Równolegle z ukutym przez komunistyczną propagandę terminem, nawiasem mówiąc idiotycznym i sensu za grosz nie posiadającym- Ziemie Odzyskane, pojawiła się jego parafraza „Ziemie Wyzyskane” lub „Ziemie Wycyckane”. Myślałam, że po dwudziestu latach termin ten odszedł już w zapomnienie, lecz muszę pogodzić się z tym, iż wszedł on do obiegu, jako nazwa historyczna i wyrugować się go już nie da ze świadomości pokolenia, nawet tego najmłodszego. Póki nasze dzieci i wnuki, tak jak my, historii uczyć się będą z serialów „Czterej Pancerni” i Hans Kloss”, póty schemat złego Niemca i dobrego, podpartego jedynie słuszną socjalistyczną ideologią Polaka, pokutować będzie. A i tak najlepszy i najbardziej sprawiedliwy był czerwonoarmista, bo "dziadowi Polakowi", gołemu i bosemu ubranie dał i w czołg wsadził, a psa kiełbasą karmił.
Nie mam nic przeciwko obu serialom, choć w „Czterech pancernych” najbardziej lubiłam psa, to mimo wszystko wyrośnięcie z pełnej pieluchy i krótkich majtek zobowiązuje dorosłego człowieka do samodzielnego myślenia.
Mit Ziem Odzyskanych jest długi i szeroki, jak rzeka Odra i nie zamierzam wyczerpywać nawet kilku procent tematów z nim związanych. Skupię się tylko na zagadnieniach, które poruszam na blogu i na tematach, po których prześlizguję się prezentując pozostałości po ludziach, którzy odeszli stąd po II wojnie światowej.
Nie chcę być źle zrozumiana, iż przeciwstawiam kulturę „niemiecką” przeciwko kulturze „polskiej” na niekorzyść tej ostatniej, srając tym samym do własnego gniazda. Nie do końca bowiem owa „niemiecka” kultura niemiecką była, a po wojnie owa „polska” kultura więcej miała z bolszewickiej niż z przedwojennej polskiej.
Przede wszystkim, prezentując na blogu przedmioty użytkowe, zabytki architektury, których szczątki zachowały się tu po Niemcach, nie traktuję tematu w kryteriach politycznych. Interesują mnie ludzie, ich wytwórczość, ich domy i sposób postrzegania rzeczywistości, a nie to, do czyjej kasy płacili podatki, czy jakim językiem mówili w szkole i urzędach. W domach swoich bowiem rozmawiali dialektami, w skład których wchodziło dziedzictwo wielu kultur i narodów, dialektami dalece odbiegającymi od literackiego języka niemieckiego.
Skąd zatem wziął się ten odwieczny, wydawałoby się spór o niemieckość, czy polskość tych ziem? Podejrzewam, że gdybyśmy zapytali Czechów, to przede wszystkim oni mieliby największe podstawy, aby wyciągać rękę po te tereny. Śląsk bowiem należał do nich najdłużej.
Wiek XIX był piękny przy tym swoim całym romantyzmie i zrywach narodowych. Niestety, wszystko co piękne i modne z czasem ulega wypaczeniom i degeneracji. Poszukiwanie mitycznych korzeni przez romantycznych bohaterów, stwarzanych przez poetów i filozofów, zainspirowało zwyrodniałych polityków do realizowania swych zboczonych fantazji. Powstały ruchy narodowościowe po wszystkich stronach barykady, a historia i archeologia miała ukonstytuować prawo danej grupy etnicznej do określonego terenu. Odpowiedzią na niemiecki nacjonalizm, był nacjonalizm polski. Jednym z jego elementów był spór zakompleksionego swym słowiańskim pochodzeniem niemieckiego profesora Gustawa Cossinny (Kozina?) i jego rozjuszonego postawą swego mentora, polskiego ucznia, późniejszego profesora, słynnego archeologa Józefa Kostrzewskiego. To on, na potrzeby propagandy wymierzonej przeciwko propagandzie niemieckich roszczeń w stosunku do Europy Środkowej, ukuł termin „prasłowianie”, którzy jakoby zamieszkiwali te ziemie od zarania dziejów. Chyba do dziś w podręcznikach szkolnych uczy się dzieci, iż Biskupin to gród prasłowian. Robi mi się słabo, gdy słyszę ten termin, gdyż właśnie między innymi dzięki niemu mamy wpojoną od małego dziecka ksenofobię, wyższość Polaka ponad Niemca, Ruska, Żyda, czy członka innej nacji. Czapki z głów dla tego, kto nie wyzbywszy się swej tożsamości narodowej, nie wynosi się ponad całą ludzkość i potrafi obiektywnie uszanować dziedzictwo kulturowe innych narodów.
Przez teren nie tylko Śląska, ale i całej Europy Środkowej, w ciągu tysiącleci, przewinęło się mnóstwo odległych od siebie genetycznie plemion. Mamy tu do czynienia z nie nazwanymi ludźmi, zamieszkującymi tę część Europy od początku istnienia gatunku homo sapiens sapiens, potem przesiedleńcami z Anatolii w czasach neolitu, koczownikami- wojownikami z epoki brązu, aż wreszcie z historycznie udokumentowanymi plemionami Celtów, Germanów, Słowian, którzy przybyli na Śląsk nie wcześniej jak w VI wieku naszej ery. Przypominam, że określenie Śląsk, który dziś kojarzy się wyłącznie z Górnym Śląskiem, dotyczy całego Śląska, czyli również Dolnego. Przybycie Słowian związane jest z okresem Wędrówek Ludów, niespokojnymi migracjami całych plemion w różnych dziwnych kierunkach. Słowianom wypadło pójść ze swych, nie zidentyfikowanych do dziś, pierwotnych siedzib, na północny zachód. W naszym bezpośrednim regionie osiedliło się szereg plemion, pośród których dużą enklawę stanowili Serbołużyczanie, inaczej Serbowie Łużyccy. Tak, to są ci sami Serbowie, którzy zamieszkują na terenach byłej Jugosławii. Skąd się tam wzięli? Otóż najęli się wraz z innymi grupami Słowian do walk przeciwko Awarom i po potyczkach pozostali na Bałkanach.
„Nasi” Serbowie mówią podobnym językiem do Serbów Bałkańskich, są pomostem między naszymi, a dawnymi czasami. A gdzież są owi Słowianie, zapytacie? Otóż po przejęciu Śląska przez władzę polską, zostali stąd całkowicie usunięci. Nie pozostało po nich nic, prócz kilku domów (np. przysłupy). Zabrali ze sobą tradycję, legendy, rzemiosło, historię mającą po części słowiański rodowód. Za Nysą Łużycką żyje do dziś kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którzy nazywają siebie Serbołużyczanami i mówią swoim językiem, choć niemiecki, jako język urzędowy, obowiązuje tam od setek lat.
Mapa pochodzi z XIX-wiecznego opracowania, obecnie często powielana w internecie na różnych stronach dotyczących języków i dialektów.
Na wschód od Serbów, tuż za rzeką Kwisą, mamy do czynienia z plemionami śląskimi. Pierwotnie, jak najbardziej są to plemiona słowiańskie. W ciągu wieków, na skutek migracji na te tereny różnych grup etnicznych, w tym germańskich osadników, gwary zmieniały swoje brzmienie. Jaki był tuż przedwojną udział słów pochodzących z języka słowiańskiego, czy germańskiego? Wybaczcie, ale to jest temat na habilitację, a nie wpis na bloga.
Plemiona śląskie od łużyckich dzielił do XIII wieku graniczny pas ziemi niczyjej. I na tej niczyjej ziemi, nieopodal rzeki Kwisy, znajduje się nasza miejscowość.
Powszechnie uważa się, i jest to również błąd, że teren Śląska był w XIII wieku masowo zasiedlany przez Niemców. Otóż Niemców w tamtym czasie jeszcze nie było. Śląsk nie był też ziemią pozbawioną osadników. Owszem, istniały enklawy puste, gdzie istotnie, osiedlał się etnos germański, lecz tuż obok lokowali się ludzie przybyli z Czech, a nawet z odległej dzisiejszej Holandii, niejacy Walonowie. Przybyli szukać tu cennych kruszców, złota, srebra, pereł (tak, w Kwisie żyły małże perłorodne), kamieni szlachetnych i nowych ziół. Tu znaleźli swoją ojczyznę i wnieśli istotny, kulturowy i intelektualny wkład w rozwój i kształt całego regionu.
Zanim teren Śląska i Łużyc przyłączono za pierwszych Piastów do młodego „państwa polskiego” (cudzysłów uzasadniony tym, że tu nie czas i miejsce, aby rozważać, czy było to już państwo, czy zlepek połączonych plemion płacących podatki do wspólnej kasy), był on już od VI wieku kulturowym koktajlem, zasiedlonym przez imigrantów. W XIII wieku skomplikowało się to jeszcze bardziej, nigdy jednak nie doszło do zupełnej wymiany kulturowej, jaka miała miejsce po roku 1945. Na skutek fizycznego usunięcia wszystkich historycznie zasiedziałych tu ludzi i zaszczepienie zupełnie obcego substratu, składającego się głównie z osiedleńców z kresów wschodnich, którym genetycznie bliżej było do Ukraińców, Białorusinów, czy Rosjan, ziemie te zupełnie straciły swoją kulturową tożsamość, a zyskały propagandowe miano Ziem Odzyskanych.
Oczywiście, politycznie Niemcy, jako państwo są za to odpowiedzialne. Nie ulega wątpliwości, że jako agresorzy, a potem pokonani, sami sobie ten los zgotowali. Jednak nic nie usprawiedliwa barbarzyństwa i fali szabrownictwa, jaka przetoczyła się przez te ziemie po roku 1945. Nie przemawia do mnie argument, iż Niemcy tak się Polakom we znaki dali, iż ci ostatni tak bardzo ich nienawidzili i w związu z tym niszczyli wszelkie do nich należące przedmioty codziennego użytku.
Na tych terenach, szczególnie po małych wsiach, osiedlano głównie chłopów z zapadłych kresowych wiosek, którzy Niemca w życiu na oczy nie widzieli. Nie znali też radia, maszyn rolniczych, silnika elektrycznego, ubikacji w domu, centralnego ogrzewania, ani kafelków na podłodze. Prócz niektórych sąsiadów, potomków polskich urzędników zesłanych przez Sowietów na Sybir, większa część osiedlonych w tym rejonie, to właśnie tacy prości chłopi z kurnych chat, którzy zobaczyli cywilizację i nie wiedzieli, co z nią zrobić? Wyrywali więc rury, demontowali toalety (a co mi będzie w domu śmierdzieć?), demolowali niemieckie cmentarne nagrobki (a cóż im nieboszczycy szkodzili?).
Socjalizm to najbardziej absurdalny ustój, gdyż ci właśnie obywatele, na zasadzie im głupszy, tym lepszy, weszli w struktury władzy lokalnej. Dostali odgórny przykaz od równie mądrych sobie, aby zniszczyć wszystko, co „niemieckie”. Do dziur po bombach, czy okopach, masowo zsypywano całe wyposażenia domów, wcześniej niejednokrotnie urządzając sobie rytualne obrzędy niszczenia porcelany, szkła użytkowego, palenia książek z zamków i dworów. Każda wieś ponadto miała za obowiązek dostarczyć materiał budowlany. Mało kto chce dziś o tym pamiętać, ale najpiękniejsze budynki, z najzdrowszym materiałem, cegły, drewno, płoty, detale architektoniczne, zabytki, dzieła sztuki, masowo wywożono do stolicy w myśl hasła „cała Polska buduje Warszawę”. We Wrocławiu powstało przedsiębiorstwo rozbiórkowe, którego hasłem przewodnim było „mniej Wrocławia”. Pozyskiwanie materiału odbywało się w ten sposób, że całe budynki, które nie uległy zniszczeniu w działaniach wojennych, wysadzano, po czym z kupy gruzu wykopywano nieuszkodzone materiały budowlane, czyli niewielki procent tego, co przy normalnej rozbiórce pozyskać by można. Cała reszta jechała na wysypisko gruzu. Dolny Śląsk i zapewne inne tereny Ziem Odzyskanych, planowo równano z ziemią. Nikomu wówczas nie przeszkadzało, że materiał budowlany i zabytki, które masowo przyjmowała stolica, to są „znienawidzone niemieckie” artefakty. Nikt nie czuł obrzydzenia i nie czuje go do dziś oglądając zrabowane z Dolnego Śląska dzieła sztuki między innymi Michaela Willmanna wyeksponowane w warszawskich kościołach. W dodatku pocięte na małe kawałki, gdyż w całości nie mieściły się w tamtejszych wnętrzach.
To, czego w Polsce nie zniszczył Hitler i Stalin, zniszczyli i wyrabowali sami Polacy.
Mam się z tym pogodzić? Otóż nie! Na Warszawę z kosą nie ruszę, ale nikt mi nie zabroni ocalać od zapomnienia te pozostałe szczątki kultury materialnej i duchowej. Z determinacją zamierzam chodzić po tych dziurach i wygrzebywać to, co Polacy wdeptali w ziemię. Będę publikować na blogu zarówno to, co znajdę, jak i miejsca ważne dla byłych mieszkańców, a dziś zupełnie zapomniane. Zamierzam palcem wytykać niszczejące zabytki i pogruchotane grobowce. Bo kto nie ma szacunku dla innych kultur, sam na szacunek nie zasługuje.
Zgadzam się z Tobą w kwestii poszanowania kultury a jako historyk mogę jedynie dodać, że nauka historii polega na wyciąganiu wniosków na przyszłość. Niestety z tym mamy nadal problem. Przykładów znam bez liku. Choćby sprawa odkopanej średniowiecznej wagi na rynku wrocławskim, która została zasypana i zdewastowana przez wybudowanie w tym miejscu "pięknej" fontanny zwanej przez mnie bidetem. Niestety nadal burzymy pomniki stawiając w ich miejsce współczesne szkarady nie mówiące nic o lokalnej kulturze mieszkańców.
OdpowiedzUsuńTa fontanna nam również spędza sen z powiek.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy nie jestem zbyt skrzywiona zawodowo, bo ja wolałabym, abyśmy właśnie rekonstruowali, a nie wymyślali jakieś koszmarki. Z drugiej jednak strony, zdaję sobie sprawę, że nie możemy zamknąć się w skansenie historii, tylko trzeba iść do przodu. Na pewno w jakiś mądry sposób dałoby się to wszystko ze sobą pogodzić, tak jak godzą to inni. Nie mówię już o jakichś Wiedniach, czy Paryżach, ale tuż za miedzą, w Goerlitz mamy przykład pięknego, małego miasteczka,które jednocześnie dba o swoją tożsamość i historię. Pomijając, że również nie pałam jakimiś gorącymi uczuciami do narodu niemieckiego, to serce rośnie patrząc, że można godzić nowoczesność z historią.
I pomyśleć, że ta nasza najbliższa okolica wyglądała tak kiedyś i teraz mogłaby wyglądać podobnie.
Dzięki za ten wpis, mam podobne przemyślenia, choć dużo mniejszą wiedzę historyczną, dlatego z wielkim zainteresowaniem przeczytałam cały post. Mam nadzieję, że będziesz jeszcze o tym pisać. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą.
OdpowiedzUsuńMoi dziadkowie osiedlili sie z oklolic Mazur włąsnie tu (kłodzko) w domku po niemcach, ile tam było ciekawych rzeczy,pamiatek po tej rodzinie ! Byłam mala,ale do dzis zal mnie bierze kiedy przypominam sobie encyklopedie niemieckie ,ktroych brzegi stron były pozłacane a kolorowya rycina oslonieta bibułką, bawiłam się zesztami w materiałowej obwolucie,ktore jak sobie teraz kojarze były pamietnikami , jak cudowne były meble,ktore potem poszły pod siekierę bo wyparły ją nowoczesne koszmarki,jak przychodził facet z muzeum i za bezcen supował resztki(zegary,naczynia)
coz,moi dziadkowie byli prostymi ludzmi z zapadłej wsi i nie znali wartosci tych pozostałosci historii.
Sunsette- na pewno opowiem tu wiele historii o losach nie tylko tych znajdywanych szczątków, ale i o pamiątkach zachowanych po rodzinie z tej drugiej, polskiej strony z tradycjami przedwojennymi.
OdpowiedzUsuńDora- oczywiście, trudno mieć pretensje do prostych ludzi, dla których te przedmioty nie przedstawiały żadnej wartości. Czy i nas kiedyś ktoś "zeklnie", że niszczymy gierkowskie meble z paździerzy? :-) Zawsze mnie to zastanawia.
Ach, pamiętniki, świadectwo myśli i uczuć pojedynczych ludzi. Tego też bardzo żal. Ale dobrze, że choć trochę sprzętu udało się muzealnikom odzyskać.
Niestety, Polak mądry po szkodzie. Teraz cenimy to, co już zostało zniszczone. Dlatego uważam, że warto przypominać o innych czasach i innej kulturze. Przy zalewie chińskiej tandety, ja osobiście odczuwam głód rzeczy pięknych i indywidualnych, w produkcję których rzemieślnik wkładał całe swoje serce. Nie ważne, czy był to serce niemieckie, czy jakieś inne.
Riannon, podpisuję się wszystkimi czterema kończynami pod Twoim sposobem myślenia!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Oj ciężko się czyta taki wpisy. Serce boli. Żal i ludzi i przedmiotów. My, w drugim końcu Polski mamy nieco podobny problem z pozostałościami po Rusinach i Polakach wyznania greckiego, (bardzo często szlacheckiego pochodzenia, też uznanych przez bolszewię z racji swojego wyznania za Ukraińców). Spychano cmentarze buldożerami do rzek, z rozebranych cerkwi budowano obory a Ikonami palono w piecach. Dzisiaj się okazuje, że bez tych odwiecznych cerkiewnych bań i wielowiekowych, dwukreślnych przydrożnych krzyży, oraz cmentarnych nagrobków gdzie polskie imiona i nazwiska uwieczniano cyrylicą ta Ziemia wciąż wygląda jak ofiara gwałtu. Ech... Pzdr.
OdpowiedzUsuńSzacunek i troska, którymi możemy obdarzyć przejawy innej kultury jest świadectwem jakości i siły naszej własnej. Pzdr.
OdpowiedzUsuńOdnośnie wspomnianej genetyki - to o ile ktoś jeszcze tego nie zrobił proponuję zapoznać się z
OdpowiedzUsuńhttp://pl.wikipedia.org/wiki/S%C5%82owianie
Hasło Słowianie, na wikipedii,
dział Nowoczesne badania genetyczne a Słowianie
to ciekawe, bo o ile legendy i różne koncepcje można dyskutować, te dane są niepodważalne.
"Na tych terenach, szczególnie po małych wsiach, osiedlano głównie chłopów z zapadłych kresowych wiosek, którzy Niemca w życiu na oczy nie widzieli."
OdpowiedzUsuńTe zdanie to chyba jakiś ponury i okrutny żart, ja rozumiem że kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą i nie mam żalu (też czytywałem gadzinówkę GW), ale wypada sprostować.
Niemcy dość skutecznie i drobiazgowo przeszabrowali WSZYSTKIE, co do jednej kresowe wioski, jedna po drugiej, często wielokrotnie, metodycznie, planowo, dokładnie... ordnung muss sein!
Ludzi na wschodzi których nie zarżnęli Ukraińcy, lub których nie rozstrzelali lub nie wywieźli NKWDziści - dość skutecznie i z niemiecką skrupulatnością selekcjonował i likwidował regularny Wehrmacht, a po przetoczeniu się zawieruchy dalej na wschód, robiły to specjalne oddziały niemieckie.
I wbrew temu co twierdzą "pożal się Boże" niektórzy historycy, dotyczyło to nie tylko Żydów, ale też Polaków.
W późniejszym okresie Niemcy wycwanili się, tworzyli, uzbrajali i wyposażali specjalne oddziały narodowe Ukraińskie, Białoruskie i Litewskie (Szaulisi/Żmudzini) - oczywiście podległe dowództwu niemieckiemu, ale oficjalnie raczej nie brudząc sobie rączek.
Co do sytuacji, kiedy człowiek ze wsi przeprowadza się do miasta popełniając gafy, to nie trzeba wracać do II wojny.
Dewastacje dokonywane przez ludzi są prawie wyłącznie traumatyczną reakcją zwykłych ludzi na wcześniejsze niemieckie bestialstwo.
Przypomina mi się historia wysiedlonej wielkopolskiej rodziny, która po powrocie na swoje gospodarstwo, natychmiast wkopała dół i z najwyższym obrzydzeniem wrzuciła tam wszelkie pozostałości po niemcach, którzy przez te kilka lat zasiedlali ich dom. Co się dało spalić - poszło z dymem.
Trauma dotyczy nie tylko Kresowiaków, ale i "porządnych" Wielkopolan... to wiem na pewno...
na razie starczy tej pisaniny, ale...
...proszę! Nie powtarzajcie antypolskich mitów!
A widzisz, a ja nie czytuję ani Gazety Wyborczej, ani Naszego Dziennika :-) Nie czerpię też informacji źródłowych z Radia Maryja :-), czy innych mediów.
OdpowiedzUsuńSwój punkt myślenia opieram tylko i wyłącznie na latach samodzielnego studiowania tematu, obserwacjach, zbierania relacji po ludziach i rodzinie, która w szczątkowym stanie wojnę przetrwała i doznała krzywdy zarówno od strony Niemca, Sowieta i (o mój boże, jakież to niepoprawne politycznie!) od samego Polaka.
Zobacz sobie tutaj:
http://tuskulum-riannon.blogspot.com/2010/11/wola-zreczycka.html
Nie musisz podzielać mojego punktu widzenia. I chyba nie zrozumiałeś tego, co było meritum mojego wpisu.
Nikt nie kwestionuje zbrodniczych poczynań ani Niemców, ani Sowietów. Ale czy to jest powód, abyśmy milczeli na temat tego, co Polacy robili samym sobie? A wiesz o tym, że po wojnie funkcjonował jeden z oddziałów obozu w Oświęcimiu i Łambinowicach, gdzie razem ze zbrodniarzami niemieckimi siedzieli żołnierze AK, i inni "wrogowie Polski Ludowej"? Za działalność konspiracyjną jeden z członków rodziny został właśnie tam zamordowany. Takich przykładów jest całe mnóstwo. Nie są to antypolskie mity, lecz bolesna prawda, z którą chyba niektórzy nie mogą się pogodzić. Ale to już nie mój problem.
Można dalej żyć w swoim własnym czarno-białym świecie, gdzie tylko Polak jest kryształowo czystą postacią. Można też poszukiwać prawdy obiektywnej. Ja staram się wyjść poza ograniczające moje myślenie pochodzenie polskie i pochylić się nad każdym fragmentem historii w myśl zasady, że jest to nasze wspólne dziedzictwo.
1. Wojna deprawuje.
OdpowiedzUsuń2. Rozpacz i nienawiść zaślepiają.
3. Odpowiedzialność zbiorowa jest krzywdą.
4. Uogólnienia mają się nijak do jednostkowych historii. (Dotyczy to zarówno wypowiedzi Riannon, jak i R.O.)
Od lat nie wierzymy już w dyskusje gdzie emocje są traktowane na równi z merytorycznymi argumentami. Takich wypowiedzi można najwyżej wysłuchać. Pzdr.
Oczywiście, nikt nie ma monopolu na prawdę. Ja również nie uważam się za uprawnioną, by kogokolwiek historii uczyć.
OdpowiedzUsuńKażdy ma prawo do własnego punktu widzenia i zaprezentowania swojego stanowiska w oparciu zarówno o źródła, jak i o przemyślenia.
Każdy ma prawo do owych przemyśleń.
Każdy ma prawo nie zgodzić się z cudzymi przemyśleniami.
R-O Mnie również te kwestie, o których piszę osobiście dotyczą i poruszają. Dlatego traktuję i piszę to bardzo emocjonalnie. Wiem, co piszę, bo robię to świadomie. Uważam, że mam takie prawo.
Komentarz Chłopa, nie biorę odpowiedzialności :-) Uwaga: może zawierać treści drastyczne:
OdpowiedzUsuń"A co też Niemcy mogli wywozić z kresowych wiosek po dwuletniej okupacji bolszewickiej? Obawiam się, że już nawet kiłę było ciężko stamtąd przywieźć.
pozdrawiam
Chłop"
Zarówno za przekonaniem o wyższości jednej rasy, jak i za niszczeniem czegokolwiek, co jest wartościowe do drugiego człowieka, stoi pogarda, która mnie brzydzi.
OdpowiedzUsuńDorabianie ideologii do troski o ocalenie, o zachowanie, o przywrócenie jest zwykła hipokryzją, która brzydzi mnie jeszcze bardziej.
:) Mój luby by w "Waszym świecie" przepadł z uszami:)
Kiedy podnosi coś z ziemi- śrubkę, łyżeczkę, guzik, kiedy wyciąga jakieś "graty" ( cudzysłów świadomy ;) ) ze strychu, kiedy po bluzą chroni przed deszczem jakies stare zdjęcia, gazety, ksiażki, często rzuca w powietrze "ciekawe jaka ludzka historia kryje się za tą rzeczą"
Zdaje się, że to Ty i Chłop będziecie musieli nas adoptować ;)))
Agik, spoko- dogadamy się w kwestii adopcji. Pierogi stanowić będą dobrą kartę przetargową :-)
OdpowiedzUsuńDokładnie utrafiłaś w sedno, o jakie chodziło mi we wpisie. Nie chodzi bowiem o wkładanie kija w mrowisko, tylko o szukanie wspólnych ludzkich cech. Za każdym przedmiotem stoi jakaś historia pojedynczego człowieka. Czy przynależał do Niemca, Polaka, Sowieta czy Żyda, fajnie jest pochylić się nad tym i nie myśleć o wzajemnych krzywdach, czy nienawiściach. Podkręcając i rozpamiętując (co nie znaczy, że mamy zapomnieć) konflikty narodowościowe, sami sobie robimy krzywdę.
Zapomniałam o czymś ważnym, co jednoznacznie świadczy, że "nasi" Kresowiacy do Niemców nic nie mieli i nienawiści czuć nie mogli. Otóż przecież zanim Niemcy zostali stąd usunięci (jedna z ostatnich deportacji), od kilku miesięcy mieszkali wraz z wcześniej przybyłymi repatriantami. Przebywali z nimi pod jednym dachem, niejednokrotnie zawierali przyjaźnie i utrzymywali kontakt korespondencyjny po deportacji. Nie odnotowano żadnych akcji odwetowych na samej ludności niemieckiej ze strony przesiedleńców. niektórzy zakładali wspólne rodziny. Oczywiście, to, że u nas tak było, nie oznacza, że na innych terenach nie wybuchały tego rodzaju konflikty.
OdpowiedzUsuńRiannon, dziekuje Ci bardzo za lekcje hisrorii. Musze sie przyznac, ze o wielu faktach historycznych ktore przedstawilas nie wiedzialam.
OdpowiedzUsuńWiem natomiast to, ze poki nie zaczniemy byc ludzmi tolerancyjnymi woboec innych kultur i ich odmiennosci, to tak jak napisalas sami na taki szacunek nie bedziemy zaslugiwac.
PS. Komentarz Chlopa uwazam jak najbardziej za trafny i zgadzam sie z nim w 100%
Pozdrawiam Was serdecznie.
Ataner- dokładnie takie jest moje zdanie. Wciąż dziwię się, że niektórzy mogą zupełnie inaczej na to patrzeć, lub opacznie rozumieć mój punkt widzenia.
OdpowiedzUsuńDroga Riannon (i Szanowny Chłopie). Ja to widzę tak. Czym innym jest troska o zachowanie dziedzictwa Ziemi, którą się ukochało (co jest chwalebne i naturalne u wrażliwych i inteligentnych Osób)oraz ból, że tak niewiele tego przez ludzkie draństwo i głupotę się zachowało, a czymś zupełnie innym, znalezienie wspólnego, obraźliwego mianownika dla szabrowników z centralnej Polski i setek tysięcy rozmaitych ludzi, którzy zdziesiątkowani stracili WSZYSTKO oprócz życia. Nie każdy, jak np. mój Dziadzio -oficer 6 Pułku Artylerii Ciężkiej ze Lwowa miał rodzinę w Generalnej Guberni, do której mógł uciec już w 1941 (po 2 latach ukrywania się zarówno przed sowietami jak i Ukraińcami). "Nawet kiłę ciężko było..." powiadacie. No, może...
OdpowiedzUsuńP.S. Też mam kawałek Rodziny we Wrocławiu.
Oczywiście. Książki tu nie piszę, ale tylko i jedynie swoje przemyślenia. Nie jestem w stanie wymieniać po kolei, czyj dziadek był, a czyj nie był szabrownikiem. Pominęliśmy w tym wszystkim i swoją rodzinę, która przybyła do Wrocławia po przeróżnych kolejach losów, a byli to uczciwi ludzie.
OdpowiedzUsuńPisząc o danym zjawisku, muszę używać uogólnień. Nie zamierzam też ani przepraszać, ani przejmować się, że obrażę czyjeś uczucia, gdyż wszystkim nie sposób dogodzić. Musicie również zaakceptować (albo i nie musicie oczywiście :-) mocne słowa, które padają niekiedy na tym blogu i padać będą w przyszłości, gdyż chcąc nadać czemuś znaczenie, w ten sposób zwykłam byłam podkreślać swój sposób ekspresji.
Pozdrawiam :-)))
P.S. Jest bardzo niedobrze, gdy wchodzę w czas zaprzeszły (zwykłam byłam :-). Mam dziś niezłego wk@#&#@, oczywiście to nie z Waszej, czy niczyjej tu winy. Jeśli za ostro tam wyżej napisałam, to sorki :-)))
Wszystko zaczyna się gdzieś tam w pradziejach od walk o swoje terytoria różnych plemion, bestialstwo i niszczenie kultur zdarzało się każdemu narodowi. W każdym narodzie zdarzają się jednostki prawe i najgorsze łajdaki.. tu akurat po równo.. Wspomnijmy chociażby wyniszczenie Łemkowszczyzny..czy co mnie również boli - zbombardowanie zamku w Malborku, "bo niemiecki" chociaż stał pusty i żaden problem byłoby go "zdobyć", którym tak teraz chcemy się szczycić, a większość to przecież jest rekonstrukcją.. Ważne, żeby teraz był jak najwięcej świadomych ludzi, którzy nie niszczą historii tylko dlatego, że to jest ta "cudza" kultura. Jak już mówimy o przesiedleńcach, to to była dopiero ich tragedia.. wyrwani ze swoich domów, od ziemi praojców, na siłę, najczęściej wbrew własnej woli. Tutaj nie ma tych "wygranych i poszkodowanych" tutaj jest tylko wiele ludzkich tragedii, zaprzepaszczonej kultury, zapomnianej historii.. w imię polityki i ideologii ...oczywiście jedynie słusznej. Niestety niewiele się zmieniło, tylko teraz niszczy się w bardziej zawoalowany sposób :( , bo wrogość do "innego" to się jawnie pielęgnuje, też niestety.
OdpowiedzUsuń"A co też Niemcy mogli wywozić z kresowych wiosek po dwuletniej okupacji bolszewickiej?"
OdpowiedzUsuńGłównie żarcie i żywy inwentarz. Jeśli pozostały jakieś dzieła sztuki - to także to.
Sowieci po wyrżnięciu i deportacji części polskich elit nie dewastowali zbytnio kresów - ponieważ zamierzali przejąć ten teren już na stałe.
Największych drastycznych spustoszeń dokonała niemiecka policja pomocnicza i oddziały narodowe już za niemca.
Będzie więcej szczegółów i ciekawych (także drastycznych( historii rodzinnych z kresów i ZO jak znajdę czas.
Z chęcią wysłucham/wyczytam takie historie i na pewno uszanuję Twój punkt widzenia. Nie ma w Polsce rodziny, która z wojny nie wyszłaby pokiereszowana. U mnie na blogu też znajdziesz wiele tego typu opowieści. Też uciekali z kresów, byli wywożeni w bydlęcych wagonach do bolszewickich obozów śmierci. Jednym się udało przeżyć, innym nie. Moja z kolei rodzina, która z bolszewikami nic nie miała nigdy do czynienia (z wielkopolski), krzywdy doznała właśnie od Niemca.
OdpowiedzUsuńZrozumiałe są krzywdy zaznane od wroga, od obcego, ale rodzina Chłopa, na samym końcu, jak już "przeorał" ich zarówno Niemiec, jak i Bolszewik, największej krzywdy doznała od Polaka, niby nie od wroga- od swojego. I takie krzywdy bolą najbardziej.
Czekam obecnie na zdjęcia, które są u teściów, aby owe rodzinne historie okrasić starymi fotografiami. Pozdrawiam :-)))
"Polacy robili samym sobie? A wiesz o tym, że po wojnie funkcjonował jeden z oddziałów obozu w Oświęcimiu i Łambinowicach, gdzie razem ze zbrodniarzami niemieckimi siedzieli żołnierze AK, i inni "wrogowie Polski Ludowej"?
OdpowiedzUsuńTaaaa, jasne!
Tacy "naturalizowani polacy", co czasem dobrze po polsku nie mówili, ze świeżymi dokumentami i tożsamościami, przywiezieni na krasnoarmiejnych furmankach prostu z obozów szkoleniowych NKWD.
polecam szybkie wpisanie w google nazwisk:
Salomon Morel
Stefan Szechter
Zdzisław Stoltzman / Zdzisław Stolzman
a może wreszcie Jan Iwaniuk, itp.
Oczywiście niższą kadrę w takich obozach często stanowili jacyś Polacy - w każdym narodzie jest element patologiczny - zwykle dawni szmalcownicy przewerbowani przez nkwd, dawni konfidenci gestapo, niektórzy folksdojcze, kryminalni...
dość szczegółowo opisuje ten proces Michalkiewicz
Ale my to wszystko wiemy, temat mamy naprawdę "obcykany" ze wszystkich stron :-)
OdpowiedzUsuńChodzi mi o to, że komunizm, to taki dziwny ustrój, gdzie do głosu dochodzi właśnie patologia.
Nie wiem, czy czytasz na moim drugim blogu "pamiętnik Ewy", ale zerknij sobie na świeży wpis, jak sobie Bolszewicy we Lwowie i na całych kresach wschodnich poczynali. To opisuje kobieta, która doświadczyła tego na własnej skórze:
http://pamietnik-ewy.blogspot.com/2011/02/nie-pani-tylko-towarzyszka.html
wspaniały tekst,podpisuję się pod nim obiema rękami.Podziwiam Was i oczywiście kibicuję.A teraz już kolejne godziny spędzam na czytaniu bloga ,to naprawdę pasjonująca lektura.Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję za wizytę :-) Mam nadzieję, że to nie są godziny stracone. Pozdrawiam i serdecznie zapraszam na przyszłość :-)
Usuń