Miałam sobie kupić maszynę do szycia w maju na urodziny, ale
wiecie, jak to jest.
-Kup sobie teraz- namawiał mnie Chłop.
-Ale ja teraz mam inne rzeczy na głowie.
-Niech już będzie, przyda się.
-Ale jeszcze nie zdecydowałam, jaka to ma być maszyna.
W międzyczasie zerkałam na fora, gdzie zdolni ludzie płci
obojga podpowiadali i testowali różne maszyny. Uparcie wychodziło na to, że dla
zupełnie początkującego najlepiej pod względem ceny, jakości i możliwości, w
swojej kategorii oczywiście, wypada maszyna z Lidla, niejaki Silver
Crest. Nieco się zmarszczyłam, że maszyna z Lidla wypada w ocenie lepiej niż
taki Łucznik, na którego się zasadzałam. Szybko też fachowcy wyprowadzili mnie
z błędu, co do jakości obecnych Łuczników i kraju, gdzie się je produkuje pod
tą marką.
Kiedy w sobotę przypadkiem usłyszałam, że od poniedziałku w
Lidlu dostępne będą Silver Cresty pomyślałam, że może warto sobie zrobić urodziny
w lutym, a nie w maju i zaczęłam się głośno zastanawiać. Przejrzałam blogi,
fora i okazało się, że wcale nie jest łatwo tę maszynę zdobyć. Sceny, jakie
opisywano, przenosiły mnie żywcem w czasy PRL-u, kiedy od 4 rano stał pod
sklepem ogonek wygłodniałego kiełbasy narodu.
Nie wierzę w to- pomyślałam sobie jednocześnie
dzieląc się z Chłopem swoimi rozterkami i odkryciami.
-A ja wierzę- powiedział Chłop.- Kto przychodzi o 8.00 rano
w dzień roboczy i czyha na promocję? Same stare dziady, które tęsknią za
komuną ze wszystkimi jej aspektami.
-To co robimy, kupujemy?
-Ja bym kupił.
-Ale jeśli to się wiąże z bitwą z dziadami?
-A co, ja z dziadem starym i kulawym nie dam sobie rady???
-No nie wiem, ja się uważam za człowieka cywilizowanego.
Możemy spokojnie podjechać w poniedziałek po południu i zobaczyć, czy są.
-Nie będzie. Przecież Lidl w Gryfowie to prowincjonalny
punkt. Ile tu mogą rzucić tych maszyn? Może dwie – trzy sztuki. Cena jest
atrakcyjna, ludzie rozdrapią, zobaczysz.
-Ostatnio czytałam o metodach manipulacji przez kierownictwo
marketów. Piszą, że mają towar do wyczerpania zapasów, ponieważ chcą wymusić na
człowieku poczucie, że nabywa coś wyjątkowego. To takie bezpośrednie nawiązanie
do mentalności z dawnych lat, którą społeczeństwo nadal pielęgnuje. Coś o co
trzeba walczyć, lub czego jest zbyt mało, nagle staje się dobrem, które należy
posiadać nawet, jak nie jest potrzebne.
Chłop popatrzył na mnie z politowaniem.
-Gwarantuję ci, że dziady nie czytały tego opracowania i
rzucą się na maszyny właśnie dlatego, że są tanie, a nie że są im potrzebne.
Pomyślałam, że coś mi nie gra. Owszem, maszyna nie jest
droga, ale to jednak jest ponad 300 zł. Tutaj, na prowincji, to poważna część
domowego miesięcznego budżetu.
-Dobrze. Prewencyjnie podjedziesz rano tuż przed otwarciem
sklepu. Trudno, najwyżej ekspedientki wezmą cię za idiotę, który pomylił sobie
epoki.
-A ty?
-A ja zrobię śniadanie, bo nie mam nerwów do takich akcji,
jeżeli rzeczywiście dojdzie do scen.
Poniedziałek 8.15. Chłop wjeżdża na podwórko. Przez okno w
aucie widzę, że na siedzeniu stoi karton. Znaczy- mam maszynę. Widzę, że Chłop
jest lekko oszołomiony i nieco wymięty.
-Uszyjesz mi za to plandekę do Syfa-mówi zmęczonym głosem.
-I jak było? Spokojnie, prawda?-dopytuję się słodko.
-CO, SPOKOJNIE!!!???- oburza się Chłop i stawia pudło na biurku.
Opowieść Chłopa:
Wyjątkowo szybko udało mi się dojechać do sklepu i byłem tam
o 7.45. Już stał kilkuosobowy tłumek. Do ósmej zgromadziło się już kilkanaście
osób. Tak jak przypuszczałem, prawie same dziady. Tłum szeptał konspiracyjnie,
co dało mi do zrozumienia, że każdy wie, że towaru nie dla wszystkich starczy.
Być może nie wszyscy przyjechali po maszyny, może były jeszcze jakieś inne
atrakcyjne promocje. Nadstawiłem ucha:
-A za czym pani stoi, sąsiadko?- odezwała się jedna z bab
-A pani za czym?- odpowiedziała jej pytaniem nieufna sąsiadka. Bo przecież może znajoma to konkurencja do towaru?
-Za maszyną- cicho szepnęła baba.
-Ale przecież pani już ma maszynę! Co, niedobra jest?
-Ale to jest bardzo dobra niemiecka maszyna i w metalowej
obudowie.
To się baba zdziwi, jak otworzy pudło, o ile zdołała się do
niego dopchać.
Sklep otwarty. Tłum dziadów dosłownie rzuca się naprzód.
Scena, jak z dawnych kronik filmowych. Dziadki zaklinowały się już na samym wstępie. Sapiąc i stękając,
przepchnęliśmy się wszyscy i zaczął się pościg, kto pierwszy do półek.
Postanowiłem nie lecieć za nimi, tylko sprytnie obrać okrężną drogę. W końcu
mam do czynienia z kulawymi dziadami, a nie ze sprinterami na olimpiadzie. A
przepychać się na czoło tłumu waląc łokciami staruszków to już przesada.
Trochę mnie
zaniepokoiło, że większość jednak zasadza się na te maszyny i ma w oczach
obłęd. A pudeł nie jest wiele. Dopadłem kosza z towarem od drugiej strony.
Naprzeciwko widzę, że dziadki są tuż, tuż. Już wyciąga się las rąk w kierunku
maszyn i w tym momencie przypomniałem sobie wczorajszy dokument na Discovery o
bombowcach nurkujących. Rzuciłem się szczupakiem i pierwszy wyciągnąłem jedno z
pięciu pudeł. Wtedy spostrzegłem, że za mną poleciała młodsza od średniej tłumu
dziewczyna. Zrobiła dokładnie to samo i też jej się udało.
Jak już sturlana ze śmiechu wstałam na obie nogi pomyślałam, że teraz Chłop ma u mnie takie fory, że ho, ho, ho...
Jestem tak początkująca, że już bardziej nie można być. Z
rozpakowanych akcesoriów rozpoznałam jedynie igły, nici i... śrubokręty :-)
Po zasłużonym śniadaniu, usiedliśmy z Chłopem i z instrukcją
obsługi udało się założyć obie nici, a tym samym przygotować maszynę do
czynności szycia. Potem oswoiłam się z pedałem, gdyż z pedałami mam niezbyt
ciekawe doświadczenia z przeszłości. Jako osoba nie prowadząca pojazdów
mechanicznych nie mam wyczucia i najczęściej w maszynach dawałam gaz do dechy,
co powodowało palpitację serca u mojej mamy i uzasadnione okrzyki, tym bardziej,
że ze strachu puszczałam ręce, a nie zwalniałam pedału. Mama w końcu przestała
być zainteresowana nauczeniem mnie szycia na maszynie. Ciekawe dlaczego? :-)
Przed nabyciem maszyny zrobiłam wywiad i wypytałam
przyjaciółkę, co zniechęciło ją do nauki szycia, którą podjęła, gdy byłyśmy
jeszcze w liceum. Czy to jest jakaś kosmiczna technologia i wiedza tajemna? Okazało się, że przyjaciółka zaczynała się uczyć od wykrojów z Burdy, co
okazało się zbyt trudne i dołujące dla nastolatki.
Szyję :-)))
Ja na razie nie mam żadnych planów, co do szycia ubrań.
Maszyna, taka właśnie prosta, potrzebna
mi jest do drobnych prac typu obrębianie czapeczek na słoiki i butelki,
wykańczanie prac hafciarskich. Z czasem chciałabym szyć firmowe ściereczki i
ręczniki dla potrzeb mojego gospodarstwa agroturystycznego oraz naszywać
różnego rodzaju aplikacje. Maszyna usprawni produkcję ręcznych, haftowanych obroży dla psów. I pewnie nawet jeszcze nie przypuszczam, do czego jeszcze jej
użyję.