Koniec września, Wrocław 2004 rok, Międzynarodowa Wystawa
Psów Rasowych. Stoję przed wejściem na ring z Jaskrem. Za kilka minut
rozpoczyna się ocena psów w naszej klasie. Lekko zalewa mnie adrenalina. I
nagle zgadnijcie, kto materializuje się przede mną? Tak, oto Mamuśka we własnym
majestacie. Dzierży pod pachą jakieś futro.
-I co, dopiero wchodzisz na ring? Bo my już po ocenie-
mówi i potrząsa ramieniem, z którego zwisa stworzenie, niekoniecznie boskie,
gdyż niemal od początku człowiek, przepraszam-hodowca, mieszał w tym swoje
paluchy.
Rzucam okiem i próbuję zgadnąć, z której strony ów pies
(bo to chyba był pies, skoro znalazł się na wystawie psów) ma pysk, a z której
stronę mu przeciwną. Gratulując sukcesu, bo stworzenie zostało docenione przez
sędziego i zasypane tytułami, wyciągam rękę, aby pogłaskać futro. Pies (bo to
chyba był pies), wyczuł moje nieszczere intencje. Pokazuje garnitur zębów, zza
którego rozlega się złowieszczy warkot. W tym momencie mogłabym zaliczyć pewien
sukces, identyfikując strony stworzenia, ale o takich ludziach jak ja i Mamuśka
mówi się, że mieszkamy w miejscu, gdzie psy dupami szczekają.
-Oj, uważaj, ona jest indywidualistka i nie lubi obcych.
Uśmiecham się głupawo i rozsądnie zmieniam temat. Zerkając
kątem oka na ring, czy nadchodzi nasza kolej, roztrząsam ostatnie sukcesy
wystawowe rodziców Jaskra. Ojciec zdobył BIS (Best in Show) weteranów na
światowej wystawie, matka dokończyła czempionat Polski.
-E, co ty mówisz- przerywa mi brutalnie i lekceważąco
Mamuśka- Szpice to są dopiero fajne psy.
A więc to jednak jest pies. Milknę zdeprymowana
obserwując kurdupla zwisającego z ręki i szczerzącego do mnie złowrogo zęby.
Myślę sobie- trzeba mu wybaczyć, wszak każdy wie, że małe to głupie, bo rozum
blisko dupy ma.
Mojej zdegustowanej miny nie da się niczym wyjaśnić.
Chcąc być jednak grzeczną, wypowiadam nieszczere, rzucone od niechcenia zdanie,
które okaże się nadzwyczaj brzemienne w skutkach:
-E tam. Gdybym chciała mieć szpica, to bym sobie sprawiła
czarnego.
W tym momencie zapominam o wszystkim i wchodzę na ring.
Jaskier dostaje ocenę doskonałą, co przy surowej
sędzinie, takiej konkurencji i w obliczu tego, że pies ma dopiero półtora roku,
jest już sukcesem. Schodzę rozluźniona wykonaniem planu minimum. I zgadnijcie,
kto się koło mnie materializuje? Tak, Mamuśka w całym swoim uhonorowanym
medalami majestacie.
-Załatwiłam ci czarnego szpica- rzuca od niechcenia.
-Co?- wydaje mi się, że się przesłyszałam.
-Masz czarnego szpica, przecież chciałaś- mówi Mamuśka.
-COOOO???
-Wiesz, u G. urodziły się latem czarne szpice. Po suczce,
którą G. ma ode mnie. Taki jakiś nieszczęśliwy ten miot, chorowały, a teraz
zbliża się zima, one w stodółce siedzą, nikt ich nie chce, trzeba je zabrać.
-Ale dlaczego ja?- jęczę.
-Przecież chciałaś czarnego szpica.
-NIE CHCIAŁAM!- tłumaczę się- Tylko mówiłam „jeśli bym
chciała”, na litość boską!
-Oj marudzisz. Masz szpica za darmo.
-Ale…- próbuję coś powiedzieć i nagle słyszę głos Chłopa:
-Weźmy szpica.
Czuję się, jak Cezar na pięć minut przed śmiercią. „I ty
Brutusie przeciwko mnie?”
-Chyba żartujesz- mówię zaszokowana.
Od kiedy mój Chłop
jest fanem istot, które trudno dojrzeć przy ziemi?
-Weźmy szpica- powtarza- Będzie dotrzymywał towarzystwa
Jaskierkowi, kiedy nie będzie mógł pójść na wybieg do suczek.
Argument jest pozornie dobry. Odkąd zamieszkał w naszym
zdominowanym przez suczki domu pies, jesteśmy cały czas terroryzowani
cieczkami.
-I będzie czuł konkurencję do miski, jak mu taki mały
szpic będzie się plątał pod nogami.
To był też mocny argument. Jaskier był koszmarnym
niejadkiem. W dodatku usuwał się spod miski, jak tylko zobaczył którąś z
suczek. Tłumaczyliśmy sobie, że jest im podległy, bo najmłodszy. Nikt nie
przypuszczał, że będzie szpica szanował i również odstępował mu swoje posiłki.
-Ale co ty w ogóle do mnie mówisz?!- wybucham, bo
naprawdę czuję, że tracę grunt pod nogami i kontrolę nad własnym życiem-
Zdajesz sobie sprawę, że pies to odpowiedzialność, to spacery, to…- urywam, bo
tekst jest nie na miejscu. Mamy w domu cztery psy. Nijak nie da się wytłumaczyć
mojego sprzeciwu wobec istoty, która zagubi się w tłumie i zje tyle, co golden
rozsypie.
-Przecież one ją zadepczą- wysuwam ostatni rozsądniejszy
argument i milknę.
Ale sojusz Chłop- Mamuśka został już zawiązany.
-Pomyśl sobie, idzie zima, one tam marzną w stodole.
Takie małe puchate biedne, niekochane stworzenia- słyszę na dwa głosy.
-I zimą będzie ci ogrzewał kolana...
No tak, kot nie spełnia się w tej roli. Po pierwsze, siedząc
na kolanach drapie niemiłosiernie (według mojej koleżaki-kociary, w ten sposób
kot mówi „kocham cię”. A w cholerę z taką miłością!), a po drugie, kot nie może
przebywać w mieszkaniu, bo Chłop ma alergię.
-Nie ma mowy, dajcie mi spokój!- odwracam się na pięcie i
sobie idę. Cieszę się, że nigdy nie miałam kłopotów z asertywnością.
Mijają dni. Październik. Za oknem robi się coraz większa
szaruga i plucha. Nie mogę przestać myśleć o „małych, puchatych, biednych,
niekochanych, stworzeniach”. Co drugi dzień odbieram telefon od Mamuśki: „mam ci
przywieźć szpica?” Zaczynam się łamać. Moją asertywność trafia szlag.
-Ale pieska dobrze? Nie chcę mieć jeszcze jednej suczki,
bo przy Jaskrze oszaleję.
-Są tylko trzy suczki. Suczki są lepsze. Małe pieski
często obsikują kąty, szczególnie w obecności drugiego psa.
Załamka, no dobrze, przecież i tak ją wysterylizuję.
-W takim razie niech mama wybierze mi najbrzydszą i
najbardziej biedną, taką już zupełnie najgorszą suczkę z miotu, której nikt nie
zechciałby kupić.
 |
A jednak daliśmy się skusić wystawie :-) |
Nie będę hodować szpiców, nie chcę odbierać komuś szansy
nabycia wystawowego psa, dostaję go przecież darmo.
-Dobrze, dobrze- mówi Mamuśka, a ja mam niejasne
wrażenie, że nie dostosuje się do mojej prośby.
I tak w połowie października 2004 roku, zostałam właścicielką
psa (o ile to jest pies) rasy szpic mały, kolorowy klasyczny, płci żeńskiej,
koloru czarnego o imieniu Gaja. Jest to jedyny pies w naszym domu, który ma
identyczne imię rodowodowe i domowe. O ile jest to pies.
Odmian szpiców niemieckich jest cała masa. Równie zawiłe
są sprawy, w jaki sposób można je krzyżować ze sobą. Prawdopodobnie kiedyś
poświęcę temu osobny wpis na blogu hodowlanym. O Gai powiem tylko, że fraza
„kolorowy klasyczny” dotyczy tylko szpiców o umaszczeniu czarnym i brązowym.
Reszta małych szpiców o innych umaszczeniach (w tym owo rude stworzenie
Mamuśki) należy do rasy „kolorowy współczesny” Tych ras nie można ze sobą
legalnie krzyżować. Podejrzewam, że niektórzy hodowcy mogą mieć to w nosie, bo
co rusz pokazują się na wystawach wymyślniejsze łaciate szpice. Ale to
dygresja.
Wracam do Gai. Gaja ma brązowego ojca i czarną matkę. „Gen czarny”
jest dominujący, ale latem pojawiają się na jej przedpiersiu brązowe refleksy.
-Brązowe szpice są bardzo rzadkie i poszukiwane- tłumaczy
Mamuśka znaną mi prostą zasadę dziedziczenia.- Pokryjesz ją brązowym szpicem
albo czarnym z "brązowym genem" i będziesz miała jakiś procent brązowego
potomstwa.
O nie- myślę, ale nie wypowiadam tego na głos. Na pewno
nie będę rozmnażać psów, które hodowca rozdaje za darmo. To brak szacunku dla
własnej pracy. Nie zamierzam też rozmieniać się na drobne i hodować rasy, na
której się nie znam. Poza tym, skąd do licha wezmę w Polsce brązowego szpica?
Ze zgrozą notuję w pamięci, że przy małych rasach hodowcy bardzo często robią
chów wsobny i kryją córki ojcami, siostry braćmi, etc. To nie dla mnie, niech
się inni w to bawią.
-Mhm, Mhm...- potakuję.
Jak tylko Gaja oswoiła się z nowym otoczeniem, zanim
jeszcze obrosła dorosłym futrem, została wysterylizowana. I szlag trafił "brązowy gen".
Zdjęcia powyżej i to poniżej przedstawiają pięciomiesięcznego szpica, który stracił już szczenięcy puch i powoli obrasta włosem dorosłym. Taką właśnie zobaczyłam ją po raz pierwszy.
Ten mały brzdąc, jak podejrzewaliśmy, nie wzbudził żadnego zainteresowania suczek, natomiast Jaskier, który był jeszcze młody i skłonny do szalonych, szczenięcych zabaw, potraktował ją, jak żywą, interaktywną zabawkę. No, chciał potraktować, bo Gaja zrobiła mu taką awanturę, że pies do dziś omija szpica szerokim łukiem i dopiero po kilku latach możliwy był taki obrazek. Oba psy na jednej wersalce obok siebie:
o ile ta czarna plama jest psem :-)
Ale na początku wyglądało to, jak powyżej.
Jeśli chodzi o suczki goldenki, to nie ma żadnego tematu. Tak, jakby należały one do rzeczywistości równoległej. Te światy się nie przenikają, co znów stawia pod znakiem zapytania przynależność Gai do gatunku "pies".
Hm... jaką naiwnością się wykazałam myśląc, że Istota Zwana Szumnie Psem zgubi się w tłumie i będzie jadła, co golden upuści. Skończyło się na tym, że stała się moim małym oczkiem w głowie. Karmę ma kupowaną specjalnie dla siebie (głownie je kocią, bo smaczniejsza), trzeba mieć oczy dookoła głowy, aby na Gajce nie usiąść lub jej nie przydepnąć. Trzy lata chodziła wyłącznie na smyczy i przebywała w zamkniętych pomieszczeniach, aż zyskaliśmy pewność, że nie ucieknie, nie zgubi się w trawie i na polu, nie utopi w oczku wodnym, a jak wyjdzie poza obręb podwórka, to niewątpliwie wróci. Już na samym początku trzeba było obić siatką drewniany płot, gdyż Gaja przeskakiwała przez otwory, stworzone przez ułożone w skos szczeble. Do dziś nie jestem w stanie uszczelnić wszystkich dziur. Gaja, pomijając sierść, jest taka malutka, że wyjdzie byle szczeliną, a takich w starym płocie nie brakuje.
Daliśmy się początkowo skusić wystawom, nawet Gaja zdobyła dwa złote medale i ma dwa tytuły Zwycięzcy Młodzieży. Prawda jest jednak taka, że Gaja pełniła funkcję jedynie pieska domowego, naszej maskotki, a prestiż wystawowy miały przynosić nam goldeny- rasa, którą traktujemy poważnie.
zbliżenie :-)
W miarę upływu czasu okazało się, że Gaja ma nieco zły w gatunku włos. Zamiast twardej okrywy wierzchniej, jej włos jest miękki, jak podszerstek. Ma to wiele konsekwencji- trzeba ją pielęgnować i wyczesywać. Szpiców się nie czesze, lub robi to rzadko, ponieważ wyrywa się w ten sposób unoszący włos wierzchni podszerstek. Zamiast więc okrągłej kuli, mamy w domu przyklapniętego, ale nie mniej uroczego pieska. Wolę usunąć podszerstek, niż oglądać filce na jej sierści.
cwaniara sama wskoczyła na stół, ale to jeszcze nic, bo potrafi i tu:
Pewnego dnia Mamuśka poradziła nam:
- Obstrzyżcie szpica na krótko. Następna sierść powinna odrosnąć już prawidłowa.
Skutkiem tej rady w jednym letnim sezonie mieliśmy stworzenie, które do niczego nie było podobne.
Sierść odrosła identyczna, jak była, czyli nadal właściwa bardziej rasom ozdobnym, niż pierwotnym, a my nigdy więcej nie zrobimy ani sobie, ani Gai tej krzywdy. Toż to było pośmiewisko, nie pies :-) A tak poważnie- istotą Gai jest włos. Po jego usunięciu, czuliśmy, że mamy jakiegoś innego psa w domu.
Gaja ma blisko do ziemi, zatem częściej niż reszta piesków jest kąpana. Wygląda wtedy zjawiskowo:
A po kąpieli tak:
Jak wszystkie szpice, Gaja strasznie szczeka i robi wokół siebie dużo szumu. To i tak nic, w porównaniu z innymi szpicami. Wychowała się u nas pośród goldenów, obserwowała ich relacje z ludźmi. Mimo początkowej nieufności, która jest właściwa szpicom, szuka kontaktu z ludźmi przewijającymi się przez nasz dom i często ląduje u nich na kolanach. Ma swoje sympatie i antypatie. Nie zawsze toleruje mężczyzn. Nienawidzi naszego sąsiada. Może chodzi o zapach. Nie znam jej historii z początkowych pięciu miesięcy życia, ale zawsze była bardzo ostrożna, płochliwa i pierwszą reakcją na czyjeś gwałtowne ruchy jest ucieczka. Nawet ja nie jestem w stanie jej podnieść, kiedy zbyt szybko wyciągnę do niej ręce.
Gaja zastępuje naszego kota nie tylko w wygrzewaniu moich kolan, ale również w łapaniu myszy. Niestety, te myszy potem przynosi mi pod fotel w sypialni.
Gaja stanowi terapię dla ludzi, którzy nie lubią małych piesków. Już niejeden przekonał się, że to tylko uprzedzenia i że nie każdy mały piesek jest wredny. Choć Gaja potrafi mało zachęcająco przywitać niektórych gości, nigdy nie zdarzyło się jej użyć zębów. Do nóg doskakuje łapkami, jakby chciała odepchnąć intruza.
Gaja jest dla nas systemem wczesnego ostrzegania. Nie potrzebujemy dzwonka. Kiedy ktoś podchodzi pod płot, włącza się mały "czarny alarm". Jak to dobrze, że koło nas rzadko ktoś przechodzi, bo mieszkamy na odludziu. W innym przypadku zaliczylibyśmy obłęd. Gajce zdarzają się falstarty i błędy, bo oszczekuje nie tylko ludzi, ale i zwierzęta podchodzące pod dom, a czasem jedynie poruszające się wiatrem krzaczki. Z resztą, kto ją tam wie, co ona widzi. Tuskulum jest pełne niewyjaśnionych zjawisk :-)
 |
Podczas ćwiczeń do konkurencji młodego prezentera |
Taka jest w skrócie nasza Gaja. Parę słów o niej, z innej perspektywy, możecie przeczytać również u nas na poświęconej jej podstronie naszego gospodarstwa: