O mnie

Moje zdjęcie
Kobieta wciąż zadziwiona otaczającym ją światem. Z wykształcenia archeolog, z wyboru Wolny Człowiek i Kustosz we własnym Muzeum. Z urodzenia Wrocławianka, z wyboru mieszkanka małej wsi. Na pytania miejskich kolegów: "co ty robisz do licha na tej wsi"??? odpowiada: "żyję!!!". Zawsze niepokorna i pozostanie taką do śmierci. Wyznaje w życiu maksymę: "Ludzie posłuszni żyją, aby spełniać oczekiwania innych. Nieposłuszni realizują swoje marzenia". Kobieta owa ma wciąż wiele pomysłów, które uparcie realizuje na powyższej zasadzie. Posiadaczka 2 psów i 1 Chłopa. Chce się dzielić z ludźmi swoim kawałkiem życia prowadząc Gospodarstwo Agroturystyczne, Muzeum Dwór Feillów oraz Hodowlę Psów Rasy Golden Retriever.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Lubię być w awangardzie.

Odkąd pamiętam, a pamięć moja sięga do czasów przedszkola, nigdy nie lubiłam robić tego, co otaczająca mnie grupa. Przy tym wszystkim byłam na tyle mądrym dzieckiem, a później mądrym młodym człowiekiem, że rozumiałam, iż aby mieć święty spokój należy się dostosować. Sztukę dostosowywania się do otoczenia opanowałam do tego stopnia, że byłam postrzegana jako wzorowa uczennica i grzeczne dziecko. Jakim byłam naprawdę „grzecznym” dzieckiem wiedziała tylko i wyłącznie moja najbliższa rodzina. Nie mam dziś nastroju do głębszego grzebania się w mojej psyche i analizowania przyczyn mojego buntu, powiem tylko, że zawsze miałam własne zdanie, a jak coś mi się nie podobało, to  pyskowałam i robiłam po swojemu. Dziś wiem, że miałam rację. Byłam po prostu inna, chciałam żyć po swojemu, sama decydować o pewnych sprawach nie od 18-tego roku życia, ale odkąd skończyłam lat 12 i zaczęłam w miarę świadomie postrzegać swój los. Rodzina nie miała mi nic do zaoferowania. Mój ojciec był alkoholikiem (co skrzętnie ukrywano przed całym światem, bojąc się wymawiać to słowo nawet dziś), a podczas tych rzadkich momentów, kiedy widziałam go trzeźwego, był dla mnie obcym człowiekiem. Po prostu ze sobą nie rozmawialiśmy. Dla mojej mamy najważniejszą rzeczą, która się w życiu liczyła, był fakt, czy chodzę do kościoła, ale o tym już pisałam kilka miesięcy temu we wpisie Ostatni festiwal hipokryzji. Tamten wpis kosztował mnie mnóstwo emocji i nie chciałabym by zrobił się z tego post podobny. W każdym razie, nie mając w realnym życiu żadnego pozytywnego przykładu, jako nastolatka, swój moralny kręgosłup kształtowałam czytając mądre księgi (największe wrażenie zrobiła na mnie mądrość zawarta w hinduskich starożytnych pismach Wedach) i przemyślenia filozoficzne. Nie przeszkodziło mi to równolegle zaczytywać się w Szklarskim, Mayu oraz w typowo dziewczęcej literaturze takiej jak Ania z Zielonego Wzgórza. Filozofia, głównie hinduska, kształtowała mój moralny kręgosłup i pozwoliła przyswoić sobie w dosyć młodym wieku prawo karmy, które dziś obserwuję na co dzień w moim życiu (owa magia), a książki przygodowe i obyczajowe opisujące dawny świat, rozbudziły we mnie wyobraźnię i pozwoliły dostrzec, że świat jest większy niż trzepak przed blokowiskiem z wielkiej płyty, na którym to trzepaku, wisząc głową w dół, spędzałam wolny od czytania czas. 
Gdzieś pomiędzy jednym fikołkiem, a drugim, odkryłam, że aby być szczęśliwą potrzebuję czasem zrobić coś, czego nie robią inni. Nie chodziło o to, aby robić coś na siłę, by się wyróżniać, lecz aby znaleźć w sobie odwagę do robienia rzeczy niestandardowych, które łamią stereotypy. Mam też skłonność (i co dziwne, potrzebę) do prowokowania otoczenia swoim zachowaniem, co ilustruje choćby wpiso Iwanie (niewinny żarcik) i wspomniany już Festiwal, kiedy czekałam na osoby, które zaczną mnie oceniać i w komentarzach dawać wyraz swojej hipokryzji. Rezultatem owych niestandardowych życiowych wyborów były absolutnie nie rokujące na zatrudnienie w zawodzie studia oraz najważniejsza i najpiękniejsza decyzja w moim życiu o porzuceniu miasta i przeprowadzce na wieś.

Takie mamy codziennie widoki :-)

Przy tym całym moim odizolowaniu się od świata mam nadal w niektórych dziedzinach potrzebę bycia w awangardzie. W latach 90-tych nie znano jeszcze za bardzo rasy golden retriever. Cieszyliśmy się, że jesteśmy jednymi z nielicznych, którzy hodują te psy i tym samym mają wpływ na rasę. Dziś to psy na tyle popularne, że przy całej mojej miłości do rasy, straciłam motywację do hodowli, ponieważ nie mogę wykazać się pracą twórczą, a jedynie rozmnażaniem. To, że w 2001 roku agroturystyk w Polsce było jak na lekarstwo, a my byliśmy jedną z nich, to może był przypadek. Natomiast moim celowym działaniem było bardzo szybkie nauczenie się tworzenia stron internetowych i posiadanie takiej dla hodowli i gospodarstwa. Oczywiście, w szybkim czasie, podobnie jak z agroturystykami, stron firm zaczęło przybywać. Prywatne muzeum nadal stanowi w Polsce nowość. Cieszymy się póki co przynależnością do wąskiego grona właścicieli prywatnych muzeów mając tym razem nadzieję, że szybko będzie ich przybywać ku ogólnemu pożytkowi dla tego wyniszczonego konsumpcjonistycznym stylem życia kraju. Jako jedna z jeszcze nielicznych (i tu też liczymy, że będzie tendencja wzrostowa) rodzina odzyskała zagrabiony przez PRL dwór, w którym być może niedługo zamieszkamy po pięknie spędzonych latach w oryginalnym i nie mniej zjawiskowym domu przysłupowym. Również innym niż przeciętny wiejski dom. 
Lubię, naprawdę lubię robić czasem coś od czapy i być inna niż większość. Może niektórzy odbiorą to za zarozumialstwo, jednak nie o to mi chodzi. Szanuję wybory życiowe innych ludzi, ich potrzebę życia w stadzie i pracy na etacie. W końcu jesteśmy gatunkiem społecznym i potrzebujemy siebie nawzajem. To, że jestem zadowolona ze swoich wyborów świadczy jedynie o tym, że są dla mnie najlepsze.

Kilka miesięcy temu przeczytałam e-mail od znajomego. Namawiał mnie do zakupu internetowej waluty bitcoin. Wtedy pierwszy raz usłyszałam o czymś takim. Szczerze powiem, że wówczas nie za bardzo miałam czas i głowę do szukania jakiejkolwiek informacji na temat dla mnie abstrakcyjny. Zrzuciłam to na Chłopa, jako temat zbyt dla mnie techniczny i ścisły, ale Chłop również nie załapał. Po wymianie kilku maili dowiedziałam się mniej więcej, o co chodzi z tymi bitcoinami i uznałam, że jednak nie mam duszy hazardzisty i nie będę kupować czegoś, co nie istnieje realnie. Jakoś mi się to skojarzyło z grami komputerowymi, a to dla mnie świat całkowicie obcy. Kolega jednak podpowiedział nam bezpieczniejszy udział w bardzo wąskim jeszcze gronie bitcoinowców. Zaproponował, abyśmy utworzyli sobie konto i po prostu, nie wykonując żadnych ruchów, oczekiwali na darowizny. Cóż, pomyślałam sobie, to akurat niczemu nie przeszkadza. Nic nie tracimy, a możemy coś zyskać. Oczywiście, w żadne wpłaty nie uwierzyłam, ponieważ mimo iż konto tradycyjne na potrzeby darowizn dostępne całemu światu widnieje zarówno na stronie internetowej muzeum, jak i na tym blogu, nie pojawiła się na nim ani złotówka. Dlaczego zatem mają pojawić się jakiekolwiek pieniądze od ludzi posługujących się bitcoinem, skoro jest ich jedynie garstka? Jaki zatem zysk miałam na myśli? Otóż z momentem założenia i opublikowania konta, właśnie realizowałam swoją potrzebę bycia w awangardzie mając też cichą nadzieję na jakąś reklamę, potrzebną mi do prowadzenia działalności zarobkowej. Na rezultaty nie trzeba było długo czekać. Ze zdumieniem spostrzegłam, że na koncie bitcoinowym pojawiają się drobne kwoty. Dziś jest to równowartość ok 17 dolarów. Nie jest to może obiektywnie oszałamiająca kwota, ale w porównaniu z kontem dla darowizn, które zanotowało zero wpłat, robi na mnie wrażenie. Większe jednak wrażenie robi na mnie fakt, że mimo iż osób posługujących się walutą bitcoin jest w Polsce tak mało, są oni na tyle mili, by docenić fakt, że przyłączyło się do ich grona małe lokalne muzeum. Te drobne wpłaty traktuję, jako wyraz sympatii. Bardzo gorąco za nie dziękuję. Potraktuję je jako lokatę. Kto wie, czy przy rosnącym zainteresowaniu bitcoinem z tych 17 dolarów nie zrobi się suma dużo, dużo większa. Zamiast dziś kupić na potrzeby muzeum trzy puszki farby za te 17 dolców, być może za 10 lat muzeum wzbogaci się o jakiś odlotowy eksponat.

Po emisji materiału o bitcoinach w faktach TVN, które miało miejsce kilka dni temu, dziennikarze zainteresowali się tematem. Prawdopodobnie googlując lub przeglądając portal bitcoin.pl, gdzie w linkach zamieszczono podmioty akceptujące walutę bitcoin, docierają do naszej małej „instytucji”. W mojej cichej samotni, oddalonej 6 km od wszystkiego, rozbrzmiewają telefony.

-Kochanie, jak spędziłaś dziś dzień?- pyta Chłop, który przebywał kilka godzin w pobliskim miasteczku.
-A wiesz, rano rozmawiałam z redaktorem money.pl, który prosił mnie o zgodę na wzmiankowanie, a jakiś czas później pewien dziennikarz radiowy nagrał ze mną wywiad dotyczący bitcoinów, który dziś pójdzie na antenie.
-Yyyyy…- Chłop zalicza opad szczęki.

Artyluł o bitcoinach ze wzmianka o nas tutaj:
http://www.money.pl/pieniadze/raporty/artykul/bitcoin;w;rok;podrozal;o;9000;procent;kiedy;ta;banka;peknie,8,0,1430792.html

Niedawno spłynęło do nas jeszcze kilka zdjęć od fotografa Pawła Sosnowskiego, które zrobił przy okazji wywiadu dla niemieckiej gazety Sachsische Zeitung. Są tak urocze, że nie mogę się oprzeć by się nimi z Wami nie podzielić. Być może są to jedne z ostatnich zdjęć naszej ludzko-psiej gromadki w Zapuście. Niech staną się dla nas pamiątką.

Od lewej Fiona, Jaskier, Mantra. 
Na drugim planie od lewej Chłop i baba :-)


W minioną środę nasze muzeum odwiedziła kontrola z Urzędu Marszałkowskiego. Wszystko przebiegło bardzo pozytywnie. Nasz wniosek został skierowany do Ministerstwa w celu przekazania nam należnej dopłaty do remontu. Na zwrot części kosztów oczekiwać będziemy najpóźniej do końca roku, a więc jeszcze 4 tygodnie.

Pozdrawiamy Was gorąco. To jesteśmy my- (jeszcze) Tuskulaki :-)



19 komentarzy:

  1. Pozdrawiam was gorąco przede wszystkim..jakże bliski mi Twój tekst....jestem Osobą..ja zawsze mówię jakem Baran, która wszystko chce po swojemu!!! Bo czemu nie? Moja wiara i optymizm przy tym pozwala mi na świat patrzyć bardziej różowo jak coś nie wyjdzie. Ale lubię fascynatów, pasjonatów, twórców..sama taka jestem.Jetsem Twórcą..co robię nie widać na mym blogu bo on nie od tego.Realizuję swoje plany ..a przyszły rok mam nadzieję będzie bardzo konkretny w konkretne otwarcia. Marzymy z mężem tez o agroturystyce, troszkę innej:) ale to kiedyś:) Trzeba robić to co się chce i już!!!! Dązyć do tego, realizować. Dobrego tygodnia Wam życzę!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ogromna przyjemnością zobaczyłabym (i pewnie nie tylko ja) Twoja twórczość. Dziel się nią ze światem, bo technika to umożliwia. Dziękujemy i trzymamy kciuki za marzenia :-)

      Usuń
    2. jeszcze troszkę, " za chwilkę małą" to zrobię:)
      Dziękuję i pozdrawiam

      Usuń
  2. Ja też od zawsze szłam zupełnie inną drogą niż reszta otaczających mnie ludzi, co teraz wychodzi całkowicie na światło dzienne... Moje konie będą pierwsze tej rasy w Polsce, równiez kozy i owce ;) No i dom mamy kryty strzechą słomianą - muszę wszystko mieć po swojemu!!! :)
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję, podjęłaś naprawdę ogromny trud bycia pionierką. Szczerze podziwiam takie osoby. Pozdrawiamy gorąco! :-)

      Usuń
  3. Tak ogólnie - gratuluję !!!
    Odwagi, filozofii życia itd. itp.

    Ostatnio jechałem na Jelenią - ale kurna czasu na Zapustę zabrakło. Szkołę/ pałac w Biedrzychowicach sfocilem na szybko...
    Świetna ta fota z psiakami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy. Może uda Ci się wiosną przyszłego roku nas odwiedzić, zapraszamy :-)

      Usuń
  4. To już nie Tuskulaki, a Wolanie? Czy jakoś tak...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze sama nie wiem, moze Dworzanie, he, he... :-) Na razie jeszcze Tuskulaki. Przed nami kilka miesięcy przewożenia całego dobytku. Będziemy wówczas mieszkać na dwa domy.

      Usuń
  5. Awangarda, awangardą ... cieszę się, że wszystko idzie a wręcz można powiedzieć galopuje po Waszej myśli :)
    A nowy właściciciel chociaż "prześwietlony" czy może objąć we władanie Tuskulum :)
    Czyli Nowy rok będzie naprawdę dla Was NOWY !!!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację to prawdziwy galop :-) Ale ten prawdziwy zacznie się po zimie. Co do właścicieli, to uwierzcie mi, że nie mogłabym wymarzyć sobie lepszych :-)
      Co do roku. Mam szczęście do trzynastek, które gęsto przewijają się przez moje życie. W 2013 sprzedaliśmy dom, w trzynastym roku naszego pobytu przeprowadzimy się do Dworu. Magia wciąż mnie nie opuszcza :-)

      Usuń
    2. Niestety, czas obnaża ludzkie motywy. Ci niby przyszli właściciele okazali się ludźmi niepoważnymi, którzy wystawili nas do wiatru. Na dzień dzisiejszy dom nadal czeka na nabywcę. Tym razem poważnego i co ważniejsze, uczciwszego.

      Usuń
  6. Troche sie Ciebie boje, ale przeciez nie przychrzanisz mi ta lopata na odleglosc;)
    Cholernie lubie Cie czytac, bo w glebi duszy, ja i moj W.jestesmy do Was podobni. Tylko nie tacy wygadani;) I tez w pewien sposob w awangardzie.
    Za tp dostajemy od wielu znajomych w leb..Stad coraz ich mniej..Piekne te foty:) Moze moglabym czyms wzbogacic to Wasze muzeum..w sensie eksponatow.zal mi , gdy widze rzeczy przywiezione przez polskich emigrantow, jeszcze w latach 20-30 tych, ktore laduja w rupieciarni i nikt ich nie chce..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ absolutnie nie trzeba się mnie bać :-) My walczymy tylko i wyłącznie z systemem, którego częścią są urzędnicy w swoim miejscu pracy. Po godzinach pracy urzędnik też człowiek, a dla ludzi jesteśmy naprawdę sympatyczni :-)
      Fakt, wyszczekana jestem i na pewno niejednemu się to nie podoba, ale trudno, całego świata się nie zadowoli :-) Z przyjemnością za to słucham, co inni mają do powiedzenia.
      Jeśli chciałabyś wzbogacić nasze muzeum eksponatem i nie będziesz miała nic przeciwko temu, że w przyszłym roku przenosimy siedzibę Muzeum do Małopolski , będziemy ogromnie wdzięczni. Przedmioty codziennego użytku często nie znajdują u ludzi szacunku i lądują w rupieciarniach. A one mają swoją duszę i zasługują na drugie życie. Pozdrawiamy serdecznie :-)

      Usuń
    2. Jesli tylko zechcecie je przytulic, to bardzo chetnie:)) Serdecznosci sle z Alzacji:)

      Usuń
  7. Podziwiam Was za takie odważne decyzje, które nie tylko wymagają podjęcia ryzyka, ale również wiążą się z tym, że rodzina, znajomi i bóg wie jeszcze kto pukają się w czoło (w najlepszym wypadku), albo zaczynają roztaczać czarne wizje, które się ziszczą jak tylko człowiek podejmie ryzyko. I cóż są dwa wyjścia, albo człowiek ulegnie i zrezygnuje ze swoich marzeń, albo będzie szedł w zaparte. Sama doświadczyłam tego na własnej skórze, niestety w jednym przypadku ugięłam się pod presją, czego w sumie żałuję. Co do wybierania niepopularnych kierunków studiów, to też mam w tym doświadczenie, jestem bowiem absolwentką etnologii, cóż niektórzy nawet nie mają pojęcia z czym ten kierunek w ogóle kojarzyć.
    Jedno wiem na pewno, trzeba ze wszystkich sił starać się realizować swoje marzenia, bo życie mamy tylko jedno i za jakiś czas na pewne rzeczy będzie za późno i wtedy człowiek stanie się wiecznie narzekającym, zgorzkniałym i wiecznie rozczarowanym starcem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Etnologia- marzyłam, aby równolegle robić ten kierunek, ale czasu już zabrakło :-( Równie niepraktyczny kierunek, ale równie poszerzający horyzonty i interdyscyplinarny, jak archeologia.
      Szczęście wielkie, że mój charakter nie pozwala mi na oglądanie się i przejmowanie zdaniem i opinią innych, zatem nie rezygnuję ze swoich marzeń. Malkontentom i czarnowidzom mówimy zdecydowane "nie" i odwracamy się od nich plecami, robiąc swoje. Jak na razie ten sposób na życie się sprawdza.
      Chcę żyć tak, żebym codziennie mogła spojrzeć sobie w lustrze w oczy i tak, by niczego w życiu nie żałować.
      Dzięki za ciepłe słowo, pozdrawiamy :-)

      Usuń
  8. Oj zgadza się etno należy do tych kierunków, na których nawet wykładowcy mówią na pierwszych wykładach, że są to studia po których pracy w zawodzie człowiek raczej nie znajdzie. Studia za to były bardzo ciekawe i zmieniające sposób postrzegania świata. Ale dzięki temu, że skończyłam taki niepraktyczny kierunek, teraz męczę się na ekonomii, dla kogoś kto zawsze miał zapędy humanistyczne i nie wiązał swojej przyszłości z matematyką i pokrewnymi naukami, ekonomia, a zwłaszcza niektóre przedmioty są jak droga przez piekło. Cały czas szukam pomysłu na siebie. Też raczej jestem osobą upartą i jak coś postanowię, to dążę do realizacji. Problem pojawia się w momencie gdy nie jestem pewna na 100% i wtedy osoby, które mi odradzają dane działanie mają pewną przewagę. Tzn. chodzi najbardziej o strach przed ryzykiem i nie posiadaniem poparcia bliskich w poczynieniu pewnych kroków, bo jest świadomość, że gdy coś pójdzie nie tak, to wtedy dopiero się zacznie: "trzeba było słuchać starszych" itp...

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj, wyobrażam sobie Twoje ekonomiczne cierpienia, ponieważ my szykujemy się właśnie do założenia księgowości dla naszego muzeum. Muzeum musi prowadzić pełną księgowość, nie ma rozróznienia, czy to duże muzeum typu Wawel, czy małe regionalne. Jako osoby niezasobne i muzeum nie obraca grubą kasą, nie możemy sobie pozwolić na opłacanie księgowej. Niestety, wybór kto zajmie się księgowością padł na Chłopa, gdyż ja widząc tabelki wpadam natychmiast w histerię ;-)
    Rozumiem też, co masz na myśli, jeśli chodzi o obawy, co do wyboru swojego losu, ponieważ ja musiałam walczyć w rodzinie o swoje zdanie. Ale wyszłam z założenia, że to moje życie i nikt go za mnie nie przeżyje. Każdy ma prawo do własnych błędów i potknięć, zatem nie ma co słuchać czarnowidzów, bo można przegapić coś w życiu ważnego. Jeśli masz obok siebie swoją druga połówkę, która jest tak samo zdeterminowana, jak Ty i macie podobne cele, po prostu nie ma się co zastanawiać, nawet jeśli rodzina odwróci się do Ciebie plecami. Co ja się nasłuchałam od mojej mamy, padło nawet zdanie, że jeśli się wyprowadzę na wieś, to ona nigdy w życiu do mnie nie przyjedzie. Powiedziałam jej, że w takim razie trudno. Oczywiście przyjechała i przyjeżdżała dosyć często, zanim ojciec poważnie zachorował, co uniemożliwia teraz moim rodzicom odwiedzanie nas. W idealnym świecie rodzice powinni stać za dziećmi murem (i vice-versa), pozwalać im na spełanianie swoich marzeń i nawet na popełnianie błędów i być zawsze gotowi wesprzeć, jeśli sytuacja tego wymaga.

    OdpowiedzUsuń