Mam marzenie. Widzę w naszym kraju
wypielęgnowane, estetyczne wioski, takie, jakie widziałam w latach 90—tych w
Bretanii i w Normandii. Takie, jakie są standardem w Europie Zachodniej. W
każdej wiosce znajduje się jakaś atrakcja, która cieszy oczy odwiedzających
okolicę turystów. Ludzie uśmiechają się do siebie, bo rozwój turystyki oznacza
godne życie dla gospodarzy.
Mimo, że jest już kilka zarejestrowanych
prywatnych muzeów w Polsce, czujemy się, jak pionierzy. Po udanej akcji
zarejestrowania muzeum dopadł nas chwilowy entuzjazm i euforia. Szybko został
przytłumiony obowiązkami, jakie w związku z tym na nas spadły. Pozostała wciąż
radość i chęć ogłoszenia tej „dobrej nowiny” wszystkim wokół. Jakże szybko
zostaliśmy brutalnie sprowadzeni na ziemię.
-A wy tutaj dalej te pieski sprzedajecie?- pyta
uprzejmie ksiądz z okazji corocznego zbierania kopert po domach.
Mielę w ustach brzydkie słowo, bo znów
zabrzmiało mi to, jakbyśmy uprawiali permanentny handel psami.
-Tak, po trochu hodujemy, ale rozwijamy również
profil turystyczny gospodarstwa. W tym roku organizujemy prywatne muzeum, już
jesteśmy wciągnięci przez ministerstwo w wykaz.
-Ueeee?- Oczy księdza robią się wielkie, jak
spodki. Po jego minie wnioskuję, że nie wie, o co chodzi. To zbyt abstrakcyjny
projekt.
Przez długie lata mieliśmy księdza za osobę
światłą. Tak jak my przeniósł się w te strony z Wrocławia. Niestety, jeśli
wejdziesz między wrony... i zostaniesz przyjacielem burmistrza, to już po
tobie.
Była też druga próba pochwalenia się projektem,
po której absolutnie zaprzestałam rozmów z miejscową ludnością na ten temat. Osoba zainteresowana historią regionu, zatem w moim mniemaniu godna
tej informacji, na wiadomość zareagowała mniej więcej tak:
-Ale tu już przecież nic nie ma, co wy chcecie
pokazywać?
Kiedy mimo wszystko usiłowałam wytłumaczyć się z
naszego stanu posiadania i nadal słyszałam, że tu nic nie ma, poczułam się
lekko urażona i machnęłam ręką.
Najlepszą taktyką jest robić swoje, nie słuchać
opinii innych. Nikomu też nie zamierzam się tłumaczyć ze swoich motywów ani ze
swoich poczynań. Wszystko co robię, robię dla siebie i swoich gości.
Obiecałam portalowi MyViMu napisać o
doświadczeniach związanych z zakładaniem prywatnego muzeum. Chodziło o
pokazanie tego procesu w praktyce. Mój tekst wszedł jako fragment ogólniejszego
opracowania. Jeśli ktoś jest zainteresowany szerszym omówieniem tematu,
zapraszam TUTAJ. Poniżej wklejam tylko to, co sama napisałam i czym chciałabym
podzielić się z przyszłymi twórcami prywatnych muzeów. Mam bowiem jeszcze jedno
marzenie, aby jak najwięcej ludzi szło w nasze ślady. Razem bowiem, małymi
kroczkami, będziemy w stanie zmienić oblicze ziemi. Tej ziemi :-D
-Czy
trudno jest założyć muzeum?- pyta nas sąsiad, kiedy w świąteczny dzień
siedzimy przy kawie w salonie.
-Nie-
odpowiadamy chórem.
-To
dlaczego jest tak mało prywatnych muzeów?
No właśnie, dlaczego? W tym miejscu należałoby
się zastanowić, czy to, co jest stosunkowo łatwe dla nas, nie sprawi sporych
problemów innym.
Do pewnych projektów trzeba po prostu dorosnąć,
dojrzeć emocjonalnie.
Pamiętam, że kiedy 10 lat temu nasz znajomy
zakładał w Świdnicy prywatne Muzeum Broni i Militariów była to dla nas rzecz
nie do pojęcia. Proces wydał się nam się tak skomplikowany, że wręcz nie do
ogarnięcia. I proszę, minęło 10 lat, tym razem my znaleźliśmy się w tym samym
punkcie i wcale nas to nie przytłacza.
Jeśli myślisz o założeniu muzeum, nie wystarczy
tylko dysponować kolekcją, mieć miejsce i czas. Musisz dokładnie zdawać sobie
sprawę, co robisz i po co to robisz?
Od kilku lat snułam luźne marzenia, które
obejmowały liczne kolekcje mojego męża i kilka moich ulubionych przedmiotów.
Przez lata nie miałam pomysłu, co z nimi zrobić, jak je wyeksponować, aby stały
się atrakcją również dla gości i turystów odwiedzających nasz zakątek kraju.
Marzyła mi się jakaś niewielka stała wystawa, która mogłaby powstać przy pomocy
włodarzy gminy. Były to mrzonki, gdyż niestety w naszej gminie nie ma klimatu
dla promocji turystyki i regionu Pogórza Izerskiego. Nic dziwnego, skoro burmistrz
legitymuje się tytułem magistra nauk społecznych z Wieczorowego Uniwersytetu
Marksizmu i Leninizmu (WUM-L). Ludzie, mający wpływ na kształt naszej lokalnej
rzeczywistości, pochodzą z innych czasów i tkwią jeszcze bardzo głęboko w
minionej epoce. Wokół nas niszczy się przedwojenne zakłady przemysłowe z
tradycjami jeszcze z XIX wieku i zabytkowe folwarki oraz dwory, a wyposażenie
wywozi się na złom. Ludzi, którzy sprzeciwiają się tym praktykom traktuje się
jak dziwaków. Przyszłością dla gminy, według włodarzy, nie mają być muzea i
rozwój turystyki, ale farma z wiatrakami łopoczącymi nam nad głowami w ciasnej
wiejskiej zabudowie. W takim klimacie przyszło nam zakładać prywatne Muzeum
Techniki i Rzemiosła Wiejskiego w Zapuście.
Jesienią 2011 roku dojrzeliśmy do zrobienia
pierwszego kroku. Zwróciłam się z zapytaniem do wydziału ds. muzeów
Departamentu Dziedzictwa Kulturowego przy Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa
Narodowego o dokumenty, jakie należy przedłożyć w celu uzgodnienia regulaminu
dla prywatnego muzeum w organizacji. E-mail z odpowiedzią przyszedł jeszcze
tego samego dnia, co natchnęło nas nadzieją na to, że przynajmniej Ministerstwo
Kultury działa szybko i sprawnie. Sam regulamin, wraz z listem motywacyjnym,
nie wzbudził naszych wątpliwości, natomiast w prawdziwy popłoch wprawił nas
niezbędny wykaz zabytków. Przecież muzeum jest w organizacji, nie mamy jeszcze
katalogu przedmiotów. Na szczęście nie chodziło o kompletny wykaz, lecz o
kategorie zabytków, które mają być eksponowane w przyszłym muzeum.
List intencyjny, natomiast, musi zawierać
informacje o założycielu muzeum, o siedzibie i warunkach eksponowania
przedmiotów. Dobrze, jeśli znajdą się tam poważne motywy, które skłoniły
założyciela do podjęcia takiego kroku.
Najtrudniej jest oczywiście skonstruować sam
regulamin. Nie sposób zrobić to nie zapoznawszy się wcześniej ze wszystkimi
prawnymi regulacjami dotyczącymi zakładania i funkcjonowania muzeum. Nawet
jeśli swój regulamin komponujesz na wzór statutów muzeów dostępnych w sieci,
musisz wiedzieć, które punkty wpisują się w twoje realia.
Praca nad naszym regulaminem była zespołowa. Mój
mąż posiadł dar odczytywania ze zrozumieniem zawiłego prawnego żargonu, który
dla mnie jest absolutnie nie do przebrnięcia. Dzięki temu, że tłumaczył paragrafy
„z polskiego na nasze”, udało mi się zebrać razem wszystkie niezbędne punkty i
stworzyć z nich propozycję regulaminu. Zanim ostatecznie do tego doszło, trzeba
było usiąść i dokładnie omówić wizję tego, co zamierzamy stworzyć, regulamin
bowiem musi zawierać absolutnie wszystko, czego zamierzamy się podjąć w ramach
działalności muzeum.
-Co
państwo rozumiecie pod punktem mówiącym o prowadzeniu działalności
naukowo-badawczej?- zapytała przez telefon sympatyczna pani Monika z
wydziału ds. zabytków, z którą omawialiśmy regulamin fragment po fragmencie.
-A
chociażby poszukiwania w archiwach informacji o mało znanych, czy
niezidentyfikowanych ruinach w naszej okolicy. Analizowanie na podstawie
dawnych map zmian w osadnictwie, infrastrukturze, czy w sposobie gospodarowania…
-To
dobrze. Bo wie pan, ludzie często nie rozumieją tego, co piszą.
Wniosek z tego wypływa taki, że skoro korzysta
się ze wzorów cudzych regulaminów, trzeba dokładnie wiedzieć, co się
przepisuje.
W kontakcie z urzędami trzeba również znać swoje
prawa inaczej sprawa, z którą się zwracamy może zagubić się w specyficznej
urzędniczej czasoprzestrzeni. Trzeba pamiętać, że każdy urząd, w tym
Ministerstwo, ma obowiązek zająć się naszą sprawą w przeciągu miesiąca. Jeśli z
jakiegoś powodu nie jest w stanie tego zrobić, powinien powiadomić na piśmie o
terminie, w którym podejmie dotyczące naszej sprawy działania.
Kiedy minął miesiąc bez żadnej informacji ze
strony Departamentu Dziedzictwa Kulturowego, drogą elektroniczną przypomniałam
o przekroczeniu zarządzonego ustawą terminu i o oczekiwanej przez nas reakcji
na przedłożenie regulaminu dla naszego muzeum. Dopiero wtedy, po ingerencji,
zajęto się naszą sprawą. Dlaczego?
Nikt nie powie Wam tego wprost, ale spomiędzy
wierszy, z aluzji, z niedomówień da się wywnioskować, że nasze małe muzea
traktuje się po prostu mało poważnie. Są muzea, których regulaminy zawierają
kilkadziesiąt stron. Stanowi to ogromne wyzwanie dla pracującego nad nimi
urzędnika. Te nasze małe sprawy odkładane są na bok, gdzie często wypadają z
pamięci i giną pod stosem papierów. Oczywiście prawo nie dyskryminuje
prywatnych muzeów. Nasze małe inicjatywy są tak samo ważne, jak duże państwowe
instytucje. Dlatego nie zawahałam się po upływie terminu, upomnieć o nasze,
ustawą zagwarantowane, prawa. Reakcja była natychmiastowa. Od tego czasu, przez
cały tydzień omawialiśmy z panią Moniką z Departamentu Dziedzictwa Kulturowego
punkt po punkcie naszego regulaminu. Co to oznacza?
Urzędnik ma za zadanie dostosować regulamin do
istniejącego prawa. Właściciel muzeum musi czuwać nad tym, aby proponowane
zapisy były zgodne z zamysłem oraz za bardzo nie ograniczyły działalności
muzeum. W naszym przypadku ustaliliśmy, że nie zawrzemy ram czasowych
odnoszących się do obiektów, aby nie zamykać sobie drogi do rozwoju muzeum.
Dzięki sugestii pani Moniki, zajmującej się naszą sprawą, przebudowaliśmy też
kategorie zabytków. Musieliśmy wprowadzić do regulaminu zapis o tym, że muzeum
ma wydzielone konto bankowe oraz że dyrektorem muzeum jest jeden z założycieli.
Wcześniej wydawało się nam, że skoro jest dwóch równorzędnych właścicieli, to
nie potrzebujemy dyrektora. Otóż dyrektor jest potrzebny. Jeśli nie potrafimy
wyłonić osoby reprezentującej muzeum ze swojego grona, to możemy zatrudnić
osobę z zewnątrz. Na szczęście nie ma takiej potrzeby, umiemy współdziałać,
dzielić się obowiązkami i nie prześcigamy się w realizowaniu własnych ambicji.
Reszta poprawek nie dotyczyła spraw merytorycznych, a wyłącznie kosmetycznych.
Po omówieniu regulaminu trzeba przesłać minimum cztery
podpisane przez założyciela muzeum egzemplarze uzgodnionego regulaminu ponownie
na adres Departamentu Dziedzictwa Kulturowego i uzbroić się w cierpliwość.
Pechowo złożyło się, że w paradę weszły nam następujące po sobie grudniowe
święta i nie czekaliśmy na podpisane przez Ministra dokumenty obiecany przez
panią Monikę tydzień, a znów prawie miesiąc. 13 stycznia, w piątek-
szczęśliwie, jak na taką niby pechową datę- listonosz przyniósł nam „dobrą
nowinę”.
Nasze muzeum ma status „w organizacji”. Oznacza
to, że mamy prawo działać już jako instytucja, ale nie mamy obowiązku
udostępniać swoich zbiorów przed otwarciem wystawy stałej. Przed nami bardzo
dużo pracy. Jeśli ktoś zapyta, czy trudno jest założyć muzeum, odpowiem, że
nie. Cała trudność zaczyna się po tym jak to muzeum już założysz. Musisz bowiem
stworzyć regulamin wewnętrzny, stworzyć instrukcję przeciwpożarową oraz plan
ochrony muzeum. Jeśli starasz się o dofinansowanie projektu z funduszy
unijnych, musisz zapoznać się z niezwykle zawiłym wnioskiem i nauczyć się go
wypełniać. Trzeba się również przebić przez gąszcz przepisów nakazujących
sposób prowadzenia dokumentacji i zabezpieczeń. Trudnością jest to, że przepisy
są jednakowe dla muzeów o randze narodowej, jak i dla twojego małego prywatnego
muzeum mieszczącego się w jakiejś stajence. Przepisy są tak skonstruowane, że
odnosi się niejednokrotnie wrażenie, iż paragrafy sobie zaprzeczają. Jeśli nie
masz w sobie pasji i determinacji, nie wybrniesz z tego. Czasem wymogi są tak
dziwne, że nie sposób odgadnąć, jaki był zamysł autora. Mnie najbardziej
ubawił, ale i wprawił w konsternację zapis o tym, że księga inwentarzowa ma być
przeszyta sznurkiem. A że nie są to żadne żarty dowiedziałam się, kiedy
przeczytałam raport z kontroli jednego z muzeów. O zgrozo, w ich księdze
zanotowano… brak sznurka! Nie umiem znaleźć powodu używania sznurka w czasach,
kiedy zeszyty są zszywane i klejone. Może to taka tradycja jeszcze rodem ze
średniowiecza? Któż jednak, jak nie muzeum, powinno stać na straży tradycji?
Będzie zatem sznurek!
Z błyskiem w oku oczekuję na akcję przewiercania
grubego brulionu wiertarką w celu wprowadzenia do niego sznurka :-)
Czytam Cię od dawna i podziwiam determinację. Fajnie, że są tacy ludzie. Powodzenia we wszystkim, co robisz, będę Cię odwiedzać, bo mi się tu podoba. Sama mam sporo sprzętów, narzędzi, naczyń zabytkowych, ale nie dysponuję niestety nawet stajenką, aby móc to jakoś z sensem wyeksponować, poza tym większość z tych "zabytków techniki" dalej jest w użyciu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRogata Owca- Dzięki za wizytę i miłe słowa :-) W naszej okolicy nie używa się już starych sprzętów. Koń robiący coś na polu to folklor i widok tak niespotykany, że wszyscy odwracają głowy i oczy wybałuszają, kto dziś tak pracuje? Cieszę się, że udało nam się pościągać ze złomu stare konne maszyny i uratować trochę sprzętów, chociaż rzeczywiście, w porównaniu z tym, co było jeszcze kilka lat temu dostępne, dziś już "nic nie ma" :-) Tym "nic" wypełnimy po brzegi naszą stajenkę :-D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :-)
też mam takie marzenie- skansen założyć! poważnie.
OdpowiedzUsuńale taki inny...jak będę milionerką to o mnie jeszcze usłyszycie ;)))
Riannon- powodzenia ze wszystkim. a oczami wyobraźni widzę jak dołączasz ze świetną grafiką i niebanalną książką do grona polskich pisarek na półkach Empiku. Ty, napisz wreszcie książkę, co??
byazi- nie czekaj do miliona, tylko już zacznij działać ;-) Bo wiesz, jak z tym milionami jest. No chyba, że masz poważny plan na miliony :-)
OdpowiedzUsuńO żesz, z tą książką :-) Mam prawie wszystko: bohaterów, trupa (bo oczywiście będzie groteskowy kryminał), akcję misternie wysnutą. Nawet mam 2 rozdziały. Nie mam reszty, czyli weny. Do tego też trzeba dojrzeć. To jeszcze widocznie nie ten czas :-) Mam nadzieję, że będzie, jak w przypadku muzeum. Będę się potem dziwić, że było to takie proste i oczywiste ;-)
jestem naprawdę pełna uznania i szacunku:)obiecuję nieść wieści o Waszym muzeum w świat bo warto:) a sama - jak tylko będę miała sposobność - z wielką przyjemnością odwiedzę to muzeum, żeby osobiście obejrzeć et wszystkie cuda:) gratuluję!
OdpowiedzUsuńPowaliła mnie na łopatki osoba mówiąca że "przecież tutaj nic nie ma". Ludzie "interesujący się" historią tego regionu ładnych parę lat zajmują się głównie handlem wykopanych znalezisk (tego czego nie mogą sprzedać ustawiają w ogródkach przydomowych, wystarczy przejechać się po Lubaniu przez dzielnice willowe). Tak naprawdę region jest kompletnie zapomniany i zaniedbany (mimo że leży tak blisko "zachodniej cywilizacji"), co gorsza także (a może przede wszystkim) przez włodarzy regionalnych. Nie wiem, czy jest to podyktowane ich głupotą, niewiedzą, czy ich malutkimi interesikami.
OdpowiedzUsuńGdy poznałem Was za sprawą tego bloga, rozmawiałem ze znajomym, który urodził się w Zapuście (tzn. że połowa wioski to jego rodzina wliczając w to Panią Sołtys). Opowiadał jakie poruszenie wywołało pojawienie się przybyszów z Wrocławia. Dawali Wam góra rok, że wytrzymacie w tym miejscu. Dlatego tak się cieszę, że się udało. Zarażajcie swoim sposobem myślenia jak najwięcej ludzi. Trzymam za Was kciuki i pozdrawiam.
tabu- wielkie dzięki, nieś, nieś... :-) Zapraszamy serdecznie, myślę, że w tym sezonie wyrobimy się z otwarciem wystawy i zacznie to hulać...
OdpowiedzUsuńZawrócony- Oooo, ale się zdziwiłam. Tylko rok nam dawał :-) A my przez pierwsze dwa lata byliśmy w takiej euforii, jakbyśmy co najmniej Dziki Zachód zdobywali :-) Ludzie jednak nie doceniają potencjału miejsc, w których dorastają. Potrzeba chyba kogoś z zewnątrz, aby poruszył ich wyobraźnię. Za nami ruszają inni. Niedaleko za płotem (pamiętacie stodołę z ruinami) osiedla się nasz dobry kolega z rodziną. Fajnie być pionierami :-)
leeeeee tam, jak sie baba uprze to i diabel schodzi z drogi ;)
OdpowiedzUsuńRiannon ja tam w Ciebie wierze ;)
Riannon, super, życze wielu zwiedzających, przybywających eksponatów i owego sznurka, bo zakładam, że wiertarkę macie :)
OdpowiedzUsuńTe sznurki mnie wcale nie dziwią. W aptece (każdej, nie tylko tu, gdzie pracuję) też jest specjalna książka do ewidencji strasznie ważnych rzeczy właśnie przeszyta sznurkiem. I strony numerowane i jeszcze ten sznurek ma lakową pieczęć Inspektora! I to nie są wcale żarty!
OdpowiedzUsuńherkus- monte- Dzięki :-)
OdpowiedzUsuńJola- nawet sznurek mamy :-) W tym tygodniu wiercimy :-)
Urtica- Otóż to, to nie żarty, pieczątka też musi być. Muszę dowiedzieć się o ten lak :-)
I o to właśnie chodzi! Czerpać pomysły, inspirować się dobrymi rozwiązaniami zamiast po polsku biadolić - to jest droga do szczęścia. Też coś o tym wiem - idę osnuwać krosna ;)
OdpowiedzUsuńMarzy mi się muzeum aniołów. A tu trafiłam na wspaniały, inspirujący blog. Podziwiam determinację. Życzę powodzenia we wszystkich działaniach - rozpoczął się Rok Smoka, więc sukces gwarantowany :)
OdpowiedzUsuńAlicja- :-)
OdpowiedzUsuńZosia- bardzo dziękuję za odwiedziny i miłe słowo. Odwdzięczę się rewizytą :-) Wiem na pewno, że jest w kraju prywatne muzeum diabła, więc dla równowagi potrzebne jest muzeum aniołów :-) Zatem działaj :-)
Siejcie jak najwięcej pozytywnej zarazy! Jest szansa, że przybędzie więcej "nienormalnych". Już kolega, za płotem ...
OdpowiedzUsuń"W tym tygodniu wiercimy" - czyżby jakieś złoża na posesji? :)
Pozdrawiam i trzymam kciuki!
M.- Wiercimy wiertarką (jakkolwiek głupio to nie brzmi :-) w brulionie dziury do przeszycia sznurkiem księgi inwentarzowej :-)
OdpowiedzUsuńWow! Gratulacje za wytrwałość, pasję i umiejętność dzielenia się nią! :)
OdpowiedzUsuńgratulacje
OdpowiedzUsuńudowodniłaś, że można osiągnąć sukces "po twojemu"
i to mnie bardzo cieszy!
Ela, Admin R-O- :-) Dzięki za wsparcie :-)
OdpowiedzUsuńwitam serdecznie, napisz jak dalej toczą się losy Muzeum
OdpowiedzUsuńJestem ciekawy bo prowadzimy prywatne Muzeum już 10 lat
a obecnie jesteśmy na etapie uzgadniania regulaminu, minęło 6 miesięcy a Pani Monika twierdzi że nie ma czasu i trzeba cierpliwie czekać. Legalizacja potrzebna jest nam do uzyskania bonifikaty przy zakupie dzierżawionego lokalu, co z tego wyniknie okaże się za jakiś czas. Muzeum Zabawek Bajka w Kudowie Zdroju.
Obecnie jesteśmy na etapie organizacji- tworzenie dokumentacji, szykowanie się do remontu sali muzealnej. Z panią Moniką skończyliśmy zabawę 5 stycznia i w tej chwili już mamy wszystko uzgodnione i sformalizowane. Po prostu trzeba się upomnieć o swoje prawa. Z naszej strony pani Monice jedynie trzeba było przypomnieć o obowiązkach tudzież z lekka postraszyć mediami. Życzę powodzenia i jednocześnie zachęcam do zadbania o własny interes nie czekając, aż pani Monika sama znajdzie czas.
OdpowiedzUsuńSzukałam w sieci czegoś na temat zakładania prywatnej izby pamięci, czy też muzeum i tak trafiłam tutaj. I wsiąkłam. Z przyjemnością zresztą. :)
OdpowiedzUsuńWitaj Aniu :-) A ja z kolei podglądam i zachwycam się Twoimi frywolitkowymi pracami na koroneczka.pl :-) I usiłuję nieudolnie naśladować :-) Bardzo mi miło, że do mnie wpadłaś. O muzeum będę na blogu pisać sukcesywnie. Jeśli potrzebujesz jakichś informacji odnośnie zakładania muzeum, to bardzo chętnie pomogę. Już udało się nam pomóc w założeniu kilku prywatnych muzeów, co czynimy z przyjemnością :-)
Usuń