Telemarketing jest plagą naszych czasów, ale skoro od lat
ten proceder trwa, to znaczy że ma się dobrze. Cóż, prowadzę taką działalność,
że moje dane muszą być upublicznione w Internecie. Z tego powodu liczę się z różnymi
skutkami ubocznymi. Nie ma zatem tygodnia, żebym nie miała minimum 3 telefonów
z bzdurnymi propozycjami dotyczącymi przede wszystkim przebadania mnie od stóp
do głów, od zewnątrz i od środka na jakimś niby super nowoczesnym sprzęcie.
Pół biedy, jak indywiduum z drugiej strony druta/fali chce mi
coś sprzedać, towar lub usługę. Czasem
nawet jest to zabawne, jak w przypadku historyjki, kiedy zadzwonił do mnie DuchLata. Nigdy nie korzystam z żadnej propozycji kupna czegokolwiek tą drogą,
jednak rozumiem, że są ludzie, którzy z tego właśnie źródła czerpią informacje
o niezbędnym w swoim domu produkcie lub usłudze. Rozumiem to, nie czepiam się,
pogodziłam się z tym faktem, choć uważam, że mimo wszystko powinnam mieć możliwość
nie zgadzania się na tego typu telefony. Świata jednak nie zmienię, nie
zamierzam się przejmować takimi rzeczami, bo nie mam na to wpływu.
Jak
wspomniałam, czasem jest zabawnie:
-Czy jest pani zadowolona z wysokości swojego abonamentu?-
zapytał mnie przez słuchawkę miły młody męski głos dzwoniący z polecenia firmy
telekomunikacyjnej.
-Tak, jestem bardzo zadowolona- odparłam rozbawiona, bo
akurat byłam w dobrym humorze, spowodowanym nie ilością alkoholu, a jedynie
dobrym towarzystwem –wyjaśniam tak na wszelki wypadek :-)
Yyyy…- zabrzęczało coś po drugiej stronie.
No tak, tego scenariusza nie przerobili z kolegą, bo przecież
każdy jest niezadowolony z wysokości abonamentu. Choćby ten abonament był w
wysokości 5 zł, też będzie to powód do niezadowolenia. A czemu? Bo po prostu
jest, a my chcielibyśmy mieć wszystko za darmo. Cóż, tak nas natura stworzyła i
to jest wykorzystywanie przeciwko nam.
Dalsza rozmowa była niemal standardowa. Miły młody człowiek usiłował
mi jednak podnieść abonament dodając do oferty jakieś pierdoły, które nie były
mi potrzebne. Bardzo długo trwało udowadnianie mi, że ta oferta jest mi
potrzebna, na co równie długo odpowiadałam, że skąd on może na boga wiedzieć,
co zwykłam byłam uważać za niezbędne i co mnie do życia potrzebne jest? Im
bardziej brnął w temat, tym częściej przechodziłam na składnię łacińską
(czasownik na końcu zdania) i czas zaprzeszły (zwykłam byłam), co u mnie
oznacza, że jestem bliska furii i lada moment zacznę krzyczeć, a rozmówcę
wybija z tematu.
Durna rozmowa, niczym dziada z obrazem, skończyła się tym, że
w akcie desperacji chłoptaś stwierdził, że nie mogę odrzucić tej oferty, że
jest to oferta obowiązkowa dla każdego klienta, na co rzekłam, że w takim razie
proszę mi przygotować i przesłać kurierem dokument rozwiązujący naszą umowę z
firmą świadczącą usługę. W tym momencie włączył się Wielki Brat i rozmowa
została przerwana. Koleś się po prostu zagalopował, ja oczywiście rozwiązania
umowy nie dostałam (na czym mi tak naprawdę wcale nie zależało) i o dziwo
mogłam pozostać przy starej ofercie.
Lepszy numer zrobił Chłop babie usiłującej wcisnąć mu
książkę, która (książka, nie baba) miała w tytule wybitne osoby, kluczowe w dziejach świata. Ważne jest tu słowo „wybitne”.
-Przygotowaliśmy dla pana książkę o wybitnych osobach, które
miały wpływ na losy naszego świata. Oczywiście znajdzie pan w niej życiorys
naszego papieża Jana Pawła II…- tu nastąpiło streszczenie życiorysu naszego
papieża Jana Pawła II, bo przecież na Wojtyle można zbić największy kapitał w
poszukiwaniu głupków. A o głupków akurat w tym kraju trudno nie jest.
Zobaczyłam radosny wyraz na pysku Chłopa i szelmowski błysk
w jego oku.
-A jest tam może rozdział na temat Adolfa Hitlera?- zapytał Chłop
natchnionym głosem.
Idiotka po drugiej stronie fali, bo inaczej nie można jej
nazwać, zachłysnęła się przeczuwając fana Adolfa i pewnie sobie pomyślała, że skoro
w papieża naszego Jana Pawła II nie trafiła, to może lepiej jej pójdzie z
Hitlerem.
-Ależ tak, oczywiście, biografia Adolfa Hitlera jest opisana
na kilku stronach…
-No wie pani co?!- przerwał jej ze "świętym oburzeniem" Chłop-
to jest niedopuszczalne, żeby postać Adolfa Hitlera była w jednej książce z
postacią świętego naszego papieża Jana Pawła II! To jest oburzające proszę
pani, ja się na to stanowczo nie zgadzam!- piłował Chłop, a ja sobie mogłam
tylko wyobrazić minę rozmówczyni. –Ja stanowczo odmawiam zakupu takiej książki!-
rzekł Chłop na finał i rzucił słuchawką. To znaczy kiedyś by się to nazywało, że rzucił
słuchawką. Skutkiem ubocznym telefonów mobilnych, nawet stacjonarnych jest to,
że nie można już dosłownie rzucić słuchawką, aby dać wyraz swojemu oburzeniu.
Po tej rozmowie jeszcze z pół dnia turlaliśmy się ze śmiechu
po dywanie.
Miarka jednak przebiera się, kiedy dzwonią do mnie oszuści,
którzy wykorzystują moją ufność w dobre intencje ludzi i wiarę w prawdomówność
osoby, z którą rozmawiam. Nie mam wtedy poczucia humoru. Próba oszustwa i
wyłudzenia ode mnie pieniędzy na podstawie fałszywych informacji budzi mój
sprzeciw i prawdziwe oburzenie. Nie wiem, czy są to przypadki kwalifikujące się
do zgłoszenia ich odpowiednim organom ścigania, ale raczej nie. Myślę, że
oszukany w ten sposób człowiek nie znajdzie zrozumienia, zostanie potraktowany,
jak głupek, który dał się naciągnąć. Kwoty też nie są takie, aby wzbudzały
zainteresowanie, raptem kilkaset złotych ściągnięte od frajera. Jedyne, co mi
pozostaje, aby się bronić przed tego typu oszustami, to nawciskanie epitetów
rozmówcy, tudzież obnażenie mechanizmu oszustwa na blogu. Może w ten sposób uda
się mi ostrzec kilka osób.
-Mamy do pani taką sprawę- rzekła strapionym, pełnym
ubolewania i współczucia głosem osoba po
drugiej stronie fali, kiedy już upewniła się że rozmawia z właścicielką „firmy”
Tuskulum. Notorycznie przez naciągaczy jesteśmy traktowani jako firma i nie
dlatego, abyśmy poczuli się dopieszczeni, tylko z niewiedzy, co do charakteru
naszej działalności.
–Mamy klienta, który chce u nas wykupić domenę tuskulum pl
Sprawdziliśmy, że macie państwo adres tuskulum.republika.pl i poczuliśmy się zobowiązani,
aby poinformować was o tym i zaproponować wykupienie domeny, zanim inny klient
to zrobi.
Naprawdę się zmartwiłam, ponieważ jak wspomniałam, wciąż mam
wiarę w dobre intencje ludzi i ich prawdomówność. Nie jestem jednak aż taka
głupia, aby wierzyć bezwarunkowo, zatem założyłam sobie trzy scenariusze:
-Strapiona szczerze kobieta mówi prawdę
-Kobieta perfidnie udając strapioną, próbuje wymusić na mnie
zakup domeny
- Jakiś nieżyczliwy mi skurwysyn próbuje naświnić mi w sieci
i zabrał się za to od strony mojej internetowej witryny.
Ostatni punkt był o tyle prawdopodobny, że akurat w tym
czasie był taki jeden, który świnił mi w necie.
Nie mając żadnych dowodów na próbę oszukania mnie, sama się
stropiłam i rzekłam, że za domenę nie zapłacę, gdyż musiałabym również wykupić inne
adresy, takie jak net, com, eu, etc. A na takie rzeczy mnie po prostu nie stać.
Wolałabym, aby ten ich klient nie wykupywał adresu z nazwą mojej „firmy”, ale
oczywiście nie mam na to wpływu, bo rządzą tutaj prawa rynku. Tak szczerze
zmartwiona pogadałam sobie na temat etyki w sieci, bezpieczeństwa, poprosiłam
panią, aby uprzedziła klienta, że moja strona z nazwą Tuskulum ma już z dziesięć
lat i może niech sobie ich klient wymyśli inną nazwę, bo będziemy sobie
wzajemnie przeszkadzać. Rozstałyśmy się z panią w atmosferze wzajemnego
strapienia, ja z powodu niezrozumiałej sytuacji, ona, jak się później okazało z
powodu nieudanego interesu.
Sprawa się rypła, gdy pół roku później zadzwoniła nie wiem, czy
ta sama pani i strapionym głosem rzekła, że ich firma zajmuje się sprzedażą
domen internetowych i właśnie zgłosił się do nich klient, który chce wykupić
adres muzeumzapusta pl, a że my mamy podobny adres, to zwraca się do nas,
powodowana względami etycznymi i troską, że jeśli zgodzimy się wykupić ten
adres, jakże nam potrzebny, to ona temu klientowi odmówi.
Trafił mnie jasny szlag i nawet nie potrzebowałam okresu
przejściowego związanego z czasem zaprzeszłym, aby zacząć się drzeć.
Niech Was nie zwiedzie ten uśmieszek.
Jak trzeba, to przypieprzę! :-)
fot.Paweł Sosnowski
Najpierw
dobitnie i dosyć głośno wytłumaczyłam głupiej cipie (przepraszam za wyrażenie,
ale dla oszustów nie mam miłosierdzia), że Zapusta to malutka wioska, gdzie są
trzy domy na krzyż, a muzeum w takiej pipidówie to jest kuriozum. Kto na
świętego boga miałby interes wymyślić taką samą nazwę i chcieć ją wykupić pod
podobnym adresem? Wrzeszczałam długo nazywając ją i ich firmę po imieniu (czyli
oszustami i to w dodatku głupimi, skoro wymyślili sobie wyłudzenie ode mnie
kasy na podstawie takiego adresu) i dziwię się, że kretynka się nie rozłączyła,
tylko mnie słuchała. W końcu ja się rozłączyłam, bo już nie miałam o czym
wrzeszczeć. W głowie mi się do dziś nie mieści, do jakich metod posuwają się ludzie.
Tego już nie można nazwać manipulacją, to już jest według mnie oszustwo.
Oczywiście, nic się z tym dalej zrobić nie da, ale co się nawrzeszczałam i co
się głupia baba nasłuchała, to moje.
Wtedy zrozumiałam, że telemarketing stracił swoją niewinność
rodem ze wspomnianego Ducha Lata. Zaczęłam się zastanawiać, do czego jeszcze
mogą posunąć się naciągacze i wyłudzacze pieniędzy metodą telefoniczną. Zwracam
uwagę, że nie piszę tu o przestępstwach kryminalnych typu „na wnuczka”, które
podpadają pod ściganie, ale o rzeczach niby błahych, które jednak budzą niesmak
i sprzeciw, a jak dasz się naciągnąć, czynią z ciebie frajera i durnia.
I przekonałam się dzisiaj. Wczesnym popołudniem, kiedy
zbierałam się do lasu, by pomóc Chłopu przy zwózce drewna, zadzwonił telefon.
-Czy dodzwoniłam się do hodowli?- zapytał żeński głos po
drugiej stronie fali.
-Taaaak… -rzekłam nieco spłoszona, bo głos nie wyjawił
swojego interesu, a ja mam akurat przerwę w hodowli, zatem interesantów raczej
nie obsługuję. Ale zawsze może trafić się ktoś, kto chce się o coś zapytać.
–A w jakiej sprawie pani dzwoni?- zapytałam.
-Jesteśmy firmą (tu padła jakaś nic nie mówiąca skrótowa
nazwa, która sugerowała, że jest to firma z dupy) i zajmujemy się wystawianiem
certyfikatów jakości. Przygotowaliśmy dla pani firmy znak jakości, który jest
prestiżowy i będzie mogła go sobie pani powielać na każdej ze stron, na
reklamach. To będzie świadectwem dla pani klientów, że pani hodowla jest
wiarygodna, że jest wysokiej jakości… Taki znaczek kosztuje jedynie 220 zł
netto, ale jak mówię, jest świadectwem jakości pani firmy. Proszę potwierdzić,
czy możemy przygotować dla pani taki certyfikat?
Słucham i uszom nie wierzę, bo czekam na inne informację.
-A proszę mi powiedzieć, na jakiej podstawie, prócz tego, że
zapłacę państwu te 22o zł, zostanie mi ten znaczek nadany? Czy ja mam się
spodziewać jakiejś komisji, ktoś przyjedzie, sprawdzi w jakich warunkach żyją
moje psy, jak odchowuję szczenięta?
-Ale czemu od razu komisja? – moja rozmówczyni traci spokój
ducha i słyszę zdenerwowanie- Może to klient
polecił panią.
Zastanawia mnie słowo MOŻE. Zaczynam się drzeć:
-Pani sobie chyba żartuje?! Proponuje mi pani kupienie
jakiegoś znaczka, który ma świadczyć o jakości mojej hodowli? A na jakiej w ogóle podstawie,
na podstawie tego, że zapłacę wam pieniądze???
Robię oddech, który wykorzystuje moja rozmówczyni:
-Żal mi pani, że tak pani myśli…-mówi i rzuca słuchawką.
Baranieję. Co za bezczelność?! Rozłączyła się, zanim zaczęłam
naprawdę wrzeszczeć i wyzywać ją od oszustów. Jestem niepocieszona i jednocześnie
zbulwersowana. Ze swoimi klientami, którzy o mnie pamiętają, mam kontakt. Nie
sądzę, aby osoba, która mi dobrze życzy, chciała wmanewrować mnie w płacenie
ponad 200 zł za jakiś wirtualny znaczek. Kolejna metoda na perfidne
wielokierunkowe oszustwo. Kupując jakiś znaczek, zostaje się oszukanym,
ponieważ ten szemrany certyfikat nic nie znaczy. Umieszczając ten znaczek na
swoich stronach oszukuje się swoich klientów, którzy wierzą, bo chcą wierzyć w
uczciwość sprzedawcy. Może w innych branżach nie jest to tak bulwersujące, ale
sprzedaż żywych stworzeń za ciężkie pieniądze ludziom którzy ci zaufali, oparta
na oszustwie, jest czymś, co mnie się w głowie nie mieści.
Jest jeszcze inna sprawa. Jakim trzeba być kretynem, żeby
kupić sobie nic nie znaczący znak jakości, który można sobie samemu stworzyć za
pomocą bezpłatnych graficznych programów ogólnie dostępnych w sieci?
Jeśli spotkaliście się z podobnymi absurdalnymi próbami
wyłudzenia od naiwnych ludzi pieniędzy, podzielcie się ze mną w komentarzach.
Niektóre telefony tak mnie zaskakują, że na poczekaniu nie zawsze potrafię
właściwie zareagować. Przygotowana lepiej wykorzystam swój dar wrzeszczenia na tych,
na których niestety nie ma innej metody.