O mnie

Moje zdjęcie
Kobieta wciąż zadziwiona otaczającym ją światem. Z wykształcenia archeolog, z wyboru Wolny Człowiek i Kustosz we własnym Muzeum. Z urodzenia Wrocławianka, z wyboru mieszkanka małej wsi. Na pytania miejskich kolegów: "co ty robisz do licha na tej wsi"??? odpowiada: "żyję!!!". Zawsze niepokorna i pozostanie taką do śmierci. Wyznaje w życiu maksymę: "Ludzie posłuszni żyją, aby spełniać oczekiwania innych. Nieposłuszni realizują swoje marzenia". Kobieta owa ma wciąż wiele pomysłów, które uparcie realizuje na powyższej zasadzie. Posiadaczka 2 psów i 1 Chłopa. Chce się dzielić z ludźmi swoim kawałkiem życia prowadząc Gospodarstwo Agroturystyczne, Muzeum Dwór Feillów oraz Hodowlę Psów Rasy Golden Retriever.

czwartek, 30 stycznia 2014

Problem płciowy.

Perspektywa rychłej, mam nadzieję, przeprowadzki wymusza na nas szybkie i skuteczne rozwiązanie kilku spraw. Jedną z nich była decyzja, co dalej z hodowlą? Aktualnie na stanie mamy trójkę emerytów- Fionę lat 12, Jaskra lat 11, Gaję lat 10. Wymienione suczki są wysterylizowane, Jaskier zachował swoje klejnoty na skutek histerycznej reakcji Chłopa:

- Mnie też utniesz, jak będę stary???!!!
-A cóż w tym złego? Przecież to jest profilaktyka problemów z prostatą!

Skoro suczki sterylizuję, odpuściłam Chłopu i psu. Najwyżej będę miała na kogo zrzucić winę, jak coś z powodu tej decyzji stanie się pieskowi. Na raka jąder umarł jego ojciec. Wiem, że samo myślenie w ten sposób, to chwyt poniżej pasa, ale oburza mnie nierówne postrzeganie płci nawet w przypadku psów. Bez większych scen faceci godzą się na sterylizację suk, chociaż to jest bardzo poważna operacja związana z zagrożeniem życia, natomiast kosmetyczny zabieg likwidacji jąder wywołuje u panów zdecydowane reakcje histeryczne.

Tak, czy siak, została mi jeszcze Mantra, lat 7, która teoretycznie do ósmego roku życia mogłaby rodzić nam maluszki. I tu pojawia się słowo teoretycznie, bowiem zaszedł ciąg przyczynowo-skutkowy, który uniemożliwił w praktyce doczekanie się dalszego od niej potomstwa.
Po pierwsze, po dwóch cesarskich cięciach nasz weterynarz zasugerował, że trzeciego nie chciałby robić. Po drugie, Mantra poza czasem krycia, zapadała na ropomacicze, które trzeba było leczyć farmakologicznie. Po trzecie, trudno będąc na walizkach odchowywać szczenięta otaczając je właściwą opieką i troską.

Wszystkie te argumenty, szczególnie kwestia zagrożenia ropomaciczem, zaważyły na decyzji poddaniu Mantry sterylizacji. Zima jest czasem ku temu najlepszym, ponieważ mamy święty, niczym nie zmącony spokój, nie rozprasza nas robota na zewnątrz, gdyż prócz spacerów z psami, nie mamy powodów, by wychodzić z domu. Możemy wtedy dopilnować, by suczka nie wygryzła szwów z rany, a mając ją na oku dzień i noc, zareagować, gdyby doszło do jakichś komplikacji pooperacyjnych.


Jestem ogromną zwolenniczką kastracji/sterylizacji zwierząt. Dzięki takiemu zabiegowi unika się wielu kłopotów, od niechcianych szczeniąt/kociaków, po zagrożenie śmiertelnymi chorobami. Nie wiem, jak dziś wygląda świadomość o słuszności kastracji/sterylizacji, ale kiedy my sterylizowaliśmy pierwszą suczkę, przeglądałam fora i ze zgrozą odnotowałam, jak wielu ludzi histerycznie reaguje na ten zabieg. Dla mnie to źle pojęta miłość do zwierzęcia, jako członka rodziny. Wystarczy przecież przez 10 dni przypilnować psa, by nie zrobił sobie po operacji krzywdy ściągając szwy, czy rozlizując ranę. Zważywszy na fakt, iż ropomacicze jest bardzo częstą chorobą, na którą umierają suczki po siódmym roku życia, sterylizacja może zaważyć na zdrowiu i życiu zwierzęcia.

Mantrę wysterylizowaliśmy dokładnie w czwartek tydzień temu. Weterynarz miał problem, ponieważ po cesarskich cięciach suczka miała zrosty. Na szczęście wszystko poszło dobrze, Mantra doszła już do siebie całkowicie. Jutro po południu szwy zostaną zdjęte, a fartuszek powędruje do szafy. Suczka znów będzie, jak nowa. Od tej chwili druga połowa życia upłynie jej na beztroskiej zabawie.


Jestem ciekawa, jakie Wy macie zdanie na temat sterylizacji/kastracji? Czy znacie racjonalne powody, by być przeciwko? A może myślicie o tym, ale macie obawy przed zabiegiem? 

78 komentarzy:

  1. Nie mam cienia wątpliwości, że należy sterylizować. Ciekawe, że najwięcej przeciwników kastracji/sterylizacji jest na wsi, gdzie najwięcej bezdomnych i koszmarnie traktowanych zwierząt. Idę o zakład, o każde pieniądze, że w mojej małej wsi poza moimi psami (na razie psem, ale drugi już jest umówiony na luty), nie ma ani jednego takiego przypadku. W każdym obejściu są przynajmniej dwa psy (bo u nos trza mieć zapas - jak rzekła sąsiadka) i niezliczona ilość kotów traktowanych jak robactwo. Cholera mnie trzęsie, jak słyszę te beznadziejne argumenty przeciw. Właściwie to nie są argumenty, tylko jakaś personalizacja, czy co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarzają się jednak przeciwnicy pośród ludzi teoretycznie światłych i wykształconych. Personalizacja na pewno jest zasadniczą przyczyną, tylko skąd bierze się ta chęć porównywania człowieka do psa/kota? Argument "a ty byś chciała, żeby ci macicę wycieli" wydaje mi się bezsensowna.

      Usuń
    2. Też tego nie rozumiem. Ludziom się wydaje, że pies/kot jest w ten sposób pozbawiony PRZYJEMNOŚCI z seksu! Jeśli chłop, który głodzi swojego psa, traktuje go jak przedmiot, a nawet gorzej, bo przedmiot nie musi jeść, pieprzy jakieś dyrdymały o tym, że "jajków psu nie utnie, bo to już nie bydzie pies", albo że "pedała ( przepraszam, ąle to jest cytat z mojego sąsiada, który trzyma psa w kojcu, a pies, jeśli się stamtąd czasem wyrwie, to dostaje świra i "kopuluje" ze wszystkim, co się rusza, albo i nie) z psa nie zrobi". Pytam grzecznie, czy ten pies jest szczęśliwszy od tego, który jest wykastrowany? Z pewnością czuje się bardziej męski. Psi temat, a zwłaszcza ten, budzi we mnie demona.

      Usuń
    3. Kasa, kasa i jeszcze raz kasa. Na wsi znaczy się.

      Usuń
    4. Ja się nawet nie wysilam, żeby szerzyć "kaganek oświaty" pośród ludu wiejskiego. Oni zawsze wszystko wiedza lepiej, co im będzie miastowa gadać. Pies na łańcuchu zawsze był i będzie, a problem płciowy jest dla nich tak abstrakcyjny, że robią oczy, jak spodki.
      Kiedy tabun psów kłębił się dwa tygodnie temu obok dwóch suk w cieczce u mojego sąsiada (oczywiście, że doszło do kopulacji) usłyszałam: "no może mógłbym jej dać zastrzyk, ale co się suczka męczyć będzie."
      Chryste panie! Zastrzyk poronny na pewno więcej zmęczy suczkę i właścicieli, niż rodzenie, odchowywanie i wciskanie na siłę ludziom niechcianych szczeniąt. W zeszłym roku sąsiadka się skarżyła: "te szczeniaki to mi tak już podłogę zasikuję, mówię pani..." Muszę szczerze przyznać, że jestem agresywna, jak coś takiego słyszę, zatem staram się nie poruszać wcale tego tematu na wsi.

      Co do kasy... A głąby nie potrafią sobie przeliczyć, że kastracja/sterylizacja to mniejszy koszt niż jedzenie dla całego stada szczeniąt razy kilka w życiu suki. No, chyba, że jedzeniem się nie przejmują, bo są i takie przypadki.

      Usuń
    5. Coś Ty, jakie jedzenie? Chleb namoczony w wodzie niewiele kosztuje. Póki suka karmi, to karmi. Kiedy przestanie, to się komuś szczeniaki "wydaje" (w najlepszym razie), skazując je automatycznie na marny los, albo się je po prostu, w różny sposób, likwiduje.

      Usuń
    6. Niestety, to prawda, chociaż staram się o tym nawet nie myśleć, bo mnie krew zalewa.
      Z drugiej strony pies, jako gatunek, tak się przystosował do resztek ze stołu, że widziałam wiejskie psy (dobrze traktowane, ale na psie żarcie szkoda pieniędzy), które wyrosły zdrowe i nawet przypasione na kaszy chlebie i pomyjach.

      Usuń
    7. Sąsiad ma przypasionego na chlebie i wodzie psa tylko dlatego, że trzyma go w klatce, którą szumnie nazywa kojcem i pies ma zero ruchu.

      Usuń
    8. Dziewczyny TU: http://elkiblog.pl/index.php/kastracja-sterylizacja-rozne-opinie-i-zdania-podzielone/
      możecie poczytać ja myślą wciąz niektórzy. Mnie trudno to zapomnieć. To ta własnie przyjemność z seksu jest dla niektórych najważniejsza...

      Usuń
    9. Czasem ręce i nogi opadają na tego typu argumenty. Najważniejsza dla osób tak myślących powinna być konsultacja z lekarzem psychiatrą :-(

      Usuń
  2. Jestem jak najbardziej za sterylizacją/kastracją.
    A jak słyszę, że sunia przynajmniej raz w życiu powinna mieć dzieci to krew mi sie gotuje.
    Pozdrawiamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem jeszcze słyszy sie coś takiego od weterynarzy. I to człowieka załamuje, bo jakkolwiek można jeszcze zrozumieć ludzką głupotę, to idiotyzmy szerzone przez ludzi, których uważamy za specjalistów od zwierząt, są niedopuszczalne.

      Usuń
  3. Tak Mirka, mnie też. I jeszcze, że pies suki nie ugryzie, albo odwrotnie. Bzdurnych stereotypów jest mnóstwo. I przynoszą mnóstwo szkody. A już nóż w kieszeni mi się otwiera, kiedy mówią to ludzie, którzy są właścicielami psów, lub kotów. Bo w sprawie kotów stereotypów jest jeszcze więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Normalny psychicznie pies rzeczywiście nie powinien rzucać się na sukę. U mnie akurat ta zasada działa. Pies z psem walczą o dominację, suka z suką o pozycję w stadzie. Nigdy w życiu, a prócz moich przewijają się gęsto psy turystów, nie miałam ścięcia psa z suką.
      Ale masz rację, stereotypy są wszechobecne i trzeba je obalać.

      Usuń
    2. Miałam w życiu i psy, i suczki - zależy co tam się przyplątało. I zdarzało się, że jakiś pies próbował dziabnąć sunię, chociaż nigdy nie była to walka na śmierć i życie.
      Teraz mam dwa psy i dogadują się idealnie, od samego początku. Ten wielki jest dobroduszny i łagodny, mały to nerwus i wulkan energii. Dogadały się natychmiast. Może wynika to z różnicy gabarytów. Wydaje mi się, że w tej materii nie ma reguły. To znaczy jest, ale zdarzają się odstępstwa, z różnych przyczyn.

      Usuń
    3. W sprawie stereotypów: do szału doprowadza mnie ktoś, kto w życiu nie miał do czynienia z kotem, a wygłasza opinie pt. Kot jest złośliwy i fałszywy! I przytacza różne opowieści o kotach, które udusiły dziecko, albo złośliwie (!) potraktowały łóżko jako kuwetę. W zemście za to, że pana nie było dwa dni. Z dzieciństwa jeszcze pamiętam historię sąsiada, któremu czarny kot przebiegł drogę. Tak długo ganiał za nim motocyklem (!), aż go dopadł i zabił.

      Usuń
    4. Relacje między psami są przede wszystkim kwestią osobowości. Osobowość pies dziedziczy (w przypadku kundelków może to być "koktajl mołotowa"-coś kompletnie nieprzewidywalnego, od psa-mordercy, po słodką ciapę) oraz nabywa dzięki doświadczeniom (stąd częste kłopoty pod względem psychicznym z psiakami ze schronisk). Dopiero suma tych czynników daje nam określone zachowania. Czym innym jest coś, co powinno być, a co jest w rzeczywistości. Goldeny są psami predysponowanymi do przebywania z małymi dziećmi. W praktyce jednak nie wolno zostawiać psa z małymi dziećmi sam na sam. To zawsze jest pies, który ma zęby i który ma prawo się bronić, gdy dziecko wpadnie na pomysł wydłubania mu oka.

      Usuń
    5. W sprawie czarnego kota, to mnie nerw wziął. Uwielbiam czarne koty. Dlatego nie angażuję się w sprawy związane z porzuconymi, czy dręczonymi zwierzętami, gdyż nie mam do tego dystansu. Jest wielce prawdopodobne, że gdybym dorwała takiego draba, to bym zabiła. I poszłabym siedzieć, jak za człowieka.
      Ogromnie podziwiam ludzi, którzy opiekują się skrzywdzonymi przez los zwierzętami, ale ja się do tego zdecydowanie nie nadaję. Inna sprawa, że obserwuję niektórych znajomych zaangażowanych w tego typu pomoc i widzę, jak powoli stają się psychicznymi wrakami, gdyż nie mają dystansu. Trudno zachować dystans osobie wrażliwej, kiedy cały czas ma do czynienia z tego typu patologią.

      Usuń
    6. Mam podobnie, dlatego tak bardzo podziwiam Ori. Nie udźwignęłabym (chyba) takiego ciężaru.

      Usuń
  4. Nasza Beza jest wysterylizowana, dzięki temu i jej i nasze życie stało się łatwiejsze. Nie miała szczeniaków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, życie staje się łatwiejsze, bez kinder-niespodzianek, niepotrzebnych nerwów i wydawania pieniędzy. Sterylizacja to inwestycja na całe życie.

      Usuń
  5. Dobra decyzja co co Mantry. Jestem za, jak Hana, i z tych samych powodów. Przede wszystkim ze względu na bezdomność i złe traktowanie zwierząt. Bo urodziły mi się takie śliczne, że to nie problem,pójdą w dobre ręce, znajdą dom... tylko że znajdzie ten miot i następny, a dziesiąty? A te, które czekają w schronisku, w piwnicy, na działce i nigdy się na dom nie doczekają, bo ktoś bezmyślnie i dla własnej przyjemności rozmnaża zwierzaki?
    Btw, co do jajek, to zawsze faceci reagują histerycznie... i tylko faceci.
    Ale poza wszystkim to jestem też przeciw hodowaniu rasowych zwierząt. Hodowla implikuje problemy pseudohodowli, "udoskonalania" rasy, przedmiotowego traktowania zwierząt, nie zapobiega bezdomności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno się z Tobą nie zgodzić, bo hodowla rzeczywiście napędza biznes pseudohodowcom oraz nie zapobiega bezdomności, przynajmniej nie bezpośrednio, a jednak muszę stanąć w obronie hodowli psów rasowych.
      Kocham swoje zwierzęta nie tylko za to, że są. Sprawia mi ogromną przyjemność posiadanie psów o przewidywalnej budowie oraz psychice. Sprawia mi ogromną przyjemność pokazywanie się z nimi na ringu, odchowywanie szczeniąt i sprawianie radości innym, kiedy nabywają u nas szczenię. To hobby i pasja. Nie twierdzę, że w tym środowisku nie ma patologii, ale patologia jest w każdym środowisku. Dlatego oglądam się jedynie na siebie i na swoje motywy.
      Dzięki odpowiedzialnym hodowcom,, którzy właściwie traktują zwierzęta, niejeden człowiek się ogarnie i zacznie inaczej traktować swoje kundelki.
      Psy rasowe to 1% populacji psów w całym kraju. Jeśli znikną, tym bardziej nie rozwiąże to problemów ani bezdomności, ani bezmyślnego rozmnażania zwierząt.

      Czy jest w tym coś złego, że hodując psy rasowe, zaspokajam swoje ambicje, realizuje pasje oraz robię sobie sobie ogromna przyjemność, skoro moje psy mają dobre i szczęśliwe życie?

      Usuń
    2. Nic w tym złego, dopóki chodzi o twoje dobre samopoczucie i dobrostan psów.
      Jeżeli pomyślimy o polu do nadużyć i o tym, kim są, a kim powinny być dla nas zwierzęta, to można to postrzegać inaczej.

      Usuń
  6. Jestem "za"; kot Gucio wykastrowany, pies Amik wykastrowany, już taki przywieziony ze schroniska, Miśka wysterylizowana po pierwszej cieczce, przypilnowana, nie miała szczeniaków; ja jestem spokojna, zwierzęta również nie przeżywają burz hormonalnych, i jest dobrze; dość niechcianych przychówków, niepotrzebnego cierpienia porzucanych zwierząt, też słyszałam, że suka powinna raz urodzić, ale pani wet wyprowadziła mnie z błędu, bo komu oddałabym szczeniaki? jednego mojej siostrze, bo tam byłoby mu dobrze, więcej nikomu; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie. Wciskając komuś na siłę niechciane szczenięta, bierzemy odpowiedzialność za to, że niejednokrotnie i tak lądują w schronisku, albo są przywiązywane do drzew w lesie.
      Ja też koty na samym wstępie wykastrowałam/ wysterylizowałam, jeszcze przed rują, w wieku 5 miesięcy i niczemu to nie zaszkodziło.
      Sterylizacja po pierwszej cieczce to kolejny mit. Zwierzę można wykastrować w każdym wieku.

      Usuń
    2. To pierwsza cieczka u nas, przyszła nieoczekiwanie, skoro tylko Miśce poprawiły się warunki bytowe, a może nie była pierwsza, skoro wzięliśmy ją z kojca, gdzie nikt nie zaglądał; i tylko dlatego był przesunięty termin sterylizacji; to nie były żadne sugestie, że po pierwszej cieczce, tylko pewnie nie robi się zabiegów w czasie trwania cieczki; tak myślę.

      Usuń
    3. Oczywiście, w cieczce się suki nie sterylizuje, chyba, że zaszła jakaś patologia (ropomacicze, które pojawia się od razu po lub objawia przedłużoną cieczką).

      Usuń
  7. Nasza Kira wysterylizowana. Nie miała żadnego miotu. I dobrze. Na akitę rasową jest za słaba jakościowo, a krzyżować tak se nie chcieliśmy- mieliśmy propozycję - z samojedem. Potomstwo z pewnością byłoby urodziwe, ale baliśmy się cech charakterologicznych. Akita to nie jest łątwy pies, a samojed niby tak, ale gdyby poszło po mamusi... Byłyby przepiękne killery innych psów.
    A z tym obcinaniem jajec itp., również u homo sapiens, nie rozumiem w czym problem, z Holandii znam paru takich, co po zakończeniu prokreacji w swoich rodzinach dali sobie podwiązać nasieniowody, i zdecydowanie, nie stracili na męskości. A za to baba nie musi antykoncepcją się przejmować, a i chłop też nie. A poza tym, perwersyjnie , jest w tym element kontroli, bo jak ona zajdzie, to od razu wiadomo, że się puściła na boku.:-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, takie krzyżówki mogą generować nieprzewidywalne cechy charakteru.

      W Polsce mamy zakaz podwiązywania nasieniowodów i jajowodów. Jest to u nas niedopuszczalne i karalne. To skandal! Ogromnie mnie to dziwi. Na początku lat 90-tych, w liceum, mieliśmy nauczyciela Anglika, który bez żadnej żenady opowiedział nam, że przed 50-tką poddał się temu zabiegowi i jego życie stało się mniej nerwowe (niechciane ciąże u partnerek) bez utraty libido. To zabieg kosmetyczny, zarówno u pań, jak i u panów. Nie niesie za sobą żadnego ryzyka powikłań. Niestety, w tym katolickim kraju, w którym przyszło nam żyć seks służy, jak w średniowieczu, prokreacji, nie przyjemności. Powtórzę jeszcze raz, to skandal!

      Usuń
  8. Ech, Riannon, przecież antykoncepcja też jest fuj, co tu mówić o podwiązywaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle, że póki co, antykoncepcja hormonalna jest legalna, natomiast najlepsza, najskuteczniejsza antykoncepcja, jaką jest podwiązanie nasieniowodów i jajowodów jest zabroniona i obłożona karą. Cóż, podwiązanie jest wydatkiem jednorazowym, a tabletki/prezerwatywy i inne cuda trzeba nabywać przez kilkadziesiąt lat. I paść brzuchy koncernom farmaceutycznym.
      Powtórzę raz trzeci- to jest skandal. Skoro mówię, że nie chcę mieć dzieci, to chyba wiem, co mówię, a system czeka, aż zmienię zdanie, a może zaliczę wpadkę i zasilę grono przyszłych podatników. Jakby 7 miliardów ludzi na tej ziemi nie było dosyć uciążliwe dla tej biednej wyeksploatowanej platety :-(

      Usuń
  9. Moja córka też nie chce. Wydziwianiu bliższych i dalszych krewnych i Znajomych Królika nie ma końca. Wszyscy, ale to wszyscy wiedzą lepiej, niż ona sama!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie tylko moja mama suszy o to beret od lat 20-stu. Na nieśmiałe wzmianki innych osób reaguję agresywnie. Jedna daleka starsza powinowata Chłopa stwierdziła, że skoro odzyskaliśmy Dwór, to muszę urodzić dziedzica, bo inaczej mój Chłop będzie na boki wyskakiwał. To oburzające, żeby w ogóle coś takiego komuś sugerować. Oczom swoim nie wierzyłam czytając coś takiego. Nie wiem, gdzie są granice ludzkiego wścibstwa, chyba takich nie ma.

      Usuń
    2. Ale co ma dziedzic do Chłopa i tego, czy będzie wyskakiwał, czy nie? Czyżby chodziło o sprokurowanie dziedzica, ekhm, POZA dworem? W czworakach, nie daj Bóg?

      Usuń
    3. Chyba właśnie o to chodziło. Chłop doznał szoku i poczuł się urażony, że o sobie nie wspomnę.

      Usuń
    4. Hano, Riannon witajcie w klubie ;)
      Mnie non stop suszą głowę o wnuka, a ja naprawdę nie mam ochoty na małą, śmierdzącą i wrzeszczącą kluskę. Przepraszam, jeśli obrażam te z Pań, które w noworodkach widzą samą słodycz. Przepraszam, ale ja jej nie dostrzegam.
      W pracy (szkoła, więc ciało pedagogiczne składało się głównie z cycków) też non stop musiałam zbywać pytania o to, kiedy będę w końcu miała dzidziusia, bo to taka radość przecież i szczęście. Brrr... nigdy więcej babskiego towarzystwa... i to opisywanie ze szczegółami porodu... fuj!

      Usuń
    5. Patrzcie ja też. Zadowalam się funkcją przyszywanej cioci. Nie mam powołania do macierzyństwa i okropnie się cieszę, że powoli robię się już za stara, żeby domagać się od mnie potomstwa. Uff.:-) A poza tym, naprawdę, tym dzieciom których nie mam, lepiej, że nie jestem ich matką.

      Usuń
    6. Dzień dobry Kochane, czas się w końcu ujawnić;)))))
      Dziewczyny, nie dajcie się zwariować, bo to nie ma końca. Mam jedno - wspaniałe, apodyktyczne, despotyczne dziecko, które kocham szalenie, co oczywiste;) Charakterologicznie nie moja linia, tylko męska (masakra, znaczy się;). I tak jest mi DOBRZE. Ale - nie tylko na wsi - zawsze zaczyna się temat: "Kiedy będzie drugie?"
      A potem - kiedy będzie trzecie - zapewne;)))))
      Nie rozumiem, nie odpowiadam na zaczepki, mówię, że Kruczek mi wystarczy jako drugie, a i do szkoły nie trzeba mu wyprawki kupować. Zonk. Ale - jakies dwa lata temu temat się dla mnie skończył, bo wiedza, co odpowiem i mam spokój. Co to kogo interesuje??? Dlaczego człowiek musi mieć tyle i tyle dzieci, albo w ogóle!!! Muszę o tym osobnego posta popełnić, bo mam kilka teorii;)))))
      Co to znaczy, poza wszystkim, że ktoś w gruncie rzeczy obcy, zadaje takie pytania? nawet mojemu dziecku: "Kiedy będziesz siostrzyczkę albo braciszka?" Ona się potem dziwnie patrzy na mnie... Ludzka głupota jest bezkresna!!!!!

      Usuń
    7. Witaj Kretowata :-) Ludzi nigdy się nie zadowli, i głupi ten, kto próbuje. A po trzecim dziecku będą rodzinę palcem wytykali, że patologia. Manipulacja dziećmi, ich uczuciami przez obcych to coś okropnego. Chyba bym nerwowo nie wytrzymała.

      Agniecha. Jestem pewna, że zarówno Ty, jak i ja dałybyśmy radę. Tylko po co się zmuszać, jak nie chcemy? Osoby, takie jak my, absolutnie skupione na swoich zwierzętach i im oddane, zaspokają instynkt opiekuńczy właśnie w ten sposób. I kto nam zabroni? :-)

      Usuń
    8. Na całe szczęście nikt;)))))
      Ale wiecie - należycie do grupy ( w mojej wsi jednoosobowej;), która - jak to mówią u nas "zamiast dziecka mają pieska";))) A wiecie co? O mnie też tak mówią, chociaż mam i to, i to;)))) Uśmiać się można jak nie wiem co;) Sama słyszałam, jak zgodnie z moimi słowami, opowiadają sobie, że "zamiast drugigo to mo psa";))))) No cyrk na kołach;) I te dywagacje: dlaczego ni mo drugigo???? No????
      Pozdrawiam Was buziole moje;)

      Usuń
    9. Muszę przyznać, że u mnie na wsi nie słyszałam czegoś takiego o nas, ale też mam słaby kontakt z ową wsią. Ciekawe, jak będzie na nowym miejscu. Szczęście, że jestem bezczelna i pyskata, zatem na pewno na podobny tekst nie zawaham się prosto w oczy rzec osobie,żeby pilnowała swojego nosa i swojego chłopa/baby ;-)

      Usuń
    10. Mnie też wmawiają, że rekompensuję sobie brak dzieci posiadaniem zwierząt. Nie prawda. Zwierzęta dla mnie pozostają zwierzętami: papugi są papugami i żyją w swoim stadzie w pokojowej wolierce, szczęśliwe, że kontakt z człowiekiem ogranicza się do sprzątania, nałożenia jedzenia i wymiany wody; królik pozostanie królikiem, który daje wełnę i z którym urządzamy gonitwy po mieszkaniu, kiedy tylko mam sposobność do tego; pies jest psem (a dokładniej - suką), który ma swoje miejsce do spania (i nie jest to nasze łóżko), ma swoje zabawki, ma swoje jedzenie i - jak królik - otrzymuje porcję zabawy i czułości, kiedy tylko jestem w stanie ją zapewnić. I to wszystko. Nie mam w ogóle instynktu macierzyńskiego. Nie rozpływam się na widok wszystkiego, co małe, nieopierzone i łyse. Wręcz przeciwnie. Ot, taki mutant ze mnie. ;)

      Usuń
    11. tatsu- nas mutantów jest więcej. Ja jestem w ogóle jakmś dziwadłem, ponieważ rozpływam się nad każdym zwierzęcym noworodkiem do tego stopnia, że nie mogę oglądać filmów przyrodniczych. Jak widzę zwierzęce maleństwa, od razu beczę ze wzruszenia. Natomiast niezwykle mnie brzydzi widok ludzkich noworodków w reklamach, filmach, etc. Tak mam i już. To zapewne cecha mniejszości kobiet, która w większości wywołuje oburzenie, ale nic na to nie poradzę, bo tak mam i już :-)
      Oczywiście, u mnie jest podobnie na linii czlowiek-zwierzę. Mimo wszystko, pomijając powyższe, jestem normalna. Nie karmię psów łyżeczką, ani nie śpię z nimi w łóżku :-) Nie uczłowieczam zwierząt. Psy mają swoje miejsce (czasem na kanapie, ale nie na moim łóżku), a ludzie swoje.

      Usuń
    12. No tak, ja też do tego klubu chyba jedną nogą wstąpię. Jedną, bo jakaś taka połowiczna jestem. Potomstwa nie posiadam i uważam, że dobrze, że tak się stało, przy moim stanie zdrowia nie poradziłabym sobie nijak. Instynktu macierzyńskiego nie mam jakoś specjalnie rozwiniętego, ale małe ludzkie i zwierzęce lubię oglądać i mnie rozczulają. Natomiast małe ludzkie jak już podrosną i stają się męczące to, przepraszam, ale trochę mnie irytują... Poza tym byłabym zdecydowanie nadopiekuńczą matką i na nic bym nie pozwalała, obawiam się. Dobrze jest jak jest.

      Usuń
    13. Oj, dla mnie łyse, nieporadne i ślepe oseski jakiegokolwiek gatunku napawają obrzydzeniem. Nawet papuzich pisklaków nie dotykałam, kiedy mi się jedna z samic wyjajczyła i zapiskliła. Dopiero, jak zaczęły obrastać w piórka, w takie "patyczki" i "pędzelki", dopiero wzięłam je w ręce. Głównie po to, by im z lekka łapki uwalane w kupkach obmyć. W sumie póki nie podrosły, to nawet do budki nie zaglądałam, bojąc się, że samica się wystraszy i porzuci maluchy, a ja nie będę mogła ich wykarmić (wtedy jeszcze internet nie miał przeglądarek i for wszelakich, i stron, blogów itp. miejsc, gdzie mogłabym wiedzy potrzebnej zaczerpnąć).
      Ileż razy słyszałam zarzuty pod swoim adresem, że nie jestem kobietą, kiedy nie chcę się spełniać jako matka i rodzić na zasadzie "co rok, to prorok". Och, jak mię ta opinia załamała, no! Po prostu wzięłam i pocięłam się w rozpaczy szarym mydłem :D :P
      Od dawna wszystkim mówię, że nie jestem 100% kobietą, bo już od dziecięctwa bawiłam się i lalkami, i samochodami, i pistoletami, i stałam na bramce, jak chłopaki w piłkę grali na podwórku, i biegałam z chłopakami po rusztowaniach (osiedle dopiero się budowało), po starych bunkrach i po polach i rżyskach. I nadal przedkładam towarzystwo męskie od babskiego, pełnego plotek, obmów, oszczerstw i podkładania świni. Co nie znaczy, że nie mam znajomych z żeńskiego kręgu. Mam, ale są równie (lub prawie równie) kopnięte, jak ja ;) Cóż, ciągnie swój do swego :D
      Riannon, dobrze wiedzieć, że nie jestem osamotniona w osądzie i postępowaniu ze zwierzętami :)
      Miko, dla mnie dzieci przestają być ufokami, kiedy osiągają jakoś tak 12 rok życia. Co najmniej. I jest to mocno zaniżona granica. Horrorem była dla mnie praca w szkole podstawowej, gdzie (o zgrozo!) dzieci z klas 1-3 najbardziej się do mnie przylepiały! Brrrr!

      Usuń
  10. Steryliżacja. Zdecydowanie. I mówię to też na podstawie tego ,jak się męczy suka w czasie cieczki. My do tej pory mieliśmy same psy. Sabę w sumie dostaliśmy z dobrodziejstwem domowego inwentarza. Wystarczyły mi dwie cieczki i decyzja zapadła. Tym bardziej ,że jak się okazuje ,Saba ma ok 9-10 lat a nie 5 jak myślelismy i chyba ze 3-4 razy miała mioty po 8-9 szczeniąt. I to była właśnie skrajna nieodpowiedzialność . Dopuszczać psy " bo dzieci lubiły szczeniaczki". Szczerze to nawet bałam się spytać ,co było z tymi szczeniakami jak podrosły ,a dzieciom się już przestały podobać. Nieznośna lekkość w podchodzeniu do zwierzęcego życia wqrwia mnie niezmiennie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to bardzo częsty argument: "niech dzieci zobaczą cud narodzin". A może niech sobie najpierw te dzieci zobaczą cud śmierci w schronisku :-(
      Raz byłam w schronisku dla psów, oddawałam znalezione w jamie w lesie dzikie szczenięta, bo jakiś skurwiel wyrzucił sukę szczenną z domu. Oszczeniła się w lesie i oddaliła na poszukiwanie pożywienia. Płakałam po tej wizycie kilka dni (niestety, ryknęłam już w schronisku) a przez następny miesiąc spać nie mogłam.

      Usuń
  11. Kochana Mantra, mama mojego wspaniałego Izercia. Przecudna suczka, mądra i zrównoważona, szkoda, że nie będzie miała więcej maluchów. Jednak jest zdrowie i życie było w tej sytuacji najważniejsze i nie ma co nad tym dyskutować. Wierzę, że po przeprowadzce, za jakiś czas znajdziecie miejsce i na hodowlę goldenów, a Mantrusia będzie wspaniałą ciotką, współopiekunką malutkich szczeniaków:)

    Oczywiście jestem za sterylizacją/ kastracją, bez dwóch zdań. Najczęściej słyszę głosy: pies/suka przytyje, straci wigor, ruchliwość, chęć do aktywności. A taki przeżarty psiak, albo tez obłożnie chory w wyniku choroby, kolejnego porodu itp. to może taki ruchliwy i chętny do zabawy? Zastanawiałabym się, gdyby chodziło o młodego psa/suczkę, ale tak jak mówisz, można to zrobić w każdym wieku. Jeśli jednak takie byłyby wskazania medyczne, to nie miałabym wątpliwości. Nie wiem, co będzie z Izerkiem, na razie jest w porządku i nie potrzeby o tym myśleć. Ale steryzlizacja/kastracja byłaby działaniem humanitarnym w wielu przypadkach , nie byłoby przepełnionych schronisk, czy bezmyślnie mordowanych zwierząt. A na wsi ukręcenie łepetynki, wrzucenie do rzeki i inne takie są na porządku dziennym. Aż myśleć o tym nie chcę. Nie było nas w domy 4 dni, pies został w idealnych rękach, otoczony miłością i troskliwa opieką, a my codziennie myśleliśmy i naszym Izerciu. Czy to wariactwo? Nie, to świadoma decyzja o posiadaniu zwierzaka, miłość do członka rodziny i radość z posiadania goldena, który taka jak napisałaś, Riannon, ma przewidywalne zachowania, właściwą psychikę, który daje tyle miłości, że nie można tego stworzenia nie kochać. Jeśli będzie trzeba małego poddać kastracji, nie dlatego, że to krzywda, ale dlatego, że to przejaw miłości i troski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli nie ma żadnego powodu, to oczywiście nie namawiam do kastracji psa. Jak wspomniałam, Jaskier zachował przyrodzenie. Jeśli hormony zaczynają psem rządzić, pies ucieka do suk w cieczce, albo jest nadpobudliwy i kopuluje gdzie się da, jednym słowem, ma wybujałe libido, to kastracja może być wybawieniem. Pozwolę sobie skopiować wypowiedź jednej z moich klientek, zamieszczona na G+ pod moim linkiem, która również ma pieska po Jaskrze i Mantrze (ze starszego miotu):

      "Ja także jestem za sterylizacja zwierząt sama poddalam syna Mantry kastracji dla jego bezpieczeństwa jego nos jest tak doskonaly że suka z cieczką byla wychwytywana jakby mial radar mimo ze jest BARDZO posłuszny tego nie szło opanowac.Teraz spacerujemy bez konca pies zawsze w zasiegu oka i to on mnie pilnuje. Zamiast wystaw mamy wizyty u chorych i starszych ludzi jest to także przyjemne.Pozdrawiamy Argos i reszta bandy."

      Usuń
  12. Mamy wysterylizowaną, młodą suczkę w typie wilczaka czechosłowackiego. Sama się uparłam, żeby sterylizację w schronisku jeszcze zrobili, bo chcieli nam oddać taką, jak stała. No, jak ten osioł się zaparłam i im głowę suszyłam, że ma być po operacji, jak ją zabierzemy. Koniec. Kropka. Młoda jest, zdrowa, tylko nieco za szczupła, jak na swoją posturę, ale wytrzyma narkozę - tak orzekła pani weterynarz, co nad zwierzakami schroniskowymi pieczę trzyma.
    Strasznie było, bo się komplikacje porobiły, a myśmy nie zostali poinstruowani, że takie rzeczy zdarzyć się mogą (np. krwawienie, gorączka, brak apetytu, apatyczność itp.), bo każdy organizm inaczej reaguje na rozpuszczające się szwy, na sam zabieg operacyjny i w ogóle. Spanikowaliśmy - przyznam bez bicia. Nie miałam nigdy suki pod opieką, a i pies nie był kastrowany, bo wtedy jeszcze takich "fanaberii" nie wymyślali.
    Ostatnio ktoś gdzieś mi zarzucił, że niepotrzebnie uparłam się na tę sterylkę, bo śliczne szczenięta by były. I mogłabym na nich jeszcze zarobić. No jasne. Mało to pseudohodowli w okolicy, żeby jeszcze jedną zakładać? Do tego co pół roku trzeba by było ją pilnować tak w domu (bo upaćka wszystko), jak i na dworze (koniec zabaw z najlepsiejszym kumplem, labradorem). A potem, jak nie będzie kryta i nie będzie rodzić, to za chwilę raki, ropomacicza przyjdą i tylko męka dla psa i żywot krótszy...
    I nie, nie żałuję tej decyzji w ogóle.
    Jeśli będę się decydować na hodowlę, to kupię sukę z rodowodem, a samą hodowlę zarejestruję w Związku Kynologicznym i tyle. Inne rozwiązanie nie wchodzi u mnie w rachubę.
    Jakbym miała psa "w typie" i nie do hodowli, to też bym go wykastrowała. Finito. ;)
    Zdrowia dla rekonwalescentek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to zabieg ewidentnie schrzanili. U zdrowej suki nie ma prawa dojść do komplikacji. Prawdopodobnie oszczędzili na antybiotyku i pewnie zbyt czysto to tam nie było. Jak to bywa w tego typu placówkach, gdzie jest masa chorych psów.
      Jesteś odważna, że zaufałaś schroniskowemu weterynarzowi. Najważniejsze jednak, że wszystko się dobrze skończyło.

      Bardzo dziękujemy za pozdrowienia, wszystko jest dobrze, tylko zdecydowaliśmy przesunąć termin zdjęcia szwów do poniedziałku. Nie ma się co spieszyć, lepiej pozwolić ranie porządnie się zagoić.

      Usuń
    2. Akurat wetka schroniskowa przekonała mnie do siebie szczerością i otwartością. Hera (nasza wilczakowa) też ją lubi bezgranicznie. Wetka przyznała nam się, że nie zostawiła dyspozycji na kartce, a pracownicy schroniska nie przekazali wszystkiego. I - fakt - antybiotyk dostała tylko po operacji, a potem "już nie trzeba" było. Cóż, my z sukami doświadczenia żadnego nie mieliśmy, a i tym bardziej ze sterylizowanymi. Nasza wina.
      Na szczęście młoda pod opieką wetki wyzdrowiała szybko, żadnych komplikacji nie przechodząc już więcej do tej pory.
      Za to do naciągaczy, których mam pod nosem nawet nie zajrzę, nawet klamki z zewnętrznej strony nie dotknę, bo już chcieli biedaczkę na nowo kroić, bo na USG widzieli wszystkie narządy rodne w kawałkach, porozrzucane po całym psim wnętrzu. I nie tylko my byliśmy naciągani na niepotrzebne zabiegi. Co spotykam jakiegoś "psiarza" na spacerze, to o tej lecznicy ma marną opinię. Z dwojga złego wolę wetkę schroniskową, niż takie trzepaczki do kasy :/
      Cieszę się, że rekonwalescentki bardzo dobrze znoszą rekonwalescencję i nic im się nie dzieje złego :) I oby tk było zawsze :D
      Zdrowia i ciepełka życzę :)

      Usuń
    3. W sumie nie Wasza wina, bo skąd Wy macie wiedzieć o sprawach weterynaryjnych.
      Niestety, weterynarze-naciągacze zdarzają sie bardzo często, ponieważ żerowanie na ludzkiej miłości do zwierząt jest niezwykle intratnym procederem. Jakie tysiące ludzie potrafią wydawac na leczenie zdrowych zwierząt, to głowa boli. Dobry weterynarz, do którego masz zaufanie, to skarb. I trzeba się go trzymać.

      Usuń
    4. Dlatego też będziemy się trzymać wetki schroniskowej. Bo i kobieta wyjaśni wszystko, do błędu przyznać się potrafi, przeprosić też i naprawić błędy również. A psina ją lubi i darzy zaufaniem, za to tych z pobliskiej lecznicy się boi. Więcej, niestety, wyboru nie ma w naszym podłym mieście ;)

      Usuń
  13. Jeśli pies czy kot mówiąc po chłopsku ch***m nie na siebie nie zarabia, czyli nie jest rozpłodowym rasowym rasowcem to odbiałczenie takowego jest zas***nym obowiązkiem właściciela. Powody wyłuszczone przez przedpiśców, nie będę powtarzać truizmów.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie. I tu pojawia się słowo "obowiązek". Generalnie jestem zdeklarowaną anarchistką przeciwną wtrącaniu się systemu do naszego życia, ale w przypadku zwierząt mam odmienne, radykalne poglądy. Ten obowiązek powinien być uregulowany prawnie, ponieważ nasze społeczeństwo ma niezwykle niską kulturę związaną z posiadaniem i opieką nad zwierzętami. Sami z siebie nabędziemy tej kultury za jakieś setki lat. Chociaż oczywiście żadne prawo nie zastąpi edukacji i jeszcze raz edukacji w tym temacie.

      Usuń
  14. Jeszcze co do kastracji. I u mnie była ostatnio na ten temat dyskusja zażarta - nawet bardzo;)
    http://www.wiejskoczarodziejsko.blogspot.com/2014/01/jeden-kret-i-jeden-wet-contra-jeden-kruk.html
    Mój chłop reaguje panicznie, wręcz zarzuca mi wszystko, co najgorsze i argumentuje, że "jak się chciało psa, to trzeba go akceptować w całości, a nie wycinać to czy tamto dla swojej wygody".
    Argumenty humanizacyjne też są;)
    Jedno jest pewne - z chłopem tego nie zrobię, chyba, że sama, cichaczem;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz zerknę na wpis. Bywam tam u Ciebie czasem, tak po cichutku :-)
      Ten dialog z Chłopem to tak na pół serio, ponieważ doskonale zdajemy sobie sprawę, że gdyby psu coś groziło, albo gdybyśmy nie mogli wytrzymać z powodu jego wybujałego libido, to nie byłoby żadnej dyskusji, ani protestów, tylko kastracja.
      Tymczasem Jaskier w żaden sposób nie jest pod tym względem uciążliwy (prócz cieczek naszych suk, które właśnie do cna zlikwidowałam), nigdy nie ucieka, ani nawet nie zwraca uwagi na cieczki suk we wsi.

      Usuń
    2. Kruk jest niewielki i w tym cały plus, poza tym jest naprawdę fajny;)) Słodziak i przymilas;) Ale szczekliwy i odważny - tego akurat nie chciałabym stracić;)

      Usuń
    3. Psy się po kastracji uspokajają pod względem hormonalnym, natomiast raczej nie tracą charakteru i osobowości. Moja wysterylizowana od 5 miesiąca życia Gajka jest cięta i szczekiwa, jak sam diabeł.

      Usuń
  15. O to, to, Riannon, z ust mi wyjęłaś. Te wszystkie legendy o zmianie psiej osobowości po kastracji/sterylizacji są wyssane z palca! Że pies zniewieścieje, a suka będzie bardziej męska? I co, broda jej wyrośnie? Miałam w życiu wiele zwierząt, przede wszystkim psów obojga płci. Ani nie tyły (chyba, że ktoś pasie psa resztkami z obiadu i tłustymi odpadkami), ani nie zmieniały zachowań. Poza tym, że nie wyły po nocach, bo w sąsiedztwie cieczka.

    OdpowiedzUsuń
  16. Dodam, że nie kastruję moich psów taśmowo, jak leci. Był pies Julek, mieszaniec amstafa z owczarkiem niemieckim. Był niesamowitym słodziakiem i nie było żadnej, najmniejszej przesłanki do kastracji. Nie wykazywał żadnego zainteresowania cieczkami, nie rzucał się "erotycznie" na nogi, nie wył po nocach z tęsknoty za suczkami, toteż zachował swoje klejnoty. Natomiast aktualny Wałek wykazuje, niestety, zachowania niegodne dżentelmena i wszystko przemawia za. Frodo był już wykastrowany, kiedy wzięłam go z tzw. tymczasa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to Wałka chyba ta (nie) przyjemność nie ominie ;-)

      Usuń
    2. Niestety, chyba nie (ominie), wszystko na to wskazuje.

      Usuń
  17. Jestem absolutnie ZA!
    Mam 4 psy i to 3 pokoleniowe, bo 1 suki nie zdążyłąm wysterylizować przed cieczką, a nie było komu oddać piesków, kundelków żeby jasne było.
    Straciłam 1 wspaniałego psa, który na stare lata na kawalerkę jeszcze chodził, a właściciel nie pozwolił wysterylizować - paradoks, bo pies miał i tak wielką ranę na brzuchu po psiej wojnie i wet powiedział , że ' to jednocześnie', nawet bezkosztowo. A chłop =-nie i już. No i kiedyś staruszek jurny wojny o rzadkość jaką jest wiejska suka -nie wygrał. Dla mnie to nauczka na całę życie w sparwach płciowych.
    Koty - wysterylizowałam od razu i ze zdziwieniem patrzyłam, jak jest to łatwa sprawa w stosunku do pilnowania suki, dla któej jest to poważna operacja. Więc - w czym problem? jakaś pseudo-antropomorfizacja? a knury, a ogiery? nawet kapłony? czy ktoś się zastanawia nad ich męskością - konieczność i już.
    Nie rzoumiem z czym chłopy mają problem, a wiele blogerek pisze, że mężowie nie pozowalają im kocurów czy psów wyczyścić , podnosząć histeryczny wrzask w temacie.Słusznie piszenie że w sparwie suk jakoś takiego oporu nie ma.Aha - uważam że sukę powinno się przed 1 cieczką czyscić. Mam 2 suki - i patrzyłam jak babcia zazdrościła swojej córce i mamie - szczeniaków. opiekowała się, bo ta młodsza zbyt troskliwą matką nie była. A miała córkę, bo nie pozwoliła sobie zabrać.
    U siebie nie widzę żadnych zmian charakteriologicznych w zwierzakaach. Uważam jednak, że zabiegi te są zbyt drogie, a powinny być masowe w celu ograniczenia niechcianych i ich dramatu. Zapobiegać - najpierw, a potem schroniska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, zabiegi są drogie. Ludzi trzeba edukować w temacie, ale też zachęcić ich choćby właśnie dotowaniem sterylizacji.

      Usuń
  18. Moje zdanie nie odbiega od Twojego, a dowodem niech będą moje dwa wysterylizowane/wykastrowane koty. Sam zabieg nie budzi we mnie żadnych reakcji natury emocjonalnej. Nie mam hodowli, nie planuję mieć kociaków, więc po co narażać zwierzęta na ewentualne choroby, a kotkę do tego na permanentną ruję, jaka często występuje u kotek długo nie zachodzących w ciąże.

    Niestety problem niesterylizowanych zwierząt ze schroniska jest powszechny, wiele się mówi, że schroniska nie wydaja zwierząt nie wysterylizowanych, ale rzeczywistość jest inna, schroniska nie mają pieniędzy i konieczność dokonania zabiegu spada na nowego właściciela. Biorąc zwierzę do adopcji, niekiedy trzeba podpisać papier, że w przeciągu jakiegoś tam czasu wysterylizuje się zwierzę (tak było w przypadku mojej ostatniej suczki), ale nikt tego nie sprawdza, nie kontroluje, wiec w praktyce na pewno różnie to bywa.

    Zabieg jest drogi, niektóre przychodnie (podejrzewam, że głównie w dużych miastach) uczestniczą w akcji - "Marzec miesiącem sterylizacji", i wtedy można wysterylizować zwierzę trochę taniej (bo miasto/gmina dofinansowuje taki zabieg), z doświadczenia wiem, że trzeba się umawiać ze sporym wyprzedzeniem. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas niestety nie ma tego typu akcji dotacji sterylizacji. Ale skoro u Was trzeba się umawiać z wyprzedzeniem, to znaczy, że jest zainteresowanie i ze właśnie w cenie jest problem.

      Usuń
  19. U nas takim miesiącem jest luty - miejscowa lecznica robi zabiegi za 50% normalnej ceny.

    OdpowiedzUsuń
  20. Hehe, dobre z tym "dziedzicem"... chyba się przekonałaś, że wścibstwo ludzkie jest bezgraniczne, a i tupet wielki ;)
    Ja się już wywnętrzyłam wtedy u Kretowatej... po prostu się zagotowałam, bo temat jest poważny, a przeciwnik w dyskusji był oporny na jakiekolwiek argumenty. Nasze sunie i koty są wysterylizowane, zresztą chyba już wspominałam o tym. Nie jestem hodowcą. Kocham = nie rozmnażam.
    Ściskam czule ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Witam,
    Sterylizacja jest i dla dobra właścicieli zwierząt jak najbardziej pożądana. Moje doświadczenia ze sterylizacją są jednak mieszane.
    Wiejski weterynarz tak wysterylizował moją sunię że owszem nie ma szczeniaków, ale ma cieczki....... musiał zostawić jakieś fragmenty które produkują hormony i moje kłopoty z psimi zalotami się nie skończyły. Piesek tyle się wycierpiał żeby wszystko się zagoiło i nie mam sumienia znowu przechodzić przez jej cierpienie związane z operacją.
    Jak przychodzi ten okres jestem wściekła na weterynarza, który wzruszył ramionami i powiedział że nie mógł usunąć wszystkiego bo sunia miała organy w tłuszczu pochowane.
    I co Ty na to droga blogowiczko? Przestrzegajmy przed źle przeprowadzoną sterylizacją!!!
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam w odwiedziny http://sielskidomiogrod.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co ja na to? Otóż szlag mnie trafia, kiedy czytam o kolejnym błędzie weterynarza. Niestety, nie są to odosobnione przypadki. Trzeba mieć dobrego nosa i dużo szczęścia, aby trafić na dobrego weta, do którego można mieć zaufanie. Bardzo mi przykro z powodu Twojej suni, jednak chciałabym wierzyć, że to wyjątek pośród wszystkich zabiegów. Sterylizacja jest zabiegiem na tyle standardowym, jak u ludzi wycięcie wyrostka, że nie powinny zdarzać się takie przypadki.

      Bardzo dziękuję za zaproszenie. Twój blog jest piękny. Odwiedziłam też sklep. Wrzucę sobie za niedługo Twojego bloga na blogroll bloga:
      http://dwor-feillow.blogspot.com/

      Ponieważ to tam czeka mnie zarówno urządzanie ogrodu, jak i calego domu :-)

      Usuń
  22. Jakby suka nie dała to by pies nie wziął. Zakładając więc, że pies nie zachowuje się z powodu posiadania klejnotów niedopuszczalnie nie ma za bardzo sensu kastrować, bo i tak jakiś płody samiec się i tak znajdzie.

    To pisząc sam bym chętnie jednemu psu urwał jaja, bo sobie kiedyś "ulżył" na moją zostawioną u koleżanki na łóżku kurtkę. Kiedyś była taka moda na kurtki z kołnierzem z futerkiem... Co on sobie myślał? Że jestem jego (jakby to rdzenni mieszkańcy Bronxu powiedzieli) Bitch? Co za zniewaga!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha! ;-) No tak drastycznych seksualnych przygód z psami nie miałam, a jako hodowca niejedno musiałam przejść, w tym własnoręcznie robioną inseminację.

      A poważniej, psy kastruje się nie tyle z myślą o suce sąsiada, którą może przypadkiem pokryć, ale ze względu na zachowanie. Właśnie po to, aby uniknąć spuszczania się ludziom w futrzane kołnierze, tudzież w nogawki od spodni. Jednym zdaniem, jeśli nie da się wytrzymać z jego wybujałym libido lub są wskazania zdrowotne. Powtórzę, co już wyżej napisałam, że u mojego psa żadna z tych przyczyn nie występuje. Ani nie ma skłonności do ucieczek, ani nie ma wybujałego libido. Poza swoim stadem, resztę suk ma w nosie. Gdyby było inaczej, na nic zdałyby się protesty Chłopa (pewnie nie byłoby protestów), jajca zostałyby ucięte i finał.

      Usuń
  23. jak nazywa się ubranko dla psa po kastracji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy ma on jakąś specjalna nazwę, my mówimy na to "fartuszek pooperacyjny".

      Usuń