Stworzenia psiogłowe z Krainy Deszczowców :-)
Szpieg z Krainy Deszczowców ("Karramba"!)
Uchwycony tu w momencie dematerializacji i
tunelowania w inny wymiar.
Jest to niebywała zdolnośc naszego szpica
do natychmiastowego znikania i pojawiania się
w najdziwniejszych miejscach :-)
Pamiętacie może, że w zeszłym roku postawiliśmy sobie
tablicę informującą turystów o tym, że znajdują się Krainie Domów
Przysłupowych. Postawiliśmy ją tak nieszczęśliwie, że z podwórka miałam widok
na blaszane plecy tej tablicy. Zasłaniała mi widok na romantyczną ruinkę,
należącą obecnie do naszych sąsiadów. A że ruinki przez sąsiadów powoli
zaczynają być zagospodarowywane i robi się pięknie, uparłam się, że tak być nie
może, że trzeba z tą tablicą coś zrobić. Pół dnia poświęciliśmy na przesunięcie
monumentu (ważącego chyba z tonę) przy pomocy… ręcznej wciągarki. Opłaciło się.
dla porównania zdjęcie, gdzie widać, jak jej plecy
przesłaniają nam krajobraz
jest tu
a była tu
Matko boska, właśnie pada deszcz z gradem…
Miałam w tym roku ambitne plany organizacji nie tylko
remontu sali muzeum, ale również ostatecznego ogarnięcia i zaplanowania
przestrzeni na zewnątrz, a tu dupa. Kolejny rok z rzędu zielsko z nami wygrywa,
bo pogoda i uniemożliwia wejście z kosiarkami, a wilgoć obrzydza jakiekolwiek
plany. Jeśli nadal będziemy mieć taki wilgotny klimat, to zarośniemy
tropikalnym buszem, do czego jest już nam bardzo blisko.
Dzisiejszego ranka, plewiąc w deszczu maliny, z
rozrzewnieniem i łezką w oku wspominałam prowansalskie dzikie naturalne skalne
ogrody, o które nie trzeba dbać, bo ze względu na suchy klimat składają się
głównie ze skały, spomiędzy której tu i ówdzie wyrasta suchy urokliwy krzaczek
i najprawdziwsze zioła. U mnie naturalnie rośnie podagrycznik, świerząbek,
pokrzywa i perz. I paprocie. Po 12 latach nierównej waliki z wyżej
wymienionymi, pierdzielę to wszystko.
Prócz wydzielenia niewielkiego kawałka na potrzeby ekspozycji muzealnych
maszyn rolniczych, od przyszłego roku sadzę wokół domu las.
Uwierzcie mi na słowo, że na pierwszym planie są już wyplewione maliny
tu nawet wisienka usiłuje kwitnąć
A las na części posesji i tak już mamy naturalny
Najbardziej ubolewam, że do tej pory nasze mniszkowe łąki
nie zakwitły żółtym kwieciem. O tej porze roku zawsze już miałam bulgoczące
wino z mniszka w baniaczku. Obiecałam kilku osobom, że podam przepis na to
wino. Możecie go znaleźć pod tym linkiem:
Na szczęście zapas z zeszłego roku
jeszcze się nie skończył, ale nie wyobrażam sobie, abyśmy w tym roku nie
nastawili choćby jednego baniaczka.
Tymczasem tynki w remontowanej sali muzealnej wyschły i
mogłam wejść z przygotowaniami do malowania ścian. Aby zaoszczędzić nieco na
kosztach, jako podkładu pod farbę kolorową, użyłam białej taniej farby
akrylowej. Wniknie ona w pory świeżego tynku i przynajmniej teoretycznie,
droższej kolorowej farby powinno zejść mniej. Zobaczymy. Na razie kończę
gruntowanie, malować kolorem zacznę po weekendzie, kiedy wrócę z uczelni.
Mimo tej szaroburości na zewnątrz, w majowy weekend
zaświeciło dla nas wewnętrzne słońce. Los jednak jest sprawiedliwy i pozwala
nam na swojej drodze spotykać wspaniałych ludzi. W deszczu, słocie i mroku, w
zeszły czwartek, radośnie przemierzyliśmy prawie pół Polski, aby nasze Muzeum
wzbogacić o absolutnie fantastyczny zabytek- stare, drewniane krosna poziome.
Brakuje mi słów na wyrażenie wdzięczności Egretcie i jej mężowi za ten
podarunek. Warsztat tkacki, póki co, był dla nas niedostępny. W naszej okolicy
nie zachował się żaden (jeden taki stoi w muzeum w Lubaniu, drugi w muzeum
tkactwa w Kamiennej Górze). Swój wzrok kierowaliśmy na aukcje w Niemczech, ale
to byłoby dosyć trudne i kosztowne przedsięwzięcie. Warsztat wymaga renowacji i
uzupełnienia brakujących części, ale zasadnicze jego elementy są. Najszybciej,
jak to było możliwe, Chłop zabrał się za składanie warsztatu.
Zupełnie niespodziewanie i przy okazji dostaliśmy od naszych
darczyńców wyciskarkę do sera oraz lewar o tyle ciekawy, że zupełnie inny niż
ten, który znajduje się w naszych zasobach.
Zostaliśmy też obdarowani prawdziwym piwem domowej produkcji,
nie z żadnych gotowców, tylko robionym od podstaw, którego smak przewyższa
wszystkie piwa, jakie dotąd kosztowałam. Bardzo lubimy piwo i obawiam się, że
po tej degustacji zostaliśmy zepsuci :-) Żadne piwo nabyte w sklepie nie będzie
nam już chyba smakowało.
Kochani, jeszcze raz gorąco Wam dziękujemy :-*
Gratuluję krośnianego nabytku! Przesyłam pozdrowienia i trochę słońca z Wlkp :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy, bardzo potrzebujemy słońca :-)
UsuńU nas za to sucho jak w Prowansji. Ziemia pęka, wszystko kwitnie, a my już spaleni słońcem. Może oddali byście trochę deszczu?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam mocno!
Asia
PS. Mniszek na wino zebrany!
Asiu, bardzo chętnie weszłabym w taki barter- oddam deszcz za odrobinę słońca :-) Wypatruję mniszków i mam nadzieję, że łąki rozkwitną. w tym roku nie kwitły nam bzy :-(
UsuńJak to nie kwitły? Moje się dopiero szykują do kwitnienia.
UsuńU nas zawsze kwitły na początku maja. Na urodziny, które już minęły tydzień temu, zawsze miałam w wazonie bukiet bzów. Sama jestem ciekawa, czy zakwitną z opóźnieniem, czy już nie. Mieliśmy już lata bez bzów. Ostatnie w 2011, kiedy w majówkę spadły masy śniegu- wszystkie pączki kwiatowe obmarzły, również te na drzewach, a bzy w 60% zostały połamane pod ciężarem mokrego śniegu.
UsuńDeszczu ciaglego nie zazdroszcze.
OdpowiedzUsuńCo do malowania scian to chyba musze cie zmartwic. Jedna warstwa koloru nie wystarcza, zeby nie wiem co i zeby nie wiem co producenci pisali.
Ja malowalam na scianie bialej, bez zadnych tynkow i innych komplikacji farba taka c to teoretycznie jedna warstwa starcza. I co? Nic. Trzeba bylo druga warstwe, bo mazy bylo wyraznie widac i tyle :(
Tak, masz rację. W domu od wszelkiego malowania jestem ja i nigdy mi się nie zdarzyło, żeby jedna warstwa wystarczyła. Podkład jednak ma spełnić inne zadanie- zatkać pory w tynku, co spowoduje, że tynk nie będzie już "pił" tej farby kolorowej. Dzięki temu mniej jej zejdzie. Nawiasem mówiąc, wybrałam dziś farbę-Dekorala "błękitną chmurkę" :-)
UsuńWyplewione maliny powiadasz? Wierzę na słowo:)
OdpowiedzUsuńU nas słonko, ciepełko od soboty zatem przesyłam Wam słoneczne buziaki.
Fajnie, że los zetknął Was z takimi ludźmi, którzy sprawili radość eksponatami. Takie rzeczy się docenia. Mam nadzieję, że to jeden z wielu uśmiechów losu.
Las jakoś mi nie pasuje, ale walki z zielskiem nie zazdroszczę. Gdyby było bliżej to jako wolontariusz bym się zgłosiła. Tymczasem wspieram Was dobrymi myślami.
Maliny mają 20 cm dopiero, to co ma być widać? ;-) Zbliżenie Ci zrobię :-) Nawet im podsypałam dzisiaj nawozu mineralnego- taka dobra chciałam być :-)
UsuńRazem z sadem, ja mam ręcznie do obrobienia prawie półtora hektara nierównej powierzchni koło domu. Myślę, że każdy postawiłby na las :-)
Kochana, skoro każdy postawiłby na las, to znaczy, że jest to pójcie na łatwiznę. Do Ciebie to niepodobne, zatem wiem, ze lasu nie będzie ha ha ha:)No chyba, że drzewa śródziemnomorskie zaczniesz hodować, to byłoby wyzwanie godne Ciebie.
UsuńWiem, ze to ogromny obszar, wiem, że jedna para rąk to zbyt mało, w dodatku praca syzyfowa. Mogę Cię tylko wspierać i trzymać kciuki, abyś podołała choć w części. Buziaki:)
Nie podejmuję wyzwań botanicznych, bo to jest dziedzina, do której mam dwie lewe ręce. Lasem też się trzeba opiekować i też może być wyzwaniem. A pomyśl o własnych grzybkach- prawdziwkach, kozaczkach :-) Z własnego kawałka lasu też jest pociecha :-)
Usuńłączę się z Wami w bólu, wszak u nas podobna Kraina Deszczowców. Malin już dawno nie plewię - czytałam, że lubią jak im coś rośnie "pod nogami" ;-)) Mniszka też nie ma w tym roku, a taką miałam ochotę ma winko, nigdy w życiu takiego nie piłam...
OdpowiedzUsuńPsiaki masz cudowne ;-)) Trzymam kciuki za Muzeum, widzę, że pięknie się rozwija. Pozdrawiam.
Pod nogami, to im może rosnąć, ale na razie, jak ledwo odrosły od ziemi (odmiana polana, która co rok wypuszcza pędy z korzeni) to pokrzywy miały nad głową :-)
UsuńJa nie tracę nadziei co do mniszka. Jak tylko zaświeci trochę słońca, jest szansa na żółte kwiatki.
Dzięki za dobre słowo :-)
Melduję, że Wrocław cały w mleczach (jakoś wolę tą nazwę z dzieciństwa). Mogę nazbierać w Parku Szczytnickim i Wam przesłać. Ale czy będziecie chcieć takie wrocławskie, z chemią?..:))
OdpowiedzUsuńA pieski i żule nie sikają tam w tym parku na te mlecze? :-)Poczekamy na własne :-)
UsuńWłaśnie zaświeciło słońce, a wraz z nią nadzieja :-)
Pieski sikają, na pewno :)) Żuli tam nie widać, raczej studenci. Więc ja sobie winka nie zrobię... Eh... Ale za to mam piwo z absyntem, ha!! :))
UsuńAbsynt- tego jeszcze nie próbowałam, a od lat się rozglądam. Chyba w końcu sama sobie zrobię :-)
UsuńSzkoda, że ja nie mam takich darczyńców i na krosna sama muszę sobie jakoś te pieniądze nazbierać :(
OdpowiedzUsuńMniszka u nas dostatek. Rozplenił się radośnie po naszym trawniku lubo przypominającym łąkę i żółci się na potęgę :)
Chyba skorzystamy z przepisu i uwarzymy kapkę wina na spróbowanie ;) Dziękuję za przepis.
Zróbcie winko koniecznie! U nas wreszcie zaświeciło słońce- jest nadzieja :-)
UsuńJeśli jesteś aktywną tkaczką, to może lepiej uskładać na nowy. Nie chcę być nadmierną pesymistką, ale obawiam się, że nasz nabytek będzie tylko eksponatem do oglądania, nie do pracy.
Riannon, jak ja Cię dobrze rozumiem. Cała majówka zeszła nam na wycince buszu na wsi, cięciu połamanych w zimie drzew na drewno opałowe... Chcąc nie chcą, z braku czasu, pracowaliśmy i w deszczu. Grunt mamy w dodatku podtopiony, na sąsiednią działkę jakiś debilny sąsiad przepompowuje od siebie wodę, która nie ma już gdzie odpływać. Chciałam założyć choćby metrową grządkę na zioła i jarmuż - ale na pół szpadla stoi woda. Chyba muszę zaakceptować, że nasz dziedziczny hektar nigdy nie będzie trawnikiem, ale raczej zarośniętym starym sadem, trudno.
OdpowiedzUsuńA co do mniszka - ucieszyłam się z jego wczesnej fazy wzrostowej i codziennie pożerałam kilka garści młodych listków - a to w sałatce, a to jako dodatek do jednogarnkowych potraw. Miałam też ochotę na zupę z młodych pokrzyw, ale Sahib odmówił i nie chciało mi się tylko dla siebie robić. :)
Witaj zatem siostro w niedoli botanicznej :-)
UsuńPokrzywy też bym odmówiła, bo nieustannie mam poczucie, że poparzyłaby mnie od środka :-) Młode listki mniszka, jak obiecałam we wpisie o mniszku, również konsumuję, jako dodatek. Garściami jeszcze nie mam odwagi. A na sok z korzenia może też przyjdzie pora :-)
Sparzenie pokrzywy wrzątkiem załatwia sprawę - rok temu zrobiłam duszoną a la szpinak. Dobra była!
UsuńBrr... mam awersję do pokrzyw. Dwa dni, korzystając ze słońca, plewiłam, wyrywałam, łapska po łokcie sobie poparzyłam. A jak ktoś mi powie, że to dobre na reumatyzm, to nie ręczę za siebie :-)
UsuńNo jak to, nie pamiętasz bajki o robotnej Anetce i efektów leczniczych na czarownicy:)))
UsuńZaskoczyłaś mnie z tymi bzami, u nas zawsze było opóźnienie i kwitły na przełomie maja i czerwca, a w tym roku biały już zaczął kwitnąć, a fioletowe lada dzień. Pięknie się wam muzeum rozrasta!!
Pozdrawiam
No tak, pamiętam :-) Żeby to było takie proste... :-)
UsuńDoczekaliśmy się bzów i my :-)
Nie powiem, że nie mam czasu na podziwianie, bo równolegle z pracą przy remoncie muzeum, ogarniam ogród, to się napatrzę :-)
Anetko Droga, przez Ciebie zarumieniłam się snadnie... tyle dobrych rzeczy o nas napisałaś a my przecież nie zrobiliśmy nic wielkiego. Uratowaliśmy tylko kilka zabytkowych przedmiotów od niechybnej zagłady oddając je w ręce najlepsze z możliwych :)
OdpowiedzUsuńJestem przekonana, że będą edukować, wzruszać i cieszyć oczy odwiedzających Wasze muzeum. Nic lepszego nie mogło spotkać tych kilku starych przedmiotów :)
A jeśli chodzi o piwko... no cóż, służymy doradztwem. To nie jest tak skomplikowane jak sie na początku wydaje, zwłaszcza dla smakoszy takich jak Wy. Pozdrawiamy ciepło - T+M
Nooo... po tym, co wysłuchałam na temat produkcji piwa i próbowałam sobie to wyobrazić, to jednak, przynajmniej na razie, przekracza nasze możliwości (i cierpliwość :-).
UsuńNależałyby się Wam jeszcze większe podziekowania, gdybym umiała wyrazić je słowami.
Tymczasem Wasz warsztat będzie głównym gwoździem programu na Dniu Otwartych Domów Przysłupowych w naszych progach :-)