Miało to miejsce w Goerlitz i siedziałam tam wprawdzie jedynie trzy minuty, ale od czegoś przecież trzeba zacząć :-)
Niestety, zdjęcie jest do bani, ponieważ za mną w okno świeciło ostre słońce, a przede mną gulgotali po barbarzyńsku inni chętni. Nie było czasu na ustawienie trybu zdjęć. Poza tym Chłop ma bardzo wysokie mniemanie o moich umiejętnościach związanych z grafiką komputerową. "
Poprawisz sobie w domu"- rzekł, pokazując mi czarną plamę, jaką stałam się na matrycy :-(
Zrobiłam, co mogłam, żeby nie stracić fajnej pamiątki. Przede mną, w gablotce, atrybuty burmistrza Goerlitz.
Nie ukrywam, że od jakiegoś czasu notuję lekki obłęd związany z Goerlitz. To miasteczko mnie po prostu urzekło. Skorzystałam zatem z okazji, która nadarzyła się 9 września i pojechałam wziąć udział w Dniu Otwartych Zabytków. To wydarzenie miało miejsce przy okazji kilkudniowego święta Goerlitz -Patrimonium Gorlicense.
Dzień Otwartych Zabytków w Goerlitz organizowany jest co roku w drugą niedzielę września. Mam nadzieję, że nie zapomnę o tym, bo już dziś wiem, że za rok chcę tam wrócić. W tym dniu ludzie mają niebywałą okazję wejść do takich miejsc, które są zazwyczaj niedostępne. Ideą Dnia Otwartych Zabytków jest udostępnianie zwiedzającym obiektów za darmo. Nie dotyczy to muzeów.
Nie ukrywam, że dla mnie byłoby zbyt dużym obciążeniem zwiedzanie miasta, gdzie w każdym miejscu zostawia się 3-5 euro za wstęp. Dla Niemca jest to odczuwalne, jak dla nas 3-5 zł, ale dla nas to już wyraźnie 4x więcej. Grzechem zatem byłoby nie skorzystać.
Kościół św Piotra widok ze Zgorzelca
Kościół św. Piotra ominęłam, ponieważ kiedyś już tam byłam. I tak nie sposób było obejść wszystkich udostępnionych miejsc.
Myślą przewodnią tegorocznego święta było drewno. Bardzo ładnie wpisało się to w nasze ostatnie muzealne sprawy związane ze
znalezieniem czerpni i próbą odtworzenia, na razie teoretyczną, infrastruktury związanej z dawnym, drewnianym systemem wodociągów.
W katalogu udostępnianych zabytków Chłop odkrył willę ze zrekonstruowaną drewnianą pompą, taką, o której wspominałam ostatnio.
Z mapy wynikało, że miejsce to znajduje się na obrzeżach Goerlitz, tuż pod samą górą Landeskrone. Nie miałam ani czasu, ani ochoty orientować się w komunikacji miejskiej miasteczka. Błędnie też założyłam, że to nieduża miejscowość, A poza tym pomyślałam, że co to jest tych kilka kilometrów dla dziewczyny zaprawionej w marszu po 30 km dziennie na Via Regia? :-)
Po nabyciu katalogu (koszt 1 euro) skierowaliśmy się w stronę wspomnianej willi z drewnianą pompą. Obawiałam się, że pompa przesłoniła Chłopu cały świat i nic już więcej nie zobaczymy, zatem lawirowałam tak po uliczkach, aby "przypadkiem" natykać się na zaznaczone na mapie obiekty.
Najpierw weszliśmy do Ratusza, którego początki sięgają XIV wieku.
Oto elementy z pierwotnego wystroju Ratusza.
Przebiegliśmy się po wnętrzach, zajrzeliśmy we wszystkie kąty...
... i pobiegliśmy dalej. Pod Ratuszem rozpoczynał się jarmark. Można było zobaczyć tam pokaz starych techniki obróbki drewna. Szkoda, że nie można było pogadać. Chłop wprawdzie rozumie Niemca i wszystko mi potrafi przetłumaczyć, ale panicznie broni się przed konwersacją. Nie ukrywam, że ten pan i jego tokarka w wersji "unplugged" bardzo nas zainteresowali.
Emocje przeżyłam także przy pani koronczarce. Frywolitka czółenkowa jest bardzo trudna, ale koronka klockowa, to jakaś masakra :-) Na szczęście produkty z koronki klockowej nie robią na mnie takiego wrażenia, jak frywolitka, zatem nie mam parcia, aby koniecznie zgłębić tę technikę.
Mam wrażenie, że podobny efekt można uzyskać maszynowo, podczas gdy frywolitki nie sposób podrobić.
Mimo to z trudem oderwałam się od koronczarki i jej zręcznych paluszków.
Nie jestem w stanie opisać i pokazać Wam wszystkich zabytków (być może znajdę czas na opracowanie ważniejszych na blogu turystycznym), niemniej jednak kilka obiektów zasługuje na uwagę.
Jednym z piękniejszych budynków, który zawsze w Goerlitz podziwiam, jest secesyjny dom handlowy. Obecnie praktycznie pusty. Zaniepokoiło mnie to, że jego przyszłość jest niepewna.
Jest to jeden z ostatnich budynków tego typu w całych Niemczech. Mam nadzieję, że zostanie on jakoś mądrze wykorzystany. Gdyby znajdował się w Polsce, drżałabym że podzieli los zabytkowych budynków wrocławskich browarów, rzeźni miejskiej, gazowni oraz pięknych secesyjnych kamienic zrównanych z ziemią decyzją tych, których obowiązkiem jest zachować dziedzictwo minionych pokoleń (w tym miejscu przesyłam nieszczere pozdrowienia dla naszych "ulubieńców" z WKZ-u ;-)
A tak dba się o dziedzictwo kulturowe dwa kroki za Nysą:
kamienica z końca XIX wieku
sklepienia przejazdu pod kamienicą
O kamienicach i związanych z nimi ofertach dla Polaków, przygotuję już wkrótce osobny wpis na
Korzystnych Zakupach, gdzie oczywiście zapraszam już dzisiaj.
W drodze do drewnianej pompy minęliśmy dworzec kolejowy. Pamiętacie, jak wygląda dworzec z Zgorzelcu? Kto nie widział,
zapraszam tutaj. Dworzec w Goerlitz wygląda całkiem odmiennie:
Zależało mi na tym, aby pozwiedzać trochę kościołów, szczególnie tych dla nas egzotycznych. Na trasie do pompy, natknęliśmy się na należący do gminy staroluterańskiej, kościół Św.Ducha.
Kościół przypomina zamek warowny. Został postawiony na początku XX wieku w stylu neoromańskim.
W tym jedynym miejscu pastor powitał nas w łamanym języku polskim. Nie ukrywam, że było to bardzo miłe, gdyż pod koniec dnia czułam już zmęczenie brakiem kontaktu werbalnego z otoczeniem.
Czemu odczuwałam dyskomfort? Otóż mieszkańcy Goerlitz są niezwykle mili w sposób, który z czasem stał się dla nas mocno kłopotliwy. Kiedy tylko zatrzymywaliśmy się na chwilę, aby zerknąć w przewodnik i skonfrontować trasę z mapą, każdy się zatrzymywał i pytał, czy może nam w czymś pomóc, czego szukamy? Nie potrzebowaliśmy żadnej pomocy, gdyż wystarczył tylko rzut oka na mapę i chwila na ustalenie kierunku. Na początku głupio było nam dziękować za pomoc i wysłuchiwaliśmy rad, ale po dziesiątym zapytaniu, nie przejmowaliśmy się, co sobie Niemiec pomyśli i z uśmiechem odpowiadaliśmy, "nein, danke". Tym bardziej, że dzięki takiej "pomocy" i źle wskazanemu kierunkowi, umknęły nam dwa obiekty w okolicy dworca kolejowego.
Na trasie spotkaliśmy Polaka od 40-tu lat mieszkającego w Niemczech. W krótkiej chwili, jaką mogliśmy mu poświęcić, próbowałam się dowiedzieć czegoś na temat realiów życia w Goerlitz. To, czego się dowiedziałam, przeczy temu, co za każdym razem odczuwam będąc po tej stronie Nysy. Wg tego pana, w Goerlitz żyje się źle, ponieważ Polacy są tam obywatelami drugiej kategorii. Ponoć dyskryminuje się ich w urzędach i w pośrednictwach pracy. Jeśli trafiła tu jakaś osoba, która zna temat, proszę o komentarz, gdyż ta sprawa z różnych względów, bardzo mnie interesuje.
Człowiek ten powiedział o jeszcze jednej rzeczy, której nie rozumiem. Mieszkał większą część swojego życia w zachodnich landach. Po przeprowadzeniu się do Goerlitz zabrano mu 300 euro emerytury. Chce wrócić na zachód, by nadal pobierać 1800 euro emerytury, a nie 1500, które mu wypłacają tylko dlatego, że przeprowadził się na wschód.
W Niemczech żyje się cudownie- powiedział. -
Ale nie w Goerlitz.
I tu mnie zainteresował, ponieważ nie rozumiem polityki państwa, które w zachodnich landach walczy z przeludnieniem, podczas gdy wschód totalnie się wyludnia. Jestem pewna, że na ten przepis zabierający ludziom na wschodzie część pieniędzy, istnieje jakieś logiczne wytłumaczenie i liczę, że ktoś z Was mi to wytłumaczy.
Nasza pielgrzymka do zrekonstruowanej drewnianej pompy powoli dobiegała końca. Przeszliśmy jeszcze przez cmentarz żydowski:
... a po drodze mijaliśmy opuszczone obiekty:
restauracje i piękne wille z dużymi ogrodami które prosiły się, aby w nich zamieszkać.
Kiedy zobaczyłam taki widok...
...wiedziałam, że jesteśmy już blisko, bo znaleźliśmy się na końcu Goerlitz, pod samą Landeskrone.
Wreszcie trafiliśmy do domu z drewnianą pompą:
Przed rekonstrukcją to miejsce wyglądało tak:
Rekonstrukcja została dokonana przez firmę, której linki podawałam
przy tym wpisie, zainteresowanych szczegółami odsyłam zatem do archiwum.
Obok pompy właściciele zrobili małą wystawę:
Świdry trochę już znane moim czytelnikom :-)
Cel dnia wydał się osiągnięty.
Kiedy odpoczywaliśmy w drodze powrotnej na ławce w jednym ze skwerów, doznałam olśnienia.
-
Zaraz, zaraz, przecież ja w przewodniku przeczytałam coś o wystawie drewnianej rury pod kościołem św.Piotra!
-CooOO???- zdumiał się Chłop, który informację widocznie przeoczył i teraz nerwowo przeglądał katalog.
-
Idziemy, może jeszcze zdążymy- rzekł, a ja poczułam, że jak nie zdążymy, to będę pakować tobołek i wrócę do mamusi, bo to oczywiście stanie się moją winą, bo nie powiedziałam wcześniej.
Na placyk pod budynek Centrum Kształcenia Rzemieślniczego i Konserwatorów Zabytków trafiliśmy w ostatniej chwili. Wystawa rury, jakkolwiek to idiotycznie brzmi, jeszcze trwała, natomiast nie odbywały się już pokazy wiercenia.
-
Rób zdjęcia, jak najwięcej zdjęć, z przodu, z tyłu, z boku...-poganiał mnie Chłop, któremu po ostatnim
znalezisku czerpni, stare rury widocznie rzuciły się na głowę.-
Nie mają czerpni! To tylko zwykła rura!
No to zrobiłam:
Kiedy wieczorem usiedliśmy sobie wszyscy razem w pokoju, przed nami zachęcająco i smakowicie złociły się kufelki z pszenicznym niepasteryzowanym orzeźwiającym napojem, pod naszymi nogami leżała czwórka psiaków, pomyślałam, że to był piękny dzień.
-Czy masz jakieś przemyślenia dotyczące minionego dnia?- zapytałam Chłopa.
-Tak... -rzekł Chłop i się rozmarzył.
-A mogę zapytać, jakie?
Popatrzył na mnie, a ja dostrzegłam jakieś dziwne iskry w jego oczach.
-NASZA RURA LEPSZA!
********
Nie sposób w jednym wpisie pokazać tego wszystkiego, co widzieliśmy. Zainteresowanych zabytkami Goerlitz