Jak zapewne zauważyliście, od pewnego czasu na tym blogu
wieje pustką. Z chwilą podjęcia ostatecznej decyzji o sprzedaży naszego
ukochanego domu, zmuszam się, by cokolwiek tutaj napisać. Tak nie powinno być.
Pisanie ma być przyjemnością i wynikać z potrzeby serca, a moje serce jest już we
Dworze na Woli Zręczyckiej. Moja prywatna magia w Tuskulum skończyła się. Mam
nadzieję, że wkrótce obdarzeni nią pozostaną nowi właściciele tego miejsca. Kto to będzie, jeszcze tego nie wiemy. Nie
będzie to Asia i Kuba, o których kiedyś Wam pisałam. A dlaczego- przeczytajcie tutaj.
Tacy byliśmy... |
Dziś, kiedy przychodzi mi spotykać się z potencjalnymi
kupcami, jestem zdziwiona, jak wielu ludzi trafia do nas bez pomysłu na swoje
życie. Tacy ludzie zadają nam pytania, które nie powinny padać- z czego wy tu
żyjecie? My sprzedajemy gospodarstwo, nie pomysł na życie. Nasze źródła
utrzymania nie powinny nikogo interesować, ponieważ nasz model życia jest nie
do podrobienia. Źródło naszego utrzymania wynika z naszych pasji, nie z
wyrachowania biznesowego.
Kiedy my szukaliśmy domu mieliśmy kilka priorytetów,
między innymi ten, że musi być to teren bezpieczny, wolny od zagrożenia
powodziowego. Zamierzaliśmy zająć się naszą pasją- hodowlą golden retrieverów
oraz prowadzić gospodarstwo agroturystyczne. Zwiedziliśmy dziesiątki domów
sprawdzając, czy spełniają nasze kryteria. Dom musiał też być na tyle daleko od
sąsiadów, by nie stanowili problemu ani dla naszych gości, ani dla naszych psów.
W Zapuście znaleźliśmy wszystko to, czego szukaliśmy. Choć wpadliśmy w euforię,
nie zawracaliśmy głowy właścicielowi, nie mieliśmy jeszcze bowiem funduszy na
kupno nieruchomości. I wtedy stał się cud. Dwa tygodnie później dom we
Wrocławiu znalazł nabywcę, po 2 latach od wystawienia go na sprzedaż. 2
września sprowadziliśmy się już do Zapusty i zaczęliśmy działać.
Zostalismy powitani chlebem i solą przez siostrę, która dotarła wcześniej :-)
Z radości wyczynialiśmy różne dziwne rzeczy, takie jak:
wariacka jazda na karuzeli zastanej na posesji oraz bieganie po pokrzywach:
Uśmiech nie schodził nam z twarzy jeszcze przez dłuższy czas.
W zasadzie, to chyba tak nam już zostało.
Dom był w ¾ do generalnego remontu. Mieszkaliśmy,
prowadziliśmy swoją działalność, jednocześnie remontując pokój za pokojem,
niespiesznie, głównie zimą, poza sezonem, kiedy nic szczególnego się nie
działo. Przybywały nowe pieski, rodziły się nowe pokolenia goldenków. Pojawiali
się i wyjeżdżali kolejni goście, niektórzy zyskali status stałych, jeszcze inni
zostali naszymi przyjaciółmi. Wraz z upływającym czasem wszystkim nam
przybywało lat i doświadczenia. Gdy się sprowadziliśmy, byliśmy szalonymi
dzieciakami po 20-stce. Tu dojrzeliśmy i nabraliśmy tzw. mądrości życiowej, tej
prawdziwej, której nigdy nie zdobędzie się w mieście; o ludziach, o przyrodzie,
o sobie samych. Zapomnieliśmy jedynie o tej ciemnej stronie ludzi, która
ujawniła się nam w podlinkowanym wyżej wpisie. Z biegiem lat odchodziły od nas
ukochane towarzyszki życia- Bułcia, Triss i Fiona, o której chorobie i pożegnaniu napisałam tutaj.
Tak zeszło nam 12 lat.
Tak zeszło nam 12 lat.
Gdy oddaliśmy do
użytku wyremontowane pomieszczenie dawnej obory, przeznaczone na muzeum, los
zrobił nam psikusa. Sprawy tak się poukładały, że poczuliśmy się w obowiązku
otoczyć opieką zabytkowy rodzinny dwór, który w przeszłości niesłusznie
zagrabiony, właśnie udało się odebrać polskiemu państwu. Na rewitalizację tego
zdewastowanego przez dziesięciolecia rządów PRL-u miejsca potrzeba znacznej
kwoty pieniędzy. Jesteśmy skromnymi rolnikami, którzy nigdy nie dostąpią
zaszczytu otrzymania kredytu. Decyzja zatem mogła być tylko jedna. Musieliśmy
zdecydować o sprzedaży naszego ukochanego domu, a uzyskane fundusze
przeznaczyć na remont Dworu Feillów.
I tak z chwilą sprzedaży domu w Zapuście, rozpocznie się dla
nas nowy rozdział życia. Jak wspomniałam, sercem jestem już na Woli. Dlatego
też zamykam tę przestrzeń, a stwarzam nową.
Chciałabym serdecznie i z całego serca podziękować wszystkim
czytelnikom, tym co są z nami od 4 lat i tym nowszym. Rozpoczynając pisanie
bloga byłam pewna, że robię to jedynie dla przyjaciół ze świata realnego. Nigdy
nie przypuszczałam, że moja historia zainteresuje osoby, które nigdy na
oczy nas nie widziały.
Wszystkich tych, którzy trwają przy nas i są ciekawi
następnego rozdziału w naszym życiu, naszych agroturystycznych gości oraz krewnych,
znajomych i przyjaciół informuję, że można nas teraz odnaleźć na blogu:
Dopisek z dn. 30.11.2014.
Domek jest już sprzedany. Jeśli ktoś jest ciekaw, jak wyglądało ogłoszenie, zapraszam pod ten link:
na sprzedaż
Dopisek z dn. 25.03.2015.
Nowi właściciele będą kontynuować blogowa tradycję tego miejsca. Jak sobie radzą, podejrzyjcie tutaj: