O mnie

Moje zdjęcie
Kobieta wciąż zadziwiona otaczającym ją światem. Z wykształcenia archeolog, z wyboru Wolny Człowiek i Kustosz we własnym Muzeum. Z urodzenia Wrocławianka, z wyboru mieszkanka małej wsi. Na pytania miejskich kolegów: "co ty robisz do licha na tej wsi"??? odpowiada: "żyję!!!". Zawsze niepokorna i pozostanie taką do śmierci. Wyznaje w życiu maksymę: "Ludzie posłuszni żyją, aby spełniać oczekiwania innych. Nieposłuszni realizują swoje marzenia". Kobieta owa ma wciąż wiele pomysłów, które uparcie realizuje na powyższej zasadzie. Posiadaczka 2 psów i 1 Chłopa. Chce się dzielić z ludźmi swoim kawałkiem życia prowadząc Gospodarstwo Agroturystyczne, Muzeum Dwór Feillów oraz Hodowlę Psów Rasy Golden Retriever.

niedziela, 17 czerwca 2012

Życiowe abstrakcje.


Od pewnego czasu moje wizyty we Wrocławiu są mocno abstrakcyjne. Nigdy nie wiem, jak potraktuje mnie ojciec, który cierpi na zaawansowaną już niestety chorobę Alzheimera. Czy mnie pozna, pomyli z kimś innym, dopisze stadko dzieci, jak to było ostatnim razem? Leki "na mózg" pomagają. Tym razem, niewątpliwie długo przez mamę przygotowywany na mój przyjazd, ojciec rozpoznał mnie (a przynajmniej tak twierdził), potrafił przypisać mnie do Chłopa (ty jesteś od Krzysia? :-) i pytał o pieski, choć nie potrafił wymienić żadnego z imienia. Co ciekawe, jeszcze jakiś czas temu mama mówiła, że pytając o swoje obie córki nie wymienia naszych imion. Pamięta za to zięciów. Mówi o nas „ta od Krzysia” i „ta od Andrzeja”. Czy ojciec podczas pobytu miał jakąś ciągłość w rozpoznawaniu mnie, nie wiem. Podczas, gdy malowałam rodzicom altanę na działce, słyszałam, jak mówił do mamy: „on maluje”. Znając konserwatywne poglądy ojca objawiające się między innymi tym, że od wczesnego dzieciństwa byłam strofowana za zachowania niegodne grzecznej dziewczynki (np. gwizdanie i zawody w pluciu na odległość), ojcu zapewne w głowie się nie zmieściło, że kobieta może trzymać pędzel w ręku i odwalać brudną robotę. Obawiam się, że cała zasługa za robotę spadnie na Chłopa lub szwagra, ale co mi tam.

Z tych działkowiczów, to niezłe ziółka. 
Makowe pole odkryłam pomiędzy ogrodami :-)


 Ach, dlaczego nie odziedziczyłam takich praktycznych talentów po rodzicach? :-(
Zrobienie i utrzymanie nawet najmniejszej grządki to dla mnie kosmiczna technologia :-(






Ojciec jakiś czas temu miał robiony tomograf mózgu. Mocno to przeżył. Od tamtej pory twierdzi, że w kapsule, do której wjechał, wymienili mu mózg na nowy. Bardzo się tym przejmuje i uważa za swój obowiązek dbać o ten nowy mózg. Objawia się to tym, że absolutnie nie chce wychodzić z domu bez czapeczki. Upał, czy nie, ojciec łapie za czapkę, a mama próbuje wyperswadować mu ten pomysł. Biorąc pod uwagę walory komunistycznego budownictwa, sąsiedzi z prawa, lewa, spod spodu i z góry mają niezłe słuchowiska. Nie wspominając już o działkowiczach, bo na terenie działek sceny rozgrywają się na otwartej przestrzeni. Podczas pobytu na działce czasem nie wiedziałam, gdzie się schować i w jaką dziurę wleźć. Jestem pewna, że wszyscy mają nas za rodzinę patologiczną, ale co mi tam.


Po dniu spędzonym z pędzlem zarządziłam dzień dla siebie, mimo niepokojących sygnałów z domu, że Mantra drugi dzień leży po bramą wjazdową czekając na mnie. Chłop mówił to takim tonem, jakby leżał tam razem z nią. Chłop też trzeci dzień z rzędu rąbał pierogi z Biedronki, ale skoro po ruskich sięgnął po mięsne, to znaczy, że miał jakieś urozmaicenie. Uznałam, że odrobina egoizmu z mojej strony tylko wyjdzie moim stworzeniom na dobre (docenią moją obecność i opiekę) i ruszyłam w miasto.

W pierwszej kolejności zajrzałam do niedawno oddanej Sky Tower. Nie było jednak tam nic ciekawego. Wrocław ma już chyba dosyć galerii handlowych. Sky Tower głównie świeci pustkami, jeśli chodzi o zagospodarowanie. Jest tam kilka sieciówek i dosyć sporo, jak na tę przestrzeń,  kawiarni. 



Koniecznie chciałam zobaczyć wyremontowany (no, prawie wyremontowany) Dworzec Główny.
Spodobał mi się zarówno w ogóle, jak i w szczególe:







Szczególnie przypadł mi go gustu strop, jakby stylizowany na wnętrze starego drewnianego wagonu.





Tymczasem w Tuskulum, podczas mojej nieobecności, też było mocno abstrakcyjnie. Chłop, zanim wysłał do Urzędu Marszałkowskiego wezwanie do usunięcia naruszenia prawa, powędrował poskarżyć się w LGD (Lokalna Grupa Działania, gdzie nasz wniosek został wysoko zaopiniowany). Tam sympatyczne panie przeraziły się naszym pomysłem założenia sprawy w Sądzie Administracyjnym za argumentację podając, że oni będą się mścić i nigdy niczego już nie załatwimy. 
Nadal nie mogę wyjść z lekkiego szoku. Mentalność komunistyczna, a może po prostu małomiasteczkowa, wciąż  żyje w narodzie. Jak to jest możliwe, aby było przyzwolenie na to, że urzędnik działa poza prawem? Co to znaczy, będą się mścić? 
Empatyczny z natury Chłop dał się ubłagać sympatycznym dziewczynom i wstrzymał się kilka dni z wysłaniem wezwania. Postanowiliśmy dać ostatnią szansę wskazanej palcem w ostatnim wpisie urzędniczce i zwróciliśmy się na podany adres mailowy z prośbą, aby przesłała nam wykładnię, na jakiej podstawie uznała, że nasze muzeum, istniejące od 5 stycznia tego roku, zgodnie z ustawą o muzeach, według niej nie istnieje. Nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. 
Uważałabym się za ostatnią oślą dupę, gdybym odpuściła tym bardziej, że sam Chłop znalazł wykładnię Ministra Rolnictwa świadczącą na naszą korzyść. W piątek  zatem wezwanie zostało wysłane do Urzędu Marszałkowskiego i niewątpliwie sprawa znajdzie swój epilog w Sądzie Administracyjnym. Na założenie sprawy mamy dwa miesiące, na razie czekamy na rozwój wypadków.

To nie koniec abstrakcyjnych przygód Chłopa w Tuskulum. I pomyśleć, że niektórzy mówią, że na wsi jest nudno!
Pomiędzy gaciami a bluzkami, pośród których buszowałam na wrocławskim ucywilizowanym targowisku-Arena, rozdzwonił się telefon.
-Ale miałem przygodę- odezwał się rozemocjonowany Chłop.- Idę sobie z Fioną wzdłuż drogi na kupę, patrzę, a tu jedzie sznur samochodów. Schodzimy z drogi, a w tym samym momencie wychyla się z auta głowa i woła: "Panie Krzysiu, my do pana!!!".
Co się okazało? Organizatorka Dnia Otwartych Domów Przysłupowych, pani Ela ściągnęła do Tuskulum media-prasę i telewizję. Przyjechał też z mediami obecny burmistrz Gryfowa Śląskiego, były poseł- Olgierd Poniżnik (mamy zaproszenie do Ratusza na kawę :-) Chłop, samotny na gospodarstwie, a tym samym rozczochrany i nieogolony, udzielił wywiadu lokalnej prasie i telewizji po czym zaprezentował identyczną postawę, jak ja po wywiadzie na Jarmarku Wielkanocnym. Zawstydził się i przejął, że źle wypadł.  Podobno go zatkało. Impreza, spontaniczna i niezapowiedziana niestety mnie ominęła. 

Jedno mnie zastanawia. Tu prasa, telewizja, imprezy, wywiady, publikacje, a urzędasy* w Dolnośląskim Urzędzie Marszałkowskim twierdzą, że naszego Muzeum nie ma :-)

*Różnica pomiędzy urzędnikiem a urzędasem jest mniej więcej taka, jak pomiędzy kibicem, a kibolem.

24 komentarze:

  1. Mój ojciec żył w swoim świecie wiele lat. Z rzeczywistością, w której żyłam ja, łączyły go tylko jakieś cieniutkie niteczki. Były to głównie wspomnienia, gdzie ja na zawsze pozostałam małą dziewczynką. Córkę czterdziestoletnią, traktował jak jakąś dziwną krewną, która z tamtą dziewczynką, nie miała nic wspólnego. Ale to właśnie jej powiedział - to na co czekasz?! Czy wiedział o czym mówi? Była to odpowiedź na moje opowiadanie o wiejskich marzeniach. To było najlepsze, co mogłam wtedy usłyszeć ...
    Szokują mnie historie "urzędowe" i szokuje mnie to, że można przyjechać do kogoś "z mediami", kompletnie bez zapowiedzi.
    I tak sobie poradzicie! Masz duszę bojowniczki i myślę, że zbytnia gładkość postępu spraw, mogła by Cie nieco znudzić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba trafiłaś w sedno. Mnie mobilizują wszelkie przeszkody. Im trudniej, tym lepiej wychodzi mi na finiszu :-) Trochę się jednak sama denerwuję, że nie wyrosłam z idealizmu i że wciąż chcę zmieniać świat na lepsze. Z reguły w tym wieku zmienia się jedynie gacie :-)
      A że media bez zapowiedzi? Nawet mnie to nie zdziwiło, tu się po prostu tak żyje. Przywykłam :-)

      Usuń
  2. No bo będę się mścić. Takie jest życie właśnie...

    A telewizji gratuluję! Z czasem - przywykniecie. Mnie też mój pierwszy występ bardzo się nie podobał. I drugi. A nawet trzeci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A niech się mszczą ;-) Nam już teraz nie chodzi o to dofinansowanie, tylko o zasady. Poza tym stawka wydaje mi się tak marna, że urzędnik, gdy zorientuje się, że znamy swoje prawa, dla świętego spokoju i zachowania ciepłej posadki klepnie wszystko, byle nie mieć kłopotu. Na wszelkie pisma, które idą drogą oficjalną wszak musi odpowiedzieć, co zakłóci mu przerwy pomiędzy sączeniem kawki a herbatki.

      Parcia na szkło nie mam, zatem obawiam się, że żaden przyszły ewentualny występ może mi się nie spodobać. Ale w tym głupio skonstruowanym świecie mimo wszystko warto korzystać z wszystkich okazji, jakie się nadarzają, do promocji działalności, bo z czegoś żyć trzeba.

      Usuń
  3. Urzędasy robią co chcą, właśnie dlatego, że pokrzywdzeni odpuszczają! Mścić to się można na tych, co nie znają prawa. Urzędnika można zmusić do działania w granicach paragrafów.
    Jesteśmy pewni, że utrzecie im nosa!!!

    Wrocławski dworzec zawsze należał do naszych ulubionych, klimatycznych. Teraz wygląda przecudnie. Moglibyśmy tam chyba nawet koczować jakiś czas :DDDDD

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W każdym razie, póki jestem przekonana o naszej racji, nie odpuścimy.
      Koczownicy przenieśli się z dworca na ławeczki :-) Widać to na jednej z fotek. Też mają fajnie. Lato i ładny widok :-)

      Usuń
  4. Troche off topic, ale...
    Ludziska, przyjezdzajcie do Tuskulum.Tu jest Niesamowicie!
    Tak jak opisuje to Aneta na stronie domowej, tylko jeszcze 100 razy lepiej. Cisza, klimacik starego domu, goldeny usmiechniete i okolica przeciekawa. Jednym slowem tuskulum.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hi, hi :-) Opinia zadowolonego klienta- bezcenna :-) Dzięki :-)

      Usuń
    2. Ja też dołączam do tej opinii. Wprawdzie media wpadają, a gospodarze coraz bardziej popularni, jednak nie należą do tych, którym sława odbiera radość życia i zdrowy rozsądek. Też zachęcam do odwiedzenia tego cudnego miejsca, tej oazy spokoju, poznania Anety i Krzyśka oraz psiejskiego towarzystwa. Klimat domu, muzealne skarby, magia okolicy, cisza, spokój to idealne miejsce dla ludzi, którzy chcą pomarzyć, uciec od zgiełku miasta, odpocząć, dotlenić zadymione płuca, przemyśleć, zniknąć....Słowem raj dla wszystkich, bo to jedno z tych miejsc, gdzie chce się żyć:)Pozdrawiam:)

      Usuń
    3. E, tam od razu sława :-) Hi, hi... :-)
      Dzięki, buziaki :-*

      Usuń
  5. Anetko, dowal im! Trzymamy za to paluchy u rąk i stóp i nawet suki palce zaciskają ;-)) Nie można odpuszczać. Właśnie przez Ciebie zainspirowana postanowiłam się nie poddawać chorym urzędniczym wymaganiom, a prawnik potwierdził naszą rację... Więc- do przodu i nie dajmy się!
    A przypisek * cudny ;-))
    Ściskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! Właśnie o to chodzi, żeby nie bać się korzystać ze swoich praw. Trzymam mocno kciuki :-)

      Usuń
  6. Ja proponuję sie uprzeć i wychodowac grządkę! Poczatki bywaja różne, ale nic nie równa się ze smakiem własnych warzywek i ziółek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się od 11 lat tak od czasu do czasu upieram. Średnio raz na 2 lata coś próbuję posiać. Absolutnie się do tego nie nadaję. Zamordowałam nawet szczypiorek siedmiolatkę (w 2 miesiące :-) w skrzynce na oknie. Jestem przypadkiem beznadziejnym!

      Usuń
  7. Svarta ma racje :) uprzyj się cooo.... Jak się uprzesz - to się uda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrz: komentarz wyżej :-) Dodam jeszcze, że potrafię ususzyć kaktusy i pustynne palmy (moja już ledwo dycha!)

      Usuń
  8. " dni otwarte domów przysłupowych "- o mój boże..jak ja bym to chciała zobaczyc...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Impreza odbywa się co rok w ostatni weekend maja. Do nas możesz wpaść w każdej chwili- otworzymy dom :-) Serdecznie zapraszam :-)

      Usuń
  9. A już myślałam, że założyliście ogródek :) Do polki z urzędnikami to się nie odnoszę, u nas Darek jest od tych spraw, ja głupieje widząc pismo urzędowe, z mety nie wiem co do mnie "Państwo" mówi ;). A odnośnie ojca - tu chyba nie ma dobrych rad i podejść - życie po prostu. Pozdrówka serdeczne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ja też unikam urzędów jak mogę, więc witaj bratnia duszo:)
      Ale trzymam kciuki za Tuskulaków i tym bardziej ich podziwiam - dacie radę. Jakby były jakieś przeszkody, proponuję zapakować się do Syfa Wielkiego i przeć na oślep, prosto w ten urzędowy bajzel!!! Tylko dajcie znać, zawiadomimy media, abyście reklamę mieli odpowiednią:)
      My z Izerkiem też przybędziemy z odsieczą:)
      Buziaki:)

      Usuń
    2. Najlepszą metodą, o jakiej słyszałam, jest zrzucenie pod urzędem fury gnoju lub wysłanie gówna w paczce :-) Myślicie, że psie gówienko by się nadało? :-)

      Usuń
    3. Psie za mało śmierdzi, kocie lepsze :DDD

      Usuń
  10. Ha, pożyjesz, zobaczysz. Przekonasz się, co znaczy małomiasteczkowość; plotkarska, zawistna, wredna, zaściankowa, mściwa[tak!], często w symbiozie z miejscową parafią. I ręczę, że jest ONA niezależna od komuny, kapitalizmu, czy jakiegokolwiek innego ustroju. Żyje sobie, od zawsze chyba, swoim mocnym życiem i nie da jej się zmienić. Niczym.

    OdpowiedzUsuń