Dzisiaj zafunduję Wam ostrą jazdę i nie jest wykluczone, że następne wpisy będę snuła spoza krat zakładu penitencjarnego. Zamierzam bowiem bez skrępowania obnażyć jeden z aspektów chorego, polskiego prawa, a to się wielu może nie spodobać. Przy okazji sobie ulżę, bo coś dziś mam bojowy nastrój. Zawsze lepiej się wygadać, niż komuś bez powodu przypieprzyć.
Jeśli myślicie, że żyjemy w cywilizowanym, praworządnym
kraju, to udowodnię, że jest wręcz przeciwnie. Rzecz dotyczy bulwersujących regulacji
prawnych wobec kolekcjonerów i poszukiwaczy. Wyobraźcie sobie, że w Polsce
można szukać, ale nie wolno niczego znaleźć. Jeśli znajdziesz cokolwiek
zakopanego w ziemi, co pochodzi sprzed 1945 roku, automatycznie stajesz się
przestępcą i grozi ci postępowanie karne. Wykrywacz metali możesz zakupić
wszędzie, możesz nawet trochę sobie z nim pochodzić, ale też nie w każdym
miejscu. Jeśli jednak coś ci tam zapika i wbijesz w ziemię saperkę, módl się,
aby była to twoja zagubiona obrączka ślubna lub kawał drutu z czasów komuny.
Jeśli wykopiesz z ziemi na przykład ruski hełm, stajesz się przestępcą. Ten sam
hełm możesz z powodzeniem i bez konsekwencji (chyba, bo sama jestem skołowana
tymi regulacjami prawnymi) znaleźć pod krzaczkiem w lesie, gdzie poszedłeś na
siusiu.
Państwo polskie wymusza na ludziach, by stawali się
przestępcami. Demoralizuje młodych ludzi, którzy zainteresowani historią,
szukając i znajdując, stają się przestępcami. Czego to dowodzi? A otóż tego, że
z punktu widzenia państwa dobry obywatel to taki, który nie ma żadnych
zainteresowań. Dobry obywatel powinien usiąść grzecznie po pracy na ławeczce,
jedną stroną przyjmując opatrzone akcyzą płyny, a stroną przeciwną pierdzieć w
deskę, na której siedzi.
Być może niektórzy zbagatelizują sprawę i powiedzą- w czym
problem? Przecież nie musisz podawać źródła pochodzenia znaleziska, znalazłeś
coś podczas grzybobrania i już. Mnie osobiście wydaje się trochę śmieszna i
mocno głupia historia, że jakiś dzieciak poszedł na grzyby i nagle, pod
krzaczkiem objawiła mu się ogromna skrzynia z pałacową porcelaną. Proponuję do
tej historii dodać dwóch spoconych dźwiganiem skrzyni krasnoludków, będzie
równie wiarygodnie. Taki znalazca, jeśli nawet chce oddać znalezisko, będzie
się bał, jak jego historia o krasnoludkach zostanie potraktowana. W Polsce
bowiem obowiązuje domniemanie winy.
To nie są historie wyssane z palca. Od czasu do czasu
środowiskiem poszukiwaczy wstrząsają historie o uczciwych ludziach, którzy
(uwaga!) okazali się na tyle naiwni i "głupi", że postanowili oddać cenne dla
kultury znalezisko lub swoją kolekcję i… zostały im postawione zarzuty z
kodeksu karnego. Czy przypadkiem takie historie nie są dla nas wszystkich
demoralizujące? Czy można liczyć na to, że ludzka uczciwość zostanie pozytywnie
wzmocniona?
Jestem pewna, że wielu poszukiwaczom i kolekcjonerom
przeszkadza fakt, że w świetle prawa są przestępcami. Nie wyobrażacie sobie,
jak wiele cennych dla naszej wiedzy przedmiotów ludzie ukrywają po domach. Nie
boją się pospolitych rabusiów. Ludzie boją się złodziei, którzy ukradną im
kolekcje w majestacie prawa.
Naprawdę nie wiem, na jakiej zasadzie działają fora
internetowe skupiające poszukiwaczy, ale właśnie stamtąd dochodzą mnie słuchy o
kolejnych nalotach na domy kolekcjonerów.
Poszukiwacze posługują się szyfrem.
Rzeczy znalezione w ziemi określają mianem „ziemniaki”, a znaleziska po kątach,
to po prostu „strychy”. Pewnego razu, ktoś zapytany publicznie o pochodzenie
przedmiotu, zmuszony był liczyć na inteligencję pytającego odpowiadając, że
przedmiot jest „ziemniakiem, ale w skorupce”. Chodziło o bardzo ładnie
zachowany, cenny drobiazg odnaleziony w szkatułce zakopanej w ziemi.
Mocno dała mi też do myślenia zamieszczona w czasopiśmie
skupiającym poszukiwaczy skarbów informacja:
”Szanowni Państwo. Jeśli
posiadacie informacje dotyczące tematyki naszego pisma, dokonaliście
interesujących odkryć, macie własne obserwacje i teorie, znaleźliście ciekawe
miejsca, tajemnicze obiekty lub wykopaliście coś fajnego i chcielibyście się
tym podzielić z innymi poszukiwaczami, prosimy o kontakt. Zapewniamy tajemnicę
dziennikarską”.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że poszukiwacze są jedyną
grupą przestępczą, która ma własny organ prasowy.
Niestety, to nie wszystko. Chore prawo umożliwia szerokie
pole dla korupcji. Pewnego czasu słynna była sprawa staruszka- powstańca
warszawskiego, który od dziesiątków lat gromadził zabytkową broń. Jego kolekcja
była bardzo cenna i niezwykle bogata. Dziadek chciał ją zarejestrować, aby móc
pokazywać ją ludziom. Robił to, co my teraz- starał się o utworzenie prywatnego
muzeum. W trakcie tego procesu, współczesna „ubecja” zrobiła mu nalot na dom,
kolekcję zabrano, dziadka zamknięto i założono mu sprawę karną. Dziadek był
przy prawie, sprawę przeciwko niemu umorzono, ale trwało to kilka lat. W tym
czasie spora część kolekcji tajemniczo wyparowała. W telewizji mogliście
usłyszeć, że trafiła do państwowego muzeum. Nie powiedziano najważniejszej
rzeczy- do muzeum trafiła mała część kolekcji i to mocno zdekompletowana.
Przypomina mi to historię, kiedy media poinformowały o tym, że skarb srebrnych
monet rozpuścił się podczas konserwacji. Te i mnóstwo innych przykładów ludzi,
których nawet znamy osobiście dowodzi, że rabowane w majestacie prawa rzeczy
trafiają do prywatnych kolekcji „ubeków” i ich kolesi. Wiele takich nalotów,
zakończonych rabunkiem, robionych jest na zamówienie.
Proszę, kiedy usłyszycie w wiadomościach, że zlikwidowano
zbiory kolekcjonera pamiątek z czasów II wojny światowej, spójrzcie na to
inaczej. Nie chodzi bowiem o to, że ktoś ma wielce niebezpiecznego, starego
zdezelowanego i niekompletnego Mausera i jest potencjalnym terrorystą, tylko o
to, że w kolekcji ma coś bardzo cennego, co podczas procesu rozpłynie się w
mrokach policyjnych magazynów.
Zwolenników konkretnych opcji politycznych informuję, że
proceder ten ma miejsce od lat i nie jest zależny od tego, czy rządzą nami
POpaprańcy, PISuary, czy „czerwona mafia”. Nie mogę uwierzyć, że ludzie
tworzący w tym kraju prawo są aż takimi głupcami. Przypuszczam, że taka regulacja prawna odpowiada ich własnym
interesom.
To chore prawo i skorumpowany system, w którym żyję,
powodują, że sama czuję się zastraszona i zdezorientowana, co ja mogę w domu
posiadać. To, że jestem przestępcą jest jasne. Wszak nie raz, przy kopaniu
grządek i plewieniu kwiatków zdarzyło mi się natrafić na szczątki garnków po
Niemcu. Pomysł aby biec z tym do konserwatora zabytków wydał mi się idiotyczny,
a poza tym… wszak je wykopałam, zatem mogą mnie nawet zamknąć.
Jestem pewna, że po tej lekturze wielu z Was również ze
zdumieniem odkryje, że są przestępcami.
Wróćmy jednak do tytułowych bagnetów. Nabyte drogą legalną stanowią dozwoloną prawem polskim kolekcję. Dopóki komuś coś się za bardzo nie spodoba, mogę spać spokojnie. "Ubeków" i konfidentów uprzejmie informuję, że sypiam z bagnetem do Lebela pod poduszką i będę bronić swojej własności. Bladym świtem, kiedy "smutni chłopcy" pojawiają się w drzwiach mieszkań kolekcjonerów, jestem nieobliczalna. Tak łatwo okraść się nie dam.
----------------------------------
Bagnet Argentyna wzór 1909 wyprodukowany przez zakłady Weyersberga w Solingen. Z powodu wybuchu I wojny światowej bagnety te nie zostały dostarczone do Argentyny.
Stan bardzo dobry. Przedmiot zakupiony na giełdzie staroci we Wrocławiu.
Stan bardzo dobry. Przedmiot zakupiony na giełdzie staroci we Wrocławiu.
-----------------------------------
Bagnet szwedzki.
Zakupiony na giełdzie staroci we Wrocławiu. Niestety, nic więcej nie potrafię o nim powiedzieć. Trzeba przegrzebać internet.
-------------------------------
Niemiecki bagnet paradny, wzór KS 98, wyprodukowany przez firmę Eckhorn Solingen. Posiada ruchomy zatrzask i w pełni funkcjonalna szynę, co oznacza, że można założyć "bagnet na broń" :-) w odróżnieniu od większości tego typu bagnetów.
Odkupiony od kolegi w Świerzawie.
zwróćcie uwagę na tę śmieszną wiewiórę:
---------------------------
Bagnet Mauser, wzór 1884/98. Najpowszechniejszy niemiecki bagnet, wersja produkowana w III Rzeszy, lata 30- te XX wieku.
Stan bardzo dobry. O ten bagnet Chłop potknął się w okolicach obecnie budowanego stadionu piłkarskiego we Wrocławiu. Cóż było robić, jak nie podnieść go.
--------------------------------------------
Bagnet niemiecki , wzór 1898/05 do karabinu Mauser. Tzw "liść". Piła została usunięta (wersja humanitarna :-) Używany podczas I wojny św.
Stan bardzo dobry, bagnet nabyty we Wrocławiu, a pochwa w okolicach Zielonej Góry.
--------------------------------------------
Bagnet belgijski.
Nabyty od pewnego krasnoludka , który spadł w Żaganiu z końca tęczy dzierżąc w ręku ów oręż.
-----------------------------------------------------------
Bagnet francuski, wzór 1886 do karabinu Lebel. Wzór używany powszechnie do wybuchu II wojny światowej. Najczęściej podczas I wojny w armii francuskiej.
Nasze lokalne krasnale są również niczego sobie. Wyobraźcie sobie nasze zdumienie, kiedy będąc na spacerze z psem w olszyńskich lasach, podszedł do nas pewien łysy gnom i wręczył nam ten "rożen".
-------------------------------------------------------
Jatagan, wzór 1866 do karabinu Chassepot. Tego typu bagnety wraz z karabinami Chassepot zostały zdobyte w większej ilości przez armię pruską w czasie wojny prusko-francuskiej (1870-71).
Jatagan dostaliśmy od kolegi z Kotliny Kłodzkiej, który również ma znajomości pośród uczynnych krasnali.
---------------------------------------------------------
Tasak francuski produkowany od czasów napoleońskich do końca XIX wieku.
Jeżeli na podstawie bić ktoś jest w stanie coś więcej o nim powiedzieć, proszę o informację. Krasnal z Bożkowic rzucił nam go bowiem pod nogi i uciekł bez jednego słowa.
------------------------------------------------
I na koniec rarytasik
Kord paradny Luftwaffe, tzw. druga wersja- "ozdobna".
Kiedy krasnal z lasów olszyńskich przyniósł go pod nasze drzwi, Chłop popłakał się ze szczęścia.
Teraz sobie przypominam, że ten gnom wyglądał identycznie, jak koleś u góry :-)
Późniejszy dopisek: Od dnia 5 stycznia 2012 roku, Muzeum Techniki i Rzemiosła Wiejskiego w Zapuście posiada regulamin uzgodniony przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego i ma tym samym status prawdziwego, zgodnego z przepisami prawa, prywatnego muzeum. Nasze zbiory są pod prawną opieką wyżej wspominanego Ministerstwa.
Piękna kolekcja, kto, jak kto, ale Ty Riannon, poradziłabyś sobie z każdym kto śmiałby wyciągnąć ręce po twoje ziemniaki, nie ważne czy w skorupkach, czy w koszulkach. W naszym Państwie mnóstwo jest chorych przepisów, ale te o których piszesz są wyjątkowo chore, czyli nie ma to jak być kolekcjonerem partyzantem. Jak to dobrze, że ja zbieram stare graty, chociaż może i na to jest jakiś paragraf. Mój brat kiedyś zbierał białą broń, nawet nie wiem co się z tym wszystkim stało.
OdpowiedzUsuńpodpisuje sie tu rekami i nogami .
OdpowiedzUsuńna około jest tylu chętnych aby donieść gdzie trzeba, że jestem pełen podziwu dla twojej odwagi, aby takie posty publikować
OdpowiedzUsuńa Polska i polski charakter, hmm - właśnie coś na ten temat napisałem u siebie
Admin R-O- W tej kolekcji tutaj nie ma nic niezgodnego z prawem. Jeśli nie napiszesz, że coś sam wykopałeś, jesteś przy prawie. O tym, co dzieje się na linii "ubecja"- poszukiwacze pisze się dosyć gęsto i bardzo ostro na forach zrzeszających poszukiwaczy. Potraktowałam temat bardzo łagodnie w porównaniu z tym, jakie epitety padają w innych miejscach. Poza tym mimo wszystko uważam, że w kraju mamy (lub powinniśmy mieć ) wolność słowa i prawo do wrażania swoich opinii. Nawet tych bardzo niepoprawnych politycznie. Jeśli ludzie będą na takie tematy milczeć i dawać się zarzynać, jak owieczki (w tym wypadku okradać), społeczeństwo nie pozna tego i innych absurdów prawnych oraz mechanizmów korupcji. Ludzie nie analizują każdej informacji. W telewizji powiedzą, że zlikwidowano kolekcję broni, kolekcjonera wsadzono do więzienia i każdy oddycha z ulgą nie zdając sobie sprawy z drugiego dna.
OdpowiedzUsuńMyślę, że w Polsce może być wiele poważniejszych afer korupcyjnych niż z kolekcjonerami i nikt nie będzie zainteresowany likwidacją Riannon, tym bardziej, że mówię i tak to, co wiedzą wszyscy zainteresowani. Jeśli będę miała z tego tytułu jakieś nieprzyjemności, na pewno zrobię z tego temat na bloga. W interesie samych konfidentów jest zatem, abym więcej nie poruszała tego tematu i nie drążyła sprawy dalej.
Och, pokazać muszę tego posta mężowi, jego bagnety też kawał historii przeżyły. Ponabywaliśmy je na targach staroci we Wrocławiu.
OdpowiedzUsuńAle takich pięknych okazów nie ma. Chyba. :))))
Ta wiewióra to ma zupełnie wilcze spojrzenie.
OdpowiedzUsuńKankanka- Aż takie rarytasy to nie są, w innym wypadku chyba bałabym się publikować kolekcję.
OdpowiedzUsuńZiŁ- Takie spojrzenie miałam i ja- wczoraj, pisząc ten tekst :-)
Powiem szczerze ze Cie podziwiam,nigdy bym nie trzymała w domu takich przedmiotow ile one w sobie musza miec z złej enerii,przeciez bagnety te były uzywane do zabijania ludzi.
OdpowiedzUsuń@moje trawy. Współczujemy przeczulenia. (Po raz któryś z rzędu i kolejnej osobie).
OdpowiedzUsuńZdaje się nam, że z niejednym "kamyczkiem w oprawie ze złota" związane są bardziej krwawe historie niż z bagnetem, szablą, czy karabinem.
Cóż, jak ktoś nie nosi skór i nie je mięsa, to idea narzędzia, które służy do szybkiego zabicia, może się wydawać totalnie barbarzyńska, ale my mięsko lubimy (i wiemy że szynka nie rośnie na drzewach) i wiemy też, że życie s...na nie jest więcej warte niż nasze. I że jest czego bronić.
Riannon - "tasak" nas rozwalił.
Zazdraszczamy.
PZdr.
moje trawy- Nie postrzegam tych przedmiotów w ten sposób. Kolekcja bagnetów wchodzi w skład naszego muzeum. Muzeum z definicji dokumentuje historię ludzkości, jaka by nie była. W historii było wiele ciemnych kart i nie można tego cenzurować.
OdpowiedzUsuńTak naprawdę nie wiem, czy jakiś człowiek zginął dzięki tym konkretnym przedmiotom. Nie wiem, czy przypadkiem cepem, który również znajduje się w kolekcji naszego przyszłego muzeum, ktoś nie dostał w głowę podczas sąsiedzkiej kłótni. Przedmioty, to tylko przedmioty, nic więcej. Służą do tego, aby opowiadać ludziom o historii.
Go/Rado- bo generalnie tasak służy do rozwalania :-D
Przedmioty to tylko martwe przedmioty i nie ma w nich żadnej energii - 100% tej rzekomej energii jest w naszych głowach.
OdpowiedzUsuń@ Riannon
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem! Gratulacje i pozdrowienia dla Chłopa!
Po prawdzie, to poszukiwaczy łażących z wykrywaczem metali z lekka przeganiam - dziurawią tylko z takim trudem i nakładem kosztów wyhodowaną murawę, a pożytku z tego i tak żadnego jako właściciel gruntu nie mam. Największe jak na razie znalezisko: łuskę po pocisku kal. 100 mm, wykopała u mnie... policja - którą wezwałem, gdym się przy budowie ogrodzenia dokopał do nader podejrzanej rury, której stanu i zawartości nie sposób było stwierdzić...
Boska Wola- Dziękuję, pozdrowię :-)
OdpowiedzUsuńRobiących dziury szkodników należy gonić. Kulturalny poszukiwacz zasypuje dołki po sobie.
Wolne skojarzenia:
OdpowiedzUsuńSztylet
W szufladzie jest sztylet.
Kuty był w Toledo w początkach minionego stulecia; Luis Melcan dał go mojemu ojcu, który przywiózł go z Urugwaju: Evaristo Carriego miał go pewnego razu w rękach.
Ci, którzy go zobaczą, muszą się nim chwilę pobawić; daje się zauważyć, że od dawna go szukali; dłoń śpieszy ku rękojeści, która jej oczekuje; ostrze posłuszne i mocne pręży się precyzyjnie w pochwie.
Czegoś innego chce sztylet.
To coś więcej niż struktura powstała z kilku metali; ludzie wymyślili go i uformowali w celu ściśle określonym; w pewnym sensie jest wieczny ten sztylet, co ubiegłej nocy uśmiercił człowieka w Ttacaruembo, i te, co zakłuły Cezara. Chce zabijać, chce rozlewu nagłej krwi.
W szufladzie biurka, pośród brulionów i listów, sztylet nieprzerwanie śni swój tygrysi sen; dłoń, kiedy nim kieruje, ożywia się, bo ożywia się metal przeczuwający w każdym kontakcie zabójcę: tego,dla kogo sztylet zastał przez ludzi stworzony.
Niekiedy żal mi go. Tyle hartu, tyle wiary, tyle obojętnej czy niewinnej wyniosłości i - lata schodzą na niczym.
Jorge Luis Borges (przekład: Edward Stachura)
Ela G-P - Trafne! I chwyta za serce.
OdpowiedzUsuńNa szczęście TYLKO artystycznie :-)
Jestem pod wrażeniem! piękne, ostre przedmioty, ten kord paradny ma taką gładziutką, wyślizganą rękojeść, a taki szpikulec z olszyńskich lasów wisi u mnie na ścianie, darowany. Kiedyś byłam na rajdzie w świętokrzyskich, nocleg w Nowej Słupi, gdzieś niedaleko zalew, żółciutki piasek na plaży, kolega zanurkował z pomostu, a potem wynurzył się z przepięknym bagnecikiem w ręce, krótki był, tak ze 30 cm, pewnie coś z wojny, ale to było dawno.
OdpowiedzUsuńPewnie wszędzie można coś znaleźć, jedne tereny są przepatrzone dokładnie, inne mniej, w Beskidzie Niskim brat znajomego odnalazł ukryty, ogromny dzwon cerkiewny, który został zakopany w chacie, chata spłonęła przy wysiedlaniu. Teraz jest to przedmiot sporu między Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku a społecznością Radoszyc, którzy chcą powrotu dzwonu do przycerkiewnej dzwonnicy, nie wiem właściwie, jak się to wszystko zakończyło, ale to są ciekawe znaleziska, ciekawe sprawy, dzieje, pozdrawiam serdecznie.
ten ostatnio to fakycznie istne cudo ;)
OdpowiedzUsuńKiedys sam u dziadka na polu znalazlem kilka sztuk nazistowskich marek oraz srebrne 10zl z Pilsudskim - cieszylem sie jak dziecko z lizaka;)
OdpowiedzUsuńherkus-monte- gratulacje! Zawsze to, co znalezione cieszy bardziej, niż nabyte drogą kupna.
OdpowiedzUsuń