że wisi i o co mu chodzi? Ja w każdym razie troszeczkę się boję :-)







37 komentarzy:

  1. Oj bajecznie prosta odpowiedź na zagadkę: testuje udźwig wciągarki zamontowanej u powały. Wiem, bo czynność ta groziła wyrzuceniem z warsztatów szkolnych....Ale fajnie się można pobujać!!!
    Farbę do metalowych części do pieców sprzedają w aerozolu - odporna na wysokie temperatury. Inna się zwęgli!

    OdpowiedzUsuń
  2. siedziba nawojów- wciągarkę ma od 10 lat i nigdy nie dopadłam go zwisającego u tejże powały :-) Tym bardziej, że niejedno auto ową wciągarką podnosił. Węszę tu jakieś drugie dno, a boję się zapytać :-)
    Dzięki, będziemy szukać w takim razie aerozolu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Może odezwało się Jego Wewnętrzne Dziecko i zatęsknił za huśtawką? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! to zielone coś- to trzmielina. Wspaniała kura domowa z Ciebie, Riannon, nawet szydełkiem machasz, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Śliczne te kapelusiki dla słoiczków :)
    Tez bym takie chciała, ale szydełkiem sobie nie radzę. Już prędzej igłą.
    To zielone to trzmielina.
    A ślimak jest zupełnie niewdzięczny, powinien śmignąć te pierogi raz- raz.

    A Chłop może chciał zobaczyć, co jest na górze? ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne, piękne zdjęcia Ci wyszły! Kwiatki, detale - cukiereczki po prostu!
    Też sie dopisuję, że to trzmielina.
    Ja macham szydełkiem nawet dość umiejętnie, ale nigdy nie wpadłam na to, aby zrobić kapelusze na słoiki. A może zamieścisz tu schemat robótki albo dokładną instrukcję fotograficzną "step by step"?
    Zazdroszczę Wam czereśni, nasze w większości przepadły podczas majowych MROZÓW (tak, to nie były przymrozki, ale prawdziwe mrozy). Resztę dziś właśnie załatwiły szpaki... No cóż, one też muszą coś jeść, szkoda tylko, że zeżarły wszystko! Naszym zdaniem czereśnie jeszcze trochę powinny powisieć i podojrzewać, ale one widocznie bardzo głodne były. A jak Wy sobie radzicie z nieuniknionym nalotem ptactwa?

    OdpowiedzUsuń
  7. asjah- oby to tylko chodziło o wewnętrzne dziecko :-)

    Maria z PP, Agik, Hajduczek- dziękuję za podpowiedź co do trzmieliny. Najprawdopodobniej to trzmielina japońska i kupiłam ją zapewne z tego powodu. Skalniak miał być stylizowany na ogród japoński, stąd przydałoby się coś "japońskiego" posiadać na nim :-) Nadal mam tam za dużo roślin, aby choć imitował japoński ogród.

    Agik- Również mam większe "nabożeństwo" do igły niż do szydełka, stąd większość czapeczek będzie jednak haftowana na kanwie, niż szydełkowana.
    Do pierogów nabożeństwa nie mam żadnego, będę zmuszona poczekać do zimy, kiedy jest więcej czasu i z nudów można robić takie monotonne potrawy :-)

    hajduczek- moje czapeczki to na razie bardzo swobodna interpretacja. Naprawdę szydełko miałam ostatni raz w rękach we wczesnej podstawówce. Ćwiczę sobie te słupki i ażurki w sposób absolutnie dowolny i radosny. Na pierwszej wyszła mi mocna falbanka, bo dodawałam za dużo oczek na obwodzie, ale to nie serwetka, zatem falbanka nie przeszkadza, a nawet dodaje uroku. Druga wyszła mi już dosyć płaska, robiona samymi słupkami. Ta, co trzymam na kolanach na zdjęciu.

    Co do czereśni, to wydzieramy je ptactwu z dziobów. Nie czekam, aż do końca dojrzeją. Z pierwszym drzewem czekaliśmy, to nic nie zebraliśmy- ptaki były pierwsze. Na szczęście mamy kilka odmian, które owocują jedna po drugiej do samego końca czerwca. Przez cały miesiąc mamy czereśnie. Na ptaki nie mam patentu, po prostu z nimi rywalizujemy, ale nie dokuczamy im, bo bardzo lubimy ptaki :-)

    U nas nie będzie przez te mrozy jabłek, orzechów, żadnych porzeczek, ani agrestu. Będzie trochę gruszek, odrobina winogron (te, które podczas majowej śnieżycy były na ścianie pod okapem) nie wiem, co z malinami i jeżynami.

    OdpowiedzUsuń
  8. Maria- no dzięki bogu jeszcze bez :-) Bardzo dobrze widzę z bliska, jeśli już, to powinnam nosić szkła do obiektów w dali. Ale bronię się przed tym, bo w okularach czuję się, jak zamknięta w słoiku, a do szkieł kontaktowych jakoś się przekonać nie mogę. Jak pomylę sobie sąsiadów za płotem, to zastanowię się nad jakąś opcją szkieł :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Makro bardzo udane..nie mam pojęcia jak to osiągnęłaś bo mi nijak ni wychodzi:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nad okularami radzę myśleć dopiero, jak pomylisz sąsiadów z płotem ;).

    OdpowiedzUsuń
  11. Tabu- widocznie te aparaciki z marketów nie są takie najgorsze, a ja z taką pogardą na nie patrzę... Jest tam kilkadziesiąt trybów pracy i trzeba sobie śmiało popróbować i dostosować do okoliczności.

    Hanna- :-)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak aż nie przetwarzaj tych czereśni i gońcie szpaki oraz Mamuny, bo Goldasy lada moment się
    zjawią, zwłaszcza ślubny Czereśniak :-)
    A z tymi pierogami to wałek jakiś...
    Dopiero zimą? Łeeeeeeee..
    Parura, parura blanca......
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. A ślimaki i róże to wiesz..mówiłam Ci bardzo ładne.
    A kapturki i inne akcesoryja na przetwory to
    " mucha nie siada"

    OdpowiedzUsuń
  14. Oj kobieto, zaszalałaś z nowym aparatem :) zaszalałaś :)

    widać interes idzie dobrze :)

    a swoją drogą po twoim poście pojechałem do Pierdonki oglądnąć ten aparat i właśnie wróciłem z przenośnym DVD do samochodu :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Za horyzontem- ja bym się spieszyła na Waszym miejscu z tym przyjazdem, bo jutro zbieramy czereśnie do większego baniaczka- minimum 10 kilo :-)

    Admin R-O- interes idzie swoim leniwym, wyluzowanym trybem. Nawiasem mówiąc nadal zbieram na laptopa i chyba zejdzie mi do jesieni to ciułanie. Aparat to prezent :-) Mamuśka zakupiła go miesiąc temu w Aldi, tym razem wyjątkowo nie chodziło o Biedronkę :-)
    Po laptopa wybiorę się jednak do sklepu branżowego.

    OdpowiedzUsuń
  16. Już piszę na maila.

    Offtop: powoli u siebie na blogu zamieszczam coraz więcej konkretnych kalkulacji jak sugerowałaś, mimo że oczywiście trochę ogólnego pitolenia jest :)

    podoba m się to nawet

    OdpowiedzUsuń
  17. O! widzę że smakowitości wielkie się tu szykują (i nie mam na myśli pierogów) ;-))
    Ileż można robić zdjęć kwiatkom - takie pytanie zadaje mi często córcia... Dużo można - odpowiadam z całą stanowczością. Ładnie Ci te "makra" wyszły ;-))
    Ale z szydełkiem w dłoni to jakoś Cię sobie nie wyobrażałam... ;-)
    Ściskam czule!

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie dosc, ze ladna - to jeszcze taka zdolna! Twoj maz jest szczesciarzem.
    Mnie rowniez zaskoczylas szydelkowaniem, swietnie sobie radzisz. Kapelusiki na sloiki przepieknej urody.
    Wina zazdraszczam jak i sera wlasnej produkcji.
    Nie ujmujac Halynce, Twoje zdjecia rowniez rewelacyjne.
    A chlop przypomnial sobie lata dzieciece i swietnie sie bawi:)))

    OdpowiedzUsuń
  19. Admin R-O- pitolenie nadaje smaku. Bywam, wpadam, a jak coś przeoczę, to nadrobię po sezonie czereśniowym. Już niedługo utknę siedząc i czuwając dzień i noc przy szczeniaczkach, a to będzie akurat w pokoju z komputerem :-)

    Inkwizycja, Ataner- no nie powiem, pędzel bardziej mi w rękach leży, niż szydełko, ale czapeczki chciałam mieć. A jak się chce mieć, to trzeba się zabrać do roboty :-) Sama siebie zaskoczyłam, ale ja bardzo lubię wyzwania i lubię sprawdzać się w nowych pracach związanych z rękodziełem. Zdradzę Wam, że marzy mi się posiąść umiejętność tkania.
    Dziękuję za miłe słowa :-*

    OdpowiedzUsuń
  20. Nawet nie próbuję zgadywać co robi chłop jak wisi, to powyżej moich zdolności intelektualnych hahahaha
    Naj naj dla mnie - zdjęcie psiego nosa.. bo to jest Psinos :))))
    Super są takie prezenciki nieoczekiwane :D,
    a z szydełkowaniem.. są takie rzeczy, których się nie zapomina:D Twoje czapeczki to dowód absolutny! :D

    OdpowiedzUsuń
  21. Sarenzir- dzięki, że zwróciłaś uwagę na Psinos, uwielbiam te moje nosy i zapewne zbiorę niedługo całą kolekcję ich fotek :-)

    OdpowiedzUsuń
  22. A co do podśmierdywania mleka krowiego to o ile dobrze wiem (a mogę się mylić) to podśmierdywuje ono wcale nie z powodu obórki. Niektóre krowy mają takie mleko i już. Trochę na to może wpływać karma (podpatrz czym właściciel karmi krowę, może skarmia jakieś buraki, warzywa, kiszonkę), ale w dużej mierze wrodzona budowa ciała krowy. Tj. bliskość nerek i gruczołów mlecznych. Nie każde mleko od krowy nadaje się przez to na sery. Kozy mają naturalnie inną budowę fizyczną w tej ważnej kwestii, stąd nigdy kozie mleko nie czadzi oborą. Jeśli już to kozim piżmem w rzadkich przypadkach (okres rui, bliskość kozła, hormony danej kozy). Dlatego, przyznam się, od kilku lat nie piję krowiego mleka, ani nie jem przetworów z niego, mam lekki wstręt. Wyjątkiem jest masło, które z mleka koziego trudniej uzyskać. Dodatkową zaletą koziego jest też fakt, że nigdy nie daje efektu biegunki, co po krowim się zdarza. Wiedzą to doskonale moje koty, bo każda zmiana mleka na krowie (zimą, gdy kozy są zasuszone) daje ten efekt natychmiastowo... Koziego piją do woli, nawet trzy michy dziennie, zawsze ciepłe, żywe prosto z udoju (można się uczyć od zwierząt co najlepsze i najzdrowsze) i nigdy żadnych parć kuwetopodobnych nie ma.
    To tak trochę serowarsko-śmierdnie. ;-)
    Pozdrawiam
    Ewa S.

    OdpowiedzUsuń
  23. Ewa- niestety, nie mam wpływu na to, czym gospodarz karmi swoje krowy, zatem jeśli będzie przeszkadzał mi odorek, będę zmuszona zrezygnować z jego towaru. A szkoda, bo to jedyne krowy mleczne w dostępnej mi okolicy (to się porobiło- ludzie wolą stać w Urzędzie Gminy po zasiłek, niż zabrać się za gospodarzenie).
    Początkowo, gdy kupowaliśmy mleko- było ono bez zarzutu. Potem zdarzyło się, że wzięliśmy 2 razy mleko w południe. Stało ono owszem, w chłodnym miejscu, ale 4 godziny w domu gospodarza. Jestem pewna, że złapało zapachy z domu. Niestety, to człowiek starszy, samotny, myślę, że z higieną u niego kiepsko. Mam przypuszczenie, że w domu pachnie u niego, jak w obórce.
    Wczoraj się przyczailiśmy, Chłop wyrwał gospodarzowi mleko prosto spod krowy, nawet minuty w domu nie stało. Albo mam już uraz, albo jest to, o czym piszesz (że to budowa i specyfika krowiego mleka), albo dojenie krowy w oborze nadało minimalny, ledwo wyczuwalny posmaczek obórki, który jednak tak nie razi, jak mleko poprzednie. Dodam jeszcze, że smak obórki nie zaszkodził do tej pory serom. Jest wyczuwalny podczas pasteryzacji, kwaszenia mleka, ale znika po przerobieniu mleka na ser i serwatkę. Niestety, masło i śmietanka są dzięki temu posmakowi obrzydliwe.
    Myślę, że w tym przypadku jest to kwestią złapania przez mleko zapachu z otoczenia. A ja jestem potwornie wrażliwa na aromaty :-(
    Ech, a o kozach to ja sobie mogę na razie tylko poczytać. Chłop powiedział, że nie zamierza robić siana dla tak pospolitych stworzeń. Jak będzie w domu koń, to koza się przy nim wyżywi :-)

    OdpowiedzUsuń
  24. Te róże prześliczne. Przyjedziemy we wrześniu, to zrobisz mi sadzonki :)
    A co do mleka - to wyobraźcie sobie wszyscy, że w Gdańsku, w pewnym miejscu postawiono nam... mlekomat :) Więc my skwapliwie zaraz z niego udoiliśmy mleka, które naprawdę smakowało mlekiem (za moich wczesnopanieńskich czasów prawdziwe mleko kupowalismy w PGR i stąd pamiętam smak)
    W związku z powyższym będą twarożki. Śmietana (bo mleko tłuściutkie). I frajda :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Ten nos ma pełne prawo być ulubionym :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Czereśniowe słoiczki w ubrankach są super!
    Ciekawe, jaki smak będzie miało wino. Z samych czereśni? Bez dodatku innych owoców?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  27. Riannon, a ja się założę, że w mieszkaniu gospodarza czuć normalnie, kurz, wilgoć starego wnętrza, a nie oborę. Mleko przez kilka godzin po udoju jest neutralne bakteryjnie, dlatego nie czujesz odorku w świeżym. Ale gdy postoi i zaczynają się procesy bakteryjne i kwasowe zaczyna też być czuć (zdaje się nie pomylę nazwy) fenol zawarty w takim mleku. Przechodzi ono nim już w brzuchu krowy.
    To częste zjawisko, ale z rolnikiem o tym nie pogadasz, bo wszyscy milczą na ten temat, wstydliwie. W mleczarniach jest to usuwane technologicznie. Poza tym sami są przyzwyczajeni. Na mojej wsi są dwie dojne krowy, jedna daje notorycznie mleko z czadem, druga nie. I nie można nic zarzucić czystości gospodyń. Podpytuję rolników, bąkają, że niektóre krowy tak mają i już. I taka jest konkluzja.
    Swoją drogą nie czujesz czadu w serze (większość fenolu odchodzi z serwatką albo maslanką), bo jesz świeżasy podpuszczkowe. Ale gdyby dać je do dojrzewania przez miesiąc-dwa-trzy, to by się pewnie coś czuło.
    Pozdrawiam
    Ewa S.

    OdpowiedzUsuń
  28. maroccanmint- nie ma sprawy, tylko żebym pamiętała w sierpniu pobrać szczepki.
    Cieszę się, że i miastowi będą wreszcie mogli skorzystać z dobrodziejstwa krowy :-) Ja chyba niedługo też będę musiała szukać w jakimś mieście mlekomatu, jak tak dalej pójdzie :-(

    Ela G-P- :-)))

    M.- piłąm już wino z czereśni produkcji teścia. Piekielnie słodkie, ku radości mego Chłopa, który lubi takie ulepki. Ja niestety musiałam rozcieńczać wodą mineralną. Pyszny soczek. Nasze czereśnie to inny gatunek. Każdy baniak ma inną zawartość cukru i innego rodzaju czereśnie. Jednym słowem, zobaczymy, co z tego wyniknie- wszystko, co robimy, to eksperymenty. Na razie same udane, oby tak dalej :-)

    Dzięki za wszystkie pozytywne opinie o czapeczkach. Ciekawe, czy ktoś sobie pomyślał "jakie okropne, wsiowe, zgrzebne szmaty, he he he...??? :-)
    Pragnę donieść, że rozkręcam się w tym temacie i zaczęłam już haftować czereśnie na czapeczkach :-)

    OdpowiedzUsuń
  29. Ewa- to jest bardzo możliwe. Możliwe też, że początkowo dostawaliśmy mleko od innej krowy, bez tej naleciałości zapaszku. Gospodarz ma chyba 3 krowy, niestety, nie poznałam ich osobiście.
    Dzięki za merytoryczną pomoc.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  30. Zatem zacznij kaprysić gospodarzowi i zasugeruj mu, aby dawał wam to od ulubionej krowy, że było tłustsze, smaczniejsze, lepiej się serowarzyło (nie wspominaj o smrodzie, bo można obrazić). Chyba, że ta poprzednia krowa jest teraz cielna i już nie daje mleka...
    Pozdrowienia
    Ewa S.

    OdpowiedzUsuń
  31. Spróbuję zrobić tego typu podchody, może od jesieni, bo faktycznie, on te krowy miał pozacielane i przez kilka tygodni w ogóle mleka nie sprzedawał. Pewnie teraz jakoś po kolei się wycielają.
    Ewa, powiedz mi jeszcze, jak jest z siarą? Czy człowiek może używać do czegoś krowiej siary? Gospodarz nam proponował, nie wiem, czy żartem, czy poważnie, nie skorzystaliśmy. Inny chłop bierze od niego siarę dla swoich warchlaków. Ja z dużym powodzeniem i z korzyścią na plus dodaję psom serwatkę do karmy, ale co z siarą? Myślę, że tam mogą być jakieś hormony niewspółgrające z ludzkimi, czy psimi, ale warto dowiedzieć się czegoś więcej o tym.

    OdpowiedzUsuń
  32. He, he... napisałam "z korzyścią na plus"- jakby mogła istnieć korzyśc na minus :-)))

    OdpowiedzUsuń
  33. Siara tym się różni od zwykłego mleka, że jest o wiele tłustsza. Z krowiej siary gospodynie dawniej robiły placki (naleśniki, racuszki), podobno bardzo smaczne. Myślę, że zwierzęta mogą pić spokojnie, choć bez przesady. Nie wiem jak z krowią, ale z kozią siarą problemów nie mam. Psy i koty po prostu ją uwielbiają, a Ania robi sobie maseczki na twarz i ręce. Super sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  34. Maseczki to na pewno świetny pomysł. Cóż, muszę w takim razie poeksperymentować, skoro nie ma jakichś konkretnych przeciwwskazań.
    Dzięki za informację :-)

    OdpowiedzUsuń
  35. Chłop najwyraźniej staje na wysokości zadania! :D Opamiętaj się i nie podnoś Mu wyżej poprzeczki, bo Go w końcu będziesz bosakiem z księżyca ściągać! :D Pzdr.
    P.S. A ser pięknie odciśnięty.

    OdpowiedzUsuń