Długo czekały na swoje 5 minut na blogu, głównie dlatego, że nie do końca jestem z nich zadowolona.
Nie jestem osobą religijną, ale od zawsze interesowałam się kulturą duchową ludzi, która przejawia się w symbolice, obrzędowości, sztuce. Owi ludzie –obiekty moich zainteresowań- nie sprowadzają się jedynie do naszego chrześcijańskiego kręgu kulturowego. Wręcz przeciwnie, traktuję ów krąg po macoszemu, a to dlatego, że znam go niejako od środka. A to wszystko z powodu terroru religijnego, jaki miałam w domu rodzinnym, a który zrodził bunt.
Odpowiada mi atmosfera pustych kościołów. Ich wystrój, im bogatszy, tym dla mnie lepszy. W moim umyśle spełniają swoją podstawową rolę propagandową- rzucają na kolana maluczkich. Mnie rzucają nie tyle ze względów związanych z wiarą, ale z podziwu dla dzieł sztuki stworzonych ludzką ręką. Zachwyca mnie, uważany przez niektórych za tandetny, styl barokowy, podziwiam wystrój starszych epok- gotyku, stylu romańskiego. Ornamentyka bizantyjska znana jest mi jedynie z obrazków w książce i wcale nie kojarzy mi się z wiarą. Ikonami zachwycam się traktując je jako dekorację. Chętnie wywieszę je na ścianie, nie po to, aby się do nich modlić, lecz by cieszyły oko. Na prawdziwe ikony mnie nie stać, z resztą nawet bym o nie nie zabiegała. Sama nie posiadając daru wiary, szanuję uczucia innych i nie chciałabym profanować poświęconej rzeczy.
Kiedy parę miesięcy temu odkryłam sztukę decoupageu, przede wszystkim zwróciłam uwagę na tworzenie ikon. Sądząc po tym, iż w książe były opisane na ostatnich stronach, zapewne instrukcje adresowane były do zaawansowanych dekupażystów. Powinnam była też się zastanowić, czemu odmówiono mi udziału w kursie „Ikony”, skoro wówczas jeszcze nie zrobiłam podstaw decoupageu.
Jestem jednak osobą bardzo niecierpliwą i upartą. Jak coś sobie wymyślę, natychmiast chcę to realizować, umieć i po prostu mieć.
Podczas jednej z wizyt we Wrocławiu wprawiłam matkę w osłupienie.
-Potrzebuję obrazki z twoich gazet, świątki, krzyże, jakieś reprodukcje starych obrazów z kościołów- zagaiłam wiedząc, że matka przechowuje archiwalne numery Naszych Dzienników, Niedziel, Pielgrzymów, etc.
Tak, moja matka wpadła w szpony sekty zwanej Radio Maryja. Tak, należy mi współczuć, szczególnie odkąd radośnie oznajmiła, że nie my, ale Radio Maryja stanowi jej prawdziwą rodzinę.
Ze zdumieniem i zmarszczką na czole, oznaczającą głęboki proces myślenia, położyła przede mną stos czasopism.
-A czego szukasz?
-Ikony będę robić. Potrzebuję kilku kolorowych obrazków w starym stylu.
-Dziecko, ja się tak modlę i na mszę daję za wasze nawrócenie...
-Jezus Maria, mamo, o czym ty mówisz? Msze opłacasz za nasze nawrócenie? Na cukierki lepiej byś mi dała!
Wyrodna córka ze mnie. Nie pomyślałam o tym, że matka oszczędza na lekach, a mnie cukierki chodzą po głowie. Tym bardziej przeraził mnie sponsoring, jaki uprawia ze swojej haniebnie niskiej emerytury.
-Ja cały czas wierzę, że WY się nawrócicie i modlę się o to.
Słowo WY odnosi się do całej najbliższej rodziny poza nią samą. Gdybyśmy wierzyli w mitologicznego staruszka z siwą brodą, MY modlilibyśmy się o to, aby się ocknęła i zaczęła szanować nasze uczucia bardziej niż odbiornika radiowego.
-To ty sobie szukaj, a ja ci przeczytam artykuł.
-Mamo, nie agituj mnie!
Ale matka już czytała. Wyłączyłam się więc i wertowałam czasopisma. Co jakiś czas przerywałam mamie i urządzałam jej przepytywankę z owej czytanki. Przy drugim już pytaniu ze zgrozą odkryłam, iż matka nie rozumie tego, co czyta! Co więcej, sam piszący przeczył sobie w co drugim zdaniu. Dlatego wyrwało mnie to z zamyślenia.
W tych okolicznościach, tłumacząc mamie -z marnym skutkiem- niekonsekwencję autora w sprawach zasadniczych dla jego wiary, znalazłam obrazek, z którego wykonałam pierwszą w swoim życiu, taką oto ikonę:
Wycięte przedstawienie było dosyć grube, gdyż obrazek pochodził z okładki kolorowego czasopisma. Po nałożeniu około 30-tu wartstw lakieru do podłogi, nerwy mi puściły, bo nadal widać było brzegi wycinanki. Nie wiem, co sobie wtedy myślałam, w żadnym poradniku tego nie było, ale sypnęłam na mokrą warstwę lakieru garść pyłu- kurzu z podwórka. Po nałożeniu kilku następnych warstw lakieru i potraktowaniu obrazka patyną postarzającą, deska wygląda, jakby powstały na niej ze starości prawdziwe pulchry.
Patyna postarzająca to jedyne medium, jakie zakupiłam do produkcji tej i poniżej prezentowanych ikon. Resztę materiałów znalazłam w garażu i w stodole. Użyłam bardzo starych desek rozbiórkowych, złotej farby w spreyu i lakieru do podłogi, gdyż jeszcze wówczas nie odkryłam, że posiadam absolutnie rewelacyjny, zastępujący wszelkie kleje i lakiery do decoupageu, akrylowy lakier do boazerii.
Jasnogórska jest za bardzo kojarząca się z tematem, więc dostanie ją mama w prezencie.
Ale to były nadal eksperymenty i dziś wiem, że zrobiłabym te ikony nieco inaczej. Wiedziałam to również w momencie ich tworzenia, dlatego wybrałam najmniej podobające mi się motywy z zakupionego już w odpowiednim sklepie papieru do decu.
Do ikon powrócę, bo zostało mi sporo bizantyjskich obrazków. Zrobię je bardziej fachowo. Zamierzam też zabrać się za freski na pokrytych tynkiem deskach. W moim zamyśle będzie to wyglądać jak wyrwane fragmenty ścian z jakiegoś obiektu sakralnego.
W międzyczasie wykonałam też kilka dekorków.
Moje ukochane doniczki (chyba się wyspecjalizuję w nich, bo uwielbiam efekt końcowy:
Do bombek jeszcze powrócę przed świętami, na razie jestem zajęta lepieniem pierogów i uszek na wigilię :-)))
Jak widać motywy na dekorkach się powtarzają. A to z tej przyczyny, że serwetki wyszły, ja z powodu zimy wyjść nigdzie dalej nie mogę, a kurier czy też poczta do nas nie dotrze, więc zamawianie czegokolwiek w tych okolicznościach przyrody jest bez sensu.
Ta pierwsza naj, naj, naj !!!!Pozostałe też piękne, ale ta pierwsza istne cudeńko :-)))
OdpowiedzUsuńNaprawdę masz talenta! Zazdraszczam i pozdrawiam baaaardzo cieplutko !!!
Mnie się ta pierwsza podoba najbardziej, może dlatego, że taka niepodręcznikowa. Ja robię podobnie, jak nie wychodzi, to tu maznę, tam rozetrę i twierdzę, że tak właśnie miało być ;-)
OdpowiedzUsuńSzczerze Ci współczuję problemu z mamą. Wiem, jak to jest, choć moi rodzice na szczęście do moherów nie należą. Dla mnie to chyba jeszcze trudniejsze, bo jakaś cząstka wiary we mnie pozostała i łapię się na tym, że ani niewierzący, ani nieliczni w Polsce ludzie innych niż katolicyzm wyznań, nie są w stanie mnie tak zbulwersować, tak obrazić tego, co dla mnie święte, jak ci z rodziny radia Maryja.
Cóż live is brutal, a doniczki piękne ;-)
faktycznie, jak na pierwszą ikonę w życiu- świetna!
OdpowiedzUsuńświęte obrazki generalnie mało do mnie przemawiają i oczy spoglądają głównie na drewno w sztuce sakralnej...
_____________________
zima ma to do siebie że kobiety gorąco płoną pasją i ideami i ta ich strawa coraz bardziej kreatywna się robi...
buziaki i twórczych zimowych wieczorów ;)
nom masz zacięcie do tworzenia czegoś z niczego :)..to ja poproszę jakiegoś Indianina ;)..bo w tym kraju tylko świętych się zauważa, a pogan ma się w pogardzie :/
OdpowiedzUsuńDziewczyny- a ja coś nie mam serca do tej pierwszej. Faktycznie jest nietuzinkowa i nie do podrobienia, ale chyba za bardzo mi w kość dała.
OdpowiedzUsuńCzaroffnico- mam dokładnie tak samo, ale ten bizantyjski akcent oswaja mi te świątki do tego stopnia, że widzę w nich tylko dekor.
Grey Wolf- mam przepiękną, o sporym rozmiarze Indiankę zrobioną przeze mnie haftem krzyżykowym. Niestety, nie mogę się chwilowo nią pochwalić, bo baterie wysiadły w aparacie. Wyszywałam ją przez kilka zim. Jak tylko dotrę do miasta, kupię baterie, pochwalę się i haftami :-)
Hm... decoupage z Indianinem... brzmi jak wyzwanie, a ja lubię wyzwania :-) Pomyślę nad takim :-)
Riannon, obserwowałam podobną przemianę pod wpływem tego wiadomego radia u mojej Babci... Najpierw wielogodzinne modły, codzienne msze, koronki, różańce (same w sobie nie stanowiące przecież nic złego) - ale z drugiej strony zatracanie się w ideologii ojca dyrektora, zaprzeczanie zasadom wiary, lekceważące machanie ręką na słowa Pisma. Dziwne to było i dość straszne...
OdpowiedzUsuńJa już matki w domu złapać nie mogę telefonicznie, bo cały czas w kościele siedzi. Ale to akurat faktycznie detal. Bardziej chodzi o tę toksyczną ideologię i o fakt, że organizacja ta działa identycznie, jak sekta. Odciąga ludzi od własnych rodzin i pierze im mózgi. Kilkukrotnie już usłyszałam od matki, że jestem satanistką. W sumie nie wiem, czy śmiać się z tego, czy płakać.
OdpowiedzUsuńWybacz ,że w poście sprzed roku,ale czytam archiwa i nie wytrzymałam!!A ja myślałam ,że tylko moja mamcia taka pojechana.Moja matka lata do proboszcza skarżyć się ,że córka do kościoła nie chodzi ,zięć ma rogi i takie tam, a you tuba zna tylko, bo ogląda kazania księdza Natanka. Rany Boskie nie jestem sama!!!Raz zadedykowała pielgrzymkę swoją do Częstochowu(sic!) pieszą, mojemu nawróceniu. Się nie dałam. Jako jednostka wybitnie interesująca się historią kościoła ,jakoś nie mogę przełknąć ściemy z koniecznością spowiedzi i innych bzdur. Ale Ikony to coś pięknego, mam je dwie (moja rodzina jest częściowo prawosławna, więc bardzo je cenię i szanuję. Twoje są piękne,nie jęcz ,że nie masz talentu;-)
UsuńNie ma sprawy, dostaję na maila komentarze, to nie przeoczę :-) Natanek jest chyba jeszcze bardziej odjechany od Rydzyka :-( Moja mama nie ma internetu, zatem nie trafiła na tę postać :-) Jestem we Wrocławiu u rodziców średnio raz na kwartał i po dwóch dniach religijnej agitacji mam serdecznie dosyć. Tak jak Ty bardzo byłam niegdyś zainteresowana historią kościoła i nie mogę pojąć, że ta zakłamana instytucja wciąż uznawana jest w Polsce za autorytet.
UsuńMam do ikon i do ich "pisania" (bo "prawdziwe", sakralne ikony się "pisze" :) ) stosunek dość osobisty. Pewnie dlatego, że jestem człowiekiem z pogranicza kultur i od dziecka odwiedzam miejsca gdzie modlili się ludzie różnych obrządków i wyznań. Czasem będące dziś zupełną dziczą, a niekiedy wciąż brzmiące przepięknym wielogłosowym chórem wiernych. Więc jeśli chodzi o mnie to NAPISANE na Ikonach twarze świętych żyjące w pełgającym świetle świec rzeczywiście przenoszą w jakiś nadwymiar. I to chyba niezależnie od religijnych przekonań. :) Teologowie wschodni (np. Uspieńki, Florenski) zgodnie twierdzą, że Ikona to takie okno do wyższej rzeczywistości i w związku z tym, większość malarstwa religijnego Zachodu jest kłamstwem. :D Pierwsza Twoja praca chyba najbardziej mi się podoba. Jest taki gość w Bieszczadach, w Hoczwi - Pękalski. Znajduje Twarze w starych korytach i drzwiach. Pozdrawiam serdecznie. Radek
OdpowiedzUsuńRadku- pięknie powiedziane o tych oknach do innych rzeczywistości. Z drugiej jednak strony nie do końca mi się podoba, jak wyznawcy jednej wiary krytykują innych nazywając ich sztukę, czy obrzędowość kłamstwem. To są przecież sprawy zależne od kultury, wychowania, wrażliwości. Dla katolików, tych naprawdę rozumnie wierzących, wrażliwych, średniowieczna rzeźba, czy nawet współczesne sakralne dzieło sztuki, umieszczone w kościele parafialnym, może być jak najbardziej łącznikiem pomiędzy dwoma światami.
OdpowiedzUsuńJa osobiście zachwycam się kontekstem, materiałami, techniką tworzenia tych artefaktów. Niektóre mnie ujmują bardziej, niektóre mniej. Nie do końca rozumiem, z jakiej przyczyny, ale ikony należą do tych "bardziej" :-)
Bieszczady daleko i bez szans na odwiedziny w najbliższej przyszłości, ale twarze w korytach i drzwiach bardzo by mnie zainteresowały.
Riannon, droga! :D W dobie internetu odwiedziny w Hoczwi to żaden problem.
OdpowiedzUsuńhttp://www.pekalski-gallery.com/
Pzdr.
He, he... dzięki za link. Nie wiem, czemu skojarzyło mi się, że Bieszczady plus znajdowanie Twarzy w korytach (wizjonerstwo jak mniemam)równa się pustelnik odrzucający zdobycze cywilizacji :-)
OdpowiedzUsuńDziś wieczór więc odwiedzam Hoczwię :-)
Hoczew :-)))
OdpowiedzUsuńKobietko, jaka Ty zdolna jestes! Ikony wszystkie piekne, mnie szczegolnie przypadla do gustu ta droga, musialy byc bardzo pracochlonne. Doniczki i bombka, super.
OdpowiedzUsuńFaktycznie na brak czasu to Ty nie mozesz narzekac :)
Ataner- dziękuję za miłe słowa :-) Ja wiem, czy pracochłonne? Jak mam wenę, to zatracam się w robocie. Jedyne co, to dużo bałaganu jest przy tym. Nie mam swojej pracowni, rozkładam się gdzie mogę, zimą niestety w salonie w domu. Latem zazwyczaj na podwórku. A prace te wymagają długiego czasu schnięcia i powtarzania czynności, więc materiały, narzędzia, prace leżą, gdzie popadnie.
OdpowiedzUsuńNie umiem się nudzić i nauczyłam się wykorzystywać czas co do minuty. Mam tyle pomysłów, że życia mi nie starczy, aby je wszystkie zrealizować :-)
prze-pię-kne! A moja mama też się modli za NASZE nawrócenie... żal mi jej czasem...
OdpowiedzUsuńLelevina- Dziękuję bardzo i witam w gronie "potępionych" :-) Przynajmniej w piekle będę miała miłe towarzystwo :-)
OdpowiedzUsuń